A. Szachy? Gra nie dla zwykłych ludzi.
Godziny ciągnęły się cholernie długo, na dworze już zaczynało świtać, co mogło wskazywać na to, że przesiedzieliśmy już całą noc i dalej nic nie mamy.
Obserwowałam, jak moja siostra krąży po kuchni w te i we wte. Obserwowałam ją tak długo, aż psy się nie zaniepokoiły i nie zaczęły też łaźić, jak nie wiadomo co.
-Czy możecie kurwa przestać łazić!? Wkurza mnie to!- zaczęłam się drzeć na całą kuchnie.
-Oki siostra przestań, przecież całą noc kombinujemy to jasne że padamy na pyski i jesteśmy przewrażliwieni.- Mówiła Wix, dziwnie spokojnie jak na nią…
-Ja mam kurwa przestać ? Czy ty wiesz, że uspokajanie kogoś pogarsza sprawę i do niczego nie prowadzi!?-wkurzyłam się dość mocno, więc musiałam to odreagować wbijając nóż w stół i, przy okazji przebijając kartkę z planem na wylot.
-Wiem, że to do niczego nie prowadzi, ale uspokój się bo nerwy tu nic nie dadzą. -Okay robi się coraz dziwniej.
-Uhhh dobra zarządzam przerwę! Każdy idzie się ogarnąć i przespać. Po południu do tego wrócimy.-Wstałam z krzesła i jednym ruchem zebrałam swoje notatki.
-Dobra a co z…
-Pani Star może przenocować w pokoju naprzeciwko mojego. Naszykuje jej to co trzeba.-powiedziałam i wzięłam się za dokładne oględziny kuchni, w poszukiwaniu jakichś zagubionych notatek podczas, kiedy reszta zaczęła się ulatniać z pomieszczenia.
*Chwilę później*
Niosłam właśnie kołdrę,poduchy i butelkę z wodą dla pani Star, kiedy na schodach zatrzymał mnie Willy.
-Ymmmm Alix? Mogę ci coś doradzić?- Zapytał Willy wychylając się zza drzwi swojego pokoju.
-Dobra, ale się pośpiesz.
-Co do tych planów to… ja wiem jak się dostać do środka tyle, że nie chciałem się odzywać bo widziałem, jak bardzo jesteś wkurzona. Ale wracając, można się tam dostać przez wentylację.- Mówił dość cicho, no chyba się bał, że go zabije.
-Nooo dobra, jest to jakiś pomysł ale bardzo niedorzeczny. A następnym razem lepiej mów od razu, a nie czekaj z tym do ostatniej chwili.- powiedziałam i weszłam do pokoju w którym siedziała pani Star.
*Chwilę później*
-Alix, myślisz że dasz radę się dostać tam przez wentylację, tak jak mówił Willy?- Zapytała pani Star, patrząc na mnie uważnie.
-Nie raczej nie. To głupi pomysł. Przecież tacy ludzie, mają wszędzie kamery i inne szpiegowskie gadżety. Raczej nie byliby na tyle głupi, żeby zostawić wentylację otwartą bez kamer.-Mówiłam jednocześnie przesuwając palcem po mapie miasta na ścianie.
-Ale jak to? Przecież nawet jak mają kamery, to co to dla ciebie? Kilka kabelków przetniesz i tyle.
-Nie to nie będzie takie łatwe. Bo skoro mam iść przez wentylację, to po kiego grzyba mi ten klucz. Z resztą pewnie wiedzą, że go mamy to obstawią wejścia jak tylko się da.-Mówiłam dalej patrząc na mapę- A nawet jeśli jakoś się tam da dostać, to przecież nie wiemy gdzie szukać.
-No fakt. Zostaje jeszcze ten napis na odwrocie."Na końcu szukaj początku." No i ten, co kiedyś ktoś przylepił do okna: "Pozory mylą- nie szukajcie"
-Hmmm, może właśnie o to chodzi!-krzyknełam i przyłożyłam dziwną małą mapę, z napisem na odwrocie do dużej mapy na ścianie.
Był tylko jeden budynek w mieście, który idealnie pokrywał się z bazgrołami zwanymi drugą mapą.- Sieć wentylacji całego budynku…, a te punkty to kamery! Czyli faktycznie pozory mylą! Dla nas to tylko bazgroły dziwnej mapy, ale razem to jedna bardzo dokładna konkretna wskazówka, gdzie szukać. Tylko czego mam tam szukać...hmm.
-To nie istotne. Ważne, że wiesz już gdzie szukać. Czyli połowa zagadki rozwiązana. A teraz przepraszam Alix, ale mam zamiar pójść spać.-powiedziała stanowczo pani Star.
Postanowiłam poczekać, aż wszyscy zasną, co trwało jakieś dwie godziny.
Co prawda powinnam powiedzieć Wix, że już wiem co i jak ale uznałam, że nie ma takiej potrzeby. Przecież i tak idę tam, tylko żeby się rozejrzeć.
Wyszłam z domu najciszej jak umiałam, oczywiście uważając przy tym żeby nie zacząć wielbić Boga lodówki, z twarzą na ziemi i trupem pod nogami.
Wyszłam tym razem normalnie, czyli przez furtkę, ale nie pozostałam nie zauważona. Tiaaaa sąsiadka dopiero teraz się zorientowała, że zabiłam wnerwiajacego gościa z naprzeciwka. Niektórzy ludzie to naprawdę idioci, ale ona to już przebiła dotychczasowy rekord debilizmu.
Kobieta oszalała. Koleś nie żyje chyba od miesiąca, a ona nie dość, że teraz się zorientowała, to zaczęła rozwalać cement drewnianym patykiem wołając czy ktoś ją słyszy. Ktoś, to znaczy ten sąsiad martwy od miesiąca. Przecież koleś został zabity, a nie zakopał się pod ziemię i zaczął krecikowy żywot, a nawet jeśli to chyba by nie przesiąknął w głąb ziemi, tylko musiałby wykopać se dziurę.
Uznałam, że podejdę do tej baby i chociaż zapytam, czemu akurat patykiem to rozwala.
-Czemu pani uderza tym badylem w cement? Przecież tak się tego nie da rozwalić.
-Nie twoja sprawa! Ja tu robię co mogę żeby go ratować, a ty jeszcze tak chamsko podłazisz i pytasz. Ehh, czy na tym świecie nie ma już normalnych ludzi!?- Ta kobieta jest szurnięta. Cóż trudno, ona najwyraźniej nie należy do wymarłego gatunku zwanego ludźmi myślącymi.
-Ale co pani do te-nie było dane mi dokończyć, bo przyszedł jakiś niski i łysy człowiek.
-Władziu, powiedz jej coś! Kolejna się wcina w moje życie i, mnie denerwuje- w tym momencie, facet się najwyraźniej trochę zdenerwował i chyba zbierał się, żeby coś powiedzieć.
-Czy ty wiesz kim jestem?-zapytał dość niski łysy człowiek, wyciągając jakąś odznakę.
- Przerośnietym minionkiem, w sukience sprzątaczki, polującym na przeceny tandetnego kawałka metalu? -Powiedzialam mierząc go wzrokiem.
-Nie?! Ja jestem tutaj mundurowym. Służę w wojsku.
-Yhym taaa…, a mnie to nie obchodzi. Swoją drogą, żołnierzyku, masz tu idealny przypadek szajbuski. Masz co robić to się tym zajmij, ja mam swoje sprawy do załatwienia. - zaśmiałam się i odeszłam w swoją stronę, zostawiając tą dwójkę z wkurzeniem malującym się na twarzy.
Kiedy tak szłam przez te 20 minut zastanawiałam, się o co chodziło z tym "na końcu szukaj początku". Uznałam, że znajdę tylne wejście do tej całej siedziby, bo może tylne wejście okaże się tym właściwym.
I chyba się nie myliłam, bo z wejściem do środka większego problemu nie było, a nawet przeciwnie, poszło aż za łatwo.
Wygląd tego miejsca był dziwny i troszkę mroczny. Całe pomieszczenie było bardzo stare, ale za to duże. Czarno biała podłoga wyglądająca jak szachownica, ciemne krwisto czerwone ściany. Pochodnie porozwieszane na ścianach. Jednak nie to, w całym pomieszczeniu było najciekawsze i najstraszniejsze. Na ścianach było dużo łańcuchów, a w samym pomieszczeniu mnóstwo narzędzi tortur. Bronie różnego kalibru, noże, siekiery, topory, ciupaga, a nawet żelazne baty i kilka broni, których nie znam. Wszystko tu jest nową bronią, ale samo pomieszczenie stare.
-Fajna stara rzeźnia co?- powiedział facet stojący do tej pory w rogu, niezauważony. Podszedł do stołu, po czym pokazał ręką żebym podeszła.
Podeszłam do stołu i, ku mojemu zdziwieniu nie było tam broni, tylko zwykłe szachy. A może nie takie zwykłe? Szachy przedstawiające dwie białe królowe, otoczone zewsząd czarnymi pionkami. A do tego jeszcze czarny pionek króla i, jeden jedyny biały pionek gdzieś na uboczu, który za chwilę został zabity przez tego kogoś i zastąpiony czarnym.
Facet tylko się uśmiechnął i, jednym zwinnym ruchem stracił obie królowe.
-Pewnie się zastanawiasz, kim jestem. Prawda, Alix?- śmiał się, ale jak widać nie oczekiwał odpowiedzi.- To tylko kwestia czasu, aż nie stanie się to co widziałaś.Ale… nawet w takiej grze, trzeba poświęcić całą drużynę aby wygrać.-na te słowa stracił wszystkie czarne pionki poza jednym, poza królem.- Jednak nie stanie się to teraz. Nie zamierzam tracić radości, z zabicia kogoś takiego odrazu…
-Ale kim ty ulicha jesteś!?- oczekiwałam odpowiedzi, jednak jej nie dostałam.
On dał mi uciec. A przecież mógł mnie zabić…. Dlaczego to zrobił? I kto to jest? Tego nie wiem, ale na pewno wkrótce się dowiem. Na szczęście mam kilka zdjęć, więc wspólnie z siostrą coś wymyślę.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top