A. Nocna misja...

Po niesamowicie interesującej wycieczce po lesie, obie wróciłyśmy usatysfakcjonowane do domu gdzie zaczęłyśmy przygotowania do naszej "misji".

- Ej Wix! - zawołałam siostrę, która ruszyła do mojego pokoju, a ja podążyłam za nią, ciekawa co zrobi - Ta cała Emilia pisała do ciebie dzisiaj po tej wycieczce? - zapytałam siostrę, która właśnie wyciągnęła spod mojego łóżka czarny plecak.

- Ehh, nawet mi o niej nie mów. Ta wariatka non stop do mnie pisze o tym jaka to ona jest beznadziejna i jak bardzo marzy o tym żeby umrzeć.- Powiedziała Wix, wkładając do mojego plecaka zestaw noży podręcznych, a ja uśmiechnęłam się krwiożerczo.

- Skoro tak do ciebie pisze... to czemu by nie spełnić jej marzenia? .- powiedziałam przyglądając się Wix siedzącej na ziemi, w której oczach mogłam zobaczyć chęć mordu, kiedy zaczęła przeglądać wszystko co zapakowała do plecaka.

- Noże... siekiera... tasak... kilka ostrzy do rzucania... Coś jeszcze potrzebujemy? - Zapytała moja siostra bliźniaczka, na co ja przerwałam czynność wykonywaną do tej pory, jaką było przygotowywanie ubrań na misję.

- Hmm...- zamyśliłam się na chwilę - weź jeszcze linę, kajdanki i to.- rzuciłam siostrze małą buteleczkę z gęstą czerwoną substancją, którą ta zręcznie chwyciła.

- A na co mi do cholery ta krew?! - Na jej głupkowatą odpowiedź tylko się uśmiechnęłam, ukazując moje pseudo wampirze kły, a ona przewróciła oczami.

- Siostrzyczko to nie jest krew...- powiedziałam podchodząc bliżej Wix.- To co trzymasz w garści to najmocniejszy, najostrzejszy, mogący wypalić każdą żywą tkankę, skoncentrowany zakwas z meksykańskich papryczek.

- Hah widzę, że się postarałaś Alix.- odpowiedziała Wix, a ja wzruszyłam ramionami. No cóż mogę powiedzieć, już taka jestem.

- No oczywiście że się postarałam, a jak byś chciała wiedzieć skąd mam to cacko..- powiedziałam otwierając malutką buteleczkę.- Dostałam to cudo od gościa z Japońca. Specjalnie dla nas...

- No dobra super. Ale po co nam to?- Zapytała z zaciekawieniem Wix przyglądając mi się uważnie, prawie badawczo.

- Już tłumaczę... Patrz. - odpowiedziałam spokojnym tonem, nabierając pipetą kilka kropel roztworu. Nałożyłam jedną kropelkę  na kawałek skóry zdobytej tego samego dnia na wycieczce. Jak dało się odrazu zauważyć, kropla wypaliła dziurę na wylot we fragmencie skóry. - Widzisz? Wystarczy jedna kropla, a każda tkanka kończy w taki sposób. A pomyśl co by było gdyby kilka kropel wlać komuś do oka...

- Ty zła przebżydła żmijo! - powiedziała Wix uśmiechając się groźnie, a w jej oczach było widać czyste szaleńcze podekscytowanie.

- Taa, też cię kocham siostro. - rzuciłam sarkastycznie, kątem oka przyglądając się jej.- A teraz z łaski swojej przebierz się w to i odpisz Emili, że już jesteśmy w drodze do niej.

Po tej bardzo interesującej lekcji w moim pokoju, obydwie przebrałyśmy się w stroje przygotowane przeze mnie, a następnie udałyśmy się do kuchni. Obie biegałyśmy po pomieszczeniu jak opentane w poszukiwaniu jednej rzeczy, ale jak na złość nie mogliśmy jej znaleźć.

- Czemu do cholery musiałam się dzisiaj bawić tą pieprzoną kuszą..kurwa...- zaklnęłam cicho pod nosem, niestety moja siostra to słyszała i spojrzała na mnie z krzywym uśmiechem.

- Bo ty Alix masz cholernie dziwne pomysły i, nie umiesz normalnie czegoś ugotować, tylko bawisz się w polowanie strzelając do jabłek.- rzuciła Wix, śmiejąc się z mojej miny "mordercy" i jednocześnie pokazując na podziurawione owoce  leżące na stole.

- Yyy ..ups? - odpowiedziałam wzruszając ramionami, ale w tym samym momencie obie jak na zawołanie, odwróciłyśmy się na podwójne szczeknięcie dochodzące zza drzwi. Ja odrazu poznałam to szczekanie... To był Puszek. Wyszłam na zewnątrz, gdzie grzecznie czekał ogromny pies rasy rottweiler trzymający w pysku kuszę, której szukałyśmy.

- No dobra skoro mamy wszystko, to wychodzimy.- powiedziała Wix stając obok mnie i, patrząc na psa.

Ja tylko zgasiłam światła w domu i, powiedziałam do siebie w myślach  "No to zaczynamy zabawę...".

*U Emilii*

- No to co robimy dziewczyny?- Zagadnęła Emilia, siedząc na kanapie popijając sok.

- Hahaha - zaśmiała się mrocznie, na co dziewczynie przede mną, przeszedł zimny dreszcz - zobaczysz...oj zobaczysz...kochana. - odpowiedziałam uśmiechając się podle.

- Słuchać małolaty! - zagadnęła ostro, starsza kobieta, a my spojrzałyśmy na nią - Jak tylko spróbujecie coś zrobić mojej córce, to odrazu dzwonię na policję!- zagroziła mama Emilii.

- Ta wredna baba z matmy doprowadza mnie do szału - szepnęła do mnie Wix, a ja miałam ochotę zawarczeć jednak się powstrzymałam.

- Spokojnie niedługo się ich pozbędziemy... Zajmij je czymś, a ja idę po nasze pupilki.- odpowiedziałam szeptem, a kiedy moja siostra zagadywała obie kobiety, ja wyszłam na zewnątrz i zagwizdałam krótko.
Nie minęło kilka sekund, a oba psy znalazły się przede mną merdając wesoło ogonami.

- Puszek, Poiso! Mam dla was zadanie - oba psy zaszczekały raz na znak, że słuchają uważnie.- No to tak, teraz wasze właścicielki zajmą się tymi dwiema kobietami, a waszym zadaniem będzie pozbycie się ich ciał, kiedy my skończymy zabawę. Czy to jasne!?- ponownie oba psy dały głos ten jeden raz, po czym ukryły się w krzakach niedaleko domu.

*W środku po przywiązaniu obu kobiet*

Ja i moja siostra zaczęłyśmy się powoli zbliżać, do obydwóch szamoczących się ze strachu kobiet. Powoli podchodziłam z nożem do Matematyczki, a na twarzy miałam swój typowy zabójczym uśmiechem, gdy byłam coraz bliżej. Kiedy byłam już na tyle blisko, że nóż dotykał jej skóry, zaczęłam robić pojedyncze nacięcia. Bawiłam się wspaniale, wycinając różne wzorki na jej skórze, a ona wiła się z bólu.
Na moment zaprzestałam tej wspaniałej czynności, tylko po to by otworzyć małą buteleczkę z wcześniej wspomnianą substancją... Nabrałam kilka kropel i zakropiłam jej oczy, a tej czynności towarzyszył piękny przerażający krzyk, co dawało mi jeszcze większą satysfakcję... Bawiłam się tak nakładając pojedyńcze krople na jej ciało wypalając dziury, a zanim się spostrzegłam, minęły dobre dwie godziny. Kiedy kobieta była już tak pokaleczona, że na jej ciele nie było już skrawka zdrowej skóry, przeszłam do planu B. Z plecaka wyjęłam paczkę soli kuchennej i zaczęłam sypać po ranach, ta czynność dała kolejną przerażająco - piękną dawkę wrzasków, które były muzyką dla moich uszu.

- No no no... Widzę, że wyciągasz nowe tortury jak asy z rękawa.. - zagadnęła moja siostra zajmując się w tym czasie Emilią, powoli wydłubując jej oczy.

- Bardzo śmieszne - syknełam groźnie, patrząc na bawiącą się siostrę - może teraz przywrócisz swój mózg, do ustawień fabrycznych i rzucisz mi tą zapalniczkę.- Wix tylko prychnęła złośliwie i rzuciła mi od niechcenia wspomnianą rzecz, a ja już więcej nie interesowałam się tym co robi moja siostra.

- A co to niby miało znaczyć, żebym przywróciła mózg do ustawień fabrycznych?! - zapytała siostra po chwili ciszy między nami, patrząc na mnie groźnie, w tym samym czasie wyrywając język Emilii z wielką satysfakcją.

- To znaczy że masz zacząć myśleć...- rzuciłam podle spoglądając na nią, a ona rzuciła we mnie trzymanym językiem, którego sprawnie uniknęłam, przewracając oczami i wróciłam do swojego zajęcia, czyli podpalania kawałka papieru z solą. Kobieta niestety miała  pecha bo sól działa jak podpałka. Rzuciłam żarzący się kawałek papieru na nieszczęsną kobietę, a ona wydała przeraźliwy i nieludzki wrzask.

- Ahhh jak ja kocham te wrzaski...- powiedziałam odchylając głowę do tyłu. Takiej satysfakcji nie czuje się codziennie, a jednak ile radości.

- Taaa, Alix lepiej ją już zgaś. Poiso nie lubi mocno przypieczonego mięsa. - rzuciła śmiejąc się Wix, zaczynając otwierać klatkę dziewczyny, i łamiąc żebra. W chwili, kiedy skończyła zaczęła wkładać rękę do środka, zaczynając schodzić coraz niżej do innych narządów. Trzeba jednak napomknąć, że w ręce miała tą czerwoną substancje, którą nakładała na organy, potęgując mrożące krew w żyłach wrzaski, skutecznie uciszone w momencie, gdy moja siostra wlała jej tą substancje do gardła, wypalając jej przełyk.

- No dobra dobra - wymamrotałam pod nosem, zanim odwróciłam się na piecie - Poiso! Chodź tu! - nie minęła nawet chwila, a pupil już był obok nas. - dalej nie wiem, jak ten wielkolud przeciska się przez drzwi....

- Ja też nie wiem, magia po prostu - zaśmiała się Wix, a ja jedynie pokręciłam z niedowierzaniem głową - Poiso, obiadek. - rzuciłam od niechcenia, a pupil natychmiast zaczął zjadać ciało matematyczki, a raczej to co zostało po tych torturach. Drugi pupil zjadał pozostałości z ciała Emilii, a w pomieszczeniu można było tylko usłyszeć łamane kości.

*Jakiś czas później. W klubie*

Wszystkie trzy - czyli ja, Wix i pani Star - siedziałyśmy na klubowej kanapie. Rozmawiałyśmy wesoło o wszystkim i o niczym popijając napoje, a co jakiś czas Pani Star odzywała się tylko pochwalając naszą robotę. Ahhh piękny dzień... Zaczęło się od niewinnej wycieczki, a skończyło na wesołej rozmowie z wychowawczynią.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top