Wigilia - poprawione

Niestety jak sprawdzałam, czy rozdział został poprawiony okazało się, że nie. Postanowiłam, więc opublikować tą część książki. Prawie wszystko będzie jak w tamtym rozdziale Wigilia. Jedyne co się zmieni to dwa imiona i drobne pomyłki, które wystąpiły w tamtej części.

____________________________________

Vitani

Święta, to taki piękny czas. Wszyscy się spotykamy i rozmawiamy. Spędzamy ze sobą czas i wymieniamy się prezentami. Każdy się uśmiecha i każdy ze sobą rozmawia. Nie ważne, że wczoraj się ktoś pokłócił. To jest nie ważne. Ważne jest to, że jesteśmy razem. Jesteśmy razem silniejsi i razem przezwyciężamy  wszystkie progi, które podkłada nam życie. Razem tworzymy cudowną rodzinę i dogadujemy się jak nikt inny. Troszczymy się o siebie i kochamy mimo wszystko. Nikt nikogo nie osądza, nikt nikogo nie wyśmiewa i nikt nikogo nie oczernia. Stajemy się sobie równi. Nie ważne czy ktoś jest kobietą, mężczyzną, lesbijką, pedałem albo lubi mężczyzn i kobiety. Kochamy się jak mało kto. Jesteśmy dla siebie wszystkim i wszyscy stajemy za jednym z nas murem. Nie dajemy nikomu nas skrzywdzić. Razem jesteśmy silniejsi. Razem tworzymy jedność i pomagamy sobie na wzajem.

-Mamo! -krzyknęła Natalie i przytuliła się do mojego zaokrąglonego i dużego brzucha.

-Tak? -pogłaskałam ją po głowie.

-Boję się. -szepnęła.

-Ale czego się boisz słonko? -zapytałam i z lekkim trudem klęknęłam przy niej.

-Boję się, że synowie i córka taty mnie nie polubią. -powiedziała, a w jej oczkach pojawiły się łezki.

-Nie ma takiej opcji. -powiedziałam uśmiechając się lekko. -Polubią cię. Jesteś mądrą i cudowną dziewczynką. Bardziej martwiłabym się, że to mnie nie polubią. -zaśmiałam się.

-Nie ma takiej opcji. -powiedziała pewnie uśmiechając się. -Kto będzie na Wigilii? -zapytała.

-Cały Rammstein i ich partnerki, Max, Jackob, Anna, Margaret, Marie-Louise, Khira, Merlin, Maxime, Sara*, Emil, Emma, Anna (córka Lorenza) i na godzinkę przyjedzie Saskia. -powiedziałam.

-Będę miała z kim się bawić. -wyszczerzyła ząbki.

-Tak. -zaśmiałam się. -A teraz leć do pokoju i czymś się zajmij. Zawołam cię jak będziesz potrzebna.

-Dobrze! -krzyknęła i już jej nie było.

Pokręciłam rozbawiona głową i usiadłam na stopach. Patrzyłam na schody, po czym przekręciłam głowę na choinkę. Była piękna. Cała biała z niebieskimi elementami.

Mówiliśmy ci z Richard'em, żebyś nie klękała. -poczułam jak silne dłonie łapią mnie pod pachami i podciągają do góry.

-Nie jestem małą dziewczynką Till. -spojrzałam na brata stojąc przed nim. -Dam sobie radę.

-Jesteś w ciąży i nie powinnaś się przemęczać. -dłonie mężczyzny objęły mój brzuch, a jego usta powędrowały na moją szyję.

-Nie ładnie się tak wtrącać do czyjejś rozmowy Kruspe. -mruknął mój brat.

Zaśmiałam się i pokręciłam rozbawiona głową. Położyłam dłonie na dłonie Richard'a i oparłam głowę o jego policzek zamykając oczy.

-Ja mogę ty nie. -powiedział i uśmiechnął się.

-Jak dzieci. -westchnęłam i poszłam do kuchni, gdzie siedziała Lucy i Doty.

Usiadłam obok nich i zaczęłam przysłuchiwać się ich rozmowie. Doty tydzień temu dowiedziała się, że jest w ciąży. Strasznie się ucieszyła i dopiero dzisiaj chce powiedzieć mojemu bratu, że zostanie ojcem. Już nie mogę doczekać się jego reakcji.

-Jak zamierzasz powiedzieć Till'owi o ciąży? -zapytałam szeptem.

-Dam mu prezent. -zaśmiała się. -Wezmę z ciebie przykład.

-Nie mam więcej pytań. -zaśmiałam się, a dziewczyny ze mną.

***

Natalie, Anna i Max zeszli na dół. Syn Lucy miał na sobie czarne skarpetki, czarne jeansy, koszulę w czarno-białe kraty i czarną muszkę. Jego włosy były ułożone w artystycznym nieładzie. Anna miała na sobie białe rajstopki i czarną sukienkę z długim rękawem w białe grochy. Włoski miała związane w dwa warkocze. Natalie miała na sobie czarne rajstopki i czerwoną sukienkę z czarną kokardą obwiązaną w talii. Jej grzywka była na czubku głowy związana w mały koczek, a reszta włosów opadała falami na plecki i ramiona.

Dzieci usiadły przy rozpalonym kominku i zaczęły rozmawiać. Widać było, że Natalie nie czuła już presji z poznaniem dzieci Richard'a, a mnie normalnie ściskało w żołądku i robiło mi się gorąco.

-Wszystko w porządku Vit? -zapytał mój narzeczony.

-A jeżeli mnie nie polubią? -zapytałam i spojrzałam na niego.

-Kochanie spokojnie. -zaśmiał się Richard i mnie przytulił. -Polubią cię. Jesteś inteligenta i masz wspaniałe poczucie humoru. Można z tobą porozmawiać na każdy temat. Ciebie nie da się nie lubić.

Zaśmiałam się i pocałowałam go w policzek. Trochę ciężko było z tym brzuchem. Był większy niż powinien być, ale to może dlatego, że w lutym mam urodzić dwóch chłopców.

-Nie martw się. -pogłaskał mój policzek. -Będzie dobrze.

Uśmiechnęłam się i oparłam głowę o jego ramię. Zaciągnęłam się jego cudownym zapachem i paznokciami lekko podrapałam go w krzyż.

-Zobacz w górę. -usłyszałam jego głos.

Za wskazówką narzeczonego zadarłam głowę do góry. To co tam ujrzałam wywołało u mnie delikatny uśmiech. Spojrzałam w oczy Richard'a i przekręciłam rozbawiona oczami.

-Na prawdę potrzebujesz jemioły, żeby mnie pocałować? -zapytałam.

-Nie. -uśmiechnął się i wpił się w moje usta.

Oddałam pocałunek, a po chwili usłyszeliśmy dźwięk robionego zdjęcia.

Przechyliłam głowę i zauważyłam jak Paul ucieka z aparatem w dłoni. Zaczęłam się śmiać, a po kilku sekundach dołączył do mnie Richard. Co ja się mam z moim przyjacielem? No ca ja się z nim mam?

***

Merlin

Zapukałem do drzwi i odetchnąłem. Obok mnie stali Khira i Maxime. Cała nasza trójka miała dzisiaj poznać nową partnerkę ojca. Podobno to bardzo młoda kobieta i do tego siostra Lindemanna, którego nie lubię. Krążą plotki, że jego siostra jest mega sexowana. 

Drzwi otworzyła nam młoda kobieta z czarnymi włosami związanymi w kłosa opadającego na prawy bok. Była ubrana w granatową sukienkę z białym kołnierzykiem i czarne, grube rajstopy. Była w 6 albo 7 miesiącu ciąży, a jej brzuch był ogromny. Czyżby bliźniaki miała rodzić?

-Zapraszam do środka. -powiedziała melodyjnym głosem i przepuściła nas w drzwiach.

Weszliśmy do ciepłego pomieszczenia i rozebraliśmy się. Weszliśmy za kobietą do salonu i od razu zwróciłem uwagę na choinkę. Była piękna. Była z niebieskimi ozdobami i sporych rozmiarów, a pod nią leżało multum prezentów.

-Cześć tato. -Khira przytuliła się do ojca i pocałowali się w policzek, a ja i Maxime uścisnęliśmy z ojcem dłonie i przytuliliśmy się.

Dawno się z nim nie widziałem, ale nic się nie zmienił. Zmieniła się tylko jego sytuacja miłosna. Mam nadzieję, że ta młoda kobieta jest godna mojego taty. Oj chyba Lindemann nie byłby zadowolony, że tak mówię.

-Więc tak. -powiedział mój tata. -To jest moja narzeczona. -więc już narzeczona, co?

Ojciec obejmował tą samą kobietę, która wpuściła nas do środka. Czyli, że będą mieć dziecko albo dwójkę. 

-A to jest moja córka, którą adoptowaliśmy w tym roku. -uśmiechnął się i przytulił małą dziewczynkę do swojej nogi.

-Merlin Besson. -powiedziałem i uścisnąłem delikatną rączkę dziewczynki, a dłoń kobiety musnąłem ustami tak jak mój brat.

Kobieta pachniała pomarańczami i migdałami, a jej skóra była delikatna i zadbana. Mój tata dobrze trafił.

-Maxime Alaska Bossieux. -odezwał się mój brat i pocałował dłoń kobiety.

-Khira Lindemann, ale możesz mówić mi Li. -powiedziała Lindemann, a Till patrzył się na nią jak na świętą krowę.

-Miło mi was poznać. -uśmiechnęła się ukazując zęby jak perełki. -Jestem Vitani Demi Lindemann.

-Nam również miło. -uśmiechnąłem się.

Wydaje się być na prawdę miła, ale uważam, że jest troszeczkę za młoda dla taty. No ale co je mogę? Chcę, żeby był szczęśliwy i nie chcę, żeby był sam. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top