Rozdział #43

Weszłam po schodach i zapukałam do sypialni dziewczynek, po czym weszłam do ich pokoju. Zostawiłam za sobą uchylone drzwi, po czym podeszłam do jednego z dwóch okien i odsunęłam żaluzje, a potem to samo zrobiłam z żaluzjami w drugim oknie.

-Wstawać dziewczyny. -powiedziałam głośno, a dziewczynki usiadły nierozbudzone i lekko się jeszcze kołysały.

Zaśmiałam się na ten widok i podeszłam do szafy Natalie.  Jakoże miały dzisiaj zakończenie roku musiały ubrać się na galowo. Co prawda do kościoła miały na dziewiątą, ale że jesteśmy ateistami to dziewczynki idą tylko do szkoły na dziesiątą.

Wyciągnęłam z szafy mojej córki czarną sukienkę z białą kolardką, którą Richard kupił jej w Polsce, cieliste rajstopy, czarne baletki i czarne bolerko z białymi elementami. Tak właściwie to bolerko wyglądało jakby było w kolorze białym z czarnymi elementami.

-Idźcie na dół. -powiedziałam czując jak obie mnie przytulają, co odwzajemniłam. -Na stole macie tosty i świeży sok z pomarańczy.

Gdy tylko dziewczynki to usłyszały od razu pobiegły na dół, a ja ze śmiechem poprawiłam ich łóżka i wyszłam z ich pokoju.

Weszłam do swojej sypialni i spojrzałam na śpiącego mężczyznę. Uśmiechnęłam się delikatnie i stanęłam przed szafą. Otworzyłam ją i zdjęłam piżamę zostając w samej bieliźnie.

Zaczęłam przebierać w swoich ubraniach, ale nic nie mogłam wykombinować. Po krótkich zastanowieniach wyciągnęłam swoje czarne spodenki i siwą bluzkę Richard'a.

Ubrałam się w komplet ubrań i schyliłam się po piżamę. Złożyłam ją, po czym zamknęłam szfę i odwróciłam się.

-Nigdy więcej mnie tak nie strasz. -powiedziałam patrząc przestraszona na twarz śmiejącego się mężczyzny.

-Oh bez przesady. -powiedział i mnie objął. -A teraz mam do ciebie bardzo ważne pytanie. -objęłam jego szyję i lekko przekrzywiłam głowę. -Co cię podkusiło, żeby z nim pisać, a potem wsiąść do jego auta?

-Obiecał, że jeżeli odpowiem dobrze na sześć zagadek to on nie zrobi wam krzywdy i dobrowolnie odda się w ręce policji. -powiedziałam. -Nie mogłam pozwolić na to, żeby coś wam się stało.

-Dlaczego nikomu nie powiedziałaś? -zapytał. -Wtedy byłoby ci łatwiej.

-Nie mogłam. -westchnęłam. -Musiałam grać na jego zasadach, żeby nikomu nic się nie stało. Zgodziłam się na to, bo groził, że cię skrzywdzi, a ja nie mogłam na to pozwolić.

-Boję się o ciebie tak samo. -powiedział wtulając moją głowę w swoją klatkę piersiową. -Rozumiem, że robisz wszystko, żeby nas ocalić, ale nie kosztem swojego zdrowia i życia. Jasne?

-Tak. -szapnęłam delikatnie całukąc jego skórę na klatcie piersiowej.

-Kocham cię. -pocałował mnie w czubek głowy.

-Ja ciebie też. -uśmiechnęłam się i spojrzałam na jego twarz, po czym pocałowałam go w usta. -Ogarnij się i zejdź na dół. Till, ty i Paul jedziecie z dziećmi na zakończenie roku, a ja i dziewczyny idziemy do pracy.

-Dobrze kapitanie. -zamruczał w moje usta, a je ze śmiechem cmoknęłam go w wargi i wyszłam z pokoju.

Zeszłam na dół i weszłam do kuchni. Przytuiłam mężczyznę od tyłu i pocałowałam go w policzek. Till odwrócił się do mnie i usmiechnął się pstrykając mnie w nos. Zachichotałam i pokazałam mu język, no co on się zaśmiał.

Zrobiłam kawę i kanapki dla siebie, Richarda i mojego brata, a w między czasie przyszedł mój chłopak gotowy już do wyjścia. Uśmiechnęłam sie do niego i postawiłam przed dwoma mężczyznami talerz kanapek i kawę. Po chwili do kuchni wpadł Paul i usiadł obok Richarda.

Postawiłam przed przyjacielem talerz swoich kanapek, a sobie zrobiłam kisiel. Usiadłam na blacie i raz piłam z tego kubka, a raz z tego. Patrzyłam przez okno patrząc jak psiaki zacieśniają więzi i biegają ze sobą.

-Karmiłeś psy Till? -zapytałam przekrzywiając głowę patrząc na brata.

-Tak. -pokiwał energicznie głową, po czym skrzywił się lekko i zamrugał kilka razy.

Przeróciłam oczami i stanęłam za nim zaczesując jego grzywkę do góry.

-Jeszcze nie możesz tak energicznie ruszać głową. -powiedziałam całując go w czoło.

-Dobrze mamo. -powiedział i spojrzał na mnie kątem oka gryząc kanapkę.

-Jak nie jeden to drugi. -mruknąłam patrząc to na Tilla to na Richarda

-Momo! -usłyszałam krzyk Nat, a chłopaki zaczęli się śmiać.

Pokazałam im język i odwróciłam się do blondynki.

-Tak skarbie? -zapytałam klękając przed ubraną już dziewczynką.

-Zwiążesz mi włosy w dwa kłosy? -zapytała.

-Jasne. -odparłam z uśmiechem, a ona odwróciła sie do mnie tyłem.

Zaczęłam rozczesywać jej włoski, a mężczyźni przyglądali się nam uwżnie. Rozdzieliłam włosy dziewczynki tak jak trzeba i sprawnie zaczęłam przekładać kosmyki jej włosów wykonując sprwne ruchy palcami.

-Gotowe. -uśmiechnęłam się zarzucając dwa kłosy na oba ramiona sześciolatki.

-Dzikuję. -powiedziała z uśmiechem i pobiegła na górę.

Zaśmiałam się i stanęłam za Tillem biorąc kęs jego kanapki, po czym pocałowałam go w policzek, gdy ten patrzył na mnie kątem oka.

-Masz bardzo dobrą kanapkę. -powiedziałam.

-Wiem, bo moja. -puścił mi oczko, a ja rozbawiona przewróciłam oczami.

Usiadłam na kolanach mojego chłopaka zjadając mu pół kanapki i nie dając dokończyć śniadania. Paul i Till śmiali się z niego, a Richard próbował jakoś uratować połówkę swojej kanapki przede mną. Na jego nieszczęście nie udało mu się to.

W pewnym momencie do jadalnio-kuchni weszły Doty i Lucy. Przywitały się z nami, a ja wstałam z kolan Richarda. Podeszłam do dziewczyn i pożegnawszy się z chłopakami wyszłyśmy z domu. Wsiadłyśmy do auta Lucy i Ruda ruszyła w stronę kliniki.

***

Weszłam do domu ledwo żywa. Dlaczego muszę zostawać po godzinach w pracy i harować do 22?! Dlaczego nikt inny nie może zostać tylko ja?! To nie fair...

Ziewnęłam i leniwie ściągnęłam buty. Spojrzałam przed siebie i uśmiechnęłam się krzywo do swojego chłopaka.

-Przynajmniej jutro mam wolne z dziewczynami. -powiedziałam kolejny raz ziewając.

Ruszyłam do przodu, ale zakręciło mi się w głowie i upadłabym gdyby nie silne ręce Richarda. Podciągnął mnie do góry i wziął mnie na ręce.

-Chce mi się spać, ale najpierw muszę się umyć. -mruknęłam wtulając się w jego ramiona.

-Najpierw pójdziesz spać, a jutro się umyjesz. -powiedział stanowczo i zaczął iść po schodach.

-Oj no weź. -jęknęłam przeciągle. -Nie bądź taki... tato. -uchyliłam jedną powiekę, żeby spojrzeć na jego reakcję.

Mężczyzna zatrzymał się na jednym ze schodków i spojrzał na mnie z przymrużonymi oczami. Uśmiechnęłam się do niego, a on przekręcił oczami i ruszył do naszej sypialni.

-I tak wiem, że mnie kochasz. -zaśmiałam się, gdy Reesh mnie rozbierał do samej bielizny i zakładał mi swoją koszulkę.

-I nigdy nie przestanę. -powiedział całując mnie w usta. 

Uśmiechnęłam się i wtuliłam się w poduszkę czując jak mężczyzna przykrywa mnie pod samą szyję. Zamknęłam oczu czując jak łóżko się pode mną ugina. Po chwili dłonie mężczyzny znalazły się na mojej talii i przybliżył mnie do siebie. Odwróciłam się do niego przodem i pocałowałam go w usta, po czym wtuliłam się w jego klatkę piersiową.

-Dobranoc. -powiedziałam ziewając kolejny raz.

-Dobranoc. -pocałował mnie w czubek głowy i zaciągnął się moim zapachem.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top