Rozdział #40
Wyszłam z auta razem z kobietami i zamknęłam pojazd. Razem ze swoimi przyjaciółkami weszłam do kliniki i rozdzieliłyśmy się po dostaniu odpowiednich teczek z papierami do wypełnienia.
Weszłam do swojego gabinetu i założyłam fartuch, po czym usiadłam na krześle i zaczęłam wypełniać pierwszą kartkę A4. Gdy byłam w połowie ktoś zapukał do mojego gabinetu. Spojrzałam na zegarek i z lekkim uśmiechem zaprosiłam pierwszego pacjenta do gabinetu.
Do pomieszczenia weszła brązowooka nastolatka i wielki Dog Niemiecki. Uśmiechnęłam się szerzej i przywitałam z dziewczynką. Podała mi książeczkę, po czym wytłumaczyła po co przyszła tu ze swoim psem.
Zaszczepiłam samca i podałam mu tabletkę przeciw wypadania futra. No nie powiem, ale jemu te futro strasznie wypada.
Po kilku minutach dziewczynka razem ze swoim pieskiem wyszła z mojego gabinetu, a ja wróciłam do wypełniania papierów. Niektóre pytania były trudne i musiałam poświęcić trochę czasu zastanawiając się nad odpowiednią odpowiedzią.
***
Mężczyzna złapał mnie za rękę i przyciągnął mnie do siebie bliżej. Uśmiechnęłam się do niego. Szliśmy kamienną ścieżką przez las. Psiaki jak zwykle nas wyprzedziły i ganiały się nawzajem pomiędzy drzewami. Patrzyłam na nie roześmiana i rozmawiałam z Richard'em.
Mężczyzna opowiadał mi jak to Till siedział ze swoją córeczką na podłodze w salonie i bawił się z nią. Karmel (tak Till nazwał Nowofundlanda) leżał obok Demi i przyglądał jej się zaciekawiony.
-A jak psy dogadują się ze sobą? -zapytałam zerkając na niego.
-Bawią się i biegają jak szalone. -zaśmiał się. -Dobrze wszycy wiemy, że twoje psy są takie jak ty. Jesteś miła dla tych, którzy są mili dla ciebie. Oczywiście nie dajesz sobą pomiatać i nie dajesz się wykorzystywać.
-Tak. -westchnęłam z uśmiechem. -Czasami mój charakter mnie dobija. -zaśmiałam się. -Jakbym po prostu nie mogła być miła.
-Dla mnie twój charakter jest cudowny. -powiedział Richard i pocałował mnie w skroń.
Zachichotałam i przewróciłam rozbawiona oczami. Szliśmy dalej spokojnie i rozmawialiśmy, gdy nagle zaczępiło nas trzech mężczyzn. Psy od razu znalazły się przy nas i patrzyły na mężczyzn. Nic nie robiły, tylko czekały na jakikolwiej ruch ze strony obcych osób.
Okazało się, że mężczyźni chcieli tylko autograf i zdjęcie we czwórkę. Wykonawcą zdjęcia byłam ja. Muszę się pochwalić, że zdjęcie wyszło na prawdę ładnie. W tyle była kłócąca się para, a w prawym dolnym rogu dwa nosy należące do psiaków. Oczywiście czterej mężczyźni przykuwali największą uwagę.
Po oddaniu telefonu faceci pogadali ze sobą jeszcze, po czym trójka obcych mężczyzn odeszła, a Richard wrócił do mnie.
Razem z nim i psiakami ruszyliśmy do przodu. Szliśmy trzymając się za ręce i rozmawiając ze sobą. Bardzo miło spędziłam czas po obiedzie.
***
Wróciłam do domu z USG w torebce. Cieszyłam się jak małe dziecko, ale musiałam zachowywać się normalnie, żeby nikt nic nie podejrzewał. Wszyscy łącznie z Richard'em dowiedzą się o ciąży na pięćdziesiątych urodzinach mojego chłopaka. Cudowny prezent ode mnie dostanie. Już nie mogę się doczekać jego reakcji.
Weszłam do salonu i przywitałam się z całym Rammsteinem i ich partnerkami. Jakoże chłopcy bardzo dbają o Till'a to przynieśli mu fotel z salonu i postawili przy stole.
-Siadasz z nami Vit? -zapytała Maria.
-Jasne, tylko dajcie mi się przebrać. -uśmiechnęłam się i popędziłam na górę.
Weszłam do swojej sypialni i podeszłam do szafy. Wyciągnęłam z niej szare, bawełniane spodenki z czarnymi sznurkami i czarną bluzkę na ramiączkach, która należała do mojego chłopaka.
Nala i Blue towarzyszyli mi przy przebieraniu się i gdy schodziłam na dół. Przecież nie było mnie tylko półtora godziny.
Weszłam do kuchni i podeszłam do lodówki. Zaczęłam przysłuchiwać się rozmowie dorosłych i wyciągnęłam przy okazji z lodówki jogurt naturalny.
Gdy wyciągałam łyżeczkę z szuflady zauważyłam jak Nat, An, Max, Jackob i Margaret bawią się z Karmelem i Nalą oraz Blue, którzy dołączyli przed chwilą do tych małych rozrabiaków.
Z lekkim uśmiechem usiadłam na kolanach Richard'a i zaczęłam jeść jogurt.
-Jak w pracy dziewczyny? -zapytała Janny.
-Ja wypełniam papiery i przyjmuje pacjentów. -powiedziała Doty trzymając w dłoniach ciepły kubek i siedząc na łokietniu fotela.
-Ja tak samo. -weatchnęła Lucy siedząc obok Paula.
-Ja podobnie do dziewczyn. -zaczęłam. -Tylko, że Till i Richard mnie odwiedzają, mam sporo operacji do przeprowadzenia i czasami jeżdżę na jakieś akcje.
-Dlatego prawie w ogóle nie ma cię w domu? -zapytał Oliver.
-A skąd wiesz, że nie ma mnie prawie w domu? -zapytałam wsadzając łyżeczkę do budzi razem z jogurtem.
-Odkąd Till miał wypadek byliśmy tu pięć razy. -powiedział, a ja spojrzałam na niego jak na kosmitę. -Za każdym razem ciebie nie było.
-Ja nic nie wiem, zapracowana jestem. -podniosłam ręce w geście obronnym, a wszyscy zaczęli się śmiać.
Przekręciłam rozbawiona oczami i wstałam z kolan czarnowłosego, po czym wyrzuciłam puste opakowanie po jogurcie. Wróciłam na kolana swojego chłopaka, a ten objął mnie i pocałował w kącik ust.
Rozmawialiśmy na różne tematy. Poruszaliśmy temat pracy w klinice, koncertów w Polsce, dzieci, zwierząt, zakończenia roku dzieci i znalazłoby się jeszcze wiele, wiele innych spraw.
Po 20 wszyscy goście opuścili nasz dom i wrócili do siebie do domów. Richard i Till siedzieli w salonie, jedli kolacje i oglądali jakiś mecz oczywiście wszystko komentując.
Zaśmiałam się na ich widok i postawiłam przed dziećmi talerze z kanapkami. Lucy nakarmiła psiaki, a Doty doglądała gaworzącą Demi, która leżeła w wózeczku.
Gdy dzieci zjadły kolacje zmyłam naczynia, a niepełnoletni pobiegli bawić się na górę. Oczywiście nie mogli zbyt długo siedzieć, bo jutro musieli wstać do szkoły.
Po tym jak umyłam wszystkie naczynia razem z Doty poszłam na górę. Położyłam z przyjaciółką Demi spać, po czym poszłam do swojej sypialni. Wzięłam prysznic i przebrałam się w piżamę.
Wyszłam z łazienki i podeszłam do łóżka. Usiadłam na nim i wyciągnęłam z pierwszej szuflady w szafeczce nocnej długopis i zeszyt. Chwyciłam w telefon i weszłam w nieodczytane wiadomości. Dręczyciel wysłał kolejną zagadkę.
Lena:
Białe pomieszczenia, ogromna i jasna stołówka, ludzie, którzy tam pracują ubierają się na biało. Codziennie chorzy dostają leki i każdy ma swoją cele, w której jest zamykany. W białych pomieszczeniach są miękkie ściany i miękka podłoga. Nie mają tam okien. Stoi tam tylko łóżko i szafa. Ale czy na pewno niektórzy zamknięci są tam chorzy? Czy ich umysł ich zawiódł? Wiesz już co to za miejsce, Cukiereczku?
Przepisałam zagadkę do zeszytu i przeczytałam ją ze dwa razy. W pewnym momencie wszystko stało się jasne. To jest zakład psychiatryczny. Wszędzie są białe ściany. Miękka podłoga i miękkie ściany, żeby chorzy nie zrobili sobie krzywdy. Biali lekarze i codziennie każdy z pacjentów dostaje leki. To na pewno zakład psychiatryczny. Tego jestem pewna.
Zamknęłam zeszyt i odłożyłam go do szuflady. Ułożyłam się wygodniej i położyłam nogi na kołdrę. Chwyciłam książkę i otworzyłam ją na stronie, na której skończyłam czytać. Przeczesałam grzywkę dłonią i oparłam się wygodniej o poduszkę.
Gdy czytałam już z dwudziestą stronę do sypialni wszedł Richard, a za nim trzy psiaki. Spojrzałam na nich i uniosłam jedną brew do góry patrząc na swojego chłopaka, który patrzył na psy, które latały po całym pokoju, a po chwili z niego wybiegły.
-Tak, tak. -powiedział zamykając drzwi. -Dobranoc futrzaki.
Zaśmiałam się i odłożyłam książkę zaznaczając stronę, na której skończyłam czytać. Spojrzałam na czarnowłosego, a on położył się obok mnie wtulając swoją głowę w mój brzuch. Uśmiechnęłam się i zaczęłam głaskać go po włosach.
-Wiem, że mam zajebiste włosy. -mruknął zadowolony.
-Ja też to wiem. -zachichotałam i uszczypnęłam go delikatnie w policzek.
-Chcesz dostać karę za szczypanie mnie? -zapytał poważnie odwracając twarz w moją stronę.
-Najpierw zgaś światło i chodź do mnie. -powiedziałam wskazując na włącznik.
-Już się robi. -uśmiechnął się zadziornie i wstał z łóżka.
Zgasił światło, po czym położył się obok mnie. Objął mnie i przyciągną mnie do siebie. Zaczął całować mnie po szyi, a ja cicho westchnęłam i zanurzyłam swoje dłonie w jego zajebistych włosach.
-Idziemy spać kochanie. -zaśmiałam się odwracając się do niego tyłem i wtulając w jego ciało swoje plecy.
-Jesteś bardzo wredną kobietą. -westchnął i złożył pocałunek na moim karku.
-Dziękuję za komplement kochanie. -uśmiechnęłam się i zamknęłam oczy.
Usnęłam po kilkunastu minutach myśląc o tym, że za dwie zagadki będę wiedziała kim jest Prześladowca i gdzie się znajduje. Chcę, żeby już zniknął z mojego życia. Na zawsze.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top