Rozdział #34
Weszłam do sypialni i spojrzałam na łóżko. Richard spał odkryty. Było po 2, a mnie obudził koszmar. Zapłakana złożyłam koc, zabrałam poduszkę i przyszłam do swojego ukochanego.
Schowałam koc i poduszkę do szafy, po czym stanęłam przy krawędzi łóżka, na której spał mężczyzna. Pociągnęłam nosem i zalewając się łzami szturchnęłam czarnowłosego.
-Vitani? -zapytał patrząc na mnie nietomny.
-Miałam koszmar Richard. -załkałam.
-Chodź kochanie. -powiedział i usiadł na łóżku.
Posadził mnie na swoich kolanach i pocałował w czoło. Wtuliłam się w jego klatkę piersiową i zamknęłam oczy. Cicho łkałam, a mężczyzna zaczął cicho śpiewać i kołysać się ze mną na boki.
Jego głos mnie uspokajał, a ramiona otaczające mnie w talii promieniowały po moim ciele przyjemne dreszcze. W mojej głowie siedziało teraz jedno zdanie: Przy nim jesteś bezpieczna.
Powoli uspokoiłam się, a mężczyzna położył się układając mnie na swojej klatce piersiowej. Ziewnęłam i nie miałam nawet siły, żeby otworzyć oczu. Po prostu wtuliłam się w niego bardziej i odpłynęłam do krainy Morfeusza.
***
Poczułam głaskanie po plecach. Mruknęłam coś niezrozumiałego i bardziej wtuliłam się w rozgrzaną skórę. Dłonie zacisnęłam w piąstki i schowałam pod siebie. Nienawidziłam tego uczucia, gdy byłam bezsilna i przegrywałam w swoim umyśle.
-Co się wczoraj stało? -dobiegł do mnie cichy głos.
-Uczucie bezsilności i nienawiści zjadało mnie od środka. -mruknęłam ziewając.
-A co się stało, że te uczucia u ciebie górowały? -zapytał głaszcząc mnie po włosach.
-Rozmowa z policjantem się stała. -mruknęłam zła.
-Aż tak źle przebiegła? -zaśmiał się cicho.
Moja głowa wystrzeliła i spojrzałam na niego zła. Mi w cale nie było do śmiechu. Jakby był ze mną w gabinecie tego mężczyzny na pewno nie miałby takiego dobrego humoru.
-To nie jest zabawne. -warknęłam i streściłam mu całą rozmowę.
-To niedobrze. -mruknął. -I to bardzo niedobrze.
-No niestety się z tobą zgodzę. -mruknęłam. -Idę wziąć kąpiel i się zrelaksować.
Zanim Richard coś powiedział ja wstałam z niego i podeszłam do szafy. Wzięłam jakieś poniszczone spodnie i starą bluzkę Paula, która była tak rozciągnięta, że wyglądała na mnie jak worek na ziemniaki. Zabrałam tą bluzkę Paulowi jak nocowałam u niego, a on chyba dalej o tym nie wie.
Po wybraniu ubrań weszłam do łazienki i zamknęłam drzwi. Odkręciłam letnią wodę do wanny i nalałam do niej sporo płynu do kąpieli o zapachu róż i migdałów. Woda zabarwiła się na jasny czerwony, a piana była jasnoróżowa.
Rozebrałam się z piżamy i rozpuściłam włosy. Weszłam do wanny i zanurzyłam się wystawiając głowę zza piany. Woda obmywała moje spięte ciało, a piana wydawała bardzo ciche pęknięcia ze strony bąbelków. Lubiłam długie kąpiele i nie gardziłam nimi. Nie lubiłam nocnych zmian w pracy, bo przez cały niemalże tydzień nie mogłam pozwolić sobie na kąpiel.
Po moich rozmyśleniach postanowiłam umyć zęby. Sięgnęłam po szczoteczkę i pastę. Usiadłam w wannie i zmoczyłam główkę szczoteczki pod strumieniem wody z kranu umywalki. Nałożyłam na włoski szczoteczki pasty i zaczęłam myć zęby.
Nie wiem ile tak szorowałam swoją jamę ustną, ale na pewno dłużej niż 3 minuty. Wyplułam pianę do zlewu zmuszając się, żeby wstać. Opłukałam szczoteczkę i zakręciłam wodę w kranie z umywalki. Odłożyłam szczoteczkę i oparłam się o wannę znowu zanurzając się w wodzie i zamykając oczy.
Otworzyłam jedną powiekę słysząc jak ktoś wchodzi do pomieszczenia, ale zamknęłam ją od razu gdy zauważyłam, że to Richard. Słyszałam jak mężczyzna podchodzi do umywalki i odkręca wodę. Po kilku sekundach słyszałam jak porządnie myje zęby.
Otworzyłam oczy i spojrzałam na niego. Był w samych bokserkach, a jego idealnie wyrzeźbione ciało przyciągało mnie do niego. Zagryzłam dolną wargę czując jak robi mi się gorąco na samą myśl o nim. Mam na niego ochotę.
Po około 3 minutach mężczyzna opłukał buzię i zakręcił wodę. Gdy chciał odejść ja złapałam go za rękę i pociągnęłam w swoją stronę. Zdezorientowany i zmuszony nachylił się nade mną, a ja wpiłam się w jego usta. Pragnęłam go i dobrze o tym wiedziałam, a on się tego chyba domyślał.
Richard zaczął oddawać pocałunki z lekkim uśmiechem, a po chwili jego dłoń zanurzyła się w wodzie. Gładził mnie po brzuchu zjeżdżając na moje miejsce intymne. Jęknęłam gdy wszedł we mnie brutalnie i zaczął poruszać głęboko dwoma palcami.
-Przyłączysz się do kąpieli? -jęknęłam odchylając głowę z zadawanej mi przyjemności.
-Bardzo chętnie. -mruknął uwodzicielsko i wyprostował się.
Zdjął bokserki i wszedł do wanny. Usiadł na przeciwko mnie i przyciągnął mnie na swoje kolana. Trzymał mnie za pośladki, a ja składałam na jego szyi pocałunki. Mruknął z zadowolenia, gdy przegryzłam jego skórę i otarłam się o jego przyjaciela.
Czarnowłosy podniósł mnie lekko i wsadził we mnie członka. Jęknęłam i zaczęłam się poruszać w górę i w dół dalej go całując. Mężczyzna z lekkim uśmiechem trzymał lewą dłoń na moim tyłku, a prawą dłonią bawił się moją piersią.
***
Siedziałam z kawą na tarasie, a niesforne i mokre kosmyki włosów, które wydostały się z niedbałego koka, delikatnie falowały na wietrze. Przymknęłam oczy i powąchałam gorący napój. Słyszałam jak psiaki szaleją i bawią się ze sobą, słyszałam jak ptaki śpiewają i słyszałam szum drzew. Dziewczynki spały, mężczyźni zeszli właśnie do kuchni, a moje przyjaciółki poszły do pracy na 5 rano.
Wstałam z wygodnego fotela i przechodząc przez salon weszłam do kuchni. Odstawiłam kubek na stół i podeszłam do brata zawieszając mu ręce na szyję. Till położył swoje dłonie na mojej talii, a swoje czoło oparł o moje. Spojrzałam w jego oczy i uśmiechnęłam się lekko.
-Zrobisz mi kanapkę? -zapytałam z maślanymi oczami.
-Zrobię. -uśmiechnął się ciepło, a ja cmoknęłam brata w usta i wtuliłam się w niego.
Dla nas to nie było nic dziwnego, że raz na jakiś czas cmokaliśmy się w usta. Kochaliśmy się tak jak na rodzeństwo przystało i nie zwracaliśmy uwagi na to, że ktoś może pomyśleć to za kazirodztwo. My wiedzieliśmy, że nie robiliśmy nic złego i to nam wystarczyło.
-To było trochę dziwne. -Paul zmarszczył brwi, a ja odeszłam od brata i upiłam łyk kawy.
-Dla nas to normalne. -wzruszyłam ramionami patrząc na Till'a kątem oka.
Mężczyzna zabrał się za robienie dla mnie kanapki. Uwielbiam go i cieszę się, że jestem jego siostrą. Faktycznie na początku nie dogadywaliśmy się ze sobą, ale teraz jesteśmy blisko. Można powiedzieć, że jak bliźniaki trzymamy się siebie.
Usiadłam na blacie i przesunęłam się na parapet. Kubek z kawą postawiłam na swoim kolanie, a nogi skuliłam. Patrzyłam przez okno i przysłuchiwałam się rozmowie chłopaków.
Tak gdzieś po kilku sekundach dopadło mnie okropne wspomnienie. Miałam wtedy 16 lat, a ta sytuacja nie powinna się zdarzyć.
Szłam właśnie z Doty do sklepu. Jak to my śmiałyśmy się i żartowałyśmy z chłopaków. Nie lubiłam ich za to, że byli o tyle lat starsi i na każdym kroku traktowali mnie jak małą dziewczynkę, która dopiero uczy się chodzić. To jest na prawdę denerwujące.
Przechodziłam właśnie z Doty przez ulicę, gdy zderzył się ze mną jakiś chłopak. Uderzyłam w chodzik, a on upad zaraz przede mną. Zaczęłam masować swoje czoło po uderzeniu w jego lekko wystający podbródek.
-Przepraszam. -mruknęłam wstając. -Nie zauważyłam cię. -wystawiłam dłoń w kierunku bruneta.
-Wal się Lindemann. -warknął chłopak, który miał około 19 lat i odtrącił moją rękę, po czym wstał.
Uderzył mnie lekko z bara i odszedł w swoją stronę. Stałam tam jak ten kołek ze zdziwieniem wymalowanym na twarzy. Nie znam tego chłopaka, ale on mnie tak. W sumie wszyscy fani Rammsteina mnie znają. Jak pierwszy raz Till opublikował zdjęcie ze mną to ludzie zaczęli pisać, że ma kolejne dziecko albo wnuczkę. Jednak wyprostował tą sytuację i napisał, że jestem jego siostrą.
-Nie przejmuj się nim. -odezwała się moja przyjaciółka.
-Nie zamierzam. -mruknęłam i poszłam razem z nią w kierunku sklepu.
-To brat Lucasa. -powiedziała, a ja spojrzałam na nią zdziwiona. -Nie lubi Rammsteina i pewnie dlatego tak zareagował.
-A jak on ma na imię? -zapytałam zaciekawiona.
-Marco. -mruknęła. -Chodź już. -pociągnęła mnie za rękę w kierunku sklepu.
Weszliśmy do budynku i poszłyśmy na dział z napojami. Wybrałam sobie sok pomarańczowy, a Doty sok jabłkowy. Z naszymi zakupami podeszłyśmy do kasy. Kasjerka policzyła napoje i każda z nas zapłaciła za siebie, po czym pożegnałyśmy się i wyszłyśmy ze sklepu.
***
Ja i moja przyjaciółka siedziałyśmy na skałkach. Till nie pozwalał mi tu przychodzić, bo, jak on to mówił "Nie będę cię odwiedzał w szpitalu jak trafisz tam połamana, bo spadłaś z tych cholernych skałek." Nie lubił mnie niańczyć, co było zrozumiane, bo w tym okresie miał sporo pracy. No, ale niestety. Taka rola O WIELE starszego brata.
-Idziemy już do ciebie? -zapytała blondynka, na którą przefarbowała się tydzień temu.
-Jasne. -uśmiechnęłam się lekko i zwinnie razem z przyjaciółką zeszłam z pozostałości starej szkoły.
Szłyśmy już do mnie do domu, gdy obczaiłam, że nie wzięłam bluzy z jednej ze skał betonowych. Powiedziałam o tym przyjaciółce, a ona tylko kiwnęła z uśmiechem głową i powiedziała, że zaczeka na chodniku przy ulicy. Kiwnęłam głową i pobiegłam po bluzę.
Weszłam sprawnie na skałki i złapałam bluzę, po czym ją założyłam. Sprawnie zeskoczyłam na trawę. Nagle usłyszałam pisk opon, uderzenie i czyjś krzyk. Odruchowo spojrzałam w kierunku mojej przyjaciółki, żeby sprawdzić czy nic jej nie jest.
-Doty! -wydarłam się ze łzami w oczach i podbiegłam do niej najszybciej jak umiałam.
Dziewczyna leżała nieruchomo na środku ulicy we krwi. Złapałam ją w ramiona i drżącymi rękoma wyjęłam telefon. Zadzwoniłam na pogotowie, powiedziałam o co chodzi i rozłączyłam się.
-Vitani! -usłyszałam krzyk po kilku minutach i słyszałam wycie karetki.
Moja głowa wystrzeliła w górę i spojrzałam na mężczyzn, którzy biegli w moją stronę. Wróciłam spojrzeniem na moją przyjaciółkę i dalej wylewałam z siebie łzy.
-Nie! Zostaw mnie! -wykrzyknęłam czując jak ktoś odciąga mnie od przyjaciółki. -Zostaw! Nie rozumiesz?!
-Vitani do cholery jasnej! -krzyknął Till i odciągnął mnie od przyjaciółki, po czym odwrócił mnie do siebie przodem.
-Nie! -krzyknęłam wybuchając jeszcze większym płaczem, a mój brat wtulił mnie w swoje ramiona.
Wtuliłam się w niego bardziej i dławiłam się słonymi łzami. Dlaczego ona?! Nie! To nie mogło się stać!
-Zabierz ją do auta Richard, a ja zaraz przyjdę. -powiedział mój brat i przestał głaskać mnie po głowie.
Czarnowłosy mężczyzna wziął mnie na ręce w stylu panny młodej i zaczął kierować się do auta. Łkałam i bezwstydnie moczyłam jego koszulkę.
Richard posadził mnie w aucie, ale ja nie zamierzałam go puścić. Potrzebowałam czyjejś bliskości. I to nie musiał być Till, a więc padło na prowadzącego gitarzystę.
-Zostań ze mną. -powiedziałam szeptem zahaczając przez przypadek ustami o jego szyję, a po jego ciele przebiegł dreszcz. -Proszę.
Mężczyzna usiadł ze mną do auta i zostawił otwarte drzwi. Wtuliłam się w niego i schowałam twarz w zagłębienie jego szyi. Gitarzysta otoczył mnie rękoma i przybliżył mnie do siebie bardziej. Pod wpływem emocji usiadłam rozkrokiem na jego kolanach i wtuliłam się w jego klatkę piersiową otaczając całą linie w pasie rękoma.
Richard po chwili objął mnie kładąc dłonie na moich biodrach. Przeszedł mnie delikatny prąd i zamknęłam oczy wykończona płaczem. Zasnęłam.
Następnego dnia, gdy obudziłam się w sypialni brata i zeszłam na dół zauważyłam jak Richard siedzi przy stole z podbitym okiem i pękniętą wargą. Till nie wyglądał lepiej. Rozwalony łuk brwiowy i siniak na policzku.
-Smacznego. -usłyszałam obok siebie i od razu spojrzałam w kierunku, z którego dochodzi głos.
-Dziękuję. -powiedziałam wysilając się na wesoły ton, a on pstryknął mnie w nos i puścił mi oczko.
-Czy to nie moja bluzka Vit? -usłyszałam Paula.
-Po nocowaniu już moja. -spojrzałam na niego.
Mój przyjaciel założył ręce na piersi i spojrzał na mnie "obrażony". Uniosłam jedną brew do góry i ugryzłam kanapkę. Powoli gryzłam pieczywo przewiercając Paula wzrokiem.
-Każdy dobrze wie, że ty się na nią nie potrafisz gniewać. -zaśmiał się Till, a Paul spojrzał na niego i pokazał środkowego palca.
Mój brat zaśmiał się, a ja wywróciłam oczami i wróciłam do podziwiania widoków za oknem. Ptaki latały z drzewa na drzewo, moje psy latały jak szalone ganiając siebie nawzajem. Słońce świeciło, a niebo było bezchmurne. Natalie, Anna, Margaret, Max i Jackob w tym roku zakończenie roku mają 22 czerwca.
Gdy zjadłam kanapkę zeszłam z parapetu, po czym dopiłam kawę i zaczęłam myć kubek. Richard, Paul rozmawiali ze sobą i jedli, a Till gdzieś wyparował.
Nagle mężczyzna, o którym myślałam pojawił się ze swoją siedmiomiesięczną córeczką. Spojrzałam na swoją chrześnicę i uśmiechnęłam się w duchu. Uwielbiam Demi za to, że jest. Doty pokochała tą kruszynkę jak własne niemowlę i chętnie się nią zajmuje. Blondynka i mój brat zatrzymali się na pewnym etapie związku. Nie wiem czym to jest spowodowane, ale nie zamierzam im się wtrącać. Zrobią jak uważają za słuszne. Mam nadzieję, że w końcu ruszą do przodu.
Lucy teraz "unika" Paula i nie rozmawia z nim tak często. Wiem, że oboje cierpią, bo spodobali się sobie nawzajem, ale żadne z nich nie robi kroku w przód. Szczerze mówiąc to pewnie Lucy czeka na jakikolwiek ruch ze strony Paula. No właśnie... Paul.
Spojrzałam na swojego przyjaciela, który patrzył z uśmiechem na siedzącą i bawiącą się małym miśkiem Demi. Podeszłam do niego i nawet nie pytając o zdanie chwyciłam go za kołnierzyk koszulki i odciągnęłam od stołu. Zamknęłam się w nim w łazience na dole, co mogło wydawać się dziwne Richard'owi i Till'owi.
Richard
Patrzyłem zaszokowany jak Vitani zamyka się z Paulem w łazience na dole. Nie wiedziałem co o tym myśleć i jak się zachować. Nic kurwa nie wiedziałem!
Spojrzałem na Till'a, ale on tylko wzruszył ramionami i wrócił spojrzeniem na swoją córkę. W ogóle nie przejmował się tym, że jego siostra zaciągnęła swojego przyjaciela do łazienki i się z nim zamknęła, a przypominając, Vitani ma mnie!
Patrzyłem wyczekująco na drzwi i zastanawiałem się czy na zacząć w nie walić i nie kazać Vitani mi tego wszystkiego wyjaśnić. Złość powoli zaczynała mną kierować, na co nie mogłem pozwolić, bo nie chciałem, żeby zakończyło się kłótnią.
-Cześć tatuś. -powiedziała Natalie i pocałowała mnie w policzek.
-Cześć księżniczko. -uśmiechnąłem się lekko patrząc na sześciolatkę, która przywitała się z Demi i jej ojcem.
Nagle odwróciłem głowę w stronę drzwi, a Paul i MOJA dziewczyna wyszli z pomieszczenia. Paul wyglądał na przybitego, a Vitani była wkurzona. Ciskała w swojego przyjaciela piorunami i gdyby jej wzrok mógł zabić Paul już dawno leżałby martwy.
-Tchórz. -warknęła czarnowłosa.
-Vit, proszę przestań. -westchnął smutny i usiadł na swoje miejsce.
-Najlepiej. -prychnęła. -Przestań, aż w końcu zostaniesz sam. -syknęła i poszła do salonu
Przez okno widziałem jak na bosaka zaczyna biegać z psami i próbowała je złapać. Nala i Blue uciekali przed nią, a potem ona przed nimi. Słodko to wyglądało. Natalie chyba spodobało się to jak jej mama bawi się ze swoimi czworonogami, bo zaraz zabrała Annę i Max'a, którzy nie wiem jak się tak szybko znaleźli na dole i pobiegli bawić się razem z Vitani i psami.
-O co poszło, że siedzisz teraz przybity? -zapytał Till.
-Nawet nie pytaj. -mruknął mężczyzna, a moja złość powróciła.
-Zacznij lepiej gadać Hiersche. -warknąłem używając jego pierwszego nazwiska.
-Jeżeli tak cię to interesuje Kruspe to zapytaj się swojej dziewczyny. -syknął i zwiesił głowę oddychając głęboko, po czym wstał i udał się na dwór do dzieci, psów i Vit.
Kobieta i gitarzysta zaczęli się kłócić, a dzieci nie zwracały na ich uwagi i dalej biegały za psami. Niestety sytuacja u Paula i Vitani nie wyglądała za kolorowo. W pewnym momencie dziewczyna uderzyła Paula z prawego sierpowego, na co otworzyłem szeroko oczy.
Vitani
Spojrzałam przerażona na odchyloną głowę Paula, po czym zakryłam usta rękoma. W moich oczach zaczęły zbierać się łzy. Podeszłam ostrożnie do przyjaciela i dotknęłam go w policzek, w który go uderzyłam. Nawet cholera nie sądziłam, że mam tyle siły.
-Przepraszam Paul. -szepnęłam gładząc go po czerwonym policzku.
-Nic się nie stało. -splunął obok siebie krwią. -Należało mi się. -uśmiechnął się krzywo.
-Nie. -westchnęłam. -Od wczoraj chodzę rozdrażniona i nie powinnam podnosić na ciebie ręki. Przepraszam.
-Nic się nie stało Vit. -pstryknął mnie delikatnie w nos i przytulił.
Objęłam jego szyję i przymknęłam oczy. To się nie powinno zdarzyć. Nie powinnam go uderzyć. To przeze mnie tak Richard zareagował i to ja powinnam się z nim "pokłócić", a nie Paul.
Pociągnęłam przyjaciela do domu i siłą posadziłam na krześle. Minęłam zdezorientowanego Richard'a i Till'a, po czym wyciągnęłam z zamrażarki lód. Owinęłam go w ścierkę i przyłożyłam do czerwonego policzka drugiego z trzech gitarzystów.
Kazałam mężczyźnie trzymać tak tą ścierkę, a ja usiadłam na blat i zwiesiłam głowę łapiąc się za włosy. Słyszałam, że Till i Richard coś ode mnie chcą, ale nie rozumiałam ich. Chciałam się teraz odciąć od świata i o niczym nie myśleć. Chciałam się zamknąć w jakimś moim świecie i zająć się przyjemnymi sprawami, a nie zadręczać głowę czarnymi myślami.
-Nosz do cholery jasnej! -krzyknęłam i zerwałam się z blatu. -Dajcie mi pomyśleć! -wydarłam się na nich.
-Mamo? -zapytała cicho Natalie. -Coś się stało?
-Nie kochanie. -mruknęłam. -Mam po prostu ciężką sytuację.
Podeszłam do dziewczynki i pogłaskałam ją po głowie, po czym pocałowałam ją w czoło. Z cichym westchnięciem wróciłam na górę do sypialni. Chwyciłam swój telefon i z szuflady wyciągnęłam słuchawki nauszne. Podłączyłam elektronikę do siebie i nałożyłam słuchawki. Chwyciłam książkę i położyłam się na łóżko. Włączyłam na fula moją ulubioną pleyliste i zaczęłam czytać książkę. Niech teraz ktoś mi przeszkodzi to normalnie rozszarpię.
***
Zapięłam pasek w butach i przełożyłam torebkę przez ramię. Pogłaskałam psiaki i wyszłam cicho z domu. Zamknęłam drzwi na klucz i otworzyłam auto mojego chłopaka, po czym wsiadłam do niego i odjechałam.
Wszyscy w domu już spali. Nawet Lucy i Doty wróciły już z roboty i śpią smacznie w łóżku. I pomyśleć, że cieszę się na nockę, która nosi nazwę "4 zmiana". Idę na 24, a wracam do domu po 15. Gdy wracam do domu przeważnie idę wtedy spać i wstaję o 22.30. Jem kolację, biorę prysznic, piję kawę i idę do roboty. Jak nigdy cieszę się, że tak będzie.
Zaparkowałam na swoim miejscu, po czym wyszłam z auta. Zamknęłam je i weszłam do kliniki. Odebrałam od sekretarki papiery i poszłam do swojego gabinetu na drugim końcu budynku. Gdy ktoś ma czwarte zmiany przejmuje obowiązki nad poważnie chorymi psami. Niektóre wymagają podanie lekarstw o 1 albo o 2, inne muszę zjeść, a jeszcze inne muszę przebadać. Do tego zawsze zdarzy się jakaś sytuacja, która będzie wymagała mojej interwencji i do tego na pewno zdarzy się jakiś nagły wypadek.
Odłożyłam papiery na biurko, po czym założyłam fartuszek i ruszyłam do pomieszczenia dla personelu, gdzie była już Mona*. Nie trawie tej laski.
-Kogao moje oczy widzą. -powiedziała śmiejąc się.
-Ta. -powiedziałam obojętnie. -Cześć.
Obie ze sobą nie przepadamy. Tą kobietę boli to, że szybko stałam się najlepszą doktor w klinice i większość osób, które tu przychodzi idzie do mnie do gabinetu, a nie do jej gabinetu, który jest obok mojego. Jest to wkurwiające, bo potem strasznie na mnie gada w pracy.
-Masz nowe auto? -zapytała.
-Nie. -powiedziałam i zaparzyłam herbatę. -Auto należy do mojego chłopaka.
-A kto jest twoim chłopakiem? -zapytała i przysunęła się do mnie delikatnie, ale w dalszym ciągu zachowując odpowiednią odległość.
-Nie wiesz kim jest mój brat. -westchnęłam. -Więc nie uwierzysz kto jest moim chłopakiem
Okłamałam ją, że nie jestem spokrewniona z Till'em, bo ta laska jest ich psychofanką. Co prawda to prawda, ale Mona wierzy mi we wszystko co jej powiem, bo wie, że ja nikogo nie kłamię i zawsze jestem szczera.
-Oh no pochwal się. -machnęła ręką.
Jak ona mnie do kurwy nędzy irytuje. Ona się kiedyś zamknie?
-Moim bratem jest Till Lindemann, a moim chłopakiem jest Richard Kruspe. -mruknęłam i spojrzałam na jej minę.
Kobieta wpatrywała się we mnie z szeroko otwartymi oczami i rozdziawioną buzią. Przewróciłam oczami i odwróciłam się do niej plecami, po czym podeszłam do drzwi. Gdy miałam już wychodzić spojrzałam na nią przez ramię.
-Miłej pracy Mona. -mruknęłam i wyszłam, po czym poszłam do swojego gabinetu.
______________________________
*Mona - jedna z weterynarzy. Nienawidzi Vitani i strasznie ją obgaduje. Dziewczyna ma brązowe włosy i jest wysoka. Jest troszeczkę pulchna i jest wielką fanką Rammsteina.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top