Rozdział #31

Patrzyłam na tabletkę antykoncepcyjną, którą obracałam w palcach. Nie mogę dłużej czekać z dzieckiem.

Schowałam tabletkę z powrotem do pudełeczka i odłożyłam tabletki do szafki. Za tydzień zrobię test ciążowy i zobaczymy. Jeżeli wyjdzie pozytywny idę do ginekologa, a jeżeli będzie negatywny spróbuję z Richard'em jeszcze raz.

Co do Till'a to zamierzam się do niego odezwać dopiero podczas rozmowy z Saskią. Nie wcześniej i nie później. Niech wie, że jestem na niego obrażona.

Upiłam łyk wody i odstawiłam szklankę na blat. Psy na dworze, a dzieci w szkole. Ja za godzinę idę z dziewczynami do pracy. Co do Lucy to jest jednym z lekarzy w klinice, w której pracuję z Doty. Jednak bycie lubianą przez szefową ma swoje plusy.

-Odbierzesz Nat ze szkoły? -zapytałam obejmując rękoma szyję mojego chłopaka.

-Jasne. -ziewną.

-Buzie się zatyka. -pocałowałam go w policzek, a on objął mnie i oparł swoje czoło o moje.

-Dobrze mamo. -zaśmiał się i cmoknął mnie w nos.

Pokazałam mu język, po czym odwróciłam się do niego plecami zaczynając robić kanapki na śniadanie.

Mężczyzna stanął za mną i objął mnie kładąc swoje dłonie na moim brzuchu. Poczułam ciepło na skórze tam gdzie trzymał swoje dłonie i już wiedziałam, że podjęłam dobrą decyzję nie łykając tabletki.

Gdy śniadanie było gotowe zrobiłam nam jeszcze kawy i usiedliśmy do stołu. Po chwili przyłączyły się do nas Lucy i Doty. Dziewczyny pochwyciły po jednej kanapce i po chwili się w nie wgryzły.

-Mam pytanie Lucy. -odezwał się mój chłopak patrząc na dziewczynę z zadziornym uśmiechem.

-O co chodzi? -zapytała, a ja zmarszczyłam brwi patrząc na Richard'a.

-Co to był za pocałunek z Paulem? -zapytał, a ja i Doty spojrzałyśmy po sobie. -Wytłumaczysz nam?

-Skąd ty...? -nie dokończyła pytanie, bo jej przerwałam.

-Całowałaś się z Landersem i nic nam nie powiedziałaś? -zapytałam.

-No bo to było przez przypadek. -jęknęła. -Zderzyliśmy się wstając z kanapy. Poleciałam na niego przez przypadek, a on poleciał na podłogę. Stało się tak, że nasze usta się złączyły.

-Widać było, że wam się podobało, bo żadne z was nie zamierzało kończyć tego pocałunku. -zaśmiał się mój chłopak.

-On nie miał jak, bo podłoga mu przeszkadzała, a ja... -zacięła się. -Nie chciałam. -powiedziała ciszej i spuściła głowę.

Spojrzałyśmy z Doty na siebie i kiwnęłyśmy głowami. Wstałyśmy i klęknęłyśmy przy naszej przyjaciółce. Ruda spojrzała na nas smutno, a my się uśmiechnęłyśmy do niej przyjaźnie. Po chwili we trzy tkwiłyśmy w uścisku.

Po przytuleniu się i zjedzeniu kanapek pożegnałyśmy się z moim chłopakiem i wyszłyśmy do pracy. Niestety dwóch śpiochów jeszcze spało, więc nie zdążyli się z nami pożegnać, a przed nami jedenaście godzin pracy. Od 9 do 20.

***

Zaparkowałam na swoim miejscu i razem z dziewczynami wyszłam z auta. Zamknęłam pojazd i poszłyśmy do pracy. Przywitałyśmy się z każdym w holu głównym, po czym każda z nas poszła do swojego gabinetu. Przebrałam buty i zdjęłam kurteczkę, a na bluzkę założyłam fartuszek.

Wyszłam ze swojego gabinetu i poszłam do recepcji. Wzięłam stamtąd papiery, które zbierały się dla mnie przez cały urlop, po czym wróciłam do swojego gabinetu. Standardowo zaczęłam wypełniać jeden plik i czekałam na pacjenta.

Po kilkunastu minutach do gabinetu ktoś zapukał. Zaprosiłam tego kogoś do środka i po chwili tkwiłam w uścisku.

-Cześć Saskia. -uśmiechnęłam się biorąc od siostry kotkę.

-Cześć. -odpowiedziała z uśmiechem. -Przyszłam z kotką na kontrole i o coś się zapytać.

-Już ją badamy. -powiedziałam zaczynając słuchać bicia serca kota. -A o co chciałaś się zapytać?

-Powiedziałaś Till'owi i Richard'owi o Lucasie? -zapytała, a ja znieruchomiałam.

-Nie. -odchrząknęłam. -Ale zbieram się, żeby im powiedzieć. Tylko, że jest mały problem. -uśmiechnęłam się krzywo wracając do badania kontrolnego kotki.

-Niby jaki? -zapytała opierając się biodrem o biurko.

-Boję im się to powiedzieć. -westchnęłam. -Dlatego mam do ciebie prośbę. -spojrzałam na nią. -Mogłabyś przyjechać dzisiaj do nas na 20.30 i przy tobie bym im to powiedziała? -uśmiechnęłam się niezręcznie i sprawdziłam kotce temperaturę.

-Nie ma sprawy Vit. -odetchnęłam na jej odpowiedź. -Przyjadę, ale musisz zadbać, żeby Paul i twoje przyjaciółki oraz dzieci wyszły. Potem musisz powiedzieć reszcie zespołowi o Lucasie.

-Wiem, ale nie chcę, żeby dzieci usłyszały. Nie chcę, żeby się bały i martwiły. -westchnęłam oddając kota właścicielce. -Kotka jest zdrowa.

-Domyślam się, że nie chcesz ich stresować, więc radzę ci o to zadbać. -powiedziała. -Spotkamy się po 20. Do zobaczenia.

-Do zobaczenia. -ucałowałyśmy sobie policzki i moja siostra opuściła gabinet.

***

Z mojego gabinetu wyszedł właśnie mężczyzna ze swoją iguaną. Nie powiem, ale dawno go tu nie widziałam. Miło było znowu z nim porozmawiać.

Nagle dostałam SMS-a. Usiadłam na kręconym krześle i wzięłam telefon do ręki. Odblokowałam urządzenie, a mój uśmiech zbladł.

Lucas:
No, no Mała. Pojutrze w godzinach porannych wychodzę z psychiatryka i będę miał szansę się na tobie zemścić. Dzięki mojemu koledze dowiedziałem się, że adoptowałaś córkę. To bardzo miłe z twojej strony, ale chyba nie chcesz, żeby coś się jej stało, prawda? Do zobaczenia Słonko.

Moje serce przyśpieszyło i przełknęłam gulę rosnącą w gardle. Trzęsącymi się rękoma weszłam w kontakty i wybrałam numer Paula. Muszę jak najszybciej im powiedzieć, ale jak to jest możliwe, że on wychodzi z psychiatryka?!

~Cześć Paul. -starałam brzmieć normalnie.

~Cześć. Stało się coś, że do mnie dzwonisz? -zapytał.

~Tak, a właściwie nie. -zaśmiałam się nerwowo i dosłownie widziałam przed sobą jego twarz i podniesioną brew do góry. ~Mam prośbę.

~Jaką? -zapytał.

~Byłbyś tak miły i zabrał Lucy, Doty oraz dzieci i psy na spacer przed 20.30? -zapytałam z nadzieją.

~A coś się stało, że nas wyganiasz z domu? -zapytał.

~Nie. Ptaszki mi doniosły, że pocałowałeś się z Lucy i chciałabym ci pomóc, a dzieci, psy i Doty dorzucę gratis. -zaśmiałam się, a on razem ze mną.

~Ta... ptaszki ci doniosły. Chyba jeden duży ptak. Cholerny Richard. ~mruknął, a ja starałam się nie parsknąć śmiechem. ~Jeśli mam być szczery to wolę tylko Lucy i jej synka pod opiekę, ale skoro mnie prosisz to okej. Zabiorę ich wszystkich na spacer. -powiedział, a ja normalnie czułam jak się uśmiecha.

~Dziękuję Paul. -powiedziała szczęśliwa. ~Tylko trzymaj psy na smyczy. -zachichotałam.

~Wiem. -zaśmiał się. ~Nie zamierzam później latać i ich szukać.

~Jeszcze raz dziękuję Paul. -powiedziałam uśmiechnięta i podeszłam do drzwi otwierając je i wpuszczając pacjenta z właścicielem. ~Dobra Paul, ja muszę kończyć, bo mam pacjenta.

Zanim odpowiedział ja się rozłączyłam i schowałam telefon do tylnej kieszonki spodni. Uwielbiam tego wariata.

-Z czym do mnie przychodzisz? -zapytałam chłopaka.

***

Weszłam do domu i rozebrałam się. W domu panowała cisza i psiaki nie przybiegły mnie przywitać. Paula, dziewczyn, dzieci i psiaków już nie ma. Powiem im jutro.

Weszłam do kuchni i usiadłam na krześle na przeciwko mojego brata i chłopaka. Oboje byli zdziwieni i nerwowi. Oni mnie zabiją jak im powiem ile to przed nimi ukrywałam.

-O czym chciałaś rozmawiać?-zapytał Till opierając się plecami o oparcie krzesła.

-Lucas napisał do mnie trzy razy i dwa razy zadzwonił. -powiedziałam i spuściłam głowę czekając na wybuch bliskich mi osób.

-Co kurwa?! -krzyknęli obaj. -Kiedy?!

-Jeden SMS dostałam przed trasą, drugi SMS dostałam jak jechaliśmy do Polski, trzeci SMS dostałam dzisiaj w pracy, pierwszy raz zadzwonił do mnie w dniu, w którym mnie postrzelił, a drugi raz mnie postrzelił w dniu, w którym przeprowadziliśmy się do Paula. -powiedziałam zerkanąc na Saskię, która kiwnęła do mnie głową.

-Dlaczego nie powiedziałaś nam jak napisał do ciebie po tym jak chciał zabić Richard'a?! -krzyknął Till.

-Nie chciałam psuć wam humoru. -mruknęłam. -Byliście tacy szczęśliwi, że jedziecie do Polski.

-To do cholery nie był powód, żeby nam nie powiedzieć. -warknął Richard.

-Ej! -krzyknęła Saskia, a w moich oczach pojawiły się łzy. -Vitani mówi wam taką ważną rzecz, a wy zamiast jej pomóc, to wy się na nią wydzieracie!

Richard

Spojrzałem na swoją dziewczynę. Byłem na nią wściekły, że dopiero teraz nam to mówi. Powinna nam o tym wcześniej powiedzieć, a nie ukrywała to.

-Kochanie. -powiedziałem spokojnie mimo mojego wkurzenia i wstałem od stołu.

Klęknąłem przy niej i złapałem ją za dłonie. Dziewczyna spojrzała na mnie, a ja pogłaskałem ją po policzku i uśmiechnąłem się smutno i przepraszająco.

-Najważniejsze, że nam powiedziałaś. -powiedziałem.

Kobieta upadła przede mną na kolana i wtuliła się we mnie. Objąłem ją i przyciągnąłem do siebie bliżej chcąc ochronić ją przed niebezpieczeństwem jakie na nią czyha.

-Już cicho. -zacząłem głaskać ją po głowie. -Ciiii. Nic nam nie będzie. Zadbam o to Słoneczko.

Dziewczyna przytuliła mnie mocniej, a ja poczułem się jakby chciała wejść w moje ciało i schować się przed światem.

-Vit. -odezwał się jej brat, a ja miałem ochotę przywalić mu za to, że przerwał tak miłą czynność.

Vitani wstała i smętnie podeszła do brata. Usiadła rozkrokiem na jego kolanach i wtuliła się w niego. Saskia stanęła obok Till'a i także się do niego przytuliła. Spojrzałem na nich i na mojej twarzy zagościł lekki uśmiech. Mimo wszystko miło jest popatrzeć na kochające i wspierające się rodzeństwo.

W pewnym momencie Vitani ucichła. Oddychała spokojnie i nie ruszała się. Miała zamknięte oczy, a jej twarz była wtulona w klatkę piersiową Till'a.

-Śpi? -zapytałem.

-Śpi. -potwierdził brat dziewczyny. -Zaniosę ją do pokoju. -powiedział i złapał ją za tyłek i podniósł się z krzesła.

Ruszył na górę, a ja patrzyłem na swojego przyjaciela ze zmarszczonymi brwiami. Niby to jest jej brat, ale za tyłek jej nie musi łapać.

Till

Wstałem z krzesła i z Vit na rękach ruszyłem do jej sypialni. Jakimś cudem otworzyłem drzwi i wszedłem do pomieszczenia. Podszedłem do łóżka i położyłam ostrożnie kobietę na łóżko. Nie przebierałem jej ani nic, bo nie miała jakichś niewygodnych ubrań.

Przykryłem ją i pocałowałem w czoło. Zapaliłem ciemnopomarańczową lampkę i wyszedłem z sypialni mojej siostry i Richard'a, po czym zamknąłem drzwi wpuszczając jeszcze Nale i Blue do sypialni. Zwiastowało to, że nocne marki wróciły do domu.

Zszedłem na dół i usiadłem na kanapie obok gitarzysty. Wyglądał na smutnego i zamyślonego. Postanowiłem dowiedzieć się o czym tak zawzięcie myśli.

Szturchnąłem go, a on spojrzał na mnie, po czym westchnął głośno i oparł się o oparcie kanapy.

-Idziemy jutro na policje z Vitani. -powiedział. -Nie zamierzam czekać aż coś jej się stanie.

-Zgadzam się z tobą. -powiedziałem ziewając. -Vit sporo przeszła i nie zamierzam patrzeć jak znowu przez niego cierpi.

-Jakby co to twoja druga siostra wróciła do domu. -mruknął mój przyjaciel wstając. -Ja idę spać.

-Ja też. -powiedziałem idąc za nim i gasząc światło w salonie.

Życzyliśmy sobie miłej nocy, po czym oboje weszliśmy do swoich sypialń. Spojrzałem na puste łóżeczko swojej siedmiomiesięcznej córeczki i uśmiechnąłem się lekko. Trzeba będzie załatwić jej powoli oddzielny pokój.

Wziąłem prysznic i przebrałem się w bokserki do spania. Gdy wyszedłem z ciepłego i zaparowanego pomieszczenia zauważyłem jak Doty kładzie moją córkę do łóżeczka.

Stanąłem za kobietą i objąłem ją. Blondynka wyprostowała się i spojrzała na mnie kątem oka. Pocałowałem ją w policzek i wtuliłem ją w swoje ciało. Doty odetchnęła i zamknęła oczy opierając swoją głowę o moje ramię.

Wiedziałem, że Doty nie otworzyła się na mnie całkowicie. Znamy się krótko i szybko zostaliśmy parą, ale to jeszcze nie jest miłość jak u Richard'a i Vitani.

-Idę spać. -powiedziała całując mnie krótko w policzek i wyszła z mojego pokoju.

Westchnąłem i położyłem się na łóżku. Zacząłem wpatrywać się w sufit i położyłem ręce pod głowę. Muszę coś zrobić, żeby Doty zaczęła ze mną spać w jednej sypialni.

Po kilku minutach odwróciłem się twarzą do łóżeczka Demi. Zamknąłem oczy i poszedłem spać.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top