Rozdział #30

Po trasie koncertowej
05.06.2017r. (poniedziałek)

-Nie! -krzyknęłam ze śmiechem i zasłoniłam się rękoma.

Nala wyskoczyła zadowolona z wanny i skoczyła na mnie liżąc mnie po twarzy. Jej mokre łapy stykały się z moimi już mokrymi ubraniami, a jej nos oraz język łaskotał mnie po twarzy i szyi.

-Nala! Dość! -zaśmiałam się, a suczka usiadła przy mnie chlapiąc już i tak mokrą podłogę.

Blue wydawał się być bardziej zainteresowany gryzieniem strumienia wody. Psiaki mają już 6 miesięcy, a czasami wydaje mi się, że oni dalej uważają, że mają 2 miesiące.

-Co tu się dzieje? -zapytał Paul, ale zanim zdążyłam powiedzieć, żeby uciekał Blue wyskoczył z wanny prosto na Paula.

Wstałam z podłogi i spojrzałam na mokrego przyjaciela. Zaczęłam się z niego śmiać nie mogąc się uspokoić. Śmiesznie wyglądał próbując ściągnąć z siebie średniej wielkości Husky'ego. No nie ukrywajmy, ale Blue nie należy to tych lekkich ras psów, tak samo jak jego towarzyszka zabaw, Nala.

-Blue! Złaź ze mnie! -krzyknął, a ja odciągnęłam od niego psa. -Dzięki Vit. -powiedział wstając.

-Żyjesz? -zapytałam wsadzając psa do wanny.

-Ta. -mruknął patrząc na swoje ubranie. -Przed chwilą się ubrałem! Ty mała bestio! -krzyknął pokazując na Blue.

Na nieszczęście Paula pies odebrał to jako znak do zabawy i znowu wyskoczył z wanny rzucając się na przestraszonego mężczyznę. Paul i Blue znowu wylądowali na podłodze, a ja patrzyłam się na nich jak na małe dzieci. Szczerze mówiąc Blue jest jeszcze szczeniakiem, no ale, żeby od razu atakować Paula? Pies morderca, nie ma serca.

-Co ty robisz dzieciaku? -zapytał Till stając w progu.

Moja głowa od razu powędrowała w jego stronę z uniesioną brwią. Spojrzałam na niego z miną mówiącą; "Bo ty się w tym miesiącu nie zachowywałeś jak dziecko, tak?".

-No co? -zapytał, a ja jeszcze bardziej uniosłam brew do góry.

-Ktoś mi pomoże?! -spojrzałam na Paula i zaczęłam się śmiać.

Tak silny mężczyzna nie mógł poradzić sobie z liżącym go po twarzy Husky'm. Nie wiem czy to było spowodowane tym, że Paul przed chwilą wstał, czy po prostu nie chce mu się użerać z psem, bo mówiąc szczerze Blue nie jest lekki.

-Blue. Do wanny, ale już. -powiedziałam do zwierzęcia i wskazałam na wannę.

Psiak posłusznie zszedł z mojego przyjaciela i wskoczył do wanny ochlapując wszystko dookoła, bo jakby cholera nie było już wszystko mokre.

-Dzięki Vit. -powiedział Paul. -Idę się przebrać.

-To idź i już tu nie wracaj jak chcesz być suchy. -zaśmiałam się i za sobą usłyszałam śmiech Till'a i Paula.

-Masz to jak w banku. -powiedział i wyszedł.

-Dla bezpieczeństwa ja też sobie pójdę. -zaśmiał się mój brat.

-Od moich psów się nie uwolnisz Till. -zachichotałam i usłyszałam jak mój brat zamyka drzwi, po czym trzaska drzwiami do sypialni, a po chwili krzyk Doty rozniósł się po domu.

Zaśmiałam się cicho i dokończyłam mycie psów. Było przy tym zabawy, bo próbowały zjadać wodę i pianę. Na szczęście po godzinie skończyłam i psiaki stały przy drzwiach czekając na wypuszczenie. Niestety nie były jeszcze wysuszone, ale co tam szkodzi? Raz się żyje, nie?

Wstałam z kolan i wypuściłam psy. Specjalnie nie zamykałam drzwi, żeby słyszeć krzyki rozpaczy jak mokre psy chlapią ich ubrania. Na szczęście nie musiałam długo czekać.

-Nie! -usłyszałam krzyk chłopaków i dziewczyn.

-Vit! Vit, zabierz te psy zanim wygonie je na dwór! -krzyknął mój chłopak.

-To ty będziesz je mył jak wyrzucisz je na dwór! -odkrzyknęłam.

-Nie przesadzaj! -krzyknęła Doty. -Vitani zabierz je no!

-Ja posprzątam, a ty idź te małe bestie opanuj. -usłyszałam Lucy, po czym wyrzuciła mnie z łazienki.

Westchnęłam i przekręciłam oczami. Poprawiłam włosy i mokra zeszłam na dół. Każdy z dorosłych próbował uspokoić psiaki, ale dzieci specjalnie podjudzały je, a te zadowolone jeszcze bardziej się wściekały.

-Dość! -krzyknęłam i każdy staną w miejscu patrząc na mnie. -Do nogi psiaki!

Psiaki podbiegły do mnie, a ja wypuściłam je na dwór. A tylko mi się wybrudzą, to do domu ich nie wpuszczę. Wróciłam spojrzeniem na dorosłe osoby i dzieci, po czym wygoniłam dzieci na dwór, bo widziałam, że chciały się pobawić z psiakami.

-A wy co? -zapytałam osoby dorosłe.

-Jak ty ujarzmiłaś te bestie?! -krzyknął Paul.

-Mam je od zawsze przez 6 miesięcy. -wzruszyłam ramionami. -Głodni albo coś?

-Idziemy robić obiad! -krzyknęła Lucy i poszłyśmy do kuchni.

Prostując sytuację z Lucy. Ona i jej synek zamieszkali z nami po przekonaniach Paula. Okazało się, że właściciele domku jednorodzinnego nie wyprowadzają się i domek nie jest już na sprzedaż. Automatycznie moja przyjaciółka wraz ze swoim dzieckiem nie mieli gdzie mieszkać. Paul jako, że jest dobroduszny i zakochany w Rudej zaproponował jej, żeby u nas zamieszkała. Oczywiście jak to ona trzeba było przekonywać ją przez kilka godzin. Na szczęście zgodziła się i teraz razem z Doty mamy jeszcze lepsze kontakty z naszą rudą przyjaciółką.

Razem z dziewczynami weszłam do kuchni i zaczęłyśmy szykować obiad. Ja zajęłam się pieczeniem mięsa, Doty gotowała ryż i sos, a Lucy robiła sałatkę.

***

-Może pomyślimy o dziecku? -nagłe pytanie Richard'a zmusiło mnie do zatrzymania.

Gdy ja stanęłam stanął i Richard. Dziecko? Teraz? Nie... nie teraz. Nie teraz jak wróciłam do pracy.

-A dlaczego teraz? -zapytałam i ruszyłam leśną dróżką za psami. -Chciałabym popracować trochę.

-Nie chcesz dziecka, bo chcesz pracować? -zapytał. -Co ci przeszkadza pracować w czterech pierwszych miesiącach ciąży?

No i miła atmosfera na spacerze przepadła. Mogliśmy do cholery zostać w domu i nie jechać z psami do lasu.

-Mam czasami ciężkich albo nietypowych pacjentów. -powiedziałam. -Nie mogę ich wszystkich porozdawać innym weterynarzom, bo oni też mają swoich pacjentów. -wytłumaczyłam.

-Nie było pytania. -mruknął mężczyzna i przyśpieszył pociągając mnie za ręką, za którą mnie trzymał.

-Oh no nie obrażaj się! -jęknęłam i stanęłam przed nim.

Gitarzysta patrzył na mnie z góry, a ja musiałam nieźle zadzierać głowę. Jego oczy były smutnie. Chciał ze mną dziecko, a ja nie chcę dziecka teraz i w ten sposób robię mu przykrość.

-Richie. -powiedziałam z lekkim uśmiechem i objęłam go. -Porozmawiamy o dziecku jak wrócimy do domu. Co ty na to? -zapytałam.

-Obiecujesz? -zapytał obejmując mnie.

-Obiecuję. -uśmiechnęłam się, po czym poczułam usta mężczyzny na swoich ustach.

-Trzymam cię za słowo, kochanie. -powiedział i cmoknął mnie w usta, a ja zaśmiałam się.

Nagle podbiegły do nas psiaki. Zaczęły plątać się pod naszymi nogami, że każda próba poruszenia się skończyła by się upadkiem.

-Nala! Blue! Dosyć! -krzyknęłam, a psiaki stanęły przed nami i z przekrzywioną głową spojrzały na nas. -Wracamy. -mruknęłam i zawróciłam.

***

Richard

Usiadłem na łóżku w mojej sypialni na przeciwko Vitani. Dziewczyna siedziała ze spuszczoną głową i nerwowo bawiła się końcem swojej bluzki.

-O czym chciałaś porozmawiać? -zapytałem chociaż domyślałem się o czym.

-Nie chcę dziecka w tym miesiącu. -westchnęła nawet na mnie nie patrząc.

Patrzyłem na nią otępiały, a wewnątrz ciała kumulowałem całą złość, żeby nie wybuchnąć przy dziewczynie. Nie chciałem pogorszyć jej stanu i naszej relacji. Co to, to nie.

-Dlaczego? -zapytałem, a ona spojrzała na mnie na ułamek sekundy.

Przez chwilę pomyślałem, że może mieć kochanka, ale... a jeżeli na prawdę ma kochanka? No tak. Na spacerze podała mi powód, ale chętnie posłucham jeszcze raz. W sumie... zapytać nie zaszkodzi.

-Zdradzasz mnie? -zapytałem patrząc na nią przenikliwie.

Musiałem się upewnić. Ufałem jej, ale... co jeżeli na prawdę ma kochanka?

Głowa kobiety od razu wystrzeliła głowę w górę i spojrzała na mnie. W jej oczach zbierały się łzy, a dłonie zaciskały się w piąstki.

-Znowu zaczynasz? -warknęła, a ja dalej wpatrywałem się w jej oczy. -Podczas trasy koncertowej mówiłeś, że mi ufasz. Czyżbyś kłamał?

-To powiedz mi, dlaczego nie chcesz dziecka. -powiedziałem spokojnie.

-Mam teraz sporo pacjentów. Nie mogę ich "podrzucić" do innego lekarza, bo oni też mają swoich pacjentów. -zaczęła. -Do tego muszę poukładać jeszcze kilka spraw. -przypomniało mi się coś.

-Cóż... -zacząłem, a dziewczyna wierciła we mnie dziurę. -... rozumiem cię. -powiedziałem, a Vit odetchnęła z ulgą. -Do tego jest inna sprawa, o której pragnę ci przypomnieć.

-Jaka? -zapytała dziwiąc się.

-Kiedy umówisz się na wizytę u psychologa? -zapytałem, a ona przełknęła głośno ślinę.

Znowu spuściła wzrok i znowu z nerwów zaczęła bawić się końcem bluzki. Powoli nie wytrzymywałem w tej ciszy. Chciałem odpowiedzi.

-Nie umówię się. -powiedziała tak cicho, że prawie jej nie usłyszałem.

-Gdy byliśmy w Polsce to o tym rozmawialiśmy. -powiedziałem zdenerwowany. -Obiecałaś nie tylko mi, ale i reszcie zespołu oraz dziewczynom. Nie możesz teraz się wycofać.

-Oczywiście, że mogę. -powiedziała patrząc na mnie złowrogo. -Te zamyślanie to jest inna sprawa, o której nie mogę wam jeszcze powiedzieć.

-Jaka do cholery sprawa?! -krzyknąłem powoli przestając nad sobą panować.

-Mówię, że jeszcze nie mogę wam powiedzieć! -krzyknęła, a jej oczy pociemniały.

Zanim coś zrobiłem albo powiedziałem ona kierowała się w stronę drzwi od naszej sypialni.

Wstałem szybko i złapałem ją za nadgarstek. Kobieta odwróciła się szybko i starała się wyrwać.

-Nie skończyłem rozmowy. -warknąłem wzmacniając uścisk.

-Ale ja skończyłam. -warknęła.

Cholera. Ona jest taka seksowna jak się denerwuje. Ale czy to nie będzie przegięcie jeżeli teraz ją pocałuje? Wkurwi się na mnie bardziej! A może... chuj. Nie wytrzymam.

Po moich "mądrych" przemyśleniach przyciągnąłem do siebie kobietę i pocałowałem ją. Vitani przez chwilę nic nie robiła, ale po chwili oddała pocałunek. Zarzuciła swoje dłonie na moją szyję i przyciągnęła mnie bliżej. Oj Mała, bo to się skończy w łóżku.

Objąłem ją i zsunąłem swoje dłonie na jej pośladki ściskając je lekko. Siostra Till'a jęknęła cicho i uśmiechnęła się między pocałunkami.

Moja dziewczyna zjechała prawą dłonią na wysokość gumki od spodni, a ja poczułem jak robi mi się gorąco.

Jęknąłem cicho, gdy jej dłoń zaczęła pieścić mojego członka. Oj skarbie nie wiesz co wywołałaś.

Złapałem jej prawą rękę i wyciągnąłem ze swoich spodni. Podniosłem zdziwioną dziewczynę i położyłem ją na łóżko zwisając nad nią. Zacząłem całować jej szyję, a ona westchnęła, gdy doszedłem do obojczyka. Jej czuły punkt, a drugim czułym punktem są boki jej pośladków. Właśnie jej czułe punkty zamierzam wykorzystać.

Po kilku minutach gry wstępnej oboje byliśmy nadzy. Oderwałem się od jej ust i wyprostowałem się wchodząc w nią. Patrzyłem na jej twarz z uśmiechem, a ona odchylała głowę do tyłu i jęczała. W pewnym momencie nie wytrzymała przyjemności i wyprostowała się gwałtownie uderzając w moją klatkę piersiową i dochodząc z jękiem.

***

Vitani

Siedziałam z lekkim uśmiechem na kanapie w salonie trzymając ciepły kubek w dłoniach i patrząc na zasypiające dzieci, które głaskały Nale i Blue. Dzieci i psiaki siedziały na swoich pufkach przy rozpalonym kominku. Wiem, że już nie trzeba palić, ale dzieci tak ładnie poprosiły, że nie mogłam się im oprzeć i zrobiłam to o co mnie prosiły.

A gdyby tak... nie... to głupie. A może? Nie... jest jeszcze czas. Nie ma pośpiechu. W sumie można by... Nie. Już postanowione.

-Richard powiedział, że nie chcesz umówić się na wizytę u psychiatry. -wywróciłam oczami słysząc jego głos.

-To jest całkiem inna sprawa i psycholog tu nie pomoże. -mruknęłam nie odrywając wzroku od dzieci.

-Jak kurwa całkiem inna sprawa?! -kolejny się drze. -Możesz mi to wytłumaczyć?!

Warknęłam pod nosem i odstawiłam kubek z herbatą. Złapałam brata za rękę i poszłam z nim do łazienki. Zamknęłam drzwi na klucz wcześniej patrząc na mega zdziwionego Paula i Richard'a.

-No mówię do cholery, że to jest inna sprawa i tu psycholog nie pomoże. -warknęłam. -A przynajmniej mi, bo go nie potrzebuję.

-Zamyślasz się do cholery prawie cały czas i nie ma z tobą kontaktu! Nie potrzebny ci psycholog?! Ja myślę odwrotnie! -krzyczał, a ja patrzyłam obojętnie na jego twarz.

-Mi nie jest potrzebny, ale tobie tak, żebyś panował nad gniewem. -syknęłam, a on spojrzał na mnie zdziwiony. -Zanim wam powiem o tej sprawie to muszę porozmawiać z Saskią. -dźgnęłam go paznokciem w klatkę piersiową patrząc zła w jego oczy. -Jutro do niej dzwonię i umówimy się na kawę tak, żeby nikogo nie było, czy tego chcesz czy nie.

-Ale nie... -dźgnęłam go w klatkę piersiową i przerwałam mu.

-Nie ma żadnego "ale"! -uniosłam głos. -Dzwonię jutro do niej i koniec kropka! Radzę mnie nie wkurwiać, bo nie odezwę się do ciebie przez tydzień! -zagroziłam zła.

Podeszłam do drzwi i je otworzyłam.

-A wy do cholery nie podsłuchujcie. -warknęłam patrząc na Paula, który wylądował na plecach mojego chłopaka.

Przeszłam obok leżących mężczyzn i podeszłam do dzieci. Obudziłam je i kazałam przebrać w piżamy i iść spać. Na ich szczęście zrobiły to bez zbędnego gadania.

Ugasiłam ognień w kominku i otworzyłam okno na dole w salonie. Przeszłam obok mężczyzn i poszłam na górę do sypialni.

Wzięłam bardzo długi prysznic, po czym wyszłam z mojej łazienki. W pokoju jak i w domu panowała ciemność i nikogo nie było słychać. Z tego co udało mi się zobaczyć, gdy moje oczy przyzwyczaiły się do ciemności, to Blue i Nale, którzy spali przy mojej części łóżka.

Uśmiechnęłam się delikatnie i pogłaskałam psiaki po główce. Lekko pomachały ogonem, po czym położyłam się na mojej połówce łóżka obok śpiącego Richard'a.

Przykryłam się szczelnie kołdrą i odetchnęłam głęboko. Nie lubiłam kłócić się z Till'em, ale nie pozwolę, żeby układał mi życie.

Nagle poczułam jak mój chłopak mnie obejmuje i przyciąga do siebie. Przytulił mnie przez sen, a ja zamknęłam oczy wypuszczając powoli powietrze i udając się do krainy Morfeusza.

____________________________________
Sześciomiesięczny Husky:

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top