Boże Narodzenie
Richard poprawiał właśnie pościel na łóżku, a ja zakładałam właśnie tunikę i czarne getry. Czułam jak David i Zven kopią mnie od środka. Niby cudowne uczucie, ale w moim przypadku było trochę bolesne i to było widać na mojej twarzy.
W pewnym momencie mocno zabolał mnie brzuch. Jęknęłam i złapałam dłońmi mój duży brzuch. Richard od razu znalazł się przy mnie. Objął mnie ramieniem i kazał usiąść. Oparł mnie o siebie i kazał podnieść nogi do góry.
Zrobiłam jak kazał i po kilku minutach ból ustąpił. Miałam zamiar wstać, ale mój nerzeczony kazał mi jeszcze leżeć.
-Już jest wszystko okej. -powiedziałam siadając normalnie i patrząc na niego. -Możemy już zejść na śniadanie.
-Na pewno? -dopytywał.
-Tak. -uśmiechnęłam się lekko. -Powiedziałabym ci w razie czego.
-Skoro tak uważasz, to chodźmy. -powiedział pomagając mi wstać.
Z jego pomocą zeszłam na dół i usiadłam przy stole. Odkąd jestem w ciąży na śniadanie jem tylko i wyłącznie świerze pieczywo z miodem i do tego herbatę owocową.
Po zjedzeniu śniadania razem z Till'em i Demi, która chodziła już na nóżkach trzymana przez dorosłego, wybrałam się na spacer po sporej parceli.
Ubrałam się i łapiąc mojego brata pod rękę wyszliśmy z domu. Na dworze było zimno i padał śnieg, dlatego mocno się opatuliłam. Nala i Blue towarzyszyli nam przez cały spacer, który trwał już godzinę.
Demi ze śmiechem próbowała łapać do buzi lub w rączkę spadające płatki śniegu, ale nie udawało jej się to.
Psiakom zostało jeszcze dwadzieścia jeden dni do pełnego roku życia. Są już duże i groźne dla obcych. Nie dość, że psy pociągowe to jeszcze psy obronne. To są moje pierwsze 'dzieci', które kochałam, kocham i będę kochać do końca.
Nagle znowu złapał mnie silny ból brzucha. Skuliłam się i objęłam brzuch rękoma. Jęknęłam z bólu i zacisnęłam oczy. Till objął mnie i zaczął szeptać uspokajające słowa. Nie mogłam się na niczym skupić, bo ból był nieprzyjemny. Co się ze mną dzieje? -myślałam zaniepokojona.
-Już... jest dobrze. -westchnęłam prostując się.
-Nie, nie jest dobrze. -powiedział patrząc na mnie zmartwiony. -Często ci się tak dzieje? -zapytał.
-Nie. -powiedziałam i z jego pomocą zaczęłam iść do domu. -Dzisiaj to już drugi raz.
-Nie dobrze Vit. Nie dobrze. -powiedział smutno trzymając jedną ręką mnie a drugą Demi.
Weszliśmy do środka i Till od razu zawołał Richard'a. Mój narzeczony wziął mnie pod rękę i zaprowadził na kanapę, gdzie siedział Paul. Chłopcy pomogli mi się rozebrać i kazali położyć mi się na kanapie. Zrobiłam to co kazali i położyłam głowę na kolanach Paula.
-Idę zrobić ci herbatę. -powiedziała Lucy i spojrzała na mnie pełna współczucia.
-Dziękuję. -uśmiechnęłam się słabo.
-Chyba nici z obiadu u Christoph'a. -powiedział Till kołysząc Demi.
-Wy idźcie. -powiedziałam.
-Nie zostawię cię samej. -zaprzeczył czarnowłosy.
-Nie przesadzaj Richard. -mruknęłam. -Numer na pogotowie i do was znam.
-A jeżeli... -przerwałam mu.
-Nie Richard. -powiedziałam i usiadłam normalnie. -Nie jestem małą dziewczynką i nie raz zostawałam sama w domu. Jeżeli nie pójdziesz po dobroci to wyrzucę cię siłą. -zagroziłam.
-Niby jak? -zapytał.
-Nie chcesz wiedzieć. -powiedziałam, a Till postanowił potrzymać moją stronę.
-Nie martw się. -powiedział kładąc dłoń na ramieniu mojego narzeczonego. -Da sobie rade. To silna kobieta.
-Jak mam się nie martwić? -zapytał smutny i poddenerwowany. -To moja narzecuona, która jest w ciąży.
-Hej, wyluzuj Kruspe. -powiedziała Lucy wchodząc do salonu z herbatą. -Pół na pół. -powiedziała do mnie i podała mi kubek, a ja upiłam łyk i podziękowałam jej. -A ty Richard powinieneś wiedzieć, że twoja przyszła żona da sobie radę. W końcu nie bez powodu jest Lindemann, a zaraz zostanie Kruspe. Nie uważasz?
-No tak, ale... -Doty mu przerwała.
-Żadnego "ale". -powiedziała moja przyjaciółka.
-Właściwie to jeżeli nic mi już nie będzie to pójdę z wami. -wtrąciłam się do "kłótni".
-Myślisz, że to dobry pomysł? -zapytał Paul.
-Siedzisz? -zadałam z dziewczynami retoryczne pytanie. -To siedź i nie gadaj.
Heiko uniósł ręce w geście poddania i już się nie odezwał. Nie chciałam na niego nakrzyczeć, ale niech przynajmniej on nie ciągnie tej gówno-burzy.
***
-Wchodźcie. -Urlike zaprosiła nas do środka gestem ręki.
Weszliśmy witając się po kolei z dziewczyną buziakiem w policzek. Od wypicia herbaty i leżenia do 12.30 już nie miałam tych dziwnych ataków bólu brzucha. Mogłam już chodzić i nie odczuwałam bólu, co teraz było mi na rękę.
Rozebrałam się i weszłam do salonu witając się z Christoph'em, Christian'em, Oliver'em, Jenny, Marią, Jackob'em i Margaret. Odpowiedzieli mi tym samym.
Usiadłam na jednym z foteli, a na jego łokietniku usiadł Richard.
-Jakby coś cię zabolało albo znowu miałabyś ten dziwny atak wracamy do domu i dzwonimy po lekarza. -powiedział stanowczo i głosem nieznoszącym sprzeciwu.
-No dobrze. -westchnęłam nie chętnie.
Lekarz też człowiek i też spędza pewnie święta z rodziną. Nie chcę, żeby zostawiał wszystko, żeby tylko przyjechać do nas do domu i zacząć mnie badać. Normalnie każdy lekarz marzy o tym w święta. Jakby cholera nie mieli co robić tylko patrzeć jak David i Zven męczą mnie od środka.
-A coś się dzieje? -zapytała Jenny.
-Mam jakieś dziwne skurcze przez, które nie mogę chodzić. -mruknęłam.
-Niezbyt ciekawie. -powiedziała. -Mówiłaś to tym swojemu lekarzowi prowadzącemu ciążę?
-Lekarz też człowiek i też ma rodzinę! -wybuchłam. -Nie chcę odrywać go w święta od rodziny. Zadzwonię do niego dopiero jutro.
-Po to ten lekarz jest. -prychnęła Maria. -Nie powinnaś patrzeć na dwie godziny oderwania od rodziny kosztem swoich nienarodzonych dzieci i swoim zdrowiem.
-Ma racje. -powiedział Christoph. -Dla każdego z nas jesteś ważna i nie chcemy żebyś cierpiała.
-Możemy zmienić temat? -zapytałam. -Dziękuję. -odpowiedziałam nie czekając na odpowiedź.
Męczyła mnie już cała ta rozmowa. Ja zdecyduję czy dzwonimy do lekarza czy nie. Mój instynkt podpowiada mi, że te skurcze nie pogarszają stanu zdrowia mojego i dzieci, ale coś sygnalizuje. A to, że boli jak one się pojawiają to już nie moja wina. One po prostu coś sygnalizują.
***
Wróciliśmy do domu, a ja od razu poszłam do wanny. Nalałam sobie letniej wody i nie wlewając do niej żadnych płynów ani nic, po prostu do niej weszłam. Musiałam się odprężyć i uspokoić. Nie chciałam nikogo stresować ani nic. Byłam potrójnie zmęczona, a moja głowa była załadowana myślami i rozmowami na dzisiejszym obiedzie. W styczniu po Nowym Roku mam wizytę u ginekologa. I dopiero wtedy powiem mu o tych skurczach czy co to tam jest, jeżeli faktycznie będą się pojawiać tylko dwa razy w ciągu dnia, a jeżeli zaczną pojawiać się częściej to nie ma bata i dzwonię po lekarza prowadzącego ciąże.
Po godzinie leżenia w wodzie zaczęłam się myć. Ja się jeszcze dziwię, że Richard nie dobijał się do łazienki i nie sprawdzał czy wszystko u mnie w porządku. W sumie jakby mógł to by siedział obok mnie i mnie mył, karmił, ubierał, podcierał i malował. Zachowywał się czasami jakbym była 10-letnią dziewczynką, a nie 21-letnią kobietą. Powoli zaczyna mnie to wkurwiać. Rozumiem, że się o mnie i o nienarodzone dzieci martwi, no ale bez przesady. Sami Till i Paul to zauważyli. Najgorsze jest to, że wcale nie mogą na niego wpłynąć i całe ich powtarzanie w kółko tego samego nie pomaga, a moim zdaniem jeszcze bardziej nakręca Richard'a do pilnowania mnie. Jak się na prawdę wkurwię to mu coś powiem, a jak mu coś powiem to nie będzie się do mnie odzywał do porodu.
Po wyjściu z wanny, wytarciu się i ubraniu w piżamę, wyszłam z łazienki. Położyłam się ostrożnie na łóżku w ciemnym pokoju i przytulając kołdrę odetchnęłam. Zrobiło mi się ciepło, a z dołu słyszałam stłumione rozmowy. Na końcu korytarza za drzwiami swój pokój miała Natalie z Anną, a obok nich miał pokój Max, więc słyszałam co nie co, co się u nich dzieje i zawsze byli grzeczni.
Wtuliłam się mocniej w poduszkę i rozluźniłam mięsnie. Położyłam dłoń na swoim brzuchu i poczułam jak chłopcy chcą wyjąć już poza niego. Szczerze mówiąc też już bym chciała zobaczyć moich małych chłopców i ich przytulić. Jeszcze nie całe dwa miesiące. Muszę wytrzymać.
Po moich rozmyślaniach odgoniłam jakiekolwiek myśli z mojej głowy i usnęłam zanim Richard zdążył wejść na górę, umyć się, przebrać w piżamę i położyć się obok mnie.
______________________________
To na tyle w tej części książki. Jeżeli wam się spodobała zostawcie komentarz i gwiazdkę. Jak widzicie sprawy mają się inaczej niż w poprzednich rozdziałach.
Do zobaczenia i pozdrawiam!
Psycho_Melania ;* ;* ;*
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top