Sztuka do kochania - cz. 1


Autobus toczył się przez mokrą ulicę i nie było specjalnie czego oglądać. Siedzieć też w spokoju nie mogła.

– Sięga do kieszeni. Uśmiecha się do niego. Cholera, obejrzała się. Nie, raczej mnie nie widziała.

Nie dość, że facet za jej plecami nadawał jak radiostacja i zdawał komuś relacje przez telefon, to jeszcze bezczelnie się wiercił. Odsunęła się od oparcia i wreszcie miała zwrócić mu uwagę, gdy nagle i jej komórka dała o sobie znać.

– Tak mamo?

– Co tak długo, autobus się spóźnił?

– Po drodze był wypadek i zablokowano ruch.

– To daj znać, kiedy wysiądziesz, przyjadę po ciebie na przystanek.

– Dobrze, ale nie wiem, ile jeszcze to potrwa, bo kierowca zmienił trasę i jedziemy jakimś objazdem. W dodatku strasznie pada.

– To nic, i tak nie zasnę, więc będę na ciebie czekała.

– Dziękuję mamo, jesteś kochana. Pa.

Nie zdążyła schować komórki do plecaka, a znowu się zaczęło.

– Nie wiem, nie widzę, kto. Dobra, rozmawiają. A ty, gdzie jesteś? Aha. Nie, nie zauważyłem, żeby go miała. Czekaj, zdjęła szalik. – Ożywił się, a wraz z nim jej głowa, która kilka razy odbiła się od tapicerki.

Zamiast poprosić faceta, żeby nie potrząsał siedzeniem i usiadł wreszcie jak człowiek, z ciekawości sama ostrożnie się wychyliła i spojrzała na przód autobusu, wyławiając śledzoną dziewczynę oraz jej towarzysza. Kiedy tamta odrzuciła blond włosy, okazało się, że była bardzo ładna, można by nawet powiedzieć – jak z okładki. Najwyraźniej narzeczony czy mąż podejrzewał ją o coś i kazał śledzić. Biedak niestety miał wielkiego pecha. Towarzysz blondyny wyglądał na dużo starszego, a ściślej, to mógłby być jej ojcem. Rekinem, psem na baby, kimś ważnym albo tylko sprawiać takie wrażenie. Pierwszy raz z czymś takim się spotkała, w dodatku w autobusie. Kiedy „tatuś" pochylił się i zaczął całować blondynę, przestała się przyglądać i wycofała się na miejsce.

– Całują się. Przepraszam, brachu. Zrobić fotę?

Nie, żeby zaczęła jakoś specjalnie współczuć jej chłopakowi, ale uważała, że to nie w porządku. Na pewno zależało mu na dziewczynie, skoro był zdolny posunąć się do czegoś takiego. Tego typu pary najczęściej kojarzyły się jej ze sponsoringiem. Być może była zbyt surowa w swojej ocenie, ale kiedyś zetknęła się z podobną sytuacją, kiedy jej koleżanka z pokoju zaczęła spotykać się z bogatym gościem. Uczucia wielkiego między nimi oczywiście nie było, bo jak sama się przyznawała, bardziej kochała jego karty kredytowe i samochody. Zawsze miała pieniądze i ubrania od znanych projektantów, ale przynajmniej nigdy się z tym nie kryła. Po prostu typ bezwzględnej materialistki, która nie potrzebowała na dokładkę chłopaka.

– Dobra, wysiądę za nimi, ale robię się głodny, wiesz? – parsknął cicho. – O, znowu. No, w ślimaka lecą, a myślałeś, że co? – zniżył głos.

Nie mogła dłużej bawić się w podglądacza ani tego słuchać. Wyciągnęła komórkę i wcisnęła do uszu słuchawki. Chciała, żeby czas szybciej zleciał, bo widok całującej się pary nie najlepiej na nią podziałał i przywoływał niechciane wspomnienia. Przytknęła nos do chłodnej szyby i obserwowała przedmieście. Deszcz zacinał coraz mocniej, rozmazywał neony i światła mijanych pojazdów. Żałowała, że nie wzięła parasola i nie sprawdziła prognozy pogody, ale kto mógł przypuszczać, że po śnieżnych walentynkach, ten dzień zakończy się pluchą. To, jak zakończyły się walentynki, również było dla niej nie do przewidzenia. W sylwestra nie mogła się ich doczekać, a teraz, wolałaby wymazać wszystko z pamięci i żeby w ogóle nie istniały. 

Wysiadła we „Fordonie" i stąd miała tylko dziesięć minut drogi. Jednak mama zawsze ją odbierała, upierając się, że nie pozwoli samej ciągnąć się przez osiedle pełne łobuzów. Ku jej zaskoczeniu, wiadome towarzystwo zrobiło to samo. Facet z komórką przy uchu naciągnął kaptur i w pośpiechu czmychnął za przystanek, a blondynka oraz starszy gość wsiedli do ciemnego auta, które pojawiło się niemal od razu, gdy tylko odjechał autobus.

– No i? Pytam, co teraz, bo utknąłem we „Fordonie" – marudził facet. – Tak, wpakowali się do jakiegoś mercedesa i odjechali. Nie, wyobraź sobie, że pada i nie zdążyłem zauważyć tablic. To świetnie, że widzisz. Dobra, czekam i lepiej się pospiesz, zanim tu zamarznę.

Odwróciła się, gdy spojrzał przez ramię i ją przyłapał. Szybko sięgnęła do plecaka po telefon, żeby zadzwonić do mamy.

– Przepraszam, poczęstujesz mnie papierosem? – zapytał, wskakując pod daszek.

– Nie palę – odparła krótko, na co zrezygnowany pokręcił głową i usiadł na drugim końcu ławki.

Wyglądał poważnie, był dobrze ubrany i pasowałby lepiej do blondyny z autobusu, niż tamten gość. „I skąd przyszło mu do głowy, że jestem palaczką?" – pomyślała z niesmakiem. Facet wyjął z kieszeni rękawice i rozprostował nogi, nucąc jakąś melodię. Chuchnęła na ręce i ze zdziwieniem spojrzała na ciemny wyświetlacz komórki. No nie, tylko nie to!

– Co, padła? – zagaił z uśmieszkiem. – Jesteś stąd?

– Tak – odpowiedziała obojętnie.

Obrzucił ją oceniającym spojrzeniem, a potem wyjął swój telefon, nadal uśmiechając się pod nosem. Powaga jak widać była tylko zasłoną.

– Widziałam rejestrację tamtego samochodu – wypaliła.

Powinna ugryźć się w język, ale musiała zadzwonić, a facet, mimo że nie wyglądał zbyt przystępnie, to być może za tę informację mógłby jej na chwilę użyczyć telefonu.

– A ja widziałem Matkę Boską na ścianie domu handlowego – ironizował. – Święte promienie wypaliły jej obraz. – Wystawił przed siebie rękę. – Oślepiły ludzi i stał się cud – dokończył z rozbawieniem.

– Naprawdę widziałam – upierała się, bezskutecznie próbując uruchomić komórkę.

– To mów.

– Powiem, a pożyczyłby mi pan telefon? Muszę zadzwonić do mamy.

– Pan? – roześmiał się na głos i raptownie poderwał z miejsca. – Ups, masz pecha dziewczynko.

https://youtu.be/lHuvlLga05I

Po tych słowach światła reflektorów objęły przystanek i zamiast deszczu, zauważyła w poświacie prószący śnieg. Silnik zamruczał i ciemny samochód z napisem Talisman na tylnej klapie, wolno przejechał przed budką i zatrzymał się dwa metry dalej. Świetne auto, aż dech jej zaparło, w dodatku w szafirowym kolorze.

– I jak tam? – Usłyszała chropowaty głos, zanim jeszcze ujrzała kierowcę.

Wysoki brunet w ciemnoszarym płaszczu z pagonami i czarnym swetrze wskoczył na przystanek i puknął w ramię swojego kolegę. Nawet nie spojrzał w jej stronę, za to ona, nie mogła oderwać od niego wzroku.

– Zrobiłem jedną fotkę, ale nie wiem, kto po nich przyjechał, bo od razu depnęlli, jakby się paliło. Nawet numerów nie wyłapałem.

Nie do końca mówił prawdę. Mężczyzna zdążył nawet na chwilę rozłożyć parasol dla blondyny, a potem otrzepać go i złożyć z powrotem, zanim wsiedli do mercedesa, a kolega ukrywał się zakapturzony za przystankiem.

– Szkoda. – Westchnął, po czym wyjął z kieszeni papierosy i obaj zapalili.

– Ta młoda podobno widziała albo tylko jej się wydawało...

– Poważnie? – Brunet obrócił się do niej z uniesionymi brwiami.

Zakochać się od pierwszego wejrzenia raczej nie mogła. Mimo to ścisnęło ją w dołku, a nieszczęsne okulary od razu zaparowały od ciężkiego wydechu. Wszystko w tym mężczyźnie bardzo jej się podobało, oczywiście oprócz palenia. Krótka, roztrzepana fryzura, łagodny wyraz twarzy, a nawet czarne jeansy i wysokie sznurowane buty. O wzroście mężczyzny i aucie już nie wspominała.

– Chyba język jej zamarzł – prychnął kumpel.

– Widziałaś, czy nie? – spytał brunet, pochylając się i, wlepiając w nią duże, lekko skośne oczy o barwie chłodnego błękitu.

– Widziałam całą rejestrację – wydusiła w końcu.

– To świetnie. Jakie to były numery? Nasze, czy zachodnie?

– Ja... Nasze, bydgoskie. Jeśli ma pan telefon, to zapiszę – poprosiła, niepewnie spoglądając na jego kumpla.

– Chce zadzwonić do mamusi, bo jej komórka zdechła – zakpił tamten.

– Cicho – syknął brunet, sięgając do wewnętrznej kieszeni płaszcza. – Proszę, zapisz, jeśli tak ci wygodnie. – Podał jej aparat. – Tylko zerknę, a potem możesz zadzwonić, gdzie chcesz, okej?

Tak też zrobiła, choć nie była pewna, czy mówił poważnie.

– Dzwoń. – Oddał jej z powrotem telefon, wyraźnie zdenerwowany.

Najwyraźniej znał tamto auto, ale to już nie był jej problem. iPhone przyjemnie ogrzał jej rękę, a kiedy wybrała numer, mama odebrała po drugim sygnale.

– Jastrzębska, słucham?

– Mamuś, to ja. Telefon mi się rozładował, ale czekam już na przystanku, możesz przyjechać?

– Zaraz... – Brunet niespodziewanie wyrwał jej aparat. – Dobry wieczór. Proszę się nie fatygować i podać adres, to sam ją odstawię. Tak, jej kolega. – Zmarszczył brwi.

– Stary, wracajmy na chatę. Zobacz, która jest godzina... – wtrącił się marudny kumpel.

– Dziękuję, dostarczę ją w jednym kawałku – oznajmił wesoło brunet, po czym się rozłączył. – Wskakujcie, bo czasu rzeczywiście nie mamy.

– Dziękuję – powiedziała cicho.

– Spoko. I tak przy okazji, jestem Wojtek, a ten buc to Marek – wyjaśnił naprędce.

– Kogo nazywasz bucem?

– Wsiadaj albo będziesz cisnął na stopa – ostrzegł.

Wnętrze pachniało nowością, słychać było dziwną, ale dosyć przyjemną muzykę, a na siedzeniu pod pokrowcem wyczuła folię. Nie miała w zwyczaju wsiadać z nieznajomymi do auta, ale magnetyzm sympatycznego kierowcy i jego uprzejmość, zrobiły swoje. Spoglądała w lusterko wsteczne, co wcale nie było łatwe, ponieważ okulary zaparowały jeszcze bardziej i, od czasu do czasu wyłapywała jego zaciekawione spojrzenie. Zastanawiała się, czy samochód był jego własnością, bo na jej oko mężczyzna wyglądał zbyt młodo i raczej sam nie zdążyłby dorobić się takiego cacka. Prowadził ostrożnie, bez pośpiechu, co też jej się podobało, ale ani się obejrzała, a już wjeżdżali na osiedle. „Żal wysiadać" – przemknęło jej przez myśl. Jednak gdy zatrzymał się pod jej klatką i zapalił górne światło, niespodziewanie usłyszała odgłos blokady centralnego zamka. Zaniepokojona, przycisnęła do siebie plecak i pociągnęła za klamkę, lecz drzwi nie ustąpiły...

– Jesteśmy na miejscu. To, co? Trzymaj się i dzięki za pomoc. – Odwrócił się i zasalutował w żartach.

– A ja dziękuję za podwiezienie – mruknęła speszona, zanim ją wypuścił.

Stała tak przez chwilę, wystraszona żartem Wojtka i obserwowała tylne światła Talismana, póki nie zniknęły za rogiem sąsiedniego bloku. Matiz mamy wyglądał żałośnie pod warstwą kurzu i zmarzniętego deszczu. Twarz paliła z gorąca, nogi zmiękły i ledwo dowlekła się do windy.

– Twoja Klaudia to niezłe ziółko, no kto by pomyślał? – Cmoknął Marek. – Taka była zakręcona, że nawet mnie nie poznała.

– Przynajmniej wiem, na czym teraz stoję – odparł chłodno. – Dobrze, że tamta mała zauważyła rejestrację, aczkolwiek nie mam zamiaru tam jechać. Zmęczyło mnie to ganianie i dla twojej wiadomości, nie jest już moja – wyjaśnił dobitnie.

– Czyli wiesz, czyja to była fura?

Skinął i wolał o tym nie rozmawiać. Dopadło go zmęczenie i marzył, żeby wreszcie znaleźć się w łóżku. Sam.

– A ta mała dziwna jakaś – ciągnął Marek. – Mogłaby zrobić coś z tymi pryszczami. I kto teraz nosi takie denka? Jakby soczewek nie było – sarknął.

„Ostre słowa, jak na kogoś, kto podobno nie zwracał uwagi na wygląd" – pomyślał. Kiedy odjechał spod bloku, obserwował przez moment w bocznym lusterku, oddalającą się i stojącą w miejscu sylwetkę. Miała zabawną minę, kiedy zorientowała się, że zablokował zamki. I na jej wspomnienie, nie mógł przestać się uśmiechać.

– Z czego rżysz? – zapytał Marek.

– Ty to jednak jesteś bezużyteczny i wygodny, aż mi cię żal. – Zerknął na kumpla z politowaniem.

– No co? Widziałeś, jakie to było, w dodatku straszne chuchro. Nie lubię takich sztywnych cnotek. „Muszę zadzwonić do mamy" – pisnął falsetem.

– Zapomniałeś, jak ściągałem cię z imprezy u Tomasza, kiedy dałeś się okraść jakiemuś gówniarzowi? Wtedy nie byłeś taki kozak i sam jęczałeś: tato, zabierz mnie do domuuu – przeciągnął dziecinnym głosem. – Poza tym...

– No, co?

– Nic. Przekimaj się, bo przed nami dobra godzina jazdy.

– To depnij mu. I tak nie ma ruchu – rzucił beztrosko Marek.

Odkąd poszedł na swoje i wynajął małe mieszkanko w kamienicy przy rynku niedaleko Marka, a potem zaczął pracować w salonie ojczyma, coś między nim a Klaudią wyraźnie się popsuło. Nie podejrzewał jej o skoki w bok, bo wcześniej nieźle im się układało, ale z czasem zaczął i to brać pod uwagę. Nigdy jej nie sprawdzał, dopóki przez pomyłkę nie wysłała mu SMS-a, z którego treści wywnioskował, że na pewno był skierowany do kogoś innego. Głupia wpadka. Potem, przeszkadzały mu jej ciągłe wyskoki na imprezy, do koleżanek i to wtedy, kiedy nie mógł z nią pójść, bo był zajęty. I ślepy. Nie widział w tym żadnego sensu, bo przecież prędzej czy później i tak wszystko by się wydało. Oświadczył się i nawet kupił pierścionek, który sama sobie wybrała. Przymykał oko, bo sądził, że po prostu potrzebowała się wyszaleć, jednak po tym, nie musiał przyłapywać jej nawet na gorącym uczynku, by wiedzieć, że to koniec. Ja też Cię kocham. Tam, gdzie zwykle? Czuł się jak idiota, bo zaczął planować coś więcej i czasami rozmawiali o ślubie, więc, co do diabła było z nią nie tak? Nie mógł tego przełknąć. Nie zapytał, bo nie chciał słyszeć kolejnego kłamstwa ani ona nie wytłumaczyła swojej pomyłki. Wisiało to między nimi jak rak i cuchnęło coraz bardziej. 

– Joasiu, masz jeszcze coś do prania?

– Nie, mamo.

– Nic prawie nie zjadłaś, nie jesteś czasami chora? Wszystko mokre, nawet buty... – marudziła.

– Nic mi nie jest! – krzyknęła dla świętego spokoju.

Wyjęła z plecaka maść i spojrzała w lusterko. Po kąpieli twarz zrobiła się jeszcze bardziej czerwona i przypominała buraka. „Tak sobie tłumacz" – zakpił złośliwy głosik. Nie przestawała myśleć o jasnych oczach, szerokim uśmiechu i zapachu fabrycznie nowego samochodu. Podejrzewała, że niezbyt przejął się zdradą, skoro uśmiechał się, był miły i skłonny do żartów. Mógł mieć wiele dziewczyn i to nie byle jakich, a ona? Była tylko pryszczatą dwudziestolatką, pracującą w markecie i użalającą się nad swoim wyglądem. W dodatku w ten nieszczęsny, walentynkowy wieczór, najlepszy przyjaciel wbił nóż w jej serce i przedstawił jej swoją dziewczynę. W sumie, nawet gdyby wyznała mu prawdę, że durzyła się w nim od samego początku i tak niczego to by nie zmieniło. Była zbyt cicha, brakowało jej śmiałości i nie potrafiła walczyć, a teraz, nie miała już nawet o co.

– Joasiu?

– Słucham?

– Mam zapisać numer twojego kolegi, tak na wszelki wypadek?

– Nie ma potrzeby. Albo poczekaj! – Zerwała się nagle, zmieniając zdanie, po czym chwyciła ładowarkę i pobiegła z komórką do kuchni.

https://youtu.be/BXV19NfP3hA

– Stary, wiesz, która godzina? – jęknął Marek, wieszając się na klamce.

– I tak nie śpisz – odparł, pakując się do środka.

– Wróciła?

Wojtek spojrzał przelotnie na kumpla i rzucił się na jego sofę. Nie chciał tam być, kiedy się pakowała.

– Chcesz piwo?

– Daj, a najlepiej coś mocniejszego, jeśli ci zostało.

– Robi się. Z lodem?

– Żadnego lodu, czysta lufa wystarczy. Może w końcu normalnie zasnę. – Westchnął, przewracając się na bok.

Wyciągnął telefon i zaczął przeglądać galerię. Trafił na pierwsze, wspólne zdjęcie i bez zastanowienia je usunął. I następne, na którym też była, a potem już poszło hurtowo, aż rozbolał go palec.

– To wróciła, czy nie?

– Pakuje się.

– O tej porze? Nie mogła poczekać do rana?

– Nie i też o to pytałem.

– Przykro mi brachu, a skoro jesteśmy przy tym, to będę z tobą szczery.

– Wal, dobij mnie jeszcze bardziej.

– Tylko nie wkurwiaj się, bo na serio zamierzałem ci o tym powiedzieć. Ona... Przystawiała się do mnie na sylwestra. Niby w żartach, ale wiesz...

– Co? – Uniósł się na łokciu i zamrugał z niedowierzania. – Do ciebie?

– Hmmm, niestety.

– Spiłeś się i pewnie chciałeś, żeby tak właśnie było – prychnął i opadł z powrotem, chowając się za oparcie.

Marek podobno nie był w jej typie, co często podkreślała, ilekroć czymś się chwalił, jak ostatnio fryzurą à la francuski żigolak, którą zresztą sama tak nazwała. Teraz jednak nie wiedział, czy mówiła szczerze, ale miał to już gdzieś.

– Nie zabolało zbyt mocno?

– Bynajmniej – odparł, wciskając komórkę pod poduszkę.

– Więc może trafiłem w sedno? – Marek wbijał swoją szpilę. – A ty, gdzie wtedy byłeś?

– Zawsze pudłujesz... Cicho, bo dostałem wiadomość. – Machnął ręką i wygrzebał z powrotem telefon.

– Pewnie lolitka chce, żebyś pomógł jej znieść tobołki – parsknął. – Nie zapomnij jej przypomnieć o pierścionku, bo wybuliłeś prawie całą wypłatę – dodał z kpiną.

– Taaa, śmiej się dalej – warknął i zmarszczył się, nie rozpoznając numeru adresata SMS-a o treści: Miło było Cię poznać. Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko, że zapisałam Twój numer?

Jak na zawołanie wyświetliła mu się wystraszona i poczerwieniała twarz dziewczyny z przystanku. Poczuł się dziwnie, nie wiedząc, co odpisać i czy w ogóle powinienem zareagować. Zerknął na Marka przygotowującego drinki i zaczął bić się z myślami. Była druga w nocy, za ścianą Klaudia pakowała manatki, by uciec od niego jak złodziej, a on zamiast rozpaczać, odpływał zupełnie gdzie indziej.

– Proszę. I nie dam ci więcej, bo rano musisz być na nogach. – Postawił przed nim szklankę i usiadł obok.

Nagle rozmyślił się i nie chciał już alkoholu. Zamiast tego, zeskoczył z kanapy i wyszedł na balkon Marka, żeby zapalić.

Nie mam nic przeciwko.

Stało się, odpisał. Nie wiedział dlaczego, ale wyszczerzył się do siebie jak idiota. Światło w mieszkaniu obok zgasło i poczuł dziwną ulgę. Nawet papieros smakował inaczej, jakoś lepiej...

– Nie śpisz jeszcze?

– Zaraz, mamo. Już kończę...

– A pisz, co tam sobie chcesz na tym telefonie, tylko żebyś skończyła jeść, bo drugi raz odgrzewałam. Dobranoc, Joasiu.

– Dobranoc, śpij dobrze, mamo. – Uśmiechnęła się i, dmuchając na dłoń, posłała jej całusa.

Bynajmniej nie jedzenie było jej teraz w głowie. Zresztą, kto o drugiej w nocy jadał obiad? Po raz pierwszy zrobiła coś, na co wcześniej nigdy by się nie odważyła. Nie wiedziała jeszcze, dokąd ją to zaprowadzi, ale w tej chwili czuła się dumna z siebie i szczęśliwa. Nawet jeśli z jego strony były to tylko żarty, bo w końcu sprawa z tamtą dziewczyną mogła okazać się nieporozumieniem, to i tak nie miała czego żałować. Nowy kontakt wkrótce zmienił nazwę na jego imię i brakowało jej tylko zdjęcia, ale o nie, też nie bała się już poprosić.


Cdn... 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top