Gram w zielone - cz. 2

Pięć lat później.

– Dawaj, dawaj, Marta! – ponaglał Łukasz.

– Łatwo mówić! To nie tobie rozwalił się but! – krzyknęła z żalem. Że też zawsze mnie muszą przytrafiać się takie przykre niespodzianki i zajęci faceci.

Wyglądało na to, że wszyscy już dotarli na Szrenicę, tylko on się ociągał i nawet wiedziała dlaczego. Niestety bynajmniej jej to nie pocieszało. Patrycja znowu będzie snuła domysły i wypytywała.

– Czekaj, pomogę ci!

Zbiegł po kamiennym szlaku, z trudem panując nad wybuchem śmiechu. A uprzedzał przed wyjazdem, żeby zabrała trapery. A ta wybrała się w lekkich bucikach jak na imprezę. Sądził, że będzie sprawiała większe problemy, ale jak dotąd, miała je głównie ze sobą, a przy podejściu, nawet nieźle się spisywała, jak na swój pierwszy raz. Patrycja opowiadała, że Marta „w dupie była i gówno widziała", dlatego bardzo chciała ją zabrać i rozruszać. Osobiście, gdyby mógł, zrobiłby to w inny sposób.

– Nie potrzebuję pomocy, tylko porządnych butów, panie alpinisto, ale nie stać mnie na kupowanie ich na jeden wypad – wyjaśniła, podminowana.

– Spokojnie sarenko, zaraz coś poradzimy. Oprzyj się o drzewo – polecił, po czym kucnął, rozwiązał swój but i scyzorykiem odciął kawałek sznurówki. – Uważaj, bo zwiążę mocno... – sapnął. – Powinnaś jakoś dotrzeć na górę, ale potem zapytaj, może któraś z dziewczyn ma zapasowe trampki czy coś.

Musiał przyznać, że Marta, mimo że odbiegała od rozrywkowych panienek i nie była tak „wyczynowa", jak jego dziewczyna, to coraz bardziej mu się podobała. Nie planował zdradzać Patrycji, tak jakoś wyszło, że lubił też być blisko Marty; ukradkiem się jej przyglądał, jak czesała włosy, zamyślała się albo kiedy szła przed nim i miał widok na jej zgrabny tyłek. Był ciekaw, co takiego szeptała do tego swojego dyktafonu i dlaczego wówczas pochmurniała. Patrycja wygadała się przed wyjazdem, że jej koleżanka nadal jest dziewicą, nie ma chłopaka ani czasu na imprezy i że szuka pracy. Gdyby nie był zaangażowany, sam by ją z chęcią wypróbował.

– Gotowe. – Podniósł się i spojrzał jej w oczy.

Przysiągłby, że wcześniej się uśmiechała, lecz teraz zrobiła wystraszoną minę i poczerwieniała na twarzy. Śliczna.

– W porządku? – upewniał się.

– Dziękuję. – Skinęła, poprawiła plecak i powoli ruszyła przodem.

– Co macie w planach na przyszły weekend? – zagaiła Patrycja.

– Do piątku mam na rano i jeszcze szykuje mi się remont na chacie. – Skrzywiła się Żaneta.

– A ja jadę z rodziną na Mazury, na całe dwa tygodnie – pochwaliła się Jola. – Szkoda, że Paweł jest za granicą, bo zabrałabym go ze sobą, świetny z niego pływak... – dodała z rozmarzeniem.

– Zwariowałaś? Boże, okropna kobieto, przecież jest zaręczony z Dorotą! – oburzyła się Patrycja.

– Zaręczyny z gimnazjum – prychnęła tamta. – Wszyscy dobrze wiedzą, że on ręce sobie urabia, a Dorcia umawia się z innymi.

– Nie umawia, tylko spotyka się z kolegami na treningach i szkoleniach, taką ma pracę – wyjaśniła Pati.

– Na jedno wychodzi. – Wywróciła oczami Jola.

– Niedługo i tak będzie musiała spasować – ciągnęła Patrycja. – Myślisz, że dlaczego Paweł wyjechał do pracy za granicę? Nasza pani ratownik jest w ciąży – poinformowała na koniec i nagle zapadła cisza.

– Co jest? – pisnęła, zaskoczona Jolka.

– Se... serio? – zakaszlała Żaneta, opluwając się wodą. – Ja nie mogę, wesele się szykuje! – krzyknęła, uradowana.

– Zostaniemy ciociami, moje drogie, ale jeszcze nie wiadomo, czy ten ślub będzie przed, czy po – podkreśliła z uśmiechem Patrycja. – No, pięknie, powinnaś zawsze się tak czesać – zwróciła się do Marty, wyczyściła jej szczotkę i wrzuciła do plecaka.

– Dziękuję, co ja bym bez ciebie zrobiła. – Cmoknęła Partycję w policzek i mimowolnie spojrzała w kierunku ławki na Łukasza, który siedział z Piotrem, chłopakiem Żanety.

Ciągle wodził za nią wzrokiem, ale wcale jej się to nie podobało, a wręcz zaczęło być denerwujące.

– A ty, Matrini, co masz zaplanowane? – usłyszała nad uchem pytanie Patrycji, kiedy Jola z Żanetą, zaczęły robić sobie zdjęcia.

– Wielkie nic. Mojej mamie zaczął się urlop, dziewczyny... wyjechały pod namiot, a ja wciąż szukam pracy – wyjaśniła z wahaniem.

– Głupia jesteś, że dajesz się wykorzystywać i marnujesz sobie najlepsze lata – wtrąciła się Jola, wracając na koc. – Gdybym była na twoim miejscu, dawno znalazłabym faceta i poszła na swoje, a ty niańczysz siostrunie.

Wcale ich nie niańczyła, tylko pomagała mamie. Obiecała jej to, dopóki Iza nie skończy osiemnastu lat, a to już za rok. I co potem? Kamila nie garnęła się do nauki ani do pracy, ciągle imprezowała i dawała Izie zły przykład. Czuła, że na biwaku pokłócą się o jakiegoś chłopaka, a mama znowu zacznie pić na urlopie. Tym bardziej że ostatnio rozstała się z Sewerynem, który mieszkał z nimi przez pół roku, aż w końcu miał dość „bab", jak się wyraził. Którejś nocy spakował się i już nie wrócił. Sama też czasami miała dość takiego życia, ale nie umiała inaczej, czuła się odpowiedzialna i winna, zwłaszcza za to, co stało się z ojcem.

– Co tak zamilkłyście? – zdziwiła się po chwili Jola. – Nie taka prawda? Marnuje się dziewczyna i tyle – podsumowała.

– Dobrze mieszka się samej? Ile kosztuje wynajem takiego mieszkania? – zainteresowała się Marta.

– Trochę, zależy od metrażu, ale najpierw musisz wpłacić kaucję...

– Tobie wpłacił sponsor, co nie? – odezwała się Patrycja. – Sama byś nie dała rady, pracując jako asystentka w tym marnym biurze – dodała złośliwie.

– Nie mam sponsora, a asystentką jestem tylko do czasu – obruszyła się Jolka, posyłając Patrycji chłodne spojrzenie. – Idę do kibelka. Żan, skoczysz ze mną?

– Pewnie, też mi się chce...

Kiedy obie się oddaliły, Patrycja wyciągnęła się na kocu obok Marty i głośno westchnęła.

– Po co się z nami przytargała, to ja nie wiem – mruknęła pod nosem. – Mówiłam Łukaszowi, że to zły pomysł, zresztą sama wiesz, jaka jest Jolka, no, ale to przecież siostra najlepszego kumpla, totalny bezsens, nie rozumiem tego – jęknęła. – Chętnie bym jej wygarnęła, serio. Jak ją znam, to poszły na zioło i teraz nas obgadują.

– Przejmujesz się? – spytała Marta.

– Bynajmniej, za to martwi mnie coś innego – odparła, przewracając się na plecy. – Łukasz zrobił się jakiś dziwny, nie uważasz? Wypytałam go o to samo, czy ma plany na przyszły weekend, to zaczął kręcić, że brat niedługo przyjeżdża, że jeszcze nie wie, bo mamie pomaga i tak dalej, a ja wiesz, mam nosa, zaraz wyczuwam takie rzeczy. Mówił ci coś tam na dole?

– Nie rozmawiałam z nim, tylko pomógł mi z butem – odpowiedziała, zgodnie z prawdą. – Nie wiedziałam, że Łukasz ma brata – dodała, zdziwiona.

– Nie mówi o nim, bo nie ma się czym chwalić. Pracuje tam, gdzie Paweł, jest starszy od nas i to zupełnie inny charakter, typek spod ciemnej gwiazdy, co ciągle pakuje się w kłopoty – wyjaśniła z niesmakiem.

– To znaczy?

– Omal nie wylądował we Fordonie. Kiedyś miał incydent z kradzionym samochodem i obawiam się, że jak wróci, to znowu wplącze w coś Łukasza. Nie mówiłam ci, ale Jolka na niego też miała oko, tylko podobno jej nie chciał – zachichotała.

– Jeśli pracuje z Pawłem, to nie może być taki zły, może już wyszedł na prostą? – uspokajała przyjaciółkę, a potem zajrzała do plecaka, by sprawdzić stan baterii w dyktafonie.

– Wątpię, czy zmienił się na lepsze. Dla mnie mógłby się w końcu wynieść albo zostać za granicą – ciągnęła. – Kiedy zmarł ich ojciec, wpadli w długi, bo matka nie dawała rady, więc od razu poprosiłam tatę, żeby załatwił Łukaszowi pracę, ale tylko jemu. Dawid się na mnie wkurzył, zaczął mieć pretensje, że to przez mojego ojca ich się wykończył i takie różne brednie. Potem próbował straszyć mojego tatę, mieli kolizję, ale na szczęście nic poważnego się nie stało...

– Pati, wołaj dziewczyny, zbieramy się! – usłyszały wołanie Łukasza, a potem gwizd.

– Jeszcze chwila! – odkrzyknęła. – To ty sobie nagrywaj, ja pozbieram nasze rzeczy, a wiedźmy niech się same składają. – Uśmiechnęła się przebiegle.

– Pięć minut i melduję się przy ławce – zakomunikowała Marta, po czym chwyciła dyktafon, zabrała plecak i oddaliła się w stronę schroniska.

– Dałam ciała, tato... – zaczęła ponuro, przyglądając się widokom. – Nie nadaję się na takie wyprawy, nie mam... – zamilkła i nacisnęła pauzę, kiedy usłyszała czyjeś kroki za plecami.

– Ej, sarenko, ruchy proszę, czekamy na ciebie – ponaglił Łukasz.

– Przepraszam, już idę – odparła, po czym intuicyjnie naciągnęła rękaw bluzy.

– Co tak sama? – zagaił, przeczesując palcami ciemną czuprynę.

Stanął zbyt blisko, poczuła zapach dymu, więc się odsunęła.

– Zaraz przyjdę, dasz mi chwilę? – poprosiła, patrząc na niego z boku.

– No nie wiem, czeka mnie jeszcze robota i wolałbym dotrzeć do domu przed kolacją – odpowiedział z uśmieszkiem i pociągnął ją lekko za „francuza".

– Co robisz? – Uchyliła się, spłoszona.

– A jak myślisz? – Przybliżył się, chwycił ją znienacka za nadgarstek, tym samym odkrywając dyktafon. – Też chciałbym zostawić coś na pamiątkę – dodał tajemniczo.

Próbowała się wyrwać, lecz był silniejszy. Bez trudu wyjął urządzenie z jej ręki, zerknął na wyświetlacz i przybliżył do ust. Wiedziała, że tam nachuchała, a on jak na złość jeszcze ostentacyjnie je przycisnął.

– Ekhm... – odchrząknął. – Marta przesadza, dała sobie świetnie radę. To zuch dziewczyna i cieszymy się, że z nami przyjechała.

Nacisnął „pauzę" i oddał jej dyktafon. Zaskoczona, wpatrywała się w zielone oczy i nie wiedziała, co powiedzieć. Chyba myliła się co do niego.

– Dokończ i schodzimy – rzucił na odchodnym.


Cdn...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top