Gram w zielone - cz. 19
Dawid spóźniał się, więc Marta zamówiła zimny napój, usiadła pod parasolem i napisała SMS-a. Od kiedy pani Danuta zaczęła w końcu terapię, nic nie było pewne, gdyż obaj jej synowie czuwali pod telefonem. Na szczęście nowotwór nie był złośliwy, lecz opieka w tak trudnych chwilach i jednoczesne dbanie o interes nie było przysłowiową bułką z masłem.
– Marta? – usłyszała niespodziewanie i nagle zesztywniała. – Cześć, co u ciebie? Ledwo cię poznałem, świetnie wyglądasz.
– Cześć – przywitała się spłoszona.
– Jesteś sama?
– Nie... znaczy tak, ale czekam na kogoś – sprostowała.
Ledwo poznała Filipa. Zmienił się, zmężniał i zapuścił brodę. Nadal ubierał się na czarno i stawiał na jeża czarne włosy. Wcześniej go za takiego nie uważała, ale musiała przyznać, że stał się bardzo przystojny.
– Nie będziesz miała nic przeciwko, jak ci trochę potowarzyszę?
– Tak, to znaczy nie, oczywiście, usiądź – odparła, wskazując dodatkowe krzesło.
– Widziałem cię nie tak dawno, ale nie zdążyłem zagadać, bo szybko się rozpłynęłaś. Mieszkasz przy SKOK-u?
– Nie, no coś ty, nadal z mamą i siostrą. Musiałeś mnie z kimś pomylić – skłamała naprędce.
– Nie wydaje mi się – mruknął, opierając brodę na pięści. – Szłaś z jakimś facetem, a potem zniknęliście w kamienicy.
– Nie, na pewno nie, nie... – zamilkła, przyglądając się jego skórzanym bransoletkom.
– O, właśnie z tym gościem – ożywił się, wskazując na Dawida po drugiej stronie ulicy. – Spoko, chciałem się tylko przywitać, już zmykam – dodał, po czym się ulotnił.
– Cześć, przepraszam, że musiałaś tyle czekać – przywitał się Dawid i jak zwykle cmoknął ją w czoło. – Co to za brodacz z tobą rozmawiał? Znasz go? – zaczął dopytywać.
– Nie – skłamała. – Coś się stało? Miałeś być pół godziny temu – zmieniła sprytnie temat.
– Mamy problemy, musimy zgłosić coś na policję, zanim ponownie nam zdemolują sklep – wyjaśnił, wyraźnie zdenerwowany.
– Zaraz, jak to zdemolują, kto znowu?
– Stare dzieje, stare pryki. Chcę załatwić to raz na zawsze, tylko do tego potrzebuję twojego wsparcia... – Spojrzał na nią z nadzieją w oczach.
– Oczywiście, jestem z tobą, chyba w to nie wątpisz? Co mam zrobić?
– Na początek... wyjść za mnie? – mruknął i w końcu się uśmiechnął.
– He? C... co takiego? A psik! – zapowietrzyła się i kichnęła na dokładkę.
– Na zdrowie.
– Dziękuję.
– Tak, wiem, słyszałem twoją rozmowę, postanowiłaś nie wychodzić za mąż, ale przynajmniej to przemyśl. Mówię poważnie. – Przysunął się i odnalazł jej rękę.
Nie wiedziała, jak to zrobił, ale nagle wyczarował pierścionek na jej palcu. To nie był dobry czas, na tego typu decyzje, w dodatku niedługo wychodził ojciec, ale...
– Jest śliczny, ale nie mogę go...
– Możesz – uciął. – Zobacz, pasuje idealnie. Nie tak śliczny jak ty, ale...
– Poważnie mówisz? – spytała i nagle serce oszalało, zaczęło dudnić na całego, aż pociemniało jej w oczach.
– Dawid? Da... Coś jest bardzo nie tak... Coś... Jesteś tu? – wybełkotała spanikowana.
– Skarbie? Co się dzieje?
– Co z nią? – spytał Dawid, podrywając się z siedzenia.
Mina lekarza nie była zbyt optymistyczna i poczuł ciarki na plecach. Najpierw zachorowała matka a teraz Marta.
– Musieliśmy zbić ciśnienie, było bardzo wysokie. W tej chwili nie mogę nic więcej powiedzieć, dopóki nie zobaczę wyników badań. Dzień lub dwa zostanie u nas na obserwacji.
– Odzyska wzrok?
– Proszę przyjść jutro – zbył go lekarz i się oddalił.
Tyłek bolał od zastrzyku i nadal miała dziwne zawroty. Wkurzona, wyłączyła telefon, bo i tak nic nie widziała. Wszystko było feerią barw i rozmazywało się w oczach, ale przynajmniej nie było już ciemno. Lekarz powiedział, że to z nadmiaru stresu i przemęczenia. Na dodatek wykryto u niej niedoczynność tarczycy, lecz nie miała pojęcia, co to oznaczało i jak się leczy. Z nerwów nie była w stanie zadać konkretnych pytań. Na razie czekała jak na szpilkach, bo po obiedzie mieli ją zawieźć na prześwietlenie oczu i USG tarczycy, żeby coś wykluczyć, ale co, tego już nie zrozumiała. Była bliska płaczu, wszystko jakby do niej wracało. Ślepota, zapachy, znajome odgłosy. Nawet Filip. Chciała stąd wyjść, choćby wyskoczyć oknem, gdyby tylko była w stanie. Zastanawiało ją, dlaczego Filip wrócił do Polski i to tak bez uprzedzenia. Matka oczywiście nie przyszła, jak zwykle, tylko wysłała Izę, a ta z kolei tylko popsuła jej humor. Na dokładkę martwiła się stanem zdrowia pani Danuty i kursem prawa jazdy, który będzie musiała sobie darować. Przeprowadzka do Dawida w tej sytuacji też nie miała sensu. To wszystko przygniatało ją coraz bardziej.
– Niech pan zaczeka! – usłyszał za plecami, zanim zdążył zamknąć drzwi. Odwrócił się i, ku zaskoczeniu, rozpoznał ponurego brodacza, którego widział wczoraj z Martą.
– Witam, jestem Filip, kuzyn Marty. Jest pan jej chłopakiem? – spytał wprost nieco bezczelnie.
Więc jednak go znała? Dlaczego więc kłamała?
– Tak, Dawid – odpowiedział, ściskając dość delikatną jak na faceta dłoń. – Kuzyn? Pierwsze słyszę – dodał, zbity z tropu.
– Nie dziwię się, od kilku lat mieszkam za granicą i straciliśmy kontakt – wytłumaczył.
– Więc? O co chodzi? – niecierpliwił się.
– Wiesz może, gdzie mogę ją teraz znaleźć?
– Jest w szpitalu na wyspie, ale... Zaraz, zaczekaj! – krzyknął za facetem, lecz ten na swoich długich nogach wystartował jak sprinter i był już daleko.
Na dodatek jego komórka się rozdzwoniła, na co zaklął pod nosem.
– Blada, mać, no...!
Wyniki wykazały, że to całe TSH było u niej powyżej dziesięciu i dość znacznie przekraczało normę, a po USG* tarczycy usłyszała, że będzie musiała brać do końca życia jakieś hormony...
– Najgorsze są niewidzialne choroby, a te nogi spuchnięte w kostkach to z pewnością nie jest wina chodzenia – zauważyła pacjentka obok, na co Marta wciągnęła stopy pod okrycie. – Kochana, woda się zatrzymuje w organizmie i to też wina chorej tarczycy. Jak ze mnie schodziła, to w tydzień schudłam sześć kilogramów. Jesteś wyczulona na zimno? Ciągle zmęczona? Krążenie też spada...
Gadała i gadała, nie chciała się zamknąć. Marta miała już jej dość, to ględzenie tylko pogarszało cały ten gówniany nastrój.
– Nic z tych rzeczy, tylko założyłam zbyt ciasne skarpetki – odparła na odczepnego, choć tamta i tak słyszała wszystko, co wcześniej mówił lekarz.
– Wypadanie włosów, sucha skóra, depresja, nawet myśli samobójcze...
– Dobrze, mogłaby pani już do cholery przestać? – zirytowała się i sama siebie nie poznawała.
– O, drażliwość, ataki paniki, płaczliwość, zaparcia, suchość...
– Ma łóżko pod oknem – usłyszała niespodziewanie pielęgniarkę i jakieś zamieszanie, a po chwili do sali wpadł wysoki, ubrany na czarno mężczyzna.
– Marta, co się stało? Jak się czujesz? – zaatakował ją Filip, dopadając do łóżka.
Był blady i zdyszany, ale ku jej jeszcze większemu zdziwieniu, dosłownie chwilę po nim wparował Dawid, który wyglądał podobnie.
– Marta, przepraszam, ten facet mówił, że jest twoim kuzynem...
– Boże... – jęknęła. – I jak mam się nie stresować? Wyjdźcie stąd, obaj!
– Nie martw się, nikt nigdy się nie dowie, przysięgam. To będzie nasza tajemnica – przekonywał.
– Ale... to jest złe – upierała się spłoszona.
– Złe? Nie rozśmieszaj mnie. Co jest złego w robieniu komuś dobrze? Zobaczysz, od razu zrobi się nam przyjemniej, obiecuję.
Trzymał ją za rękę i dalej wszystko się działo tak, jak on chciał. Jego zielone oczy stały się ciemne, prawie czarne. Nie mogła złapać tchu, jakby nagle zapomniała, jak się oddycha.
Cdn...
*Wybaczcie mi, trochę popłynęłam z tym USG na miejscu i wszystkimi badaniami itd. Nie wiem, jak jest w innych miastach, ale ja na swoje pierwsze czekałam pół roku i to prywatnie, więc... Nie chciałam rozwlekać tematu i uznałam, że nic się nie stanie, jak trochę się tutaj odkleję od rzeczywistości. Dziękuję i zapraszam ponownie :]
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top