Gram w zielone - cz. 15
To nie jest normalne, na pewno coś się stało – zaniepokoiła się, wychodząc na zaplecze z telefonem przy uchu. Dawno tak się nie bała i nie miała tylu złych myśli.
– Nie odbiera... – jęknęła pod nosem, spoglądając na panią Danutę.
– Co się dzieje?
– Dawid nie odbiera – powtórzyła głośniej.
– Spokojnie, na pewno oddzwoni. Coś ważnego?
– Muszę... muszę wiedzieć, gdzie jest... co robi – wydukała.
Kobieta spojrzała na nią z niemałym zdziwieniem i cieniem uśmiechu.
– Pojęcia nie mam. Powinien wpaść po południu. A nie wspominał ci, że niedługo wyjeżdża do pracy?
– Wyjeżdża? – Otworzyła ze zdziwieniem usta i zamarła. To po co w ogóle wynajmował mieszkanie?
– Coś się tak wystraszyła, Marta?
– Nie, nic...
Od tamtej „dusznej" nocy wpadła w nawyk sprawdzania, gdzie był i czy znowu nie robił czegoś dziwnego. Bała się o niego; był jej pierwszym mężczyzną, takim na poważnie i zupełnie nie spodziewała się, jakie to będzie trudne. Musiała pracować, ale jak miała się skupić na czymkolwiek i o nim nie myśleć?
– Nie wygląda mi to na n i c – wtrąciła z zainteresowaniem Danuta. – To powiesz mi, co się tam z wami dzieje?
– Martwię się o niego, pani Danusiu. On ma czasem takie pomysły, że... – urwała, gdy poczuła w ręku wibracje.
– No i proszę, o wilku mowa.
– Nie, to ktoś inny... – Przysiadła na skrzynkach i odebrała. – Słucham.
– Hej, wiecznie zajęta kobieto – usłyszała stłumiony głos Patrycji. – To mój nowy numer. Miałam wysłać SMS-a, ale chciałam przy okazji zapytać, co u ciebie.
– Zmieniłaś numer? – zdziwiła się. – W pracy teraz jestem.
– Wiem, wiem, więc jednak chodzisz z Dawidem? – wypaliła naprędce.
– Skąd wiesz?
– Ja wszystko wiem, zapomniałaś? Powiedz mi... – zniżyła głos, z czego Marta się domyśliła, że Patrycja nie mogła swobodnie rozmawiać. – Łukasz coś mówił o mnie albo o pracy?
– Nie.
– Zerwałam z nim wczoraj i myślałam, że się tobie wyszczekał.
– Co zrobiłaś? Dlaczego? – spytała. Wyszczekał? Jak ona się wyrażała?
– To długa historia. Pamiętasz, jak mówiłam ci w górach, że się dziwnie zachowywał? To była tylko kwestia czasu, aż mnie w końcu wkurzy. Ostatnio zalał się „u Maxa" i nagadał o mnie głupot naszemu wspólnemu znajomemu. Spotykam się już z kimś innym, jest trochę starszy, więc nie zdziw się, jak...
– Jak to? Tak od razu?
– Muszę kończyć, pogadamy wieczorem – rzuciła Patrycja i się rozłączyła.
W sumie i tak nie miała ochoty dłużej słuchać tłumaczeń byłej przyjaciółki, bo teraz co innego zaprzątało jej myśli Byłej. Nawet nie wpisała Patrycji na listę kontaktów i z tego wszystkiego całkiem zapomniała o pani Danucie, która siedziała za nią i popijała kawę.
– To Patrycja, mówiła, że...
– Już knuje spiski? Nigdy nie rozumiałam tej dziewczyny, ale to Łukasza sprawa nie moja. Taką sobie wybrał, to niech ma – oznajmiła kpiąco.
– Mówiła, że wczoraj z nim zerwała.
– Poważnie? No popatrz, nic mi nie powiedział. – Spochmurniała. – A wiesz co? – zamyśliła się. – Mam do ciebie małą prośbę.
Marta pierwszy raz była u nich w domu. Łukasz siedział przed telewizorem, przy piwie. Miał za sobą większość sześciopaku, jeśli oczywiście leżące pod ścianą, zgniecione puszki, opróżnił w samotności.
– Czego chcesz? Matka cię przysłała? – Spojrzał na nią, spod opadniętej grzywki.
– Nie, chciałam wiedzieć, co się z tobą dzieje i dlaczego nie jesteś w pracy – skłamała.
– Ty, czy dębowa pijawka?
– Łukasz, co się stało?
– Mój brat się odzywał? – zbył ją.
– Nie mogę się do niego dodzwonić i sama nie wiem, gdzie teraz jest.
– Ja wiem.
– Gdzie?
– Gdzieś. – Wyszczerzył się. – Jak myślisz sarenko, gdzie może być mój big broder? – zakpił.
– Nie mam pojęcia, ale jeśli coś wiesz, to mi powiedz, zamiast sobie żartować. Martwię się o niego – odparła, zdenerwowana.
– Szkoda, że nie jesteś moja, nie musiałabyś się niczym martwić – wypalił.
– Słucham? – spytała, pewna, że się przesłyszała, po czym cofnęła się o krok, gdy podniósł się z fotela.
– Mała Martusia, taka dobra i cnotliwa – kpił dalej, po czym pociągnął ostatni łyk z puszki, a potem zgniótł ją i rzucił na ślepo.
Przeleciała przez pokój i trafiła w regał. Marta podskoczyła i ruszyła do drzwi.
– Czekaj...
– Jesteś pijany, nie będę...
– Czekaj, powiedziałem!
Zatrzymała się, a gdy podszedł bliżej, przezornie chwyciła za klamkę.
– Przepraszam, nie bój się mnie. Sam nie wiem, co plotę. Nie panikuj, Dawid jest na komendzie, ale nie wiem dokładnie, o co chodzi i też czekam na telefon. Matka ma się nie dowiedzieć, kumasz?
– Na... komendzie? – wydukała.
– Nie rób takich zdziwionych oczu, dobrze wiedziałaś, z kim się zadajesz. – Ponownie się wyszczerzył i trącił kciukiem jej nos.
– Zabierz ręce i przestań się wygłupiać – warknęła. – Pytam poważnie, co się stało?
– Wiem, że rano stłukł jakiegoś gościa. Facet miał pecha i wylądował w szpitalu.
– O... mój... Boże... – jęknęła, czując, jak uginają się pod nią kolana. – Co on narobił?
– Jeszcze nie wiadomo. Dostałem wiadomość, że wysłał jakiegoś typa na krzyż i zawinęła go psiarnia. Mam czekać na telefon i nie mówić o tym nikomu nawet matce. Tobie radzę to samo.
– Zaraz oszaleję – zdenerwowała się.
– Ty na serio z nim tego? Sypiasz z nim? – dopytywał.
– Co cię to obchodzi? – Skrzywiła się.
– A żebyś wiedziała, że obchodzi, w końcu to mój starszy brat – odparł, po czym stanął tak blisko, aż gorzka woń piwa dotarła do jej czułych zmysłów. – Starszy, dla ciebie chyba za bardzo, co nie?
Jego oczy straciły zieleń i były prawie czarne. Zadrżała.
– Łukasz... przestań, do tej pory się nie czepiałeś, co z tobą? Nie wyszło ci z Patrycją, więc wyżywasz się na mnie?
– Już się tobie pochwalił, zdradliwy lachociąg? – spytał z niesmakiem. – No tak, przyjaciółeczki...
– Nie jest już moją przyjaciółką, przestań – zaprzeczyła.
– Mam to gdzieś. Zastanawia mnie nadal, jak to się stało, że ty i Dawid...
– Stało się i już! – odparła ostro. – A teraz odsuń się, muszę wracać do domu.
– Nie tak prędko... – sapnął, po czym kolanem przytrzymał drzwi.
– Łukasz!
Do domu wracała prawie godzinę. Zatrzymywała się, przysiadała na ławkach, a nawet chciała zajrzeć do wynajętego mieszkania, z nadzieją, że to tylko jakiś głupi żart. Wiedziała jednak, że po takim czasie Dawid już dawno by się do niej odezwał.
– No nareszcie! – Krystyna dopadła ją, jak tylko zamknęła za sobą drzwi do mieszkania. – Wydzwaniam do ciebie, a ty nic. Zabrali Izę, policja ją zabrała – oznajmiła nerwowo.
– Izę też? – zdziwiła się. – Bateria mi padła od wydzwaniania – dodała pod nosem.
– Co znaczy też? – matka spojrzała na nią przekrwionymi oczami.
– Nic.
– Seweryna pobito, Starszewska znalazła go w kontenerze, jak wyrzucała śmieci. Przyjechała policja, nawet psy mieli i podobno przeszukali wszystkie garaże. Sąsiadka mówiła, że grasuje u nas jakiś bandyta, podobno widziała, jak kogoś skuwali i...
– A po co zabrali Izę? – przerwała jej.
– Ten kundel ją wkopał, chyba, nie wiem. Zabrali ją, żeby złożyła jakieś zeznania. Pojechałam z nią, ale potem jakiś ważniak kazał mi wracać do domu. Nie wiem już, co robić... – Zadrżała i zaczęła chodzić w tę i we w tę.
– Napij się – rzuciła prowokująco.
– Bardzo ci, kurwa, dziękuję – odparowała Krystyna.
– Nie dziękuj, też się napiję.
– Marta, co się dzieje?! – podniosła głos. – Pokłóciłaś się z Dawidem? I skąd masz te... ślady? – Omiotła wzrokiem jej bluzkę. – Czy to krew, to jest...? – zamilkła, skołowana.
– Nie zdążyłam, bo też jest na komendzie i to chyba on załatwił Seweryna, o ile się nie mylę – przyznała cicho, po czym klapnęła na stołek. – To nie moja krew, tylko Łukasza – dodała.
– O... jasna cholera.
Całą noc nie spała. Telefon był non stop podłączony do ładowania, bo Łukasz ciągle do niej wydzwaniał. Przepraszał, a ona wybaczała, ale i tak nic do niego nie docierało. Wreszcie dopiero o czwartej nad ranem telefon zamilkł i zmorzył ją sen.
To było silniejsze od niego i zbierało się w nim od lat, ale niczego nie żałował. Nawet jeśli miał trafić tym razem za kratki, to trudno. Poprzednio gliniarze się nie spisali, nie uwierzyli mu, kazali malować ławki, podczas gdy prawdziwi złodzieje samochodów zwinęli się i jak się domyślał, dalej uprawiali gdzieś swój brudny interes. A teraz sam wymierzył sprawiedliwość, spuścił skurczybykowi wpierdol i to podwójny, kiedy się okazało, że szef byłej bandy „Alka" to był jego kuzyn, na dodatek odpowiedzialny za wypadki na trasie do zachodniej granicy. Okradali nie tylko samochody, ale też poszkodowanych. Powiązał co niektóre fakty z tym, co usłyszał na mieście i domyślił się, że Seweryn nie bez powodu kręcił się koło Krystyny i jej dziewczyn. Jebany złamas.
– Wstawaj chłopie – usłyszał gdzieś z boku, zza krat. – Wychodzisz, tylko nie ruszaj dupy z miasta, mamy cię na oku i jeszcze z tobą nie skończyliśmy.
– Jasne, cmoknij mnie, gówno macie – warknął Dawid. – I grzeczniej, proszę.
– Wypieprzaj, zanim zmienię zdanie.
Podniósł się z ławki i poprawił ubranie.
– A prokurator, co dowalił młodej?
– Najprawdopodobniej dostanie kuratora, zadowolony?
– I pięknie, o to chodziło – ucieszył się.
Cdn...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top