Gram w zielone - cz. 13
Chciał dobrze, ale Marta najwyraźniej opacznie to wszystko odebrała i czuł się przez to trochę rozczarowany. Powinnaś mi ufać. Zaufanie było najważniejsze. Bez niego nic więcej nie będzie. Fakt, Iza wyszczekała się jak młody pies, który nie dostał jeszcze po nosie i wymagała uwagi, a nawet powiedziałby, że wraz z ojcem zabrakło jej dyscypliny, ale wiedział też, że wkrótce z tego wyrośnie. Sam kiedyś nie był lepszy. Trochę dziwiło to, że Marta tak bardzo się od niej różniła, ale to akurat widział na plus.
– Miałaś przeze mnie jakieś problemy w domu?
– Nie, ale...
– Iza coś znowu zmalowała?
– Nie...
– Zamki działają?
– Tak, dziękuję...
– To, jaki masz kłopot, bo chyba nie rozumiem. Zgodziłaś się, miałem nie udawać, więc nie udawałem. Masz kontakt z moją matką codziennie, pracujecie razem, więc skorzystałem z okazji, by poznać twoją.
– Ale moja teraz myśli, że... Przepraszam, masz rację, ale Iza... – zaczęła wyraźnie się plątać – nie może pracować ze mną. Nie da sobie rady i ma jeszcze pstro w głowie. Nie znasz jej, narobi tylko kłopotu i twoja mama będzie miała...
– Damy młodej szansę. Moim zdaniem to dobrze, że woli pracować, niż dalej kraść.
– I tylko o to chodzi?
– Słucham?
– Pytam, czy tylko o to chodzi.
Odsunął telefon od ucha i ze zdziwieniem zerknął na wyświetlacz. Jakieś echo, czy co? Powtarzała się?
– A niby o co więcej? Moja matka będzie miała ją na oku, więc kasy nie podbierze, jeśli tym się martwisz.
– Iza nie ma wstydu, jeszcze jej nie znasz.
Nie lubił jak, zamiast mówić wprost, ktoś wciskał mu zagadki.
– Co masz na myśli? Dziewczyna niedługo skończy osiemnaście lat, nie powinna siedzieć w domu, a tym bardziej włóczyć się po osiedlu z tym...
– O to chodzi, nie rozumiesz? Teraz będzie mogła swobodnie się do ciebie przystawiać.
Była zazdrosna?
Nie wierzyła, że to powiedziała i zaraz zrobiło jej się niezręcznie. Iza była dla niego smarkulą, sama też czuła się przy nim mało doświadczona i „zielona". Znała swoją siostrę wystarczająco, jej pociąg do starszych facetów i pieniędzy.
– Mówisz poważnie? Myślisz, że jestem nim i bym na to pozwolił?
– Przepraszam, nie wiem, co dzisiaj jest ze mną nie tak – tłumaczyła się. – Jasne, że byś nie pozwolił. A dlaczego nie dałeś znać, że się do nas wybierasz? – zmieniła szybko temat.
– Nie chciałem zawracać ci głowy. Byłem w pobliżu, mam kumpla, który mieszka niedaleko waszego osiedla. Dzisiaj wyjeżdża do Norwegii i zostawia mieszkanie. Wynająłem je od niego na czas, póki nie wystawi na sprzedaż.
– Wyprowadzasz się? – spytała, po czym zsunęła się z kanapy na dywan. Nie podobało jej się to i poczuła jeszcze większy niepokój.
– Tak, dałem mu już zaliczkę w euro. Mam nadzieję, że wiesz, dlaczego to robię?
A niby skąd miała wiedzieć?
– Pokłóciłeś się z mamą?
– Nie.
– To z kim, z Łukaszem?
– Z nikim. Pomyśl, a jak zgadniesz, to do mnie napisz. Mam jeszcze trochę zajęć, więc zadzwonię na dobranoc, tak około dwudziestej drugiej. Pa.
Kiedy się rozłączył, usłyszała szuranie za drzwiami.
– Nie podsłuchuj. Czy ja to robię, jak z kimś rozmawiasz? – mruknęła, pewna, że Iza wszystko słyszała.
– Martuś, chodź jeść, już odgrzałam i nie podsłuchiwałam.
– Idę.
Tak jak obiecał, zadzwonił o dwudziestej drugiej, jednak długo nie rozmawiali. Marta nadal się nie domyślała, w jakim celu załatwił sobie nowe lokum. Jeśli miał zacieśnić z nią znajomość, to była niestety konieczność. U niego w domu odpadało, u niej tym bardziej. Poza tym, Robert wyskoczył z korzystną ceną i nawet długo się nie zastanawiał. Źle się czuł u matki, niezbyt swobodnie, a u Marty z kolei występowało innego rodzaju ryzyko. Wolał nie wciskać się między „baby" a tym bardziej mieć stały kontakt z tą małą, nastroszoną prowokatorką.
https://youtu.be/gXovz5orrlU
– Dokąd idziesz? Już po dziesiątej? – zainteresowała się matka.
– Umówiłem się z kolegą, dzisiaj wraca do Norwegii.
– Dzisiaj?
– Promem. Odpływają zazwyczaj wieczorem albo nocą, a ranem dobijają. Coś jeszcze?
– Nic, tylko pytam.
– A Łukasz, gdzie wybył?
– Pojechał do Patrycji, nie wiem, czy wróci na noc.
– Jak to?
– Jutro Patrycja ma urodziny, ale go nie zaprosiła, więc pojechał to wyjaśnić, a zwykle jak jedzie do niej wieczorem, to wraca dopiero rano.
– I Dębscy na to pozwalają?
– Owinęła sobie tatusia wokół palca. – Westchnęła Danuta. – Tylko nie wracaj za późno, bo ostatnio mam lekki sen, a potem jak się wybiję, to zasnąć nie mogę.
– Kupię ci w aptece stopery. Dobranoc mamo – pożegnał się i wyszedł z mieszkania.
Noc była ciepła i zanim dojechał autobusem na pętlę, zdążył się spocić. Kaptur opadał głęboko na czoło i nie było szans, żeby ktoś go rozpoznał. Gnojek, który miał załatwić mu towar, już czekał i grzebał w telefonie, a poświata dochodząca z ekranu podkreślała jego ostre, szczurze rysy. Wyglądał jak duch i domyślił się, że gostek nie tylko dilował, ale sam też ostro próbował tego gówna. Nawet czuć było od niego mdłym potem i brudem długo niemytego ciała.
Nie było zbędnej gadki. Kasa do graby, towar do graby i rozeszli się każdy w swoją stronę. Teraz tylko liczył na szczęście, że dzielnicowa pała nie przyfiluje go z trzema działkami koksu albo gorzej – jak będzie robił włam. Mógł dla spokoju wziąć jedną, ale musiał dowalić tamtemu skurwysynowi konkretnie, tak, żeby się łatwo nie wykręcił, nie wygrzebał ze swojego magla i przynajmniej dostał „zawiasy". A jeśli przy okazji dojdą przez „przypadek" do „szmacianego" biznesu i otrzymają donos o wykorzystywaniu nieletnich, to może zaliczy też pasiak.
To jak, nic nie wymyśliłaś? Ja ciągle myślę. O Tobie. Dobranoc.
Znowu nie mógł spać, czy co? Zaspana, spojrzała na zegarek w telefonie, nie wierząc, że dochodziła trzecia. Była na wpół przytomna i nawet nie skojarzyła, o czym to miała dla niego pomyśleć. W końcu odpisała tylko „spokojnej nocy" i opadła z powrotem na poduszkę.
Następnego dnia, Marta, od rana chodziła spięta, nie wiedząc, co robić, gdyż Patrycja zagroziła przez telefon, że jeśli wieczorem się u niej nie pojawi, to sama po nią przyjedzie i na dodatek z Jolką. Jak widać, nie była zbyt konsekwentna w tym, co mówiła na wycieczce i mimo to utrzymywała z tamtą kontakt. Na dodatek Patrycja pożaliła się, że „Kwiatkowscy kradną jej przyjaciółkę i im tego nie daruje". Niby powiedziała to w żartach, ale Marta tym bardziej się zdenerwowała, bo to tylko potwierdzało jej obawy. Przeczuwała, że coś się święciło i nie podobało jej się, że tamta, w ten sposób wyrażała się o mamie swojego chłopaka. Nie podobał jej się też charakter imprezy. Przecież to nie wieczór panieński! Gdyby był tam chociaż Łukasz, to może by się skusiła, ale tak? Napisał do niej rano z pytaniem, czy jest zaproszona i aż jej się głupio zrobiło.
– Niech przyjedzie, sama się z nią rozmówię – zaproponowała matka.
– Mamo, nie. Masz w ogóle z nią nie rozmawiać – zaoponowała. – Napiszę do niej przed wyjściem, że się nie pojawię i tyle.
– Czego ta dziewczyna w ogóle od ciebie chce? Pierwszy raz słyszę, żeby urodziny wyprawiać w ten sposób – ciągnęła z niesmakiem Krystyna.
– Pewnie jakaś nowa moda z Ameryki – wcięła się Iza. – Bogaci mają fazę na punkcie nowości. A tę całą Patrycję to kiedyś widziałam nabrzdyngoloną w „Piekiełku" z jakimś wypicowanym gogusiem pod krawatem – wyjaśniła.
– Chyba z kimś ją pomyliłaś, ona w ogóle nie pije alkoholu – zauważyła Marta.
– No, za kołnierz nie wylewała. Jeszcze z Kamilą się śmiałyśmy, że tatuś po starą krowę przyjechał. Poza tym, ślepa nie jestem. – Uniosła na Martę wzrok. – Wiem, jak wygląda Dębski, każdy to wie – dodała, pewna siebie.
– Ty się już lepiej starymi chłopami nie interesuj, co? – odezwała się matka. – Nie masz kolegów w swoim wieku?
– Same bezmózgie dupki, tylko ruchanie im w głowie – wypaliła Iza.
– I ugryź się czasem w język, mądralo, zanim pomyślisz o jakiejkolwiek pracy. Mało mi wstydu narobiłaś? Tamten zboczony fagas już pewnie gada po osiedlu, jak to dałaś mu się wykorzystać – zawyrokowała Krystyna.
– Nic mu nie dałam to raz, a dwa, odkąd to tak się przejmujesz opinią tych osiedlowych ćwoków? Myślisz, że ciebie nikt nie przyfilował, jak wracałaś w nocy nawalona? – odgryzła się.
– Słuchaj, jeszcze słowo... – Wytknęła ją palcem.
– Przestańcie co? – wtrąciła się Marta.
– A ty też nie pyskuj. Najpóźniej masz być w domu o jedenastej, koniec i kropka – ostrzegła ją matka.
Zdziwiły ją opuszczone rolety, zarówno te w drzwiach, jak i oknach. Obeszła więc budynek, mijając firmowego busa i zastukała do wrót magazynu.
– Cześć. Już myślałem, że nie przyjdziesz... – przywitał ją Dawid, jak zwykle całując w czoło.
– Cześć. Przecież mówiłam, że przyjdę. Co tak pachnie?
– Zamówiliśmy na kolację pizzę – odpowiedział, zamykając za nią drzwi.
– Ja już po, ale wy, czyli kto? – spytała, zdziwiona, bo była przekonana, że mieli być sami.
Weszła dalej i zauważyła rozstawioną rynkową ladę pani Danuty, za którą siedział Łukasz z nosem przy laptopie. Przeżuwał i szczerzył się z czegoś na ekranie.
– O, hej, sarenko. Co tam? – rzucił jakby nigdy nic.
– Cześć... – bąknęła.
– Nie jesteś na imprezie?
– Bardzo śmieszne – zauważyła, po czym usiadła na wolnym krześle. – Na serio się pokłóciliście?
– Nie, po prostu... Niech robi, co chce, sama do mnie przyleci – oznajmił, pewny siebie.
– To co, posiedzimy jeszcze chwilę i zbieramy się? – usłyszała za sobą Dawida.
– Nooo, nie wiem jak wy, ale jestem umówiony w pubie na dwudziestą – odparł Łukasz i sięgnął po kolejny kawałek pizzy. – A wy, co macie w planach?
– To niespodzianka – wtrącił Dawid.
– A co z monitoringiem? – spytała.
– Już gra, chcesz sprawdzić? – Łukasz obrócił laptop w jej stronę.
Na ekranie zobaczyła dziewczynę. Nie dość, że wyglądała na wystraszoną i miała oczy jak pięć złotych, to jeszcze zaczerwienioną twarz.
– Gdzie...? – Rozejrzała się, ale nigdzie nie mogła dostrzec kamery.
– No właśnie, gdzie? – Wyszczerzył się Łukasz.
– Dobra, szamaj i zwijaj się młody, czas zamykać tę budę – niecierpliwił się Dawid.
Nie miała pojęcia, co zaplanował i dlaczego wcześniej jej nie uprzedził, ale było jej wszystko jedno. Chciała spędzić z nim czas, tylko...
– Wyglądam jak sierotka Marysia... – mruknęła cicho pod nosem.
Jej sukienka była w porządku, za to nowa bielizna zaczęła uciskać, a nawet trochę ją „gryzła" i już żałowała, że nie ubrała normalnej. Chciała poczuć się bardziej kobieco i pomyślała też, że zaskoczy Dawida, zrobi mu niespodziankę jak kobiety na filmach, a tymczasem ledwo siedziała na tyłku. O ile w ogóle do czegoś dojdzie.
Za to on był elegancki jak zwykle. Dokładnie ogolony, w jasnobłękitnej koszuli z małą kieszonką na piersi i w ciemnych spodniach. Nagle zainteresowała ją tajemnicza torba, do której Dawid pospiesznie coś wrzucił, a potem dokładnie zasunął w niej zamki.
– Idziemy, szkoda czasu. – Mrugnął do niej.
Cdn...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top