XXXV
Razem weszli do klubu, omijając długą kolejkę. Jak się okazało Caden znał ochroniarza. Dlatego ku niezadowoleniu wszystkich stojących na zewnątrz mogli wejść do środka od razu. Saren uśmiechnęła się szeroko z pewnym zadowoleniem słuchając narzekań reszty. Zdążyła się już przekonać, że blondyn miał sporo znajomości, które w tym świecie były kluczem do niemal wszystkiego. Brunetka sądziła, że są drugą najważniejszą rzeczą zaraz po pieniądzach. Co wcale nie było błędnym myśleniem.
Caden rozejrzał się po wnętrzu lokalu, wzrokiem odnajdując swoich znajomych. Szybko złapał rękę swojej towarzyszki i pociągnął ją w stronę odpowiedniego stolika.
— Hej. — Rzucił, splatając palce swoje i Saren. Z jakiegoś nie do końca jasnego dla niego powody chciał podkreślić, że ona jest jego.
— Jak zawsze ostatni. — Mruknęła niepocieszona Cassi kręcąc głową z dezaprobatą.
— Nie narzekaj. Przynajmniej przyprowadził nową ślicznotkę. Jak masz na imię? — Spytał nieznany Saren brunet. Mężczyzna był dosyć lichej budowy. Jednak to, co zdecydowanie przykuło uwagę kobiety były tatuaże, które wystawały spod rękawów jego białek koszuli.
Szybko przeskanowała towarzyszy, natychmiast orientując się, że to nie ci sami ludzie, których spotkała z nim ostatnim razem. Dobrze. Tamci wydawali się potwornie nudni i głupi.
— Saren. — Odpowiedziała na tyle głośno, by każdy przy stoliku mógł ją usłyszeć. Zdecydowanie nie miała ochoty się powtarzać.
— Spoko imię. Ja jestem Ross. — Przedstawił się wyciągając w jej kierunku dłoń, którą ta przyjęła. — To jest Margo. — Dodał wskazując na dziewczynę, która widocznie nie obchodziło co dzieje się dokoła. Wzrok utkwiła w ekranie telefony. Zareagowała, dopiero kiedy brunet szturchnął ją w ramię. Przeniosła spojrzenie swoich orzechowych oczy na diablicę. Jednak szybko ponownie skupiła się na telefonie.
— Tobie trzeba odwyku. — Wtrącił kolejny mężczyzna. Był zdecydowanie najlepiej umięśniony z nich wszystkich. Jego bursztynowe oczy wydawały się mało przyjemne i oceniające jednak to nie wystraszyło Saren. — Jestem Hale.
— A ja Gavin. — Dodał mężczyzna o ciemnych i kręconych włosach, których Saren szczerze u mężczyzn nie lubiła. — Ezra poszedł złożyć zamówienie.
— Jego rodzice go nie kochali? — Spytała Saren w reakcji na imię ostatniego ze znajomych Cadena.
— Powiedziała Saren. — Rzucił wspomniany wcześniej mężczyzna. Diablica przeniosła na niego spojrzenie, a pierwszym co rzuciło jej się w oczy był jego kolczyk w nosie. — Czyli to kolejna laska, którą wykopiesz po tygodniu? Dobrze wiedzieć.
— Jeśli ktoś jest w tym towarzystwie dziwką na dwa numerki, to jesteś to ty. — Oświadczyła w odwecie, na co blondyn mocniej zacisnął dłoń na jej ręce.
— Błagam cię, daj spokój. — Poprosił a ta postanowiła ugryzł się w język. Już teraz mogła stwierdzić, że ich nie polubi. Jednak nie przykładała do tego większej wagi. Byli tylko znajomymi Cadena. Czyli nikim dla niej ważnym.
Blondyn usiadł na kanapie, a Saren zajęła miejsce na jego kolanach. Niemal od razu rzuciła się na alkohol. Zdecydowanie go potrzebowała i też dla niego tutaj przyszła. Nie czuła bowiem potrzeby bratania się z ludźmi. Mało ją obchodzili. Nie licząc tego jednego blondyna, miała ich wszystkich w głębokim poważaniu.
— Skąd ją wziąłeś? — Spytał nagle Gavin pierwszy raz od dłuższego czasu zwracając uwagę reszty na brunetkę.
— A ja to co? Dywan z promocji, żebyś się pytał, skąd mnie wziął? — Spytała, nie dając blondynowi dojść do głosu. — Jeśli pytasz o to, gdzie się poznaliśmy to tutaj.
— Tak też pomyślałem, kiedy tylko zobaczyłam, co masz na sobie. — Dodała Margo nie zaszczycając jej nawet swoim spojrzeniem.
— Przynajmniej nie jestem ubrana w top i dżinsy jak trzy czwarte dziewczyn w tym klubie. — Oświadczyła, kompletnie nie przejmując się jej uwagą. Saren miała swój styl, który kochała. Bez względu na to, co ktoś o nim mówił.
— Charakterna z ciebie suka. Już cię lubię. — Zapewniła Cassi, która jako jedyna wydawała się pałac do niej jakąkolwiek sympatią.
— Chodź zatańczyć. — Zaproponował jej towarzyszy. Nie dając jej czasu na odpowiedź, wyprowadził ją z loży ciągnąć w stronę parkietu. — Wybacz. Wiem, że to dupki.
— Więc czemu się z nimi zadajesz? — Spytała kompletnie tego nie rozumiając. Dla Saren to była kolejna kompletnie nielogiczne rzecz. W końcu, jeśli kogoś nie lubisz, po co się z nim zadawać?
— Człowiek zniesie wiele byle tylko nie być samotnym. — Wyjaśnił i co bardzo ją zdziwiło, te słowa mocno w nią uderzyły.
W klubie rozbrzmiała piosenka "One more night", której ta kompletnie nie kojarzyła. W przeciwieństwie do niego. Od razu złapał jej dłoń i obrócił ją wokół jej osi. Przyciągnął ją do siebie dosyć gwałtownie, przez co ta uderzyła w jego klatkę piersiową. I chociaż normalnie by ją to zirytował, teraz uśmiechnęła się cwaniacko.
Zaczęła kołysać biodrami, kiedy przesuwał dłońmi po jej ciele. Nim się zorientowała, obrócił ją tak, że teraz stała do niego tyłem. Jego biodra zaczęły podążać narzuconym przez nią rytmem. W końcu zatrzymał swoje dłonie na jej biodrach.
Saren przesunęła opuszkami palców, wzdłuż swojego ciała ostatecznie przeczesując włosy palcami. Czuła się w tym tańcu dobrze. Co mocno ją zaskoczyło. Zazwyczaj nie przepadała za tańcem. Jednak przy nim ten wydawał się czymś magicznym. Nawet jeśli żadne z nich zdecydowanie nie urodziło się, by tańczyć.
Złożył czuły pocałunek na jej szyi, przez co jej ciało przyszedł dreszcz. Uśmiechnęła się mimowolnie, ponownie odwracając się do niego przodem. Połączyła ich usta w krótkim pocałunku. A kiedy się od niego oderwała napotkała spojrzenie jego szarych tęczówek. Spojrzenie, które w momencie odebrało jej dech z piersi i sprawiło, że grunt pod nogami przestał być tak stabilny.
— Chcesz zrobić coś szalonego? — Spytał, zbliżając usta do jej ucha.
— Nie lubię się nudzić. A ta impreza na razie przypomina stypę. — Oświadczyła, krzywiąc się przy tym lekko.
Caden odciągnął ją na bok wprowadzając ją na korytarz, który z niezrozumiałych dla niej przyczyn był kompletnie pusty. Ponownie połączyła ich usta, szybko schodząc ze swoimi pocałunki coraz niżej. Aż w końcu przed nią uklęknął. Zsunął z niej bieliznę, posyłając jej pytające spojrzenie. Jakby tylko czekał na jej zgodę. Ona skinęła głową i tylko tyle musiał widzieć.
Przesunął w górę materiał jej sukienki. Zbliżył swoje usta do jej skóry, składając jej niej delikatne pocałunki. Przez chwilę się z nią drażnił aż w końcu odnalazł najczulszy punkt jej ciała, na który naparł językiem. Z ust Saren wydobyło się ciche jęknięcie, którego nie umiała powstrzymać. Złapała ręka na tyle na ile była w stanie jego krótkie włosy. On stopniowo przyspieszał tylko potęgując te przyjemność na wskutek czego jej ciało wygięło się w lekki łuk. Nie potrzebowała wiele by przez jej ciało przeszła fala przyjemności, która była dla niego znakiem, że to koniec.
Ponownie ubrał jej bielizna i poprawił materiał sukienki, podnosząc się z ziemi. Oatarł usta dłonią, nawet przez moment nie tracąc z nią kontaktu wzrokowego.
— Teraz może przestaniesz być taka marudna.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top