XXXIV
Poprawiła lekko pokręcone włosy, spoglądając na swoje odbicie w lustrze. Czasem odnosiła wrażenie, że wcale nie widzi siebie. Jakby patrzyła na obraz. Może portret kogoś, kto był jej podobny. Mamy lub siostry. Ta twarz była znajoma. Nawet bardzo. Gdzieś podświadomie czuła, że ta osoba jest do niej podobna. Jednak to nie do końca była ona. Może było to spowodowane mocnym makijażem a może kłamstwem w jej oczach, które same w sobie były tylko iluzją pomagającą jej ukrywać to, kim jest.
Poprawiła ręcznik, który już lekko zsuwał się z jej ciała. Była dopiero na początku swoich przygotowań. Chociaż mieli wychodzić za jakieś pół godziny, nie zamierzała się tym przejmować. Zawsze czuła, że ludzie przywiązują za dużą uwagę do czasu. Oczywiście w pełni rozumiała, dlaczego tak było. To wprowadzało w ich ograniczone czasem życie porządek. Jednak ona była nieśmiertelna. Dlatego postrzegała czas i jego zastosowanie kompletnie inaczej. Zwłaszcza że nie wychowywała się wśród ludzi, a raczej pojawiła się na ziemi okazjonalnie. Przeważnie i tak rzucając się w wir zabawy.
Uniosła nieco spojrzenie i dostrzegła w odbiciu Cadena. Ten suszył ciało ręcznikiem. Jeszcze chwilę wcześniej brał prysznic, dlatego był kompletnie mokry. Czyli jednak z jej przygotowaniami wcale nie było tak źle.
— Powinno mnie martwić to, jak się ubierzesz? — Spytał blondyn, kiedy ta ruszyła do wyjścia z łazienki. Jej styl był odważny już na co dzień. Dlatego zastanawiam się co takiego może ubrać, na imprezę jego znajomej.
— Ubiorę się tak, by każdy facet zapragnął być tobą. — Mruknęła, puszczając mu oczko. Wiedziała, że to była jedna z jego zaczepek, których nie należało brać zbyt serio.
Przeszła do pokoju i zrzuciła z siebie ręcznik. Ubrała na siebie bieliznę i sięgnęła po sukienkę, która z małym trudem na siebie założyła. Czarny materiał opinał jej ciało niczym druga skóra, sięgając zaledwie do połowy ud. Miała z pozoru dobrze zabudowany dekolt i półgolf. Jednak były to tylko pozory zburzone przez umiejscowione na dekolcie wycięcie, które ukazywało jej piersi. Podobne wycięcia znalazły się również na bokach. Saren dopasowała do tego czarne botki i musiała przyznać jedno. Wyglądała wręcz niepoprawnie seksownie. Nigdy nie miała problemy z tym, by dać sobie komplement. Miała o sobie raczej wysokie mniemanie. To irytowało znaczną część ludzi. Jednak ją średnio to obchodziło. W końcu oni dawno znikną z powierzchni tej ziemi, kiedy ona nadal będzie istnieć. I to ona przez następne wieki będzie musiała żyć z tym jaka jest i jak wygląda.
— Miałaś rację. Zwrócisz uwagę wszystkich tych pijanych mężczyzn. — Przyznał Caden posyłając jej krótkie spojrzenie. Walczył aktualnie z guzikami czarnej koszuli, których szczerze nienawidził zapinać.
— Wiesz mężczyźni będę pić, by podnieść odwagę i podrywać kobiety swoich standardów, a kobiety upiją się by obniżysz standardy. — Zauważyła, podchodząc do niego. Spojrzała mu prosto w oczy, na ślepo zapinając guziki jego koszuli. — Chociaż by przelecieć ciebie musiałabym wypić tylko pięć kieliszków.
— Lub porządnie wystraszyć się burzy. — Dodał, uśmiechając się przy tym cwaniacko. — Wyglądasz jak demon, za którym poszedłbym do piekła.
— A ty jak anioł, dla którego o ironio chciałabym grzeszyć. — Zapewniła, przyglądając mu się uważnie. W czarnej koszuli zestawionej z czarnymi dżinsami nie wyglądał szczególnie odkrywczo. Jednak wyglądał seksownie. Saren w szczególności podobały się detale. Takie tak srebrny niezbyt długi łańcuszek na szyi czy pierścień na palcu. — Powinniśmy się zdecydować czy będziemy się dzisiaj podrywać, czy rzucać w swoją stronę wredne komentarze.
— Tylko po co? Tak jest ciekawiej. — Zauważył, na co ta skinęła głową. Miał rację. Tak było o wiele ciekawiej. — Zapominasz oddychać. — Wtrącił, na co ta posłała mu zdziwione spojrzenie. — Czasem udajesz, że oddychasz. A innym razem nie bierzesz oddechu przez dłuższą chwilę.
— Bo oddycham. Tylko znacznie mniej niż zwykły człowiek. — Wyjaśniła, podchodząc do komody. Zgarnęła z niej żel do włosów i trochę go nabrała. Ponownie podeszła do chłopaka i zaczęła układać mu włosy. — Nie jestem tak różna od was, jak ci się wydaje.
— Ciężko przywyknąć do tego, że jesteś demonem i do tego pamiętać, że nie jesteś wcale tak daleka od nas. Nędznych śmiertelników. — Wyjaśnił, na co ta skinęła głową. Wiedziała o tym i w pełni to rozumiała. Oni byli śmiertelni. Dawno minęły czasu kiedy ludzie ślepo wierzyli w religie. Oczywiście teraz też było pełno ludzi wierzących. Jednak teraz zadawali pytanie. Usiłowali pojąć istnienie boga. Ująć to wszystko w logikę. Co było po prostu niewykonalne. Bo to wszystko wykraczało daleko poza logikę i jakikolwiek sens.
— Jeszcze kilka nocy w towarzystwie ogona i nie dasz rady zapomnieć o jego istnieniu. — Zapewniła nawiązując do ich ostatniego stosunku, który co musiała przyznać był jednym z lepszych w jej życiu.
— Obawiam się, że już nie umiem o nim zapomnieć. — Wyznał, na co jej twarz przyozdobił lekki uśmiech.
To, co ostatnio się między nimi wydarzyło, zburzyło mur niepewności i lęku. To jak go dotykała. Jaka była przy tym delikatna i czuła. Szczerze po tym, czego się o niej dowiedział spodziewał się, czegoś kompletnie innego. Bardziej podobnego do ich pierwszego wspólnego razu. Kiedy oboje było agresywni i mało delikatni. Jednak to już nie był ten mechaniczny wręcz zwierzęcy seks. Zresztą cała ich relacja była już kompletnie czymś innym.
— A to był dopiero początek jego możliwości. — Zapewniła, na co ten poruszył sugestywnie brwiami. — Ale to pokaże ci później. Teraz musimy już iść.
— Nie lubisz się spóźniać? — Dopytał, unosząc przy tym jedną brew.
— Mężczyźni powinni wiedzieć, dla kogo będą pić tego wieczoru. — Mruknęła, przygryzając przy tym dolną wargę. — Poza tym głupio tak się spóźnić. Wolę zrobić dobre pierwszy wrażenie.
— Spoko na nich wbrew pozorom ciężko zrobić złe wrażenie. Zresztą ty jesteś demonem. Kupisz ich serca od razu. — Zapewnił, ruszając w stronę wyjście.
— Nie zmarzniesz tak ubrany? — Dopytała, na co ten spojrzał na nią rozbawiony. — No co? Nie przeżyje słuchania jak narzekasz, bo ci zimno.
— To na pewno jedyny powód twojego pytania? — Spytał, na co ta skinęła głową. Chociaż to nie była prawda.
Nie chciała, żeby było mu zimno. Co było dla niej lekko dziwne. W końcu co ją to obchodziło? To, że byłoby mu zimno w żadnej sposób nie sprawiłoby jej dyskomfortu. Jednak tego nie chciała. Chciała, żeby było mu dobrze. Pierwszy raz w życiu martwiła się o kogoś innego niż o siebie. To była dla niej nowość, która wcale nie napawała jej radością.
— Twoje narzekanie mogłoby być lekiem na nieśmiertelność. — Zapewniła, mijając go w drzwiach. — A teraz choć już. Mam ochotę porządnie się zabawić.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top