XXVIII
Niepewnie spojrzał za okno dostrzegając gwiazdy, które świeciły jasno. Było już późno. Świat spowił się w mroku, przez który przebijały się jedynie gwiazdy i księżyc. Latarnie dawno już zgasły. Jednak on nie mógł zasnąć. Siedział na łóżku ze wzrokiem utkwionym na widoku za szybą. Próbował poukładać sobie wszystko to, co dzisiaj usłyszał. Szokująca prawdę o świecie, na którą nie był gotowy. Taką, która w kilka sekund zniszczyła całe jego wyobrażenie o rzeczywistości, w której się znajdował. Sprawiając, że nie czuł się w niej komfortowo. I teraz kiedy patrzył za okno, myślał już nie tylko o pięknych gwiazdach i tym gdzie mogą pędzić ludzie o tej godzinie? Myślał o tym, czy to na pewno ludzie? Czy nie obserwował całkiem przypadkiem demonów? Które z nie do końca znanych mu przyczyn zeszły na ten świat. Był pogubiony i przerażony. A jego myśli co jakiś czas wracamy do jasnookiego demona, który był tak piękny, że prędzej porównałby go do anioła. Bo ona była piękna. I mimo kilku uchybień, które u niej zaobserwował wierzył, że jest dobra. Nawet lepsza niż on sam. A jednak okazała się być demonem. Uchowaną w piekle bestią bez duszy. I właśnie to tak bardzo go zszokowało. To, jak dobre wydawały się potępione istoty.
Więc jak skończy on?
Jego rozmyślania przerwały kroki. Początkowo był pewien, że to Saren. Była demonem, co już zdążył podkreślić. Więc nie zdziwiłyby go jej nocne przechadzki. Zwłaszcza że omijał ją cały dzień. Nie miał odwagi spojrzeć w jej oczy po raz kolejny. Chwilowo chciał tylko poukładać sobie w głowie to wszystko, i wyrobić sobie na ten temat opinie. Jednocześnie nie mając serca wyrzucić jej z domu wiedząc przynajmniej częściowo o tym, co się dzieje.
Kroki jednak stawały się coraz głośniejsze. I na tyle niepokojące, że zerwały z łóżka Saren, która i tak nie spała. Początkowo była przekonana, że to Caden. Jednak to nie mógł być on. To był ktoś trzeci a ona przekonała się o tym, dopiero kiedy poczuła jego zapach.
Blondyn podniósł się z łóżka i wyszedł z pokoju. Chciał... Sam nie wiedział, czego chciał. Chyba już po prostu miał dosyć tych smętnych czterech ścian, które oglądał od kilku dobrych godzin. I wtedy właśnie przekonał się, że to nie Saren. A całkiem postawny mężczyzna, który wzbudził w nim lęk. Zwłaszcza biorąc pod uwagę świadomość wszystkiego, co działo się w jego życiu.
Mężczyzna rzucił się na niego i zaczęła się bójka. Caden umiał się bronić. Jednak skłamałby, gdyby powiedział, że jest w tym mistrzem. I prawda była taka, że obcy mężczyzna miał nad nim ogromną przewagę. I pewnie by przegrał. Gdyby nie coś na kształt ogona, który oplutl się wokół szyi napastnika miażdżąc mu kark. Ciało bezwładnie opadło na ziemię. A ten dostrzegł coś, co chwilowo zmroziło mu krew w żyłach. Kobiecą postać, za którą wił się ogon a spomiędzy włosów wystawały dwa rogi, które szybko zniknęły.
— Nic ci nie jest? — Spytała brunetka, która poczuła coś, czego nie czuła nigdy. Bała się, jednak nie o sam strach chodziło. Jego znała dobrze. Dziwnym było tylko to, że bała się o niego. Myśl o tym, że mogłaby go stracić była po prostu paraliżująca. A ona przecież nigdy nie martwiła się o nikogo. — Wyglądasz strasznie. — Dodała po chwili, klękając obok niego. Z jego nosa lała się krew, a ten najpewniej był złamany.
— Co to było? — Spytał, kompletnie ignorując ból w ciele. To, co zobaczył po raz kolejny wzbudziło w nim strach, którego w ostatnim czasie miał dosyć.
— Moja prawdziwa postać. Demony się są tak do końca podobne do ludzi. — Wyjaśniła, łapiąc jego nos. Nastawiła go szybko, a ten krzyknął z bólu. — Nic ci nie będzie. — Zapewniła, podnosząc go z ziemi. Zaniosła go do łóżka, na którym go położyła. Jakby bała się, że nie da rady ustać na nogach. — Skoro tak się sobie zwierzamy z mrocznych, tajemnic kim był on? — Dopytała, wskazując na korytarz gdzie leżało ciało mężczyzny.
— Pewnie złodziej. — Zapewnił, tym razem to on nie powiedział całej prawdy. I chociaż ona to wyczuła, nic nie powiedziała. — Co zrobimy z ciałem? — Spytał, jakby to pytanie było naturalne i oczywiste.
— Zajmę się tym. — Zapewniła, poprawiając ciemne włosy. — Ty ratujesz mnie a ja ciebie. Chyba tak to tutaj działa.
— Dziwi mnie, że go zabiłaś. Mogłaś po prostu wyjść, a ten facet załatwiłby za ciebie problem tego, że ja wiem. — Zauważył, na co ta skrzywiła się lekko kręcąc przy tym głową.
Wyszła z pokoju, chwilo pozostawiając go bez odpowiedzi. Widocznie ją testował. Chciał się przekonać z kim ma do czynienia. A ona doskonale to widziała. Jednak były rzeczy ważne i ważniejsze. Dlatego podeszła do ciała i położyła na nim dłoń. Wypowiedziała kilka słów w języku demonów, a ciało spłonęło nie pozostawiając po sobie ani śladu. Ona mogła wrócić do pokoju. Przekroczyła jego próg i spojrzała na mężczyznę, który nadal leżał na łóżku.
— Moim problemem nie jest to, że wiesz i możesz komuś powiedzieć. Moim problemem jest to, że wiesz i już nie patrzysz na mnie tak samo. — Wyznała, podchodząc bliżej łóżka. — Bo tego najbardziej brakuje mi w życiu. Tego by ktoś patrzył w taki sposób, jak ty patrzyłeś wcześniej.
I te słowa zbiły go z tropu. Demony bowiem zawsze kojarzyły mu się ze szpetnymi kreaturami. Potworami z otchłani, które potrafią tylko krzywdzić i ranić. A ona wydawała się być tylko zranioną kobieta, która pragnęła jednie być przez kogoś kochaną.
— Dobranoc. — Rzuciła, po chwili ruszając do wyjaśnia.
— Zostań. — Poprosił nagle, czym kompletnie ją zszokował. — Jak to powiedziałaś ty ratujesz mnie, a ja ciebie. Więc musisz zostać, gdyby przyszedł tutaj jakiś anioł, by cię wykończyć.
— Anioły nie mogą pokazywać się ludziom. To ich święta zasada, której nigdy nie złamią. — Zapewniła, widocznie nie dostrzegając aluzji. — Więc jestem bezpieczna.
— Tak. Czasami jesteś idiotką. — Oświadczył, na co ona spojrzała na niego zszokowana. Zdecydowanie nie spodziewała się po nim takich słów. — Po prostu tutaj, choć. — Poprosił, klepiąc miejsce obok siebie.
— Już się mnie nie boisz? — Dopytała, podchodząc do łóżka. Położyła się obok blondyna, skupiając na nim spojrzenie.
— Gdybyś miała mnie zabić, już byś to zrobiła prawda? — Dopytał, przypominając jej słowa. — Powiedzmy, że wierzę w to, że polubiłaś mnie za bardzo, żeby mnie zabić.
— Jest możliwość, że jeszcze przyjdzie tutaj jakiś podejrzany i dosyć straszny facet? — Spytała, a po jego wyrazie twarzy wywnioskowała, że wcale nie chciał o tym mówić.
— Chyba demon z piekła nie boi się jakiegoś śmiertelnika prawda? — Odpowiedział pytaniem na pytanie, na co ta pokręciła głową.
— Ciesz się, że mnie masz.
Naprawdę się cieszył, chociaż na chwilę w to zwątpił.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top