XVI
Brunetka usiadła na chłodnych schodach przed starą świątynią. Caden nie czuł się zbyt komfortowo w jej wnętrzu. Dlatego je opuścili. Co spotkało się z jego wyraźnym zadowoleniem. Wziął głębszy wdech, przymykając powieki. Jakby odpoczywał po długim i męczącym wysiłku. Jego szare tęczówki wpatrzone były w jakiś bliżej nieokreślony punkt przed nim. Saren chciała spytać, co tak intrygującego znajdowało się przed nimi. Jednak nie chciała burzyć panującego spokoju.
— Kim ty tak naprawdę jesteś Saren? — Spytał nie odrywając spojrzenia od wcześniej wybranego punktu.
— To znaczy? — Dopytała obracając się do niego, tak by lepiej go widzieć. Chciała dostrzec każdą nawet najmniejszą, reakcje malującą się na jego twarzy.
— Wzięłaś się tutaj znikąd. Przedstawiasz się dziwnym imieniem i nazwiskiem i jak się okazuje, nikt tutaj cię nie zna. — Oświadczył, w końcu przenosząc na nią spojrzenie. — Pytam, jaka jest twoja historia?
— Moja historia jest nudna. Jestem tylko kobietą niekochaną przez ojca, który już od dawna nie umie kochać. I przy tym jest zimniejszy niż lodowiec. Kobieta, która straciła matkę, nim zdążyła ją poznać i sporą ilością rodzeństwa, z którym też nigdy nie była szczególnie blisko. — Wyznała, nie do końca karmiąc go kłamstwem. — Lepsze pytanie, kim jesteś Ty?
— Nie masz pojęcia, kim jestem? — Spytał, unosząc jedną ze swoich jasnych brwi.
— Żadnego. Wiem tyle ile zdołałeś mi powiedzieć, czyli zasadniczo kompletnie nic. — Zauważyła, cały czasu uważnie mu się przyglądając.
— Jestem nikim. Tylko młodym mężczyzną, który był przeklęty nim się urodził, przez błędy rodziców. Takim, który zawsze miał wszystko jednak zawsze było mu mało. — Wyjawił, nadal starając się pozostać tajemniczym. — Czyżby ta odpowiedź cię nie usatysfakcjonowała? — Dopytał, obserwując reakcje brunetki.
— Nie pragnę wiedzieć o tobie wszystkiego. Więc to mi wystarczy. — Zapewniła, chociaż nie była to prawda. Z każdym słowem pragnęła wiedzieć coraz więcej. Chociaż sama nie miała pojęcia dlaczego. — Lubisz być tajemniczy?
— Nie bardziej niż Ty. — Zapewnił, bawiąc się sygnetem spoczywającym na jego palcu. — Oboje lubimy mało mówić.
— Może to nie kwestia małomówności. Może po prostu oboje jesteśmy przerażająco puści i nie ciekawi? — Zasugerowała, zdejmując ze stóp wysokie szpilki. — Jesteś przewidywalny. Biedny i wkurzony do tego nigdy zaspokojony. Zmieniasz kobiety częściej niż koszulki. I pijesz alkohol, bo on pomaga ci nie myśleć o tym, jak bardzo wzgardzasz tym życiem. — Wywnioskowała cały czas patrzyć mu prosto w oczy. Jakby to z nich miała wyczytać wszystko.
— Za to ty jesteś przerażająco pusta. Wszystko, co możesz zaoferować to ciało. Jest twoją bronią. A odważne ubrania to twoja zbroja. Nienawidzisz swojego życia i zwyczajnie się w nim nudzisz. Jednak boisz się coś zmienić. — Stwierdził, na co ta parsknęła cichym śmiechem. — Co cię tak bawi? — Spytał, rozsiadając się wygodnie na schodach.
— Jak w rzeczywistości ludzie są płascy. A przynajmniej tacy początkowo się wydają. Jednak z czasem każdy nabiera głębi. — Zapewniła, pozwalając sobie na lekki uśmiech. — Nawet tak z pozoru pusty dupek, jak ty.
— Teraz przeczysz sama sobie. — Zauważył, na co ta pokręciła głową.
— Postawiłam tezę w celu rozwinięcia dyskusji. I jak widać, mi się to udało. — Zdradziła widocznie dumna z siebie.
— Więc nie mogę być tak pusty i głupi skoro chcesz znać moja opinie. — Zauważył, przysuwając się nieco bliżej jasnookiej. — Widać mam jakąś głębie.
— Jakąś na pewno tylko teraz jej nie dostrzegam. — Wyjawiła, odrywając od niego spojrzenie. — Miałeś nieszczęśliwe dzieciństwo?
— Zdziwiłabyś się, jak było mi dobrze. Może rodzice byli nieobecni, a tata przy tym wyjątkowo zimny jednak nigdy nie mógłbym im zarzucić, że zrobili mi krzywdę. Poza tym za życia dbalibym miał wszystko. — Oświadczył, na co ta skrzywiła się lekko. — Dupkiem jak mnie określiłaś jestem, bo taki się urodziłem. Niektórzy rodzą się źli i tyle.
— Znam się na ludziach. I wiem, że nikt nie rodzi się zły. — Zapewniła, uparcie trwając przy swoich przekonaniach. — Coś sprawiło, że taki jesteś. Widzisz ktoś mądry powiedział kiedyś człowiek jest sumą tego, kim się urodził i co przeżył.
— Więc co dało sumę równą komuś takiemu jak ty? — Spytał, musząc przyznać, że nie spodziewał się tego, jak ta go zaintrygowała.
Nagle Saren okazała się być kimś kompletnie innym. Kiedy w klubie podała mu szklankę, nie spodziewa się niczego szczególnego. Jedynie kolejnej kobiety, która chciała tylko seksu. Szybkiej przygody, która mogła pomoc jej oderwać się od szarej rzeczywistości. A Caden wierzył w to, że kiedy już dostanie to, po co przyszła odejdzie. Jak wiele kobiet przed nią. A jednak teraz siedział z nią w miejscu, które napawało go swego rodzaju niepokojem. Prowadząc jedna z najgłębszych rozmów w jego życiu.
— Gdybyś zobaczył to, co ja i zostałbyś wychowany, w taki sposób nie byłbyś inny. — Zapewniła niechętnie myśląc o wszystkim, co przeżyła przez puste wieki swojego istnienia. — Widziałam i przeżyłam rzeczy, które tobie nawet się nie śniły.
Saren w rzeczywistości w życie nie powiedziałaby, że jest intrygująca. Była wyłącznie wypraną z uczyć córką samego diabła. Która żyła od tak dawna, że sama nie pamiętała już dokładnie, ile trwało jej cierpienie. Od samego początku robiła wszystko by zadowolić ojca, i wypełnić swoje przeznaczenie. Nigdy nawet nie myśląc, czy pragnęła czegoś innego. W końcu ona nie czuła. Nie miała pragnień ani marzeń. Była pusta. I to wręcz przerażająco pusta.
— Jak wielkim kłamstwo był Londyn? — Spytał nagle blondyn, na co Saren westchnęła cicho.
— Ciężko mi to określić. — Wyznała spoglądając na niego, wyjątkowo łagodnym spojrzeniem. — Jednak nie oczekuj prawdy. Bo nie jestem w stanie Ci jej dać.
— Znamy się kilka dni. Nie oczekuje, że dzisiaj opowiesz mi historie swojego życia. — Zapewnił, chociaż całkiem szczerze chętnie dowiedziałby się jak najwięcej. — Jednak już teraz mogę przyznać, że jesteś jedną z ciekawszych osób, jakie poznałem.
— Mało oczekiwałeś. To tylko moc pozytywnego zaskoczenia. — Stwierdziła, wzruszając ramionami. — Chociaż i ty jesteś inny. Spodziewałam się raczej kogoś, kto spojrzy na moje piersi i na ich podstawie określi moją wartość.
— A ja pustej laski, której będzie miała to gdzieś. Bo chce tylko zaliczyć i może wyciągnąć trochę kapitału. — Oświadczył, na co ta skinęła głową. Szczerze takiej odpowiedzi się spodziewała.
— Ludzie szybko się oceniają. I często nawet nie mając chwili, by wyjść z błędu. — Oznajmiła, na co ten uśmiechnął się blado.
— To nie słaba książka, w której królują proste postaci. Puste laski w za krótkich spodniach, bezmyślni sportowcy i odpychające kujony. W prawdziwym życiu nikogo nie określa jedna cechą. To by było zbyt proste. — Rzucił podsumowując ich krótka dyskusje na temat ludzi i ich charakterów.
— Czyli wychodzi na to, że nikt nie jest płaski. Niektórzy są po prostu nie zrozumieni.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top