59

Aż taką reakcje u was wywołałam, że znalazłam hasztag na tt? :O Proszę nie umierajcie, już jest nowy rozdział :D

___________

Louis POV.

 - Dlaczego powiedziałeś mu, że Sue nie żyje? - zapytał Niall.

- Niech się trochę pomartwi! Przez kilka miesięcy miał ją w dupie! Gdyby nie prośba Susanne dawno bym mu o wszystkim powiedział.

- Uważam, iż informacja, że właśnie walczy o życie wystarczająco by na niego podziałała. Na litość boską nie wiadomo co on teraz wymyśli! - W sumie miał trochę racji.

-Nie ważne, powiedział, że już tu jedzie.

- Módl się żeby i on nie miał wypadku. - westchnął Liam.

0 Wszystko będzie dobrze. Chodź do nich. - powiedziałem i ruszyłem do środka. Na korytarzu byli wszyscy : Harry, Niall, Veronica, Nick, Lucy, Alex, Jade. Prawie wszyscy płakali. O wypadku dowiedzieliśmy się, tak ,że któryś z policjantów zadzwonił do Lucy z telefonu Sue,a by poinformować kogoś o wypadku, ona powiedziała Liamowi, a on obdzwonił wszystkich. Teraz czekamy na dalszy rozwój wypadków. Puki co Susanne leży na sali operacyjnej i nie wiemy co się z nią dzieje.

- I co? - zapytałem wchodząc na korytarz.

- Na razie nic, wszyscy biegają jak głupi. - powiedział Harry.

Obwiniają się z Veronicą, że to ich wina, ponieważ namówili ją żeby ich odwiedziła, ale to był po prostu zbieg okoliczności.

- Dzwoniłeś do Zayna? - zapytał Alex.

- Tak, już tu jedzie.

- Trochę kiepsko, że dowie się o dziecku w takich okolicznościach.

- Jeżeli przeżyje... - bąknął Niall.

-Zamknij się i nawet tak nie myśl! - krzyknęła Lucy.

- Lucy ma racje, musimy być dobrej myśli. - powiedziałem.

W tym czasie na korytarz wpadł zapłakany Zayn.


Zayn POV.

Gdy tylko Louis powiedział mi w jakim szpitalu się znajdują od razu wsiadłem do samochodu i tam pojechałem, nawet nie powiedziałem Sarah, gdzie idę, chociaż krzyczała za mną. Byłem zbyt roztrzęsiony by w ogóle mówić. Jechałem łamiąc prawdopodobnie wszystkie obowiązujące zasady ruchu drogowego. Jedyne pytanie jakie chodziło mi po głowie to "Co się stało?".

Po kilku minutach byłem już pod szpitalem ST. Thomasa *

Wybiegłem z samochodu i udałem się do środka. Udałem się na piętro, które wskazał mi Louis. Łzy spływały mi po policzkach. Niech mi ktoś powie, ze to jest jakiś pieprzony żart, że to nie dzieje się naprawdę!

Na korytarzy zobaczyłem wszystkich znajomych moich i Sue. Dlaczego dowiedziałem się ostatni?

Bo ją olewałeś!

- C-co się dzieje? - zapytałem.

Wszyscy patrzyli na mnie nie wiedząc c powiedzieć.

- N- nie ż-żyje? - nie potrafiłem przestać się jąkać.

- Żyje. - powiedział Liam - Puki co. - Poczułem jak kamień spadł mi z serca.

Usiadłem na wolnym krześle i ukryłem twarz w dłoniach.

- Jest tu ojciec dziecka? - zapytał męski głos, a ja uniosłem głowę. Dziecko? Jakie dziecko? Z miejsca podniósł się... ten fagas. Sue była z nim ciąży? No tak mogłem się tego spodziewać.

-Doktorze, co z Susanne? - zapytał Nick.

- Jest naprawdę źle, średnio co pięć minut jej serce staje. Na dodatek straciła bardzo dużo krwi. Robimy wszystko co możemy, ale szanse na to, że przeżyje są znikome. Na szczęście udało nam się uratować dziecko. - Powiedział po czym odszedł z Alexem.

Teraz nie interesowało mnie czy mnie zdradziła i ma dziecko z innym, ważne było to żeby żyła. W poczekalni panowała cisza, każdy był pochłonięty własnymi myślami.

-Zayn. - usłyszałem głos chyba najbardziej znienawidzonej osoby. Uniosłem głowę by spojrzeć na blondyna.

-Co? - warknąłem.

-Chodź tu. - Nie chciałem tego robić, ale musiałem, jestem ciekawy co ma mi do powiedzenia.

Nie powiedział nic tylko ruszył przed siebie.

- Gdzie leziesz? - warknąłem, ale mi nie odpowiedział.

W końcu stanęliśmy przed białymi drzwiami. Otworzył je, a ja słyszałem tylko płacz dzieci. Po co mnie tu przyprowadził?

- Po co mnie tu przyprowadziłeś? - zapytałem.

- Chce abyś zobaczył April. - A więc Sue urodziła dziewczynkę, ma śliczne imię.

- Przepraszam, ale nie mam wielkiej ochoty oglądać waszego dziecka. - wymamrotałem. Gwałtownie się obrócił i popchnął mnie na ścianę.

-Mógłbyś przymknąć się chociaż na chwilę? - warknął, ale nie krzyczał. - Nie lubię Cię i chętnie wypieprzyłbym Cię z tego szpitala, ale jesteś ojcem April i masz prawo ją zobaczyć. - Zamarłem. To moje dziecko? Ale przecież to nie możliwe...

- Myślałem, że...

- Gdybyś nie był takim egoistą i wysłuchał Sue to byś wiedział, że wcale Cię nie zdradziła,a szczególnie ze mną. Jestem narzeczonym jej siostry idioto. Wtedy, gdy zrobiłeś jej taką wielką awanturę była na kolacji ze mną i Jade. - spuściłem głowę, ponieważ czułem się nadzwyczaj głupio.

-Mogę ją zobaczyć? - zapytałem.

Chłopak westchnął głęboko po czym zaprowadził mnie do pomieszczenia, w którym stał inkubator, a w nim leżała mała istotka.

-Możesz do niej wejść,a le nie wolno Ci tu być za długo. Góra piętnaście minut.

Pokiwałem głową, po czym popchnąłem szklane drzwi i wszedłem do środka. Stanąłem obok inkubatora i ze łzami w oczach patrzyłem na dziewczynkę. Była naprawdę malutka. Miał miała ciemną karnację po mnie tak samo jak długie rzęsy, które opadały jej na policzki, widać było meszek ciemnych włosów. Nie widziałem jej oczek, ponieważ spała. Włożyłem rękę przez otwór w urządzeniu i chwyciłem jej małą delikatną rączkę. Kontrast był niesamowity - moja duża wytatułowana ręka, i jej nieskazitelna i drobna. Otarłem łzy i się uśmiechnąłem. Już ją kocham.

- Hej April. - szepnąłem cicho. - Jesteś piękna jak mamusia. - na myśl o Sue, która właśnie walczy o życie moje oczy znów zaszły łzami.

Piętnaście minut upłynęło jak z bicza strzelił i musiałem wyjść, ponieważ jedna z pielęgniarek mnie o to poprosiła. Udałem z powrotem do poczekalni. W tym samym czasie z gabinetu wyszedł lekarz.

-Kogo mam wpisać na ojca dziecka? - zapytał spoglądając na każdego po kolei.

- Mnie - podszedłem do niego. - A więc zapraszam. - zaprowadził mnie do gabinetu.

- Zanim podpiszemy papiery, mam dobre wieści. - spojrzałem na niego ponaglająco.

- Udało nam się ustabilizować stan Pani Monroe, jest w śpiączce farmakologicznej, jej życiu nie zagraża już niebezpieczeństwo. - westchnąłem z ulgą.

-Będę mógł ją zobaczyć?

-Tak, ale tylko Pan. Teraz proszę wypełnić papiery.

Podał mi kartkę na której wypełnić dane osobowe dziecka.

Imię : April Sophie

Nazwisko : Malik

Nie wpisywałem rodziców chrzestnych, ponieważ nie wiedziałem kogo chciała Sue. Postanowiłem też nadać jej drugie imię. Gorzej było z nazwiskiem, nie wiedziałem czy wpisać nazwisko Sue czy moje. Na dobrą sprawę ona nie wie, że ja wiem i jeszcze się nie pogodziliśmy, ale postanowiłem wpisać swoje nazwisko.

Złożyłem jeszcze tylko podpis i mogłem odwiedzić Sue.


_____________________________________________________


*St. Thomas - szpital w Londynie


Mogę wyjść już w bunkru? xD


Przepraszam, ze to całe zamieszanie, ale taki był plan od początku tego opowiadania. Mam nadzieję, ze mi to wybaczycie. I tak przyśpieszyłam trochę akcję, bo wiem jak to jest żyć w napięciu.


Został nam jeszcze epilog.

Za chwilę na moim profilu pojawi się druga część "Mistakes" abyście mogli juz ją dodać do swoich bibliotek.


Jeszcze raz przepraszam i dziękuję za tak dużą aktywność.

Kocham was :* Obiecuję, że nie zrobię już więcej takich numerów.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top