Rozdział 4


OLIVIA

Naciskam czerwony przycisk i patrzę jak zahipnotyzowana na owoce, które z prędkością światła zamieniają się w koktajl. Wyłączam w końcu maszynę i przelewam napój do wysokiej szklanki. Ruszam w stronę salonu i stawiam ją na szklanym stoliku obok sofy.

- Kiedy masz następną chemię? – pytam cicho.

Doskonale znam daty każdej wizyty. Dostałam grafik od lekarza prowadzącego i nadal mam numer do pielęgniarki Maritty. Chcę po prostu sprawdzić czy powie mi prawdę.

- Jutro – odpowiada zgodnie z prawdą. – Ale nie chcę żebyś ze mną szła.

Właśnie dlatego pójdę. Będę siedzieć przy niej i czekać cierpliwie aż kroplówka zrobi się pusta.

- Pójdę – mówię głosem nieznoszącym sprzeciwu. – To nie podlega dyskusji. Za chwilę pojedziemy z Chloe na zakupy a później razem zrobimy obiad.

Jest źle.

Wróciłam zaledwie wczoraj a już widzę w jakim stanie jest jej organizm. Przesypia praktycznie całe dnie. Już nawet seriale ją nie interesują. W jej pamięci pojawiają się dziury. Godzinę temu zapytała mnie gdzie jest Josh, pomimo, że sama żegnała go dzień wcześniej. Nie powinnam była jechać do Chloe zaraz po przylocie. Muszę teraz skupić się na swojej rodzicielce, która uważa, że nie potrzebuje mojej pomocy.

Odchodzę w stronę schodów, ale zatrzymują mnie wibracje telefonu włożonego w tylną kieszeń spodni. Wyciągam komórkę i odblokowuję ekran co od razu okazuje się błędem.

„ Jesteś gotowa na najlepszą noc w twoim życiu? „

Chase jest niemożliwy. Boję się tego co może zrobić, gdy nie zobaczy mnie na tych przeklętych urodzinach. Ten facet jest zdolny do wszystkiego.

Blokuję telefon i wsuwam go ponownie do kieszeni. Jednak dwie sekundy później, wzdycham głośno, gdy czuję kolejne wibracje.

„ Oczywiście nie licząc tej spędzonej w moim łóżku. „

Dupek.

Uśmiecham się nieznacznie, wiedząc, że on tylko żartuje. Jego charakter jest tak zupełnie odmienny od reszty braci, że czasami zastanawiałam się nad jego pochodzeniem. Jedyne co ich łączy to wygląd. Każdy z nich ma te same ciemne oczy, które chwilami mogą przestraszyć. Tatuują swoje ciała jakby były płótnem a ubrania chyba negocjują razem każdego dnia. Zawsze są do siebie idealnie dopasowani przez co wyglądają jak współpracownicy jednej firmy.

- Liv?

Podskakuję nagle, słysząc pytający głos Chloe. Unoszę wzrok na przyjaciółkę, która przygląda mi się z dziwnym uśmiechem. Zerka na mój telefon i wtedy jej usta rozszerzają się w jeszcze większym uśmiechu.

- To przez Josha tak się szczerzysz do telefonu?

Nie, bo nie rozmawiałam z nim od czasu jego powrotu do Nowego Jorku. Może to dziwne, ale nawet nie wiem czy doleciał szczęśliwie do celu.

- Tak – kłamię speszona, po czym wciskam komórkę w kieszeń spodni i odwracam się w stronę schodów. – Skoczę tylko po torebkę i możemy jechać.

Wbiegam na górę i dopiero w swojej sypialni, dotykam dłońmi policzków. Są gorące jakby płonęły żywym ogniem. Zamykam oczy i wzdycham przeciągle, przeklinając siebie samą za to, że okłamuję nawet Chloe.

Mogłabym jej wszystko wyjaśnić, ale sama nie wiem jak to zrobić. Od czego zacząć? Jak przyznać się do głupoty przez którą jej szwagier stał się jeszcze gorszym dupkiem niż wcześniej?

Ona coś wie i tego jestem pewna. Lecz nadal nie mam pojęcia jak dużo. Może Chase wyznał jej, że coś łączyło mnie z Tylerem. Albo sam Tyler powiedział coś braciom. Tego nie dowiem się dopóki będzie panował nade mną strach. Otwieram powieki przygotowana na co najmniej dwie godziny w jej towarzystwie w ciągu których może paść dużo pytań. Chloe nie jest wścibska i jeśli zaprzeczę to nie będzie drążyć. Poczeka cierpliwie kolejne tygodnie aż w końcu pęknę. Jednak nie mogę tyle czasu jej zwodzić. Muszę powiedzieć cokolwiek.

Chwytam szybko torebkę i wychodzę z pokoju. Schodzę na dół, kierując się od razu do mamy, która rozmawia z Chloe. Mój wzrok od razu pada na szklankę z napojem, która nie została jeszcze tknięta.

- Wrócimy szybko – oznajmiam spokojnym głosem. – Obiecaj, że chociaż wypijesz połowę.

- Też tak mówiłam, gdy miałaś roczek i rzucałaś każdą butelką na podłogę – odpowiada z szerokim uśmiechem.

Słyszę ciche parsknięcie przyjaciółki i sama w końcu odwzajemniam uśmiech. Cieszy mnie sam fakt, że dopisuje jej dobry humor.

Schylam się nieznacznie i całuję jej chłodne czoło, po czym łapię za dłoń Chloe. Ciągnę ją w stronę wyjścia, bo chcę jak najszybciej mieć to za sobą.

- Chase mówił, że będziesz dziś na urodzinach...

- Nie będę – przerywam jej szybko.

Zamykam za nami drzwi i podchodzę do jej auta ustawionego na podjeździe. Naciskam klamkę i wskakuję do środka, udając, że nie widzę dziwnego spojrzenia skierowanego w moją stronę. Zapinam pas i odwracam się w stronę przyjaciółki dopiero, gdy auto nadal nie rusza z podjazdu.

- No co?

- Byłam cierpliwa – zaczyna ostrożnie, po czym zaciska dłonie na kierownicy. – Ale coś tu jest nie tak i nie wypuszczę Cię stąd dopóki nie powiesz choć słowa. – Kładzie dłoń na moim kolanie. – Po co mam zawieźć Cię do przychodni? To ze względu na twoją mamę czy...

- Nie – wtrącam się szeptem. – Umówiłam się do ginekologa.

Czuję jak w moim gardle pojawia się gula, która zaraz rozwali mi przełyk. Nie jestem w stanie wykrztusić z siebie choćby słowa aż w końcu wypuszczam z ust jęk. Przymykam powieki, ale to szybko okazuje się błędem. Pojawiają się w nich łzy i po otwarciu ich ponownie, wzrok mi się zamazuje. Unoszę dłoń do twarzy i ścieram lekko mokry policzek. Biorę głęboki wdech i wpatruję się w przestraszone spojrzenie dziewczyny.

- Ja... - jąkam się, nie panując nad swoim ciałem, które teraz się trzęsie jak galareta. – Ja poroniłam.

Nie chciałam rozmawiać o tym tutaj. W aucie przed domem mojej matki.

- Kochana... - wzdycha cicho, po czym milknie.

- Nie wiadomo do końca z jakiej przyczyny – kontynuuję mocniejszym głosem. – Lekarze mówili o stresie lub możliwych chorobach przewlekłych. Zarodek nie był w stanie przeżyć we mnie. Zlecili mnóstwo badań, które nie dały jednoznacznej odpowiedzi.

- Tak mi przykro.

- Ja naprawdę chciałam Ci powiedzieć – mówię z przeprosinami wypisanymi na twarzy. – Ale to był dla mnie zbyt duży szok, bo ledwo co dowiedziałam się o ciąży a już kilka dni później ją straciłam.

Jestem okropną przyjaciółką.

I na pewno nie zasługuję na jej ciepłe ramiona owinięte wokół mojego ciała.

- Przepraszam, że nalegałam teraz i...

- Nie musisz – odzywam się od razu. – Stresowałam się tą rozmowę i dobrze, że już mam to za sobą. Kamień spadł mi z serca – zapewniam, uśmiechając się lekko, po czym odpycham ją od siebie i patrzę w oczy, które są tak samo mokre jak moje. – Przebrnęłam już przez to i żyję dalej. Ból nadal jest, ale nie taki mocny jak wcześniej.

Przynajmniej tak mi się wydaje.

**

- Czyli mam rozumieć, że ze mną wszystko dobrze? – pytam już trzeci raz. – Na pewno nic nie uszkodziło się, gdy...

- Panno Ternner – przerywa mi lekarz, zwracając na siebie uwagę. – Proponowałbym mniej stresu a więcej czasu na grę wstępną. Zbadałem panią pod każdym aspektem i zapewniam, że wszystko jest tak jak powinno. Mało tego, jest pani w trakcie owulacji i to widać tutaj. – Wskazuje długopisem na dwa zdjęcia z USG na których nie widzę kompletnie niczego. – Szczytowanie kobiety uzależnione jest przede wszystkim od poziomu podniecenia. Nie spieszyć się i poświęcić trochę więcej czasu na...

Gdyby moje policzki mogły teraz płonąć, to właśnie pochłonąłby je ogień. Upuszczam wzrok na biurko, bo każde kolejne zdanie, sprawia, że wstydzę się jeszcze bardziej. Miałam zadać tylko jedno, proste pytanie a zamiast tego, sama skazuję siebie na zalewanie potem z powodu zażenowania.

- Rozumiem – wtrącam się cicho, po czym podnoszę się szybko z krzesła, by stąd uciec.

- ... ponadto śluz jest teraz...

- Dobrze – mówię, dając znak, że chcę już skończyć tą rozmowę. – Wszystko zrozumiałam i dziękuję bardzo.

Naciskam na klamkę i otwieram zamaszyście drzwi. Wypadam na zatłoczony korytarz, ignorując zaciekawione spojrzenia. Dotykam dłońmi swojej twarzy, która parzy. Przyspieszam, kierując się prosto do wyjścia. Wypadam na zewnątrz i spotykam zdezorientowane spojrzenie Chloe.

- Coś nie tak? – pyta zmartwiona.

Opieram się o zimną stal samochodu i wypuszczam z ust zażenowany jęk.

- Właśnie zapytałam ginekologa czy brak orgazmów to coś poważnego – odpowiadam, zamykając oczy. – A on zalecił mi dłuższą grę wstępną.

Liczyłam bardziej na coś farmakologicznego co utwierdziłoby mnie w przekonaniu, że Josh jest idealny a to ja zawodzę. Mogłabym wtedy spróbować jakoś temu zaradzić a zamiast tego dostaję jedynie mętlik w głowie, bo zaczynam mieć obawy, że jestem skazana na brak orgazmu do końca życia.

To nie gra wstępna jest problemem. Moje ciało po prostu nie reaguje na dotyk mojego chłopaka.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top