Rozdział 3




OLIVIA

Pamiętam ból rozrywanego serca. Nawet teraz mogę poczuć dokładnie do samo co w tamtym momencie. To tak jakby ktoś chciał wyrwać mi je z piersi i zgnieść na moich oczach, tak bym widziała swój upadek. Wierzyłam, że może jednak los chciał inaczej i to była jedynie pomyłka, którą kiedyś będę wspomniała. Lecz, godzinę później nadal leżałam w szpitalnej sali i patrzyłam obojętnym wzrokiem na białe ściany. Nic nie przedstawiały. Były cholernie zwyczajne, ale wtedy czułam, że ten beznadziejny kolor daje mi spokój. Nie chciałam patrzeć na rozbieganych lekarzy i pielęgniarki, które zerkały na mnie ze współczuciem. Ignorowałam dziwne spojrzenia innych pacjentów i tak po prostu zatracałam się w swoim cierpieniu.

Ścieram pojedynczą łzę, która pojawiła się w najmniej odpowiednim momencie. Nie mogę teraz płakać, bo zaraz powinnam zejść na dół i przygotować śniadanie dla mamy. Ona zauważy, że moja twarz wygląda inaczej i nie będę w stanie dalej ukrywać tego o czym powinnam już dawno temu powiedzieć. Zamiast tego pozwalam na chwilę słabości, bo znów obudził mnie sen, który nie daje mi spokoju od dwóch miesięcy.

Nie wiem jakim cudem poczułam coś tak silnego do czegoś co dopiero się tworzyło. Strach nadal był obecny, ale z każdym dniem, miałam coraz więcej wiary w samą siebie. Nawet chciałam zrobić coś co wymagałoby ode mnie o wiele więcej odwagi niż przypuszczałam.

Co zrobiłby Tyler, gdybym powiedziała mu, że tamtej nocy prezerwatywa nie wystarczyła? Cienki lateks musiał przerwać się w czasie, gdy właśnie wykrzykiwałam jego imię. Jak zareagowałby na taką informację?

Ja byłam przerażona. Przez bardzo długi czas, nie dopuszczałam tej informacji do siebie. Uparcie wierzyłam, że okres jednak się pojawi. Zawsze się spóźniał, więc dlaczego tym razem nie mógł przyjść trochę później? U mnie to normalne i nie raz czekałam tygodniami na bóle menstruacyjne, zapominając o tym ile czasu minęło od ostatniej miesiączki. Jednak tym razem było inaczej. Bo plamienie nie pojawiało się od siedmiu tygodni a nudności występowały coraz częściej. Tamtego dnia, postanowiłam w końcu wyciągnąć z torebki test ciążowy, który kupiłam już kilka dni wcześniej. Musiałam wiedzieć natychmiast i dlatego zrobiłam go w łazience Chloe. Moim największym błędem było wyrzucenie go do kosza przy toalecie, zamiast zabrać ze sobą.

Ona wie. Jestem tego pewna, bo wczoraj szepnęła do mojego ucha, że wszystko będzie dobrze. Patrzyła na mnie dziwnym spojrzeniem za którym krył się wyrzut, że nadal milczę. Nie powiedziałam jej ani słowa a zamiast tego...

Przeżywałam najgorsze chwile w swoim życiu z Chasem.

Podskakuję nagle, czując wibracje telefonu na materacu przy mojej głowie. Obracam się na bok i sięgam po komórkę. Odblokowuję ekran i parskam cichym śmiechem, gdy zauważam imię.

- Jak Ty to robisz głupku? – szepczę sama do siebie.

Otwieram wiadomość od Chase'a i wstaję szybko z łóżka.

„ Otwórz złośnico „

Rzucam telefon na łóżko i otwieram z rozmachem drzwi. Zbiegam na dół, kierując się prosto do wyjścia. Naciskam klamkę i uchylam nieznacznie drewniane drzwi. Wpatruję się w ciemne spojrzenie, które jest zdecydowanie za bardzo rozbawione jak na tak wczesną porę.

- Co tu robisz? – pytam, blokując wejście swoim ciałem. – Nie umawialiśmy się.

- Przyjaciele nie muszą się umawiać – odpowiada, po czym rusza mi naprzeciw. – Nie wpuścisz mnie?

- Nie – mówię, krzyżując ramiona na piersi. – Mama jeszcze śpi a ja...

- Musimy pogadać – przerywa mi poważnym tonem. – Jeśli mnie nie wpuścisz, to obudzę twoją mamę i będę oglądał z nią te pojebane tureckie seriale.

Skąd on wie, że ona to ogląda?

- Ale...

- Liv – nalega coraz głośniej.

Kapituluję w końcu i odchodzę w stronę schodów. Pozwalam, by wszedł do środka i zaraz poczuję tego konsekwencje. Zerkam nieznacznie w kierunku salonu, sprawdzając czy mama nadal śpi. Wspinam się w końcu na górę, pokonując kilkanaście drewnianych schodów. Wchodzę do swojej sypialni i biorę głęboki wdech, gdy słyszę jak Chase zamyka za nami drzwi.

- Powiesz mu?

Spinam się nagle, słysząc jego zdecydowany głos. Już nie uśmiecha się tak jak zawsze. Jest śmiertelnie poważny i właśnie teraz nadchodzi ten moment, gdy powinnam zacząć się bać. Moim największym błędem było pocieszenie się w jego ramionach.

- To nie ma sensu – odpowiadam, odwracając się w jego stronę. – Było minęło i...

- Liv, czy Ty siebie, kurwa, słyszysz? – wtrąca się z gorzkim śmiechem. – To było też jego dziecko.

Moje oczy znów stają się mokre a gardło zaciska się niebezpiecznie. Czuję jak pojawiająca się powoli gula, nie daje mi spokoju. Próbuję przełknąć ślinę, ale to nic nie daje. W końcu wybucham cichym płaczem na wspomnienie tego wszystkiego co załamało mnie aż za bardzo.

- Milczę, bo obiecałem – kontynuuje cicho. – Ale wiesz ile razy dostałem w ryj, bo on nadal myśli, że się pieprzyliśmy?

Zaraz, co?

Ruszam szybko w jego stronę i unoszę prawą dłoń, by uderzyć go prosto w twardy tors.

- Co?! – piszczę, wycierając łzy z policzka. – Coś Ty narobił?

Łapie za mój nadgarstek i prowadzi w stronę łóżka. Siada na brzegu, po czym ciągnie mnie na miejsce obok siebie.

- Zniknąłem na tydzień w Nowym Jorku – wyjaśnia, przecierając twarz dłonią. – Ci idioci są cholernie wścibscy i niecierpliwi. Wypytywali mnie, bo rzadko wyjeżdżałem sam. Wszystko zawsze robimy razem. A tym razem, nie odzywałem się do nich przez tydzień.

Bo był przy mnie.

Siedział w moim salonie i oglądał seriale, które w ogóle go nie interesowały. Wychodził po zakupy, żebym miała co jeść i sprzątał. Nie rozmawialiśmy za dużo. Nie nalegał na to, bym wyznawała mu każde swoje uczucie. Po prostu spędzał czas w tym samym mieszkaniu co ja, bo dobrze wiedział, że sama oszalałabym.

- Mogłeś powiedzieć, że pojechałeś do jakieś laski – odzywam się zachrypniętym głosem.

- I tak zrobiłem – oznajmia, ukazując szatański uśmiech. – A później mój w cholerę pojebany brat, odkrył, że logowałem się w mieszkaniu w którym on już był.

O mój Boże.

- Złamał mi nos – dodaje z cichym parsknięciem. – Chciałem zmusić go do pierdolonej szczerości. Wiesz, że on cały czas upiera się, że nic go nie obchodzisz? To tylko pierdolenie i dobrze o tym wiemy. Sądziłem, że jak skłamię, to będzie to jakiś zapalnik dla niego. – Podnosi się nagle i odwraca w stronę okna. – Ale zamiast tego, przyjebał mi w żebra.

Dlaczego to wszystko musi być takie skomplikowane?

Ja naprawdę chciałabym z nim porozmawiać i wyznać wszystko co wydarzyło się nie tak dawno temu. Opowiedzieć o tym, że się bałam, ale wierzyłam, że tak musi być. Skoro spłodziliśmy nowe życie, to powinniśmy zastanowić się nad zupełnie nowym początkiem. Może nawet przyznałabym się do kłamstwa.

Lecz to nie jest takie proste, bo Tyler Salvatore nienawidzi mnie bardziej niż kogokolwiek na tym świecie. Co zmieniłoby przyznanie się? Odrzuciłam go, gdy przyleciał do Nowego Jorku, by próbować przekonać mnie do uczuć, które pojawiły się tak nagle. Pamiętam jak patrzyłam w jego ciemne oczy i wypowiedziałam te okropne słowa.

- Nie pamiętam tamtej nocy.

Jego tęczówki zrobiły się wtedy ciemniejsze. Widziałam, że mi nie wierzył, ale po chwili zrozumiał, że rozmowa nie ma sensu. Zrezygnował i tak po prostu odszedł. A ja wtedy spędziłam co najmniej dwie godziny na podłodze przy ścianie, bo nie mogłam uwierzyć w swoją głupotę. Dlaczego ucieczka zawsze musi wydawać się lepszym rozwiązaniem?

- Chase, to...

- On zasługuje na to, by wiedzieć.

Wstaję powoli i zbliżam się do niego. Obserwuję uważnie poważne spojrzenie i staram się zrozumieć dlaczego tak bardzo zależy mu na wyznaniu prawdy.

- Załóżmy, że powiem – zaczynam drżącym głosem. – I co to da? Pamiętasz jak leżałam bezwiednie na sofie i patrzyłam się ślepo w ścianę, ignorując fakt, że ktoś chce mi pomóc? – Drgam niebezpiecznie, gdy Chase wyciąga dłoń, by mnie dotknąć. – Będzie mu lepiej bez tego.

- Jesteście popierdoleni.

Krzywię się, słysząc ten komentarz.

- Co? – pytam zdezorientowana.

Wymija mnie i idzie szybko w stronę wyjścia. Wkurzyłam go. Widzę to po zaciśniętych dłoniach, które stara się powstrzymać przed drganiem. Naciska na klamkę i uchyla drzwi, ale zatrzymuje się nagle i odwraca w moim kierunku.

- Zostaw doktorka – rzuca warczącym głosem. – On do Ciebie nie pasuje.

Pasuje. Pracuję nad tym, by pasował w stu procentach.

- Przestań – odpowiadam marszcząc nos ze złości. – Myślisz, że coś widzisz, ale to nieprawda. Nic mnie nie łączy z Tylerem, poza jedną nocą. Nie przespałeś się nigdy z dziewczyną na imprezie? – pytam kpiąco. – Ludzie tak robią, Chase. I żyją dalej, jakby to się nie wydarzyło.

Najgorsze jest to, że tak długo wmawiałam sobie te słowa do swojej pustej głowy, że w końcu zaczęłam w nie wierzyć.

Tamtej nocy poczułam każdy dotyk i chłonęłam każdy pocałunek. Poddałam się całkowicie uczuciu, które wybuchło we mnie tak niespodziewanie. A później stchórzyłam, bo wiedziałam jaki jest legendarny Salvatore.

Oni nie mają uczuć. Biorą co chcą i zostawiają następnego dnia, nie oglądając się za siebie. Słyszałam zbyt wiele historii, by zrobić z siebie masochistkę. Wolałam porzucić wszystkie wspomnienia, które sprawiały, że moje serce szalało. Miałam szansę zacząć wszystko od nowa i skorzystałam.

A teraz wszystko powróciło. Wczoraj bałam się spojrzeć w jego oczy, bo przerażał mnie fakt, że może zobaczyć w nich kłamstwo. On się zmienił. Jest jeszcze chłodniejszy i mroczniejszy. Już nie uśmiecha się tak jak wcześniej. Teraz pokazuje całemu światu, że jego nowe oblicze jest silniejsze niż kiedykolwiek.

Czy to była moja wina? To przeze mnie Tyler Salvatore zmienił się w diabła?

- Chcesz mi powiedzieć, że Tyler jest Ci całkowicie obojętny? – Szczerzy się złośliwie.

- Tak – kłamię uparcie.

- Dobra, powiedzmy, że Ci wierzę.

Podchodzi do mnie, po czym pochyla się tuż przy mojej twarzy. Oddech nagle mi przyspiesza, bo wiem co on robi. Chce zmusić mnie do przyznania prawdy. Jednak ja wytrzymam. Będę silna i nie dam się.

- Nie musisz mi wierzyć – oznajmiam zdecydowanym tonem.

- Masz rację – odpowiada, uśmiechając się przebiegle. – Dlatego zabiorę Cię wieczorem na imprezę.

Kręcę głową na boki jak idiotka.

- Nigdzie nie idę, bo...

- Idziesz – przerywa mi cicho. – Uczcimy twój powrót.

Odsuwa się ode mnie i odwraca znów w stronę wyjścia. Tym razem przekracza próg sypialni, wychodząc w końcu na zewnątrz. Idę szybko za nim, bo muszę mu wytłumaczyć, że ja naprawdę nie pójdę na żadną imprezę. Skończyłam z takim życiem i chcę kontynuować to spokojnie i bezpieczne, które tak dobrze układało się w Nowym Jorku.

- Chase! – piszczę przez zaciśnięte zęby.

- Chloe też będzie – mówi, zerkając na mnie przez ramię. – I w ogóle wszyscy będą, bo to przecież urodziny Tylera.

Nigdzie nie idę.

Nie ma takiej cholernej opcji.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top