Rozdział 10
Każdy dzień zdawał się być podobny do poprzedniego. Smutnym wzrokiem spojrzałem na swoje mieszkanie. Wydawało się być takie psute. Pomimo iż wszystkie rzeczy Jungkooka dotychczas i tak były ukryte przed wzrokiem, to wewnątrz wyczuwałem ich brak. Będę musiał się do tego przyzwyczaić.
W sumie to już powinienem. Minęły trzy tygodnie odkąd zawiozłem wszystkie jego rzeczy do dawnego mieszkania. Jednak ja i tak za każdym razem, gdy wracałem do domu, czułem dziwną pustkę. Nie podobało mi się mieszkanie samemu. Nie podobało mi się, że nie czekam na niczyj powrót.
Starając się za bardzo nie myśleć o dziurze w sercu, wciągnąłem się w wir pracy. Brałem tyle nadgodzin ile tylko mogłem. Unikałem przesiadywania w własnym mieszkaniu niemal jak ognia. Ucieczką od samotności i pracy były - jak to wszystko nazwałem - ciche spotkania z grupą migową.
Zaprzyjaźniłem się już nawet z kilkoma osobami. Szczególnie z Taeminem i Hyuną. Podejrzewałem nawet mężczyznę o to, że jest homoseksualistą, lecz nie przywiązywałem się za bardzo do tych przypuszczeń. Bałem się kolejnego rozczarowania. Wolałem pozostawać z nim na stopniu przyjacielskim. Nie byłem jeszcze gotowy na kolejny związek.
W sumie to zaczynało być coraz lepiej. Przynajmniej w porównaniu do wcześniejszych dni. Muszę się w końcu wziąć w garść. Takie użalanie się nad sobą i nad swoim złamanym sercem nic mi nie da. On na pewno teraz dobrze bawi się gdzieś beze mnie. Dlaczego tylko on ma być szczęśliwy? Pora przestać się mazgaić! Ja również mam prawo do szczęścia.
Z zawziętą miną chwyciłem telefon szukając odpowiedniego kontaktu. Długo nie zajęło mi jego znalezienie.
Cześć? Robisz coś? Nudzi mi się, a w dodatku mam jutro wolne, więc... Może masz ochotę wyjść na miasto?
Dobra. Teraz nie pozostaje mi nic innego jak czekanie na odpowiedź. Przekręciłem się i zmieniłem pozycję na leżącą. Znudzonym wzrokiem spoglądałem w stronę telewizora. Czas się dłuży, jeśli się oczekuje na odpowiedź.
Gdy usłyszałem dźwięk przychodzącego esemesa, natychmiast chwyciłem za telefon. W duchu skarciłem się za tak gwałtowną reakcję. Spojrzałem na wyświetlacz nieco spokojniejszym wzrokiem.
Jasne, szczególnie, że sam również mam jutro wolne. Gdzie się widzimy? Przy okazji zobaczymy kto ma mocniejszą głowę.
Uśmiechnąłem się pod nosem. Coś czuje, że zawartość mojego portfela zostanie nieco nadszarpnięta. Tym razem muszę sobie zakodować by wracać do domu taksówką. Nie dam się drugi raz pobić i obrabować.
Szybko odpisałem mu, podając czas mi miejsce spotkania, po czym zacząłem szykować się do wyjścia. Na miejsce postanowiłem wybrać się autobusem. Zaoszczędzę sobie tym czasu i nerwów, przynajmniej taką miałem nadzieję.
Na szczęście mój środek transportu okazał się być mało zatłoczony. Najwyraźniej świat nie postanowił być dzisiaj przeciwko mnie i chociaż raz nie uprzykrzać życia bardziej niż to konieczne. Od przystanku do miejsca spotkania dzieliło mnie tylko kilka minut.
- Cześć.
- Cześć.- Przywitał się z uśmiechem.- Polecasz jakieś konkretne miejsce?
- Z znajomymi z pracy chodzimy zawsze w to samo miejsce. Miła obsługa i brak rozwrzeszczanych nastolatków.
- W takim razie kieruj.
Ruszyliśmy w stronę barku, który odwiedzałem współpracownikami. Byliśmy naprawdę blisko niego, więc nawet nie zdążyliśmy za dużo miedzy sobą zamigać. W środku było dużo wolnych miejsc, co tylko mnie ucieszyło. Bez większej zwłoki zajęliśmy jeden z wolnych stolików.
- Czego się napijesz?- Spytałem.
- Zdaje się na twój gust.
Skinąłem głową, po czym udałem się w stronę kontuaru. Czekając na swoje zamówienie, spoglądałem w stronę czekającego na mnie mężczyzny. Blondynek o niezwykle przyjacielskim wyglądzie i delikatnej urodzie. Już na pierwszy rzut oka widać było, że to osoba, której po prostu nie można nie lubić. On tak jak ja był jedynie niemową. Świat nie był dla nas wielką ciszą.
Z całą tacką drinków wróciłem do stolika. Wzrok Taemina powędrował najpierw na zamówienie, a później na mnie.
- Ciekawe, który pierwszy odpadnie?
- Żadnemu z nas się nie spieszy, więc to chyba będzie długa walka.- Stwierdziłem.
- Skąd ta nagła ochota na wspólne wyjście? Poza tym, mam wrażenie, że w końcu nieco polepszył ci się humor.
Najwyraźniej ta motywująca gadka, którą wygłosiłem w duchu do samego siebie, pomogła.
- Przemyślałem kilka spraw i chyba w końcu doszedłem do słusznych wniosków.
- W takim razie za słuszne wnioski!- Powiedział, po czym chwycił za jedną z szklanek, wznosząc toast.
Tak rozpoczął się maraton picia. Nie narzucaliśmy zbyt dużego tempa, nie chcąc po chwili znaleźć się pod stołem. Oboje wykazaliśmy się rozsądkiem.
No, przynajmniej na początku. Im dłużej przebywaliśmy w barze i im późniejsza robiła się godzina, tym mniej tego rozsądku zostawało w naszych głowach. Było to widać początkowo w coraz bardziej śmiałych tematach i odpowiedziach, a następnie w samym sposobie naszego rozmawiania. Gesty stawały się coraz mniej dokładne, bardziej rozlazłe i niestaranne. Mimo to żadne z nas nie miało problemu z zrozumieniem drugiego.
- Więc kto wygrywa?- Spytał w końcu, podnosząc na mnie wzrok.
- A ile wypiłeś?
- Nie wiem, przestałem liczyć dwie godziny temu.- Powiedział spoglądając na puste szklanki.- A ty?
- Tak samo.- Zaśmiałem się.- To może remis?
- Niech będzie.
Chociaż mam wrażenie, że ze mną jest nieco lepiej. Nie będę się kłócił.
- Chyba pora się zbierać.- Wyprostował się na krześle.- Teraz znów męczenie się z taksówkarzami. Może po prostu pojadę autobusem...
- Daleko stąd mieszkasz?- Starałem się nieco bardziej skupić na rozmowie, by wszystko nie wleciało jednym, a wyleciało drugim uchem.
- Pięć kilometrów poza miastem.
Poza miastem?! Przecież o tej godzinie żaden autobus już nie wydostaje się z miasta. Chyba już wiadomo, kto się bardziej schlał. Jednak to nie zmieniało faktu, że nie pozwolę samemu mu się tłuc poza miasto o takiej porze.
- Mam pewien pomysł. Po pierwsze, taksówka.
- Jestem ciekawy jak zamierzasz ją zamówić.- Powiedział nieco złośliwie.
Wiem co migam. Przecież nie jestem niemową od dzisiaj. Mam swoje sposoby. W pierwszej kolejności udałem się do baru. Barman tylko mnie widząc, podszedł i czekał, aż pokażę mu telefon z wiadomością. Warto jednak być stałym bywalcem danego miejsca. Przynajmniej wiedzą, że trzeba mnie traktować specjalnie. W dobrym i złym znaczeniu tego słowa.
Rachunek proszę i taksówkę.
- Jasne. Ładnie się dzisiaj popiło.- Uśmiechnął się do mnie.
Skinąłem zgodnie głową i poczekałem, by zapłacić za wypity alkohol. Następnie udałem się w stronę Taemina, który zaczynał powoli rozkładać się na stoliku, wśród tych wszystkich szklanek. Pokręciłem głową z delikatnym uśmiechem, widząc ten poniekąd słodki widok.
Szturchnąłem go, by na mnie spojrzał.
- Chodź. Bo mi tu zaśniesz. Nie mam zamiaru cię nieść.
Pomogłem mu wstać, po czym kierowałem nas w stronę wyjścia. Sam nie byłem zbyt trzeźwy, a dodatkowy mniej żywy balast wcale nie ułatwiał poruszania się. W końcu jednak udało mi się dotargać nas jakoś przed bar. Po chwili ujrzałem nadjeżdżającą taksówkę.
Wepchnąłem jakby coraz mniej trzeźwe ciało przyjaciela do auta. Gdy sam zająłem miejsce, pokazałem kierowcy telefon, na którym był wyświetlony adres. Opadłem ciężko na kanapę, czując coraz większe zmęczenie. Spojrzałem na półprzytomnego mężczyznę obok mnie. Coraz bardziej byłem zdania, że to wszystko jednak nie skończyło się remisem.
Gdy dotarliśmy na miejsce, zapłaciłem taksówkarzowi, po czym wywlokłem nasze ciała na zewnątrz. Gorsza pogoda była mi w tym wypadku na rękę. Nie dałbym rady, gdyby panowały teraz wysokie temperatury. W tej chwili towarzyszyło mi chłodne, orzeźwiające powietrze. Alan nieco oprzytomniał.
- Gdzie...- Dalsza część była dla mnie nieco niezrozumiała.
Nie miałem jak mu odpowiedzieć. Musiałbym go puścić, a w tej chwili to ja głównie utrzymywałem go na nogach. Zaprowadziłem nas do mojego bloku. Cieszyłem się, że budynek posiadał windę. Poczułem ulgę, gdy stanąłem przed drzwiami mieszkania. Chwilę zajęła mi walka z zamkiem.
Zamknąłem za nami drzwi. Od razu zacząłem kierować go w stronę sypialni. Posadziłem go na łóżku, na które ciężko opadł. Westchnąłem ciężko, w końcu czując się lżej, pozbywając się balastu.
- Taemin, dobrze się czujesz?
Nie chciałby, by zwymiotował mi na łóżko. Skrzywiłem się, widząc, że słabo kontaktuje. Usiadłem koło niego i obróciłem jego twarz w swoją stronę, by mógł widzieć, co chcę mu zamigać.
Nieco spiąłem się, gdy niespodziewanie poczułem czyjeś usta na swoich. Smakował alkoholem. Pod wpływem impulsu odwzajemniłem pocałunek. Nie trwał on długo. Po wszystkim Taemin oderwał się ode mnie, opuszczając głowę. Jego twarz przybrała bardziej czerwony kolor. Nie wiem czy się zawstydził, czy to wina alkoholu we krwi.
Już dawno nie czułem takiego zakłopotania. Nie miałem nic przeciwko. Z pewnej strony mi się podobał, ale... Właściwie nie wiedziałem skąd to „ale". Chcąc jakoś wybrnąć z tej sytuacji wstałem i udałem się do łazienki po miskę. Mimo wszystko nadal nie wiem jak jego organizm zniesie taką ilość alkoholu.
Gdy wróciłem z miedniczką zastałem mężczyznę leżącego na łóżku. Miał zamknięte oczy, a jego klatka piersiowa unosiła się w spokojnym i równym tempie. Zasnął. Podszedłem do łóżka, zostawiając obok niego miskę. Następnie kucnąłem, spoglądając na śpiącego przyjaciela. Nadal uważam, że jest w nim coś uroczego.
Ściągnąłem mu buty. Najchętniej ściągnąłbym mu również ubranie, by wygodniej mu się spało, lecz nie chciałem rano zostać posądzony o molestowanie. Po prostu przykryłem go kołdrą i poczochrałem blond czuprynkę. Sam udałem się do salonu.
Wyciągnąłem koc i poduszkę z szafy. Następnie sam pozbyłem się butów, a następnie spodni, zostawiając jedynie koszulkę. Położyłem się na kanapie. Niczym lawina ogarnęła mnie senność. W umyśle jeszcze przez jakiś czas pałętała się myśl, na temat pocałunku sprzed kilku minut, lecz ostatecznie zmęczenie wygrało.
Wziąłem głęboki wdech, po czym zamrugałem kilkakrotnie. Trochę mnie suszyło, lecz tragedii nie było. Podniosłem się do pozycji siedzącej. Wzdrygnąłem się, gdy usłyszałem jakieś dźwięki dochodzące z kuchni. Po chwili dotarło do mnie, że najwyraźniej wstałem jako drugi.
Podniosłem się z kanapy i nadal sennym krokiem udałem się w stronę kuchni. Tak jak się spodziewałem, zastałem tam Taemina przysysającego się do szklanki z wodą. Mogłem mu zostawić coś do picia na stoliku nocnym. Nie pomyślałem o tym wczoraj, lecz wtedy myślenie szło mi ogólnie dość opornie.
Gdy mężczyzna mnie zauważył, wyglądał na dość speszonego. Wczoraj byłeś bardziej odważny, zaśmiałem się w duchu.
- Przepraszam, za samowolkę. Chciało mi się pić i...
- Spokojnie.- Zamigałem idąc w jego stronę.
Oparłem się o blat tuż obok niego, po czym przejąłem szklankę z jego dłoni i upiłem z niej sporego łyka.
- To chyba jednak remisu nie było.- Stwierdziłem.- Film przynajmniej ci się nie urwał?
- Nie.- Odparł trochę nieśmiało.
Spojrzałem w jego stronę z pewnym wahaniem. Czyżby jednak żałował wczorajszego śmiałego posunięcia? Przełknąłem ciężko ślinę. Miałem nadzieję, że tak nie jest. Jak tu wyjaśnić wczorajsze zajście? Przecież nie spytam się go o to wprost.
Wzrok mężczyzny utkwiony był w swoje dłonie położone na stole. Położyłem swoją na jednej z jego. Jego niebieskie oczy spoczęły na mojej osobie. Uśmiechnąłem się delikatnie, chcąc dać mu znać, że wszystko w porządku. Po chwili wyraźnie się rozluźnił. Poczułem ulgę. Taemin rozpostarł dłoń, a ja splotłem nasze place.
Przez chwilę trwaliśmy tak w ciszy i bez ruchu. W końcu rozplotłem nasze dłonie.
- Jesteś głodny?
- Spragniony.- Powiedział z lekkim śmiechem.
- Śniadanie i duża ilość wody. Już się robi.
Spędziliśmy razem czas do południa. Nic więcej się już nie zdarzyło. Zjedliśmy wspólnie śniadanie, a następnie spędziliśmy leniwie czas przed telewizorem. Żadnych zbliżeń czy jednoznacznych sytuacji. Siedzieliśmy oparci o siebie nie zamieniając z sobą niemal ani słowa. Mimo wszystko podobało mi się to.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top