Luthien Aegnor / Annaraya Shepard
Tytuł: Silent
Gatunek: Smut, Angst
Raiting: NC-17
Paring: TaoLay
Długość: 3708 słów
UwagiThien: Moment NC-17 pisany jak zwykle przez Rayę, reszta moja :). Z góry przepraszam za wszystkie łzy. Nie wypada napisać enjoy, więc... mam nadzieję, że się spodoba xx
UwagiRaya: Cieszę się, że Thien zaprosiła mnie do współpracy przy ficzku xD mam nadzieję, że wam się spodoba (i nie poryczycie się jak ja xD)
*Tao's pov*
Zamknąwszy na klucz drzwi od pokoju, zgasiłem w nim światło, po czym rozebrałem się do bokserek, uwidaczniając siniaki i rany pokrywające moje ciało. Usiadłem przed komputerem, wpisując w przeglądarkę za dobrze znany mi już adres. Pogrążony w ciemności, wpatrywałem się w litery formujące się na jaśniejącym ekranie. Forum przyszłych Samobójców. Od razu zalogowałem się, zmieniając swój status na dostępny.
Zawsze zastanawiałem się, dlaczego autor witryny postanowił ostatnie słowo napisać wielką literą, jakby bycie swoim własnym mordercą było czymś honorowym, szlachetnym. Jakby ratowało życia, a nie je odbierało. Zamknąłem na chwilę oczy, czując łzy zbierające się pod powiekami. Wstyd i ulga. To czułem, gdy myślałem o samobójstwie. Było mi lżej, ponieważ wiedziałem, że mogę skończyć to wszystko w jednej sekundzie, ale jednocześnie miałem wrażenie, że nie doceniam daru, jakim ponoć jest życie.
Nagle biała koperta pojawiła się w dolnym rogu mojego ekranu. Kliknąłem na nią, by po chwili skanować wzrokiem krótką wiadomość.
MartwyJednorożec: Dlaczego?
KrwawaPanda: Dlaczego co?
Wstukałem odpowiedź, nerwowo skubiąc strupki na moim przedramieniu.
MartwyJednorożec: Dlaczego wciąż się zastanawiasz?
Zadrżałem na przesłanie tego zdania. W mojej głowie zabrzmiało to, jakby chciał mojej śmierci i nie wiem czemu zrobiło to na mnie takie wrażenie, skoro sam także jej pragnąłem.
KrwawaPanda: Nie wiem. Chyba nie chcę zostawiać rodziny.
Wysłałem wiadomość, a zdenerwowanie ogarnęło całe moje ciało. Pocierałem swoje ramiona, wyczekując jakiejś odpowiedzi, a gdy ta nie nadeszła, zadałem nieznajomemu to samo pytanie.
KrwawaPanda: A Ty?
MartwyJednorożec: Nie chcę umrzeć samotnie.
To zdanie z nieznanego mi powodu szarpnęło moim sercem. Po chwili na ekranie pojawiły się słowa, które choć napisane były przeze mnie, nie wyszły z moich myśli.
KrwawaPanda: Jeśli chcesz, możemy zrobić to razem.
MartwyJednorożec: Chcesz się ze mną zabić? Nie wolisz mieć przy sobie kogoś bliskiego?
KrwawaPanda: Chcę sprawić, żebyś Ty był mi bliski.
MartwyJednorożec: Wiesz jaki jest najlepszy sposób na to, żeby się do siebie zbliżyć?
KrwawaPanda: Nie wiem. Jaki?
MartwyJednorożec: Wspólne spełnianie swoich marzeń.
MartwyJednorożec:Wiesz co? Zawsze chciałem umrzeć na wiosnę, kiedy wszystko budzi się do życia. Ja natomiast zapadłbym wtedy w sen, ale nie zimowy, lecz wieczny.
KrwawaPanda: Okej, może być. Co proponujesz?
MartwyJednorożec: Pół roku. Po trzy życzenia dla każdego. Jak u złotej rybki.
MartwyJednorożec: Przynajmniej umrzemy szczęśliwi i spełnieni, prawda?
KrwawaPanda: Więc już za sześć miesięcy mnie tu nie będzie.
MartwyJednorożec: Tak.
MartwyJednorożec: Jesteś na to gotowy?
KrwawaPanda: To bez różnicy. Już dawno powinienem odejść.
KrwawaPanda: Ale jak to zrobimy? Nawet się nie znamy.
MartwyJednorożec: Nie martw się. Znajdę Cię.
Z ostatnią wiadomością okienko czatu zniknęło, pozostawiając mnie na kilkanaście długich minut wpatrującego się w powoli gasnący ekran.
Przez następne trzy dni tajemniczy Jednorożec zdawał się być naprawdę martwy, a ja żyłem jak cień, myśląc tylko o tym, że znowu jestem sam na sam ze śmiercią.
Jednak czwartego popołudnia, gdy wracałem ze szkoły ze spuszczoną głową i słuchawkami wciśniętymi w uszy, poczułem mocne szarpnięcie za ramię. Obróciłem się, a chłopak stojący przede mną zsunął kaptur z mojej głowy, po czym przez dłuższą chwilę skanował wzrokiem moją twarz.
- Lay - powiedział ciepłym głosem, wyciągając dłoń w moją stronę. - Wsiadaj do auta, Pando. Czeka na nas pierwsze życzenie.
Było w tym chłopaku coś na tyle przekonującego, że ufnie podążyłem za nim do samochodu. Nie pytając o nic, jechaliśmy w świat jak starzy przyjaciele, nucąc stare, radiowe kawałki.
Po trzech godzinach dotarliśmy na... miejsce? Byliśmy, po prostu, po środku, kurwa, niczego. Z parkingu widziałem jedynie wielki dźwig, w stronę którego byłem ciągnięty już po kilku sekundach.
- BUNGEE?! - krzyknąłem, gdy byliśmy już wystarczająco blisko, żebym mógł zorientować się co się dzieje. Lay przytaknął, dziwnie podekscytowany. Pokręciłem energicznie głową. - Nie. Nie, nie, nie. Nie ma mowy! Nie wchodzę tam, nie skaczę, nie. Nie. My się przecież kurwa zabijemy!
- Tao... - chłopak objął mnie mocno, uspokajając mnie chociaż na chwilę. - Właśnie o to chodzi w życzeniach przed śmiercią, wiesz? Robimy to, czego nie mielibyśmy odwagi zrobić gdybyśmy mieli przed sobą całe życie. Okej? Nie chcę się bać całe życie.
I tak skończyliśmy w ciasnym uścisku, plącząc wszystkie możliwe liny. Usłyszałem jeszcze tylko 'Na trzy!', po czym ogłuszył mnie mój własny pisk.
- I jak? Było aż tak źle? - zapytał Lay, gdy zeszliśmy już na ziemię. Nogi wciąż dygotały mi z nadmiaru emocji, a chłopak musiał asekuracyjnie owinąć ramię wokół mojego pasa, ale mimo to czułem się dobrze. Radośnie, świeżo, beztrosko. Dobrze.
- Nie, nie było - odpowiedziałem mu, kręcąc głową z uśmiechem. - Jedyne, czego żałuję, to to, że krzyczałem jak dziewczyna. Zwłaszcza, że skoczyłem z Tobą. - Lay uniósł nieznacznie kąciki ust, a uścisk na moim boku nieco się wzmocnił.
- Jesteś wyjątkowy, Tao. Cieszę się, że to właśnie Ciebie poznałem - wyznał cicho, po czym cmoknął czubek mojego nosa, powodując rumieńce na moich policzkach.
***
- Hej LayLay! - zawołałem radośnie, gdy tylko usłyszałem sygnał odebranego połączenia.
- Hej TaoTao! - przywitał się, naśladując mnie, po czym zaśmiał się głośno w ten sposób. Sposób Laya. Sposób, który za każdym razem powodował ciepło rozlewające się po moim sercu. - Co tam?
- Gotowy na moje pierwsze życzenie?
- Jasne, że tak, Pando. Jakieś instrukcje?
- Przyjdę po Ciebie w piątek, ok? Ale nie powiem Ci co to, więc nawet nie próbuj!
- Nie zamierzałem, przysięgam! - śmiech chłopaka znów wypełnił moje uszy, a ja prawie przegryzłem już wnętrze policzka z frustracji seksualnej... zapomnijmy o ostatnim słowie.
- Tylko... Lay, to nie będzie nic ekstremalnego jak bungee, czy coś. To będzie zwykłe życzenie.
- Hej! To nie jest zwykłe życzenie, skoro o nim pomyślałeś. Pamiętaj o tym. Do zobaczenia w piątek!
***
Pociągnąłem mocno za klamkę, przepuszczając w drzwiach Laya. Minęły zaledwie dwa dni od naszej rozmowy, a my wspinaliśmy się mozolnie po schodach pożarowych najwyższego budynku w Pekinie. Chłopak co jakiś czas odwracał się, niemo pytając czy już jesteśmy na miejscu, jednak za każdym razem uśmiechałem się przepraszająco i zaprzeczałem ruchem głowy. Dopiero kiedy dotarliśmy na dach, mogłem odetchnąć, pomimo nerwów zacieśniających się wokół mojego żołądka. Lay stanął przy schodach, rozglądając się uważnie.
- Chodź - mruknąłem po chwili, wyciągając do niego rękę. Gdy tylko splótł nasze palce, pociągnąłem go za sobą na ustawioną na środku platformę. Ustawiłem nas na niepokrytej kocami połowie, po czym położyłem dłoń na jego boku. - Zawsze chciałem zatańczyć na dachu jakiegoś wieżowca z osobą, którą kochałbym ponad własne życie - zacząłem, po czym przysunąłem się do Laya, a on delikatnie objął moją szyję ramionami. - Byłoby bardzo romantycznie. Słońce by zachodziło, tak jak teraz. Wokół nie byłoby nic, liczylibyśmy się tylko my. Poruszalibyśmy się powoli w rytm naszych serc - kontynuowałem, stawiając pierwszy, niepewny jeszcze, krok. Chłopak podążył za mną, a już po chwili kołysaliśmy się wokół przytuleni. Wsunąłem twarz w zagłębienie szyi Laya, przymykając oczy, gdy do moich nozdrzy doszedł cudowny zapach jego skóry.
Gdy w końcu się od siebie oderwaliśmy, obaj mieliśmy załzawione oczy. Pociągnąłem nosem, śmiejąc się cicho. Atmosfera, jaka pomiędzy nami panowała, naładowała była emocjami, które kiedyś musiały ze mnie wypłynąć. Lay uśmiechnął się do mnie, prowadząc mnie na ułożone koce. Przycisnąłem policzek do jego torsu, a on gładził delikatnie moje plecy, od czasu do czasu bawiąc się końcówkami moich włosów.
Tamtej nocy dużo rozmawialiśmy, poznając siebie nawzajem, jednak jeszcze więcej czasu spędziliśmy w ciszy, wpatrując się w romantyczne, gwieździste niebo.
***
- Hej, Pando! Poczekaj! - usłyszałem wołanie Laya, kiedy tylko wybiegłem ze szkoły. odwróciłem się w stronę, z której dobiegał charakterystyczny głos, po czym podbiegłem do chłopaka. Objąłem go w pasie i okręciłem nas wokół, powodując jego radosny śmiech.
- Czy to dziś? Twoje drugie życzenie? - zapytałem podekscytowany, gdy odstawiłem go na ziemię. Lay pokiwał głową, sprawiając, że przydługa grzywka opadłą mu na oczy. Odgarnąłem ją z powrotem na jego czoło, otrzymując w zamian delikatny uśmiech. Chłopak zabrał ode mnie plecak, nie pozwalając, bym sam go niósł, po czym splótł nasze dłonie, prowadząc mnie w nieznanym mi kierunku.
Po kilkunastu minutach spaceru zatrzymaliśmy się przed wyblakłym szyldem.
- Tatuaże? - zapytałem niepewnie, wstrzymując oddech. Panicznie bałem się igieł, ale nie chciałem się do tego przed nim przyznawać. Weszliśmy do środka, a Lay przywitał się z recepcjonistą, od razu prowadząc mnie do jednego z pomieszczeń. Po chwili zostawił mnie samego z postawnym tatuażystą. Mimo, że na początku nie byłem przekonany do tego pomysłu, od razu wiedziałem jaki rysunek chcę mieć na ciele, więc już pół godziny zaciskania zębów później, wyszedłem do poczekalni z konturem jednorożca spoczywającym na mojej piersi pod folią ochronną. Tam, gdzie moje serce bije dla pewnego Jednorożca. Lay już na mnie czekał, z uszami pandy wytatuowanymi na wewnętrznej stronie nadgarstka.
- Bo płyniesz w moich żyłach - powiedział wtedy, głaszcząc kciukiem mój policzek - Nigdy więcej nie potnę swoich rąk, mając cię ze sobą - przymknąłem powieki, czując nieprzyjemne ciarki na plecach. Wtuliłem twarz w jego dłoń, czując jak dotyk chłopaka powoli mnie uspokaja.
***
'Zgadnij kto gra dzisiaj na stadionie' wstukałem na klawiaturze krótki tekst, po czym wysłałem go do Laya. 'Shinwa, wiem, strasznie chciałem iść, ale nie było już biletów' odpisał po chwili, a ja uśmiechnąłem się do siebie. 'A co jakbym Ci powiedział, że wiem jak się tam dostać?' brzmiała kolejna, i ostatnia zarazem, wiadomość. Wyłączyłem telefon, chcąc całkowicie skupić się na przygotowaniach do wykonania mojego drugiego życzenia.
Zabawa zaczyna się za trzy...
- Czy Ciebie do reszty pojebało?! Mogą nas za to zamknąć! - krzyknął Lay, gdy w poszarpanych dżinsach i kolorowych podkoszulkach biegliśmy w dół ulicy.
- Nikt nas nie zamknie, uspokój się do cholery! Wszystko dopracowałem - odezwałem się już spokojniej, kręcąc głową. - Jest ryzyko, jest zabawa, nie?
Dwa...
Dosłownie kilka sekund później staliśmy przed tylnym wejściem na stadion, a ja czułem jak moje ręce zaczynają się pocić. Wcale nie byłem taki pewny, jakiego udawałem przed Layem.
Jeden...
- Chodź, tylko cicho - mruknąłem w jego stronę. Z Layem depczącym mi po piętach, przeciskałem się między szafkami w biurze ochrony. Nagle obaj zamarliśmy, słysząc kroki gdzieś w korytarzu. Wstrzymaliśmy oddechy, jednak sprawca hałasu minął nas, wchodząc w jedne z bocznych drzwi.
Zero.
Odczekawszy chwilę, ruszyliśmy do przodu, w końcu wychodząc na zieloną murawę, teraz zakrytą setkami skaczących fanów. Od razu wmieszaliśmy się w tłum, śmiejąc się z radości i ulgi, jaka nas przepełniła po przejściu przez bramki.
- Mówiłem! - krzyknąłem tuż nad jego uchem, obejmując go ramieniem w pasie - udało nam się!
- Dziękuję! - odpowiedział, całując mój policzek. Musiał do tego stanąć na palcach, przytrzymując się mojej szyi i barków. Wyglądał przy tym całkowicie uroczo i niewinnie, czym natychmiastowo przyprawił mnie o szybsze bicie serca.
Pierwsze kilka piosenek spędziliśmy całkowicie normalnie, kołysząc się na boku i śpiewając pod nosem, jednak później nadszedł czas na drugą część życzenia. Gdy tylko zlokalizowaliśmy stoisko z napojami, zaczęliśmy poprawiać sobie humor wysokoprocentowymi trunkami. Po niecałej godzinie byliśmy już na tyle pijani, żeby nie wiedzieć co się dzieje wokół nas. Tańczyliśmy jak szaleni, drąc się na cały głos i rozpychając się łokciami, walcząc o miejsce w tłumie. W końcu doszło do tego, że wskoczyłem na plecy Laya, by po chwili runąć z nich z głośnym wrzaskiem. I to był moment, w którym dwie silne ręce chwyciły nasze koszulki, podciągając nasze bezwładne ciała do góry, by po chwili wyrzucić nas na parking pod stadionem. Śmiejąc się z siebie nawzajem, wstaliśmy powoli, pokracznie podążając w stronę domu.
***
*Lay's pov*
Był piątek oraz czas na moje trzecie, ostatnie życzenie. Przyjechałem jak zwykle pod szkołę Pandy swoim rozklekotanym samochodem i czekałem w nim na niego ciężko oddychając. Mimo iż znaliśmy swoje wszystkie tajemnice i najgłębiej skrywane pragnienia, to bałem się, że mnie odrzuci...
*Puk, puk, puk*
Podniosłem gwałtownie głowę z kierownicy i uśmiechnąłem się szeroko na jego widok. Obszedł dookoła pojazd i zajął miejsce pasażera z przodu.
- Hej LayLay! - zakrzyknął wesoło z zbliżył się do mnie całując mnie delikatnie w usta - Gdzie dziś jedziemy? - spytał siłując się z pasami.
- Zobaczysz - odpowiedziałem mu tajemniczo, pomagając mu je zapiąć, po czym odpaliłem samochód.
- Witaj w moich skromnych progach. - powiedziałem, przepuszczając go w drzwiach mojej kawalerki, która znajdowała się na trzynastym piętrze w centrum miasta. Jak nazwa wskazywała, nie było to wielkie mieszkanie, tylko malutkie schronienie, w którym można było spać, zjeść i się umyć. Dzieliło się ono na jeden pokój, który zawierał w sobie kuchnię (lodówka, blat, mikrofalówka), salon (kanapa), jadalnię (ta sama kanapa) oraz sypialnię (dosyć szerokie pojedyncze łóżko). Jedynie łazienka była oddzielona od całej reszty drzwiami.
- Przytulnie tu. - powiedział Tao rozglądając się po moim "apartamencie" - Małe ale swoje... - zamyślił się przez chwilę lecz zaraz potem zwrócił się w moją stronę z tym specjalnym uśmiechem - To co dzisiaj robimy?
- Nic niezwykłego. - skłamałem mu perfidnie w twarz - Chciałem po prostu obejrzeć film i spędzić miło czas z osobą, którą kocham. - druga część była już jak najbardziej prawdą. Chłopak zarumienił się, co nie uszło mojej uwadze. Wyciągnąłem w jego stronę rękę i złapałem go za dłoń - Chodź, wybierzemy coś razem.
Siedzieliśmy razem na wąskiej kanapie, trzymając się za ręce, a przed nami na małym stoliku stał laptop. Wspólnie doszliśmy do wniosku, że obejrzymy Wielkiego Gatsby'ego. Nieważne jak bardzo chciałem się skupić na filmie, moje myśli ciągle krążyły wokół mojego ostatniego życzenia. Cały czas zastanawiałem się nad nim, nie wiedząc jak zacząć. Zagryzłem dolną wargę, głowiąc się nad problemem. Nagle Tao ścisnął mocno moją rękę, a towarzyszył temu głośny huk ze słabych głośników. Szybko spojrzałem na ekran i zauważyłem, że główny bohater został postrzelony. Spojrzałem ukradkiem na chłopaka i zauważyłem łzy na jego policzku.
- Hej, kochanie, nie płacz... - powiedziałem cichutko, ścierając kciukiem słone krople z jego twarzy.
- Ale kiedy on był niewinny! - oburzył się i wybuchnął jeszcze większym płaczem.
- Och, TaoTao... - nie puszczając jego ręki wdrapałem się na jego kolana, siadając na nich okrakiem i przytuliłem go mocno do siebie, szepcząc mu, że to tylko film. Dopiero po około kwadransie uspokoił się i wtedy uderzyła mnie jego bliskość. Nasze ciała nie dzielił nawet milimetr, a oddechy zgrały się w tym samym rytmie. Poczułem jak gorąco i podniecenie wzbiera we mnie, powodując szybsze tętno. Chłopak wyczuł to i odsunął się ode mnie patrząc mi prosto w oczy. Przeniosłem swoją rękę z jego karku na policzek i zbliżyłem się do jego ust obdarowując je delikatnym pocałunkiem. Z minuty na minutę stawał się coraz bardziej namiętny i zachłanny, a z moich warg co chwilę wyrywały się krótkie westchnienia. Gdy lekko rozchyliłem usta, Tao, od razu to wykorzystał wsuwając język do środka i drażniąc nim podniebienie. Jego ręce mocno ściskały mnie w talii, a moje oplatały jego kark, nie pozostawiając przestrzeni między naszymi rozgrzanymi ciałami. Oderwał się ode mnie w momencie, kiedy zaczynałem widzieć gwiazdy przed oczami z powodu braku tlenu. Obaj ciężko oddychaliśmy patrząc na siebie z pożądaniem.
- Oglądanie filmu nie było twoim życzeniem. - wysapał, nie spuszczając ze mnie wzroku - Co nim jest? - spytał powodując, że moje policzki zalały się wielkim rumieńcem. Spuściłem głowę w dół, nie wiedząc jak mu to powiedzieć.
- Ja... ja nigdy nie... - moje myśli ogarnęła kompletna pustka, nigdy w życiu nie czułem się tak zażenowany, lecz z drugiej strony... bardzo tego chciałem - Nigdy TEGO nie robiłem. - wyrzuciłem z siebie szybko, zaciskając mocno powieki - I... i moim ostatnim życzeniem, jest zrobienie tego z Tobą... - wyszeptałem cicho dalej nie patrząc mu w oczy. Bałem się jego reakcji, bałem się odrzucenia, które kiedyś przeżyłem. Poczułem jak cały się napina i miałem wrażenie, że zaraz mnie odepchnie, lecz zamiast tego dotknął czule mojego policzka.
- To będzie zaszczyt. - powiedział cicho przybliżając się do mnie i całując delikatnie w usta, po czym zjechał coraz niżej, na linię szczęki, a następnie szyję. Z pomiędzy moich warg wydostał się jęk pełen rozkoszy, gdy chłopak przygryzł skórę tuż przy grdyce, ciągnąc ją do siebie. Powoli wsunąłem drżącą rękę pod jego koszulkę i wyczułem na jego skórze lekko zarysowane mięśnie oraz parę blizn. Po chwili pozbyłem się jego koszulki, ściągając ją z niego pospiesznie i rzucając ją w kąt. Nie chciałem zostać mu dłużny, lecz kiedy zacząłem szamotać się ze swoją ten złapał mnie za ręce odrywając się ode mnie.
- Nie musisz się spieszyć. - powiedział nadzwyczaj spokojnie, jednak zauważyłem błąkający się uśmieszek na jego twarzy.
- A... a może ja chcę? - sam nie mogłem uwierzyć w to, że mówiąc tak krótkie zdanie zacząłem się jąkać.
- Skoro nalegasz... - zdążyłem jeszcze tylko zarejestrować jego szeroki uśmiech, zanim przywarł do mnie swoimi gorącymi ustami, od razu dodając do pocałunku język. Wydałem z siebie zduszony dźwięk, kiedy poczułem jak Tao podniósł się wraz ze mną, wstając z kanapy. Przez chwilę znajdowałem się w jego objęciach, jednak już po kilku sekundach wylądowałem na plecach na czymś miękkim, tracąc dech w piersi. Łóżko.
Całował z pasją moją skórę, pozostawiając na niej czerwone ślady. Specjalnie prosiłem go, by zrobił to powoli. Chciałem, aby ta chwila trwała w nieskończoność. Oboje byliśmy już tylko w bokserkach, lecz żaden z nas nie odczuwał zimna. Wręcz przeciwnie, było nam cholernie gorąco. Poczułem jak Tao zaczął powoli ściągać moją bieliznę, uwalniając mojego cieknącego już członka. Całe moje ciało drżało z podniecenia, a na każdy najmniejszy jego dotyk reagowałem wzdychając lub jęcząc z przyjemności. Zacisnąłem ręce na białej pościeli gdy przejechał językiem po całej długości mojego penisa, zasysając się przez chwilę na główce. Nie wytrzymam długo.
- Tao... szafka obok... pierwsza szuflada. - wysapałem, cały czas czując pragnienie by znalazł się już we mnie. Odsunął się od mojej męskości i sięgnął ręką do skrytki, wyciągając z niej lubrykant. Od razu nałożył niewielką jego ilość na palce. Nachylił się nade mną i obdarzył mnie krótkim, lecz namiętnym pocałunkiem.
- Jeśli będziesz chciał przerwać to mi o tym powiedz, dobrze? - zwrócił się do mnie kiedy się od siebie odkleiliśmy. Nie zareagowałem na jego pytanie pogrążony we własnych myślach o tym, czy to będzie... - Boleć będzie tylko przez chwilę, zrobię wszystko żebyś nie cierpiał zbyt długo. - rozwiał moje wątpliwości, po raz drugi dziś uśmiechając się w ten specjalny sposób - Ufasz mi?
- Tak. - wyszeptałem i znowu do mnie przyległ, mocniej niż poprzednim razem. Zagryzłem jego dolną wargę gdy tylko poczułem jak wsadził we mnie pierwszy palec i powoli zaczął nim poruszać. Mimo bólu nawet przez chwilę nie pomyślałem, żeby się wycofać. W końcu było to spełnienie moich marzeń. Po chwili dołożył kolejny palec i ruszał nimi w taki sposób, że widziałem gwiazdki przed oczami.
- Och, TaoTao... proszę włóż go już! - wykrzyknąłem załamującym się głosem. Chłopak od razu mnie posłuchał, ściągnął pospiesznie przeszkadzające mu bokserki i już po chwili mogłem poczuć jak powoli wsadza swojego penisa do mojej ciasnej dziurki. Wygiąłem się w łuk, przyjmując całą jego długość, dysząc przy tym szybko. Trwaliśmy w bezruchu przez krótki moment, patrząc sobie w oczy z widoczną w nich miłością. Tao pochylił się nad moją szyją i zaczął ją całować, równocześnie poruszając się we mnie. Kiedy przyzwyczaiłem się do jego obecności, jego ruchy stały się szybsze i głębsze, wydobywając ze mnie z coraz głośniejsze jęki z każdym kolejnym uderzeniem. Po chwili znalazł mój czuły punkt, od razu atakując go brutalnie, przez co po raz kolejny zobaczyłem gwiazdy. Przyjemne mrowienie w podbrzuszu nasiliło się, powodując mój wytrysk z akompaniamentem głośnego krzyku. Zacisnąłem się na członku Tao i już po dwóch uderzeniach doznał spełnienia rozlewając się we mnie. Ciężko dysząc wysunął się ze mnie i opadł blisko mnie na łóżku. Ucałował mnie w policzek ze szczerym uśmiechem.
- Kocham cię, Lay. - powiedział przytulając się do mnie.
- Ja ciebie też Pando.
***
Pisnąłem, gdy Tao wskoczył mi na plecy, przytrzymując mnie pod powierzchnią przez ułamek sekundy. Wynurzywszy się, nabrałem powietrza do płuc, strząsając wodę z mokrych włosów. Uderzyłem ręką w taflę jeziora, rozpryskując setki kropel dookoła mnie. Tym razem to on krzyknął, zasłaniając dłońmi twarz. Przytuliłem go mocno, a on przyległ do mnie niebezpiecznie, bliskością powodując rumieńce. Nawet po naszym zbliżeniu, ja wciąż reagowałem na niego tak samo.
Ponad nami rozpościerało się ciemne, gwieździste niebo, a księżyc magicznie odbijał się w wodzie, oświetlając nasze nagie ciała.
Tak, ostatnim życzeniem mojej Pandy była kąpiel w jeziorze. W nocy. Bez ciuchów. Dlaczego? Nie wiem. Czy to ważne? Liczyło się tylko to, że wszystko co zrobiliśmy, zrobiliśmy razem.
Potarłem dłonią ramie Tao, gdy zauważyłem jak lekko drży. Na jego skórze pojawiły się dreszcze, więc czym prędzej okryłem go swoją bluzą. Chłopak odwrócił się w moją stronę, ukazując swój piękny uśmiech. Chwycił mnie za rękę, prowadząc powoli w stronę długiego molo.
***
*Tao's pov*
- Lay? - zacząłem cicho, kiedy siedzieliśmy na pomoście, spędzając ze sobą prawdopodobnie ostatnie chwile naszego życia.
- Tak, kochanie? - przymknąłem oczy na uczucie, jakie wywołała ciepła barwa jego głosu.
- Nie zezłościsz się, jeśli o coś zapytam?
- Oczywiście, że nie - obrócił się w moją stronę, kładąc mi rękę na kolanie - pytaj śmiało.
- Czy... czy Ty wciąż nie widzisz sensu?
- Och, nie. Zawsze widziałem sens, Tao - odpowiedział powoli, jakby zastanawiając się nad każdym słowem. - Ja nie widziałem szczęścia.
- A czy teraz... widzisz szczęście?
- Widzę - przytaknął - w końcu znalazłem Ciebie - uśmiechnął się, ale ze smutkiem zauważyłem, że nie dosięgnęło to jego oczu.
- Czemu więc dalej chcesz się zabić?
- A Ty nie chcesz?
- Nie wiem. Nie chcę tak szybko stracić tego, co osiągnęliśmy razem.
- A ja nie chcę Cię zapomnieć, Tao - westchnął, przeczesując przydługą grzywkę palcami - Chcę odejść, słysząc w sercu Twój głos. Chcę skoczyć, kiedy będę przeżywał najlepsze chwile mojego życia, śpiewając z Tobą głupie piosenki o miłości. Chcę w ostatniej chwili trzymać Cię za rękę i całować Twoje usta. Chcę wziąć Cię ze sobą, bo jesteś moim Szczęściem.
And if you're homesick, give me your hand and I'll hold it
- Kocham Cię Tao. Chcę, żebyś to wiedział zanim skoczymy - wyszeptał, nieznacznie pochylając się do przodu. Poczułem jak uścisk na mojej dłoni słabnie, więc nie zastanawiając się wiele, splotłem mocniej palce naszych rąk. Lay spojrzał na mnie z uśmiechem przepełnionym ulgą, po czym przyciągnął mnie do swojego ciała. Ja też Cię kocham, Jednorożcu.
Razem oderwaliśmy stopy od zardzewiałej krawędzi mostu, lecąc w dół z zawrotną prędkością.
Nie myślałem wtedy o niczym.
Nie czułem już strachu.
Nie czułem wstydu.
Czułem spełnienie.
Zginę szczęśliwy i zakochany.
Z chłopakiem, który nadał mojemu życiu sens.
Chociaż na chwilę.
Zginiemy razem.
Nie żałując niczego.
***
To była jego ostatnia myśl, zanim roztrzaskali się o skały na dnie rzeki, a ich serca przestały bić. Tao i Lay zostali znalezieni, gdy ich poturbowane ciała dryfowały na powierzchni wody. Uśmiechnięte. Ze złączonymi dłońmi. A Ja? Nie mam nic wspólnego z ich historią. Wprawdzie czasem nawet Ja nie wiem jak potoczy się los. Ponieważ Ja tylko daję życie. Nie ode Mnie zależy kiedy zostanie ono odebrane.
"[...]I'm standing on the flames
It's a beautiful kind of pain
Setting fire to yesterday
Find the light[...]"
Luthien&Annaraya
XOXO
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top