| Rozdział 34 |
Robin poszedł za nim, starając się dotrzymać kroku jasnowłosemu młodzieńcowi. Gdy ponownie znaleźli się w kuchni, kuk wskazał jedynie brodą na soloną wołowinę z przyprawami i kawałek nieco już czerstwego chleba.
- Bierz i zjadaj — rzekł do Robina — I znikaj mi stąd, pracy po uszy a pomocy znikąd!
- Dziękujemy! - odkrzyknął Henry — Chodź, zjemy w mojej kajucie.
Chłopak nie wiedział, co ma o tym wszystkim myśleć. Jego były pan zachowywał się jak zupełnie inny człowiek
- Tutaj mieszkasz Sir? - spytał z niedowierzaniem gdy weszli do małego, ubogo urządzonego pokoiku.
- Teoretycznie, praktycznie raczej sypiam z kapitanem — policzki Henry'ego lekko się zarumieniły.
- Jak to... Z Kapitanem? Z tym mężczyzną, który mnie kupił? - zapytał ostrożnie, nie chcąc zabrzmieć niegrzecznie.
- Tak. To również mój Pan — spojrzał na niego z lekkim uśmiechem — A właśnie... będę musiał do niego iść niedługo. Naburmuszył się i muszę go uspokoić — westchnął.
- Rozgniewałem go? - Robin niemal od razu wstrzymał oddech, i spojrzał swoimi wielkimi oczami w chłopaka przed sobą.
- Nie ty, raczej ja. Kupił cię, bo poprosiłem i teraz nie jest zbyt zadowolony — przyznał -Muszę mu to jakiś wynagrodzić...
- Ty go poprosiłeś...? - zapytał niemal szeptem — O to, żeby mnie...
- Tak. Chciałem, żebyś był bezpieczny -przyznał.
- Ale... Dlaczego? - ciemnowłosy przygryzł wargę, nie rozumiejąc i usiadł we wskazanym miejscu tuż obok panicza. - Dlaczego chciałeś, aby mnie kupił...?
Henry przekrzywił nieco głowę.
- Tam... Mogli cię skrzywdzić. Naprawdę skrzywdzić i nie chciałem, żebyś został tam sam. To było okrutne... — spojrzał na drzwi. - Tu będzie ci o wiele lepiej, zobaczysz.
- Tutaj mnie nie... - zaczął i przełknął ślinę na samą myśl o dotyku tych wszystkich mężczyzn. Od razu przeszły go ciarki.
- Nikt cię nie tknie. Obiecuję — zapewnił, kładąc mu dłoń na ramieniu.
Trwali chwilę w ciszy, aż Robin nie odezwał się ponownie cichym i niepewnym głosem.
- Dlaczego wtedy... To zrobiłeś? - zapytał, unosząc wzrok na Henry'ego, który zmieszał się i spuścił głowę. Spodziewał się tego pytania...
- Ja... Byłem tak strasznie głupi. Sam nie wiem, co mną przemawiało, by zachować się tak podle — przyznał. - Nie sądziłem, że konsekwencje mojego głupiego żartu mogą być tak duże...
- Patrzyłeś, jak mnie chłoszczą. Stałeś tam... - powiedział z cichym wyrzutem chłopak — Pozwoliłeś na to... Nie rzekłeś ani słowa. - Wstał i podszedł do okna, wpatrując się w morze łączące się na horyzoncie z ciemnym niebem.
Henry na to odetchnął jedynie, samemu czując łzy w oczach. Sam nie mógł pojąć jak mógł się tak zachować.
Jak mógł być tak złym?
- Bałem się — przyznał — Wiem, że to żadne wytłumaczenie jednak... Gdy zobaczyłem, co się stało, wiedziałem, że ojciec wymierzyłby mi straszną karę. Byłem tchórzem. - pokręcił głową z rezygnacją, po czym sam wstał i podszedł do Robina, który wciąż wpatrywał się w okrągłe okienko. - Wiem, że to nie zmaże mojej winy, jednak... - z pokorą uklęknął na dwa kolana, opierając pośladki o pięty. - Przepraszam za wszystko, co Cię przeze mnie spotkało. - powiedział, na co ciemnowłosy odwrócił się ze zdziwieniem, patrząc na klęczącego przed sobą panicza. - Przysięgam, że od teraz nie spotka Cię żadna krzywda. Cokolwiek się stanie, wezmę to na siebie. Odpokutuję za wszystko! Nie mam prawa prosić Cię o przebaczenie jednak...
Robin odetchnął drżącym oddechem.
- Nie musisz o nie prosić, już dawno Ci wybaczyłem... Choć z każdym dniem na ulicy nienawidziłem Cię całym serce, potem to przeminęło. Dziś mnie uratowałeś... - wyszeptał.
- Teraz będziesz już szczęśliwy — obiecał Henry, patrząc na niego z dołu — Zadbam o to. I... dziękuję, choć nie jestem pewien czy zasługuję na wybaczenie.
- Teraz jesteś inny... Zupełnie inny, nigdy bym nie sądził, że ludzie mogą się... Aż tak zmienić.
- Wystarczy znaleźć się w towarzystwie dobrych ludzi — posłał mu słaby uśmiech.
- Oni... Nie wyglądają na dobrych, szczerze mówiąc — uśmiechnął się lekko, na co Henry otworzył usta, jednak wtedy drzwi do jego kajuty otworzyły się, ukazując postać kapitana, który od razu zmieszał się na widok swojego klęczącego niewolnika i stojącego nad nim Rubena.
- Hm, chyba w czymś przeszkodziłem... - podrapał się po głowie — Nie przerywajcie sobie — wymruczał, zamykając za sobą drzwi.
Henry zaśmiał się na to, a ciemnowłosy chłopak przed nim rozszerzył oczy.
- Czy on pomyślał...?
- Tak, zapewne tak — młodzieniec usiadł wygodniej na podłodze — Chyba muszę za nim biec, zanim coś zniszczy. Nie przyzna się do tego, ale jest zazdrosny — Henry wywrócił oczami, podnosząc się — Dasz sobie radę?
- Zazdrosny? Przecież... - chłopak jeszcze bardziej otworzył oczy — O mnie?
- Nie uwierzysz, ale raczej rzadko przed kimkolwiek klękam. - odparł, opierając się o ścianę przy wyjściu.
- Kiedyś, podczas pojenia twojego konia słyszałem, jak rozmawiałeś z jednym z tamtejszych lordów. Wtedy powiedziałeś, że nigdy przed nikim nie ulegniesz ani nie ugniesz czoła...
- Tak było — przyznał, wracając do tego momentu myślami — I nadal raczej niewiele osób doświadczyło widoku mnie na kolanach, ale jednak... nabrałem tu tej pokory.
Rubin uśmiechnął się nieco szerzej, a Henry musiał przyznać, że jego uśmiech był jednym z piękniejszych, jakie widział.
No, może oprócz tego należącego do kapitana.
- Muszę iść go udobruchać, zostaniesz tutaj dobrze? Zjesz i odpoczniesz...? Od teraz ta kajuta będzie również Twoja — wskazał na prowizoryczne łóżko.
- Dobrze, ale nie powinienem iść pracować? -zapytał, na co Henry odpowiedział mu kręceniem głową — Czyli mogę zjeść i się przespać? - upewnił się jakby z niedowierzaniem.
- Tak, i dam Ci ubrania, wydajesz się jeszcze drobniejszy niż ja, więc będą napewno dobre, choć nie są to jedwabie... - przyznał z lekkim rozbawieniem i wyjął jedną z koszul ze skrzyni — Może być?
- Oczywiście. Dawno nie miałem na sobie niczego tak dobrej jakości — przyznał, przyjmując koszule — Co... muszę ci za to dać?
- Robinie... - westchnął głęboko — Nic nie musisz mi dawać, to wszystko wyraz wdzięczności i przeprosiny za to co kiedyś zrobiłem. Zresztą... Teraz należysz do mojego Pana, musisz godnie go reprezentować, a nie chodzić w łachmanach. Choć tak jak mówiłem, szaty to nie są.
- I tak są jak dla mnie idealne — posłał mu uśmiech, przebierając się w nieco za dużą koszulę.
Henry jedynie poprawił związane w niedbały kucyk z tyłu głowy włosy — Odpocznij Rubenie, dobranoc — odparł, po czym wyszedł z pomieszczenia i ruszył w stronę kajuty kapitana.
Jak zazwyczaj wszedł bez pukania i spojrzał na mężczyznę siedzącego przy potężnym biurku pogrążonym w czytaniu map. Uniósł wzrok na widok swojego niewolnika.
- No proszę, a więc znalazłeś dla mnie czas — wymruczał, upijając rumu z butelki.
- Panie — opadł na kolana obok jego nóg. Przejeżdżając dłonią po wyrzeźbionej łydce -Dla ciebie zawsze znajdę czas.
- Rozumiem, że wszystko sobie wyjaśniliście — rzekł powoli, spoglądając na chłopaka.
- Tak, byłem mu winien przeprosiny — przyznał. - I tobie właściwe też jestem... Przepraszam, że wymusiłem na tobie jego zakup. Wynagrodzę ci to — obiecał, pochylając się i całując jego kolano.
- Wynagrodzisz...? - uniósł brew, przysuwając do siebie młodszego i obejmując ramieniem.
Henry usiadł kapitanowi na kolanach z lekkim uśmiechem — Owszem. Zrobię, co tylko zechcesz Panie...
- Pościel mi koję, dziś chcę spać z Tobą u boku — zażądał.
- Tylko dziś? - zaśmiał się chłopak, wykonując polecenie.
Przyłożył się do tego tak, by posłanie było idealnie pokryte kocem.
- Może i jutro też. O ile nowy mój nowy nabytek nie będzie sprawiał problemów i wymagał ciągłego mienia go na oku — sapnął
- Hmm... Nie ma niczego innego, co wolałbyś mieć na oku? - Henry wyjął z szafy swoją jedwabną koszulę nocną. Patrząc prosto w oczy kapitana, zaczął się rozbierać
Mężczyzna oblizał usta i powoli wstał z krzesła — Rozochociłeś się — przyznał.
- Nie mam pojęcia, o czym mówisz Panie. -przerwał rozbieranie się gdy został w spodniach. - Pozwolisz Panie, że przebiorę cię do spoczynku — zaczął rozpinać jego koszulę.
- Cóż, pracowałem dziś dużo czasu. Sam nie mam na to sił — opadł na koję, pozwalając, by Henry zsunął mu spodnie.
- Ah, tak. Dziś był pracowity dzień — zdjął jego spodnie — Może Pana wymasuje? - Wyglądasz na strasznie spiętego.
- Nie... Chcę Cię mieć już przy sobie — zapowiedział — Zgaś świece i się kładź.
Młodzieniec skinął głową i wykonał polecenie. Nie minęło wiele czasu gdy leżał w objęciach swojego Pana
- To, że z Tobą śpię, nie znaczy, że Cię bardziej lubię niż ostatnio — zaznaczył Henry — No... Może trochę, i to tylko dlatego, że zgodziłeś się na wzięcie tutaj Robina.
- Doprawdy? - mężczyzna uniósł brew.
- Tak. Nadal jesteś okropnym złym piratem -umościł się w jego ramionach jakby wbrew swoim słowom.
Czuł się przy nim bezpiecznie...
- A więc należysz do najgorszego pirata tych mórz — uśmiechnął się i przymknął oczy — Śpij Henry.
- Tak... Należę do pirata zwanego Czarnym diabłem — wymruczał nieco sennie, udając się do krainy snów.
__________________________
Witajcie!
Przede wszystkim życzę wam wesołych świąt wielkanocnych 🐣🌱
Jak tam lany poniedziałek? Mokrzy?
A może... Mokrzy z innego powodu? 😈
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top