| Rozdział 28 |

Elian patrzył na panicza wyczekująco.

- No? Kim dla Ciebie jest? - ponowił pytanie, uśmiechając się słodko.

Henry przygryzł wargi w zamyśleniu.

- On... Daje mi bezpieczeństwo... - zaczął.

- Tak, daje ci bezpieczeństwo — przytaknął chłopak, patrząc na niego wyczekująco.

- I... Jest całkiem przystojny. Ładnie pachnie... - rozmarzył się lekko, po czym dodał — Jak na pirata, bo higiena i tak pozostawia wiele do życzenia.

- To oczywiste — Elian zaśmiał się rozbawiony -Co dalej? - zachęcił go przyjaźnie.

- Czuję dziwne uczucie tutaj, gdy o nim mówimy — dotknął swojej klatki piersiowej.

- Mam tak samo gdy mówię o moim Panu - położył mu rękę na piersi — Lubisz go — stwierdził.

- Tak — skinął głową — Chyba nawet trochę lubię... A może nawet więcej niż lubię. - spuścił wzrok.

- Henry — ciemnowłosy spojrzał mu w oczy i powtórzył pytanie w nadziei na przełom — Kim dla ciebie jest Kapitan?

- On jest... On — zwiesił głowę — To trochę też przyjaciel, chyba, w końcu o mnie dba...

- Wiesz, co chcesz powiedzieć. Przyznaj to przed sobą — ułożył ręce pod brodą — I tak, to też twój przyjaciel.

- Chyba go miłuje... - dodał niemal szeptem, czując, że płonie ze wstydu

Elian wyszczerzył się szeroko — To takie piękne Henry. Twój Pan napewno się ucieszy jeśli mu to powiesz. Weźmie cię na koję i pokaże prawdziwą miłość! - wykrzyknął radośnie.

- C-co? - Jasnowłosy otworzył szeroko oczy — Nie zamierzam mu tego mówić! - odkrzyknął niemal od razu.

- Dlaczego nie? - przekrzywił głowę.

- Um... Wtedy będzie chodził dumny z tego, że udało mu się tego dokonać. A tego... Nie chcę.

- Będzie w tym coś złego? Da ci miłość i szczęście. A załoga już teraz dość cię lubi. Nie musisz bać się upokorzenia.

- Napewno będą się naśmiewać — powiedział — Z resztą tu nie o to chodzi. Ich zdanie mam za nic jednak... Takich rzeczy nie powinno się mówić.

- Dlaczego nie? Czy to wszystkiego nie utrudnia? Kapitan też cię przecież miłuje.

- Skąd wiesz? - Henry poczuł, jak dłonie zaczynają mu się pocić.

Dlaczego tak reagował?

- Nie jesteś jego pierwszym... niewolnikiem -wyznał cicho Elian.

- To znaczy? - od razu otworzył szerzej oczy, a jego ton ucichł.

- Miał już kiedyś jednego... to był miły chłopak, ale kapitan zachowywał się względem niego... inaczej. Nie szczędził mu bata, nie całował tak słodko jak ciebie, nie dawał mu tego co daje tobie. Był dla niego prawdziwym Panem, czerpiącym z niewolnika to, co powinno się czerpać, czyli głównie zaspokajanie. - młodszy westchnął — On w końcu... rzucił się do morza.

- Och... - Henry zagryzł wargę — To... Straszne, dlaczego ze mną jest... Inaczej?

- Jak mówiłem. Lubi cię — uśmiechnął się, starając myśleć o czymś innym.

- Jego nie lubił? - zapytał nieco wzburzonym głosem.

- Nie. To znaczy, nie w taki sposób. Uratował go z jednego statku, ale nie przepadał za nim. Właściwie miał zamiar go puścić wolno gdy dobijemy do brzegu, ale... nie zdążył.

- Jak mógł być dla niego takim okrutnym? - zapytał nieco niezrozumiale — Powinienem go za to nienawidzić a ja...

- Okrutnym? Nie, nie zrozumiałeś mnie! Traktował go jak niewolnika. Zwyczajnie. To on bardzo często coś broił.

- To znaczy? - zapytał jasnowłosy, już kompletnie nic nie pojmując.

- Wpadał w kłopoty, raz nawet przez przypadek zerwał jeden z medalionów, które kapitan nosi na szyi. Dawno nie widziałem go wtedy tak wściekłego... - Elian zadrżał na samo wspomnienie.

Henry już chciał zaprzeczyć, że przecież to był przypadek, ale zamilkł, przypominając sobie coś. Czyż jeszcze w domu nie wysmagał rzemiennym biczem służki za zalanie kaftana herbatą? Byłby hipokrytą.

Poczuł wyrzuty do samego siebie. Gdyby teraz przyszło mu kogoś karać i stanąć po drugiej stronie bata zdecydowanie zastanowiłby się nad tym kilka razy, a nie działał pod wpływem gniewu i impulsu.

- Dla ciebie Kapitan jest jednak łagodny. Jesteś jego ulubieńcem — powiedział El kojąco.

- Ma większe serce ode mnie — wymamrotał cicho, spuszczając głowę. Nagle poczucie winy tknęło jego serce.

- Henry — chłopak westchnął, przytulając go -Zawsze możesz się zmienić? Zostawić tamtą wersję siebie.

- Nie zmażę tego co niegdyś robiłem — powiedział zasmucony — Nie cofnę czasu.

- Gdy ja zrobię coś złego, proszę mojego Pana o karę. I potem czuję, że mi wybaczono. - odparł Elian.

- Jak to? - przekrzywił głowę.

- Zazwyczaj dręczą mnie wyrzuty sumienia. Wtedy idę do Pana, mówię mu, co źle zrobiłem, on mnie karze tak, jak uznaje za stosowne i jest mi wybaczone — wyjaśnił niepewnie.

- Jak można... Samemu prosić o karę? - zmarszczył brwi w niezrozumieniu młody panicz.

- W ten sposób czuję się czysty. Nie mam tego ciężkiego uczucia w sercu.

- Na mnie... Też to zadziała? - zapytał w zasadzie sam siebie.

- Wydaje mi się, że tak — skinął głową. - Skoro na mnie działa.

- Może kiedyś tego spróbuję — wzruszył ramionami — Na razie idę do niego — podniósł się — Muszę zobaczyć, jak się czuje.

Wyszedł z pomieszczenia, kierując się do koi Kapitana. Czuł, jak jego serce łomocze. Chciał teraz do niego przylgnąć i znów poczuć się bezpiecznie.

Wszedł do jego kajuty, wymijając stojących tam piratów. Tamci nie zwrócili na niego szczególnej uwagi. Może już się przyzwyczaili do jego obecności?

Usiadł na taborecie przy łóżku i dotknął lekko dłoni mężczyzny spoczywającej na kołdrze. Przetarł mu z czoła pot i westchnął.

- Wybrałeś sobie czas na chorowanie — westchnął.

- Wybacz — usłyszał zachrypnięty, słaby głos.

Henry otworzył od razu szerzej oczy — Myślałem, że śpisz — zarumienił się lekko.

- Dopiero co się obudziłem — dźwignął się nieco i wskazał na drewniany kubek na szafce — Podaj mi.

- T-tak - od razu po nią sięgnął, ignorując wyciągniętą dłoń ciemnowłosego i samemu podsuwając pod usta mężczyzny kubek.

- Dziękuję — napił się kilka łyków i odetchnął. Przeniósł pół przymknięte oczy na patrzącego w ziemię chłopaka — Coś się stało Henry? Ktoś sprawił ci przykrość?

- Nie — pokręcił głową — Albo... Może trochę, ale to nie jest przykrość bardziej troska — wzruszył ramionami.

- Opowiedz mi — odparł, odchrząkując ciężko, po czym delikatnie ujął jego dłoń w swoją.

- Nie ma co opowiadać, martwię się o zał...ogę — przygryzł wargę.

- Coś z nimi nie tak — zaczął gładzić jego skórę  kciukiem, który pozbawiony był wyjątkowo sygnetów.

- Zazwyczaj bez kapitana są słabi. To tak jak wojsko bez przewodnika lub lud bez królowej — powiedział, patrząc w kołdrę.

- Bosman wszystkim się zajmuje. Nie musisz się tym martwić. Nic ci nie grozi, a ja za parę dni wydobrzeję — pocieszył go — Zapewne, ku twojej rozpaczy — dodał z uśmiechem.

- Dlaczego? - uniósł na niego swoje niebieskie oczy.

- Jak sądzę, wolałbyś, bym już więcej nie otworzył oczu — zaśmiał się lekko i zakaszlał.

- Nie, nie chciałbym tego — zaprzeczył, rumieniąc się lekko.

- Nie? - uniósł brew, przymykając oczy. Nawet taka rozmowa była dla niego męcząca jednak, jakie miało to teraz znaczenie.

Henry jedynie położył na jego czole wilgotną szmatkę — Śpij. Musisz teraz dużo odpoczywać -zmienił temat.

- Teraz wzbudziłeś we mnie ciekawość, nie zasnę — uśmiechnął się nikle.

- Musisz spać. Inaczej nie wyzdrowiejesz -powiedział, nie chcąc o tym mówić.

- Takim kosztem mogę być chorym całą resztę mojego nędznego pirackiego życia.

- Edward nie denerwuj mnie — warknął, cały czerwony. 

- Edward? - przekrzywił głowę — Chyba pierwszy raz nazwałeś mnie takim imieniem.

- A to nie twoje imię? - zmarszczył brwi lekko.

- Tak, jednak zazwyczaj określają mnie Czarnym diabłem lub okrutnym kapitanem.

- Jak dla mnie jesteś Edward albo... - zaciął się i lekko otarł mu znów czoło — Nie jesteś aż tak okrutny.

- Nie jestem? - uśmiechnął się.

- Nie dla mnie — westchnął ciężko — Czasem jesteś nawet trochę miły.

- Nawet? - zapytał, przymykając oczy.

- Nawet — potwierdził, gładząc go po włosach.

- Dlaczegoż to nawet? - zapytał, kaszląc przejmująco.

- Porozmawiamy, jak wydobrzejesz. Teraz śpij -zasłonił mu usta, żeby nie mógł mówić.

Mężczyzna posłusznie przymknął oczy, mamrocząc coś niezrozumiałego.

Henry uśmiechnął się na to lekko. Uczucie ciepła ust pod dłonią było przyjemne.

Zwłaszcza tych ust... 

__________________________

Witajciee!

Tak właściwie jestem ciekawa, co sądzicie o tej książce. Myślicie, co może wydarzyć się dalej? ❤️‍🔥

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top