| Rozdział 27 |
- Henry...? - usłyszał stłumiony cichy głos nad sobą.
- Hmmm? - mruknął, budząc się i patrząc na kapitana, który leżał z przymkniętymi oczami. Wtedy odwrócił głowę, słysząc, że głos wcale nie wydobywa się z jego ust. Zobaczył za sobą Eliana, który przekrzywił głowę.
- Chyba powinieneś się położyć... - zaczął troskliwie.
- Zostanę przy nim — zadecydował Henry, wracając do zmieniania okładów
- Nie, musisz chwile odpocząć — odparł stanowczo.
- Ale kapitan... - jęknął, jednak przetarł oczy. Siedzenie przy nim cały dzień było męczące.
- Na razie śpi — Elian wyciągnął go z pomieszczenia — Chodź.
- Ale... ale... - poszedł za nim jednak posłusznie.
- Teraz ty coś zjedz — mruknął — Udało mi się znaleźć dla Ciebie coś smaczniejszego niż solona wołowina.
- Co takiego?- jego twarz trochę się rozjaśniła.
Elian uśmiechnął się — Zobaczysz — mrugnął do niego — Jak czuje się Pan Kapitan? Bardzo z nim źle?
- Nie reaguje niestety na nic, ale udało mi się w niego wcisnąć trochę zupy i nawet lekarstwa, choć grymasił jak dziecko.
- Podobno podczas ściągania masztu wielka fala niemal wypchnęła go ze statku — zatrząsł się — Ale jego nawet sztorm nie pokona!
- C-co by się stało... gdyby on umarł? Co byłoby ze mną? - zapytał drżąco.
- Nie mów tak nawet — Elian od razu przystawił mu palec do ust — To niemożliwe. Kapitana nic nie zabije, ścigają go wszędzie. Jego rysopis wisi w każdym porcie, a mimo to ani razu nie udało się schwytać.
- Ale choroba to co innego. Czy jeśli on... - jasnowłosy przełknął ślinę — Wtedy załoga mnie komuś sprzeda? Komuś nieznajomemu? Kto byłby moim Panem?
- Mój Pan napewno nie pozwoliłby Cię oddać. Zostałbyś pod jego opieką. Tak jak ja — uśmiechnął się.
Henry odetchnął z ulgą.
Tak. To nie byłoby aż takie złe. Przynajmniej to zmartwienie mu odeszło.
- Nie przejmuj się więc — powiedział spokojnie Elian — Napewno niedługo z tego wyjdzie.
- Pewnie masz rację — westchnął, kuląc się trochę — To... dasz mi jedzenie? Jestem głodny jak wilk.
- Oczywiście — skinął głową i ruszył w stronę kuchni.
Henry w tym czasie zamknął oczy, odpoczywając, był naprawdę zmęczony, jednak nie przejmował się tym zbytnio. Najważniejsze było dla niego zdrowie kapitana. Ostatnio nawet go polubił. Chciałby się do niego przytulać i czuć jego ciepłe usta na sobie, choć ciężko było my się do tego przyznać. W końcu obecne myślenie zaburzało wszystko, co było mu wpojone przez tyle lat.
Uśmiechnął się do swojego przyjaciela gdy tylko ten wrócił. Odciągał jego uwagę od nieprzyjemnych myśli.
- Ktoś... Wie, jak to się stało? - zapytał cicho chłopak.
- O co pytasz? - zmarszczył brwi.
- Jak doszło do wypadku i tego, że Kapitan jest w takim stanie — westchnął głęboko.
- Już ci mówiłem. Prawie wypadł za burtę -położył przed nim małe ciastko i kubek z naparem — Proszę.
- Och, co to? - wskazał na napój, przekrzywiając głowę.
- Herbata. Mój Pan ją kupił na specjalne okazje i... stwierdziłem, że potrzebujesz dziś czegoś na poprawę humoru.
- Herbata... - powtórzył z niedowierzaniem. Jakby... Przez wieki nie słyszał tego słowa.
- Tak — pokiwał głową. - Taka dobra herbata. Z Indii.
- Mam wrażenie, że... Nie piłem jej kilka lat — powiedział powoli, patrząc na kubek. W prawdzie przyzwyczajony był do widoku filiżanek to teraz nawet nieco brudny i dziurawy drewniany kubek mu nie przeszkadzał.
Uniósł napój do ust i upił łyk. Przymykając oczy, wrócił myślami do swojego domu i pozwolił ciepłu rozpłynąć się po jego brzuchu. Przypominał sobie swoją matkę i siostry. Chwile gdy czytał im baśnie do snu lub jeździł na polowania z ojcem. Przypominały mu się drętwe bale i tańce z bogatymi szlachciankami. Wystawne przyjęcia swojej matki. Tak... Wtedy wielu z tych rzeczy nie znosił. Teraz dałby wszystko by tylko do tego wrócić. Chociaż... czy naprawdę tego chciał?
- Henry? - usłyszał nagle cichy głos obok siebie.
- T-tak? - otrząsnął się, patrząc na niego przestraszony.
- Mówię do Ciebie... Zamyśliłeś się chyba... - powiedział, głaszcząc go po plecach.
- Tak, wybacz — powiedział lekko zmieszany — Co mówiłeś?
- Już... Nie ważne — uśmiechnął się lekko — Najadałeś się?
- Tak, dziękuję. Było bardzo smaczne. Chyba... powinienem się już porządnie przespać, żeby móc potem siedzieć przy Pa... - zaciął się, zdając siebie sprawę z tego jak chciał go nazwać — Kapitanie...
Elian uśmiechnął się słodko — Co chciałeś powiedzieć?
- To nie ważne — zarumienił się uroczo, zakrywając oczy.
- Myślę, że by mu się spodobało, jakbyś nazwał go w ten sposób — powiedział cicho
- Nie mów mu tego. Będzie mnie potem upokarzać — poprosił Henry.
- Upokarzać? - przekrzywił głowę — Dlaczego miałby?
- On chciałby, bym nazywał go Panem. Wtedy wygra...
- Od jakiegoś czasu chyba już tego od Ciebie nie wymagał prawda? - uśmiechnął się.
- Bo chce mnie zmylić... kiedyś na początku mi powiedział, że poczeka, aż sam zacznę.
- Nie... Nie do końca o to mu chodziło. Po prostu zasłużył na twój szacunek.
- To przyjemne uczucie. Bycia pod jego opieką. Ale cały czas się boję, że jest dla mnie taki miły tylko po to, żeby mnie poskromić, a potem wykorzystać.
- Z zemsty? - dopytał cicho.
- Dlaczego miałby się mścić na tobie? - położył mu dłoń na ramieniu — Ktoś kiedyś... Zrobił ci krzywdę?
- Nie mówmy o tym, proszę? - skulił się zasmucony.
- Och, oczywiście — skinął głową i westchnął — Kapitan... Wie?
- Tak wie. Kiedyś mu opowiedziałem w przypływie emocji.
- Więc nie skrzywdzi Cię w taki sposób — zapewnił. - Może nazywają go czarnym diabłem, ale dla przyjaciół... I dla Ciebie zrobiłby wszystko.
- Jestem jego niewolnikiem. Sam się czasem zastanawiam, dlaczego tak mi na nim zależy. Jednak to ciepło, które czuje gdy się uśmiecha... - westchnął.
- Lub gdy dotyka twoich ust, lub ciała. Gdy jego dłoń spoczywa na twojej talii lub szyi...
- Elian! - zarumienił się jeszcze bardziej, a jego oddech przyspieszył.
- Ah tak, zapomniałem jeszcze o oddechu przy uchu lub palcach wplecionych w twoich ślicznych włosach — Przeczesał po jego kosmykach.
- P-przestań? - zaczął oddychać szybko i urwanie, czując, jak formuje się u niego erekcja.
- Dlaczego? - przekrzywił głowę — Czyżby ci się to podobało?
- Jesteś okropny — zakopał się w kocu, poruszając wbrew sobie biodrami.
- Dlatego, że mówię prawdę? - zaśmiał się cicho.
- T-to... było podniecające — zadrżał.
- Cóż takiego? - usiadł na piętach na łóżku i wyszczerzył się — Mówienie o pocałunkach, o oddechu, a może o samym Kapitanie?
Henry podniósł się i nawet trochę rozbawiony uderzył go w ramię — Nie lubię cię!
- A ja Cię lubię — pchnął go lekko, po czym odsunął się — Wybacz, Napewno dalej bolą cię siniaki.
- Trochę, ale jest w porządku.
- Przepraszam — pogłaskał go dłonią, skruszony.
- Jest dobrze El. Dziękuję, że jesteś — przytulił go.
- Nie ma za co — zaśmiał się lekko i również go objął — Opowiedz mi coś — poprosił.
- Czego chciałbyś posłuchać? - zamknął oczy, zadowolony.
- O tym jak to wyglądało, jak żyłeś kiedyś. O posiadłości i o tym wszystkim — poprosił, układając ręce pod brodą.
- Cóż... - Jasnowłosy odwrócił się na plecy, patrząc w sufit — Długo by opowiadać... Od czego mam zacząć?
- Może... jakie dziwne mieliście zabawy? Słyszałem kiedyś, że panicze wsadzają męskość w owce polane farbą ze złota, żeby mieć szczęście. To prawda?
- C-co? - zakrztusił się niemal, oglądając na niego — Oczywiście, że nie!
- Huh. A może nosicie bieliznę wysadzaną diamentami?
- Nie, Elian nie — zaśmiał się — W zasadzie... Poruszanie takich tematów byłoby bardzo nietaktowne...
- Naprawdę, ale dlaczego? - przekrzywił głowę.
- Bo to było niewłaściwe. Takie tematy zostawiło się tylko do łoża po zaręczynach podczas pierwszej nocy z kobietą.
- T-to... znaczy, że jesteś jeszcze przed...? -zachichotał.
- N-nie! Nie do końca — pokręcił głową — Chyba...
- To znaczy? - Przekrzywił głowę ciekawsko.
- No... Ja jeszcze nigdy nikogo nie... - przygryzł wargę.
- Hmmm — zachichotał — Może kapitan ci kiedyś pozwoli.
Henry zarumienił się bardziej — Rozmowa o tym jest nie w porządku. Mogę opowiedzieć ci o czymś innym...
- No dobrze... to może... jak traktujecie niewolników? Napewno jakichś miałeś, prawda?
- Cóż... - zamyślił się — Tak, ale tam to wygląda inaczej. Niewolnicy nie służą seksualnie. Najczęściej nie są też w zasadzie niewolnikami, a sługami, którzy w zamian za służbę, zapewnia się dach nad głową i jedzenie.
- Ci to mają życie. Choć nie wyobrażam sobie nie mieć swojego Pana. - zacmokał Elian, opadając do tyłu.
- Tam tak jest, głównie są to służące lub kamerdynerzy — wzruszył ramionami — Mój ojciec traktował ich z dystansem, jednak ja uwielbiałem bawić się z dziećmi służących i ganiać po posiadłości. Choć matka zawsze mówiła, że to nie wypada.
- Był tam ktoś ładny? - zaćwierkał.
- Cóż, kobiety były całkiem ładne, lubiłem na nie patrzeć. Kiedyś podglądałem, jak kąpią się w jeziorze. Ukradłem im nawet ubrania!
- Uuu... to w sumie dobry kawał. Chociaż mi tam cycki się nie podobają.
- Cycki brzmią grubiańsko — powiedział cicho — Piersi... Są ładne i zawsze sądziłem, że mi się podobają, ale... Teraz.
- Ale teraz lepsze są męskie klatki piersiowe i torsy — dokończył za niego chłopak.
- M-może - zaczerwienił się — Albo...
- Albo? - zaśmiał się, ocierając o niego.
- Albo to tam na dole — schował się pod kocem zawstydzony — Mieliśmy o tym nie rozmawiać!
- Oh, ale ja lubię! Porozmawiajmy jeszcze o tym! - poprosił.
- Nie! Nie możemy, bo wtedy — zaciął się i jęknął zażenowany.
- Wtedy? - ciemnowłosy położył mu dłoń na udzie z psotnym uśmiechem.
- Elian zaraz zrzucę Cię z koi! - krzyknął z cichym śmiechem.
Ten złapał ją w locie, gdy chłopak znów się na niego zamierzył i rzucił w niego.
Henry odpowiadał takim samym śmiechem, jednak po chwili przekomarzania, zmęczył się - Dobrze, dobrze... Wystarczy!
- Muszę iść do Edwarda — uśmiechnął się — Martwię się o niego...
- Dobrze, tylko uważaj na siebie. I Henry... przecież wiesz, jak chciałbyś go nazwać. Przy mnie możesz to robić. Spróbuj, może ci się spodoba.
- Nie — pokręcił głową i uśmiechnął się lekko — Może trochę...
- No to powiedz, kim jest dla ciebie kapitan? -zapytał, oddając uśmiech.
Henry na to przygryzł wargi. To pytanie wydawało się takie proste, jednak odpowiedź na nie... Zupełnie taka nie była.
_________________________
Cześć kochani 💞
Siedzę na imprezie, ale szczerze mówiąc mu się nudzi, więc sprawdzam wam rozdział.
Jak wam mija weekend? ✨❤️
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top