| Rozdział 26 |

Woda zalewała pokład coraz mocniej i noszone pomiędzy piratami wiaderka, za pomocą których mieli pozbywać się jej z pokładu, w niczym nie pomagały.

Elian z Henrym siedzący w jednej z kajut przyglądali się temu z okienka.

- Może... Powinniśmy pomóc? - zaczął panicz, na co Elian pokręcił głową.

- Kapitan wydał rozkaz o niewychodzeniu na zewnątrz. - powtórzył po raz kolejny tego wieczora — Poza tym przecież wiesz. Z naszymi umiejętnościami w jednej chwili skończylibyśmy za burtą — Zaśmiał się.

- Mów za siebie — wymruczał jasnowłosy — Od jakiegoś czasu nie lubił próżnować gdy inni pracowali.

- Możemy zająć się czymś przydatnym. Na przykład... - delikatnie przeczesał jego włosy -Może ci je trochę przystrzyżemy? I możemy cię ogolić. Podobno pomiędzy tobą i kapitanem... - zaczął.

- C-co? - zarumienił się od razu — Nie... Wiem, o czym mówisz — odwrócił wzrok.

- Przecież przede mną nie musisz udawać. Za to wiem, jak mógłbyś mu zaimponować...

- Nie potrzebuję mu imponować — wymamrotał, jednak wytężył słuch.

- Tak, tak — machnął ręką i podszedł do szafy, wyciągając z niej brzytwę — Zdejmij bieliznę.

- C-co? - powtórzył za nim.

- No już. Zobaczysz, że to cudowne.

- N-nie, o czym ty mówisz? - zmarszczył brwi.

- Ogolimy cię. Wtedy jak kapitan będzie cię dotykał to i jemu i tobie będzie przyjemniej -wyjaśnił.

- Nie nie nie, golenie jest dla niewiast — pokręcił głową — Powinno się tylko przycinać brodę w przypadku mężczyzn — spojrzał w stronę pokładu — Ale oni chyba i tego nie robią...

- Um... Ja... - zajrzał w swoje spodnie — Jestem niewiastą?

- Nie... Chyba nie — pokręcił głową — Przecież masz męskość.

- Ale przecież się golę. No zobacz — bezceremonialnie pokazał mu swojego gładkiego członka.

- C-co ty...?! Nie pokazuje się tego — zasłonił oczy — Elian!

- Dlaczego nie? - zdziwił się.

- Bo... Bo nie! Tak się nie robi — westchnął, kręcąc głową i opadł do tyłu na łóżko.

- Ale... dlaczego? Zrobiłem ci w ten sposób krzywdę? - usiadł obok.

- Nie El — westchnął cicho — Po prostu to nie uchodzi. Takie rzeczy powinna oglądać tylko żona i... - zaczął, po czym zastanowił się — Lub ktoś inny bliski twojemu sercu...

- Nie rozumiem cię. Przecież to tylko penis. Część ciała. A poza tym to jesteś bliski mojemu sercu — zamruczał, przytulając się do niego.

Henry uśmiechnął się mimowolnie — Miło mi — odparł, po czym znów zachwiało ich gdy fala uderzyła o statek.

- Nie przepadam za sztormami — westchnął ciemnowłosy, otulając ich razem kocem.

- Ja też — skinął głową Henry — Wiele osób traci wtedy życie i statki toną — skinął głową.

- O nie... Nie mów tak. Nie chcę umierać. Było już parę sztormów i jeszcze jest w porządku. Teraz też będzie, prawda? - schował się w jego ramionach.

- Oczywiście — objął przyjaciela dłonią i przymknął oczy gdy jeszcze mocniej nimi zatrzęsło.

- M-może. Opowiesz mi coś? Na przykład jak się czujesz przy Kapitanie? Zawsze lubiłem takie opowieści romantyczne.

- Daleko nam do... Tego — prychnął cicho z uśmiechem — Z resztą to, co czuję, jest dużo bardziej skomplikowane.

- Nie czujesz się dobrze w jego ramionach? Albo gdy cię całuję?

- To dziwne — zwiesił głowę, bawiąc się kawałkiem lekko dziurawego koca — Sam nie wiem... Lubię, jak mnie głaszcze, ale tak ogólnie to go nienawidzę. - dodał od razu — To porywacz!

- Też to lubię — poklepał go po ramieniu -Czujesz się przy nim bezpiecznie?

- Tak... Nie rozumiem tego... Przecież to on mnie zniewolił i... - przełknął ślinę — A mimo to w jego towarzystwie czuję się czasem najbezpieczniejszy na świecie. Dużo bardziej niż w domu, niż przy ojcu...

- Niektórzy lubią być w niewoli. To proste i potrafi być przyjemne — zasugerował — Ja na przykład lubię. Może ty masz podobnie? I bycie pod opieką silnego mężczyzny, który się tobą zajmuje, jest czymś, czego potrzebujesz?

- Wcześniej nigdy tego nie czułem — pokręcił głową.

- Wcześniej nie znałeś Kapitana — podkreślił chłopak.

- Może i masz rację... jednak ciężko jest się do tego przekonać — pisnął, gdy statek zatrząsł się jeszcze mocniej.

- Niedługo będzie lepiej — uśmiechnął się łagodnie, po czym przymknął oczy — Może się prześpimy. Chyba dziś się to nie skończy.

- To dobry pomysł. Trochę snu nie zaszkodzi -otulili się mocniej kocem.

- W końcu śmierć we śnie jest lepsza — przymknął oczy Elian.

- Ej! - Henry lekko go uderzył w ramię — Nie mów tak, bo nie zasnę!

- Przepraszam — potarł skórę — Już nie będę — przykrył ich kocem.

- Dobry z ciebie przyjaciel, wiesz? - powiedział po chwili ciszy, gdy fale kołysały ich do snu.

Chłopak wzruszył lekko ramionami — Nigdy nie miałem przyjaciela.

- Hm, dlaczego nie? Jesteś miły i kochany — panicz przejechał palcami po jego policzku.

- Sam nie wiem — powiedział, kładąc dłoń na jego ręce i wtulając w siebie.

- Dla mnie jesteś dobry... - powiedział chłopak sennie i zamknął oczy.

- Ty też Henry... Ty też.

***

Obudziło ich jasne światło poranka. Henry otworzył powoli oczy, czując się dziwnie wyspany. Spojrzał na Eliana który stał przy uchylonych drzwiach w samej koszuli nocnej.

- El? - zapytał sennie, podnosząc się do siadu.

Chłopak podskoczył wystraszony i się odwrócił. Wyglądał na zaniepokojonego, co od razu nie uszło uwadze blondyna.

- Coś się stało...? - zapytał powoli, podnosząc się z łóżka.

Elian pokręcił jedynie głową - J-ja... Nie wiem, ale... Jest jakieś poruszenie.

- Miejmy nadzieję, że nikt nie umarł — panicz podniósł się i szybko poprawił ubrania. -Chodźmy sprawdzić.

- Ale Pan nie dał rozkazu, by wyjść ani Kapitan — zaczął od razu brunet.

- To nieważne. Sztorm już ustał wiec nic nam się nie stanie — Henry od razu wybiegł z kajuty.

- Hen...! - zaczął chłopak, jednak wybiegł już z pomieszczenia, od razu się rozglądając. Panowało ewidentne zamieszanie.

Jasnowłosy szedł dalej przed siebie, rozglądając się ciekawsko.

- Nie kręć się tu teraz mały — mruknął jeden z piratów.

- Co się dzieje? - zapytał, nawet nie komentując tego przezwiska. Chyba było milsze niż kpiące określenie "paniczu"

Nikt mu nie odpowiedział, więc ruszył w stronę kajuty Kapitana, dostrzegając, że zamęt panuje właśnie tam. Przecisnął się przez tłum, czując, że dzieje się coś złego.

Czy coś się stało z Edwardem?

Jego serce przyspieszyło.

- Henry idź do siebie — usłyszał znajomy głos Sero gdzieś za sobą.

- Co się dzieje? Dlaczego nikt nie chce mi nic powiedzieć?

- Kapitan wczoraj miał wypadek. Zalała go fala i ma gorączkę. Potrzebuje odpoczynku — powiedział ze spokojem.

- C-co... - cofnął się, jednak dość szybko i tak pobiegł do Koi mężczyzny. Musiał się upewnić, że wszystko w porządku.

- Henry! - zawołał za nim mężczyzna, jednak ten przecisnął się już pomiędzy nimi, wchodząc do pomieszczenia, w którym kręciło się kilku piratów.

Na koi leżał mężczyzna przykryty kocem z chłodnym okładem na czole. Po jego policzku spływała kropla potu.

- Edward! - krzyknął Henry spanikowany, klękając obok niego i ze strachem przejeżdżając dłonią po jego policzku — Wyjdzie z tego?

- Spokojnie — odparł łagodnie mężczyzna siedzący obok — To gorączka, miejmy nadzieję, że minie.

- Mogę jakoś pomóc? - spojrzał na mężczyznę, którego kiedyś już poznał, gdy oglądał jego siniaki.

- Lepiej byś się nie zaraził... - zaczął, jednak ten pokręcił głową — Najlepiej jakbyś wyszedł.

- Chciałbym się na coś przydać — Henry cofnął się lekko, mimo wszystko zostając w pomieszczeniu.

Ten westchnął — Kapitan jest silny, pokonał już nie jedną chorobę, ty jesteś słaby chłopcze lepiej, żebyś...

- Zostaję — powiedział stanowczo i usiadł na krzesełku obok, wyrywając miskę z wodą z jego rąk.

Zamoczył materiał w wodzie i po odsączeniu z wody, delikatnie przemywał czoło. On... musiał. On chciał tu być. Przecież jeśli coś się stanie kapitanowi...

Po jakimś czasie pomieszczenie opustoszało, a chłopak westchnął jedynie głęboko — Miałeś uważać... - powiedział niemal szeptem. - Jak mi tutaj umrzesz, to cię zabiję — pogładził go po spoconych włosach.

Westchnął cicho.

Klatka piersiowa mężczyzna powoli unosiła się i opadała. Henry natomiast czuł się wyjątkowo źle na ten widok.  Siedział przy nim przez następne parę godzin, aż do środka nie wszedł kucharz z zupą. 

- Spróbuj mu to wcisnąć — prychnął, podając mu miskę.

- Jak? Przecież on nawet nie otworzy ust — wymamrotał, jednak skinął głową, biorąc od niego zupę.

- Nie mój problem. Chciałeś się przydać, to się przydaj — wyszedł z kajuty.

Chłopak zacisnął usta i jedynie przysunął się bliżej — Kapitanie...? - zaczął.

Mężczyzna mruknął coś pod nosem, przekręcając się nieco na drugi bok.

- Edward... - zaczął cicho, nabierając trochę na łyżkę — Musisz zjeść.

- Mmmm — uzyskał jedynie odpowiedź i słabe machnięcie ręką.

- Nakarmię cię — powiedział spokojnie — Ale masz zjeść wszystko.

- Nie jestem głodny — wychrypiał słabym głosem.

- Ale zjesz — podsunął mu łyżkę — Smacznego.

- Nieee — powiedział, jednak w tym samym momencie panicz wsunął mu drewnianą łyżkę do ust.

Edward przełknął ją słabo — Ja naprawdę nie... - znów został zapchany jedzeniem.

- Cicho! Jedz — powiedział stanowczo — Chociaż trochę — dodał, a ten poddańczo przełknął zupkę, po chwili otwierając oczy i patrząc na swojego niewolnika. Uśmiechnął się głupkowato.

- Co? - zmarszczył brwi chłopak — To nie trucizna.

- Karmisz mnie — zauważył mało odkrywczo słabym nieco zachrypniętym głosem.

- Taaaak — skinął głową — Bo sam chyba nie dasz rady.

- Posiedzisz ze mną, dopóki nie wyzdrowieję? -dopytał, jedząc kolejną łyżkę.

- Albo dopóki nie umrzesz — skinął głową, jednak wcale w głębi duszy tego nie chciał. Wręcz przeciwnie...

- Postaram się nie umrzeć mały — znów mruknął niewyraźnie.

- Mały? - powtórzył za nim chłopak, wpychając w niego kolejną łyżkę.

- Tak. Mój mały... - znów uśmiechnął się głupio i spróbował pogłaskać go po głowie. I na to nie miał jednak dość sił.

- Wiesz co, może leż — delikatnie położył mu ją na łóżku i odstawił miskę, po czym zmienił okład, przelotnie dotykając jego czoła.

Rozszerzył oczy.
Mężczyzna był rozpalony.

- Spróbuj się znów przespać — polecił, odkładając prawie pustą miskę i wrócił do przemywania go zimną wodą.

- Odejdź Henry, nie chcę, byś się rozchorował — próbował odsunąć go dłonią, jednak nie miał siły, by nawet ją unieść.

- Przed chwilą chciałeś, żebym został -przypomniał mu, nie przerywając.

- Cokolwiek mi jest, wyjdę z tego, takiego pirata jak ja ciężko wytępić, ale ktoś delikatny jak ty... - odetchnął głęboko i poruszył się, czując nadchodzące mdłości.

- Nie jestem delikatny — warknął i widząc zmianę w kolorze jego skóry, podsunął mu miskę.

Mężczyzna trzymał ją przy sobie przez chwilę, po czym opadł na poduszkę. Mdłości ustały, a on nie miał siły się nawet ruszyć. Przymknął oczy.

- Śpij — polecił Henry, cały czas delikatnie ocierając jego skórę z potu.

Mężczyźnie nie trzeba było dwa razy powtarzać. Przymknął powieki, po chwili zapadając w sen.  Henry siedział jeszcze przez jakiś czas przy nim, po czym odstawił miskę na szafkę, widząc, jak mężczyzna zasypia i oparł się bardziej o koję.

Nie chciał na razie wychodzić.

Samemu przymknął oczy. Nie był zmęczony, jednak sytuacja trochę go przytłoczyła. Wolną dłonią nadal obmywał klatkę piersiową mężczyzny. Natomiast dłonią delikatnie robił półkoliste ruchy, co jakiś czas mocząc szmatkę w wodzie lub zmieniając okład na czole.

Sam nawet nie wiedział kiedy usnął, opierając czoło na torsie kapitana.

_________________________

Henry zaczął troszczyć się o Kapitana. Czyż to nie urocze...?

Tymczasem mi udało się zakupić dwie sukienki na wesele (nie moje oczywiście) i czuję się bossem. 💓

A co tam u was?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top