| Rozdział 25 |
Piraci szczęśliwie dołączyli do toastu, co jakiś czas poklepując Henry'ego po plecach. Gdy uwaga mężczyzn zeszła już z młodego chłopaka, Sero podszedł do niego.
- Jak się trzymasz mały? - poczochrał go po włosach pieszczotliwie.
- Jest... Dziwnie — dotknął swojej klatki piersiowej — Dziwnie się czuję...
- Za dużo alkoholu? Boli cię? - zapytał zmartwiony, od razu pijacko obmacując jego pierś.
- N-nie to... Coś innego. Czuję się tak, jak nie powinienem. Nigdy nie byłem taki... - zagryzł wargi, rozglądając się.
Sero przekrzywił głowę z uśmiechem - Szczęśliwy? - podpowiedział.
- T-tak, to dziwne uczucie tutaj — dotknął się na wysokości serca — I tu — przesunął ją na brzuch.
- Lubisz nas bracie — przyciągnął go do niedźwiedziego uścisku — To uczucie wspólnoty i przyjaźni!
- Nigdy wcześniej się tak nie czułem — pokręcił głową — To znaczy, byłem szczęśliwy, jak mieszkałem z rodziną w posiadłości, ale to było... Inne.
Pirat poklepał go po ramieniu — Mój, nowy bracie — wymruczał zadowolony.
- Dziękuję — uśmiechnął się Henry, słysząc to. Zaraz potem poczuł dotyk na plecach, a zaraz potem obok niego pojawił się Kapitan — No, widzę, że dobrze się bawisz.
- Tak, z moim nowym przyjacielem — przysunął się do brodatego mężczyzny — Obroń mnie przed nim — wymruczał mu do ucha.
Ciemnowłosy spojrzał na to rozbawiony i uśmiechnął się — Nie obawiaj się, przede mną się nie ukryjesz.
- Ukryję. Mój brat jest taki duży, że mnie nie widać — schował się za nim. Szumiało mu już w uszach.
- Henry chyba powinien się już przespać. Za dużo rumu dla niego na dziś — mruknął Edward — Daj mi go.
- Nieee! - Henry jęknął gdy został odsunięty od ciepłego ciała.
Szybko jednak przylgnął do umięśnionej klatki piersiowej kapitana i zamruczał. Nie za bardzo obchodziło go, do kogo należy dane ciało. Otarł się o materiał płaszcza, mrucząc jak kot.
- Lubisz mnie? - zapytał.
- Może trochę — uśmiechnął się starszy, idąc w stronę korytarza, który stał się już nieco opustoszały.
- Jesteś teraz moim bratem — zachichotał, jakby to było dla niego bardzo śmieszne.
- Myślę, że zdecydowanie czymś więcej. - wymruczał, a jasnowłosy odczuł, jak mężczyzna drapie go lekko zarostem.
Złapał go ręką za podbródek i wygiął się tak, że kapitan prawie go upuścił — Lubię twoje włosy.
- Doprawdy? - uniósł brew, odchylając głowę w tył, chcąc się uwolnić.
Henry jednak mu nie odpuścił i mocniej przysunął głowę — Ładnie pachną...
- Za dużo wypiłeś, Nie myję ich tak często, by była to prawda. Co nie oznacza, że nie preferuje higieny.
Chłopak zamruczał tylko, wyginając kręgosłup — Śmiesznie się czuję — zaczął znów chichotać.
- Domyślam się — otworzył drzwi kajuty i wszedł do niej, kładąc chłopaka na łóżko.
- Ja nie chcę spać! - wymamrotał, próbując się podnieść.
- Niestety czas spać, zostanę z Tobą, aż nie zaśniesz — ułożył się obok niego i sięgnął po koszulę nocną Henry'ego.
- Nie zmusisz mnie! - krzyknął butnie, jednak jakby wbrew swoim słowom, przymknął oczy.
Ten podniósł go jeszcze i założył miękki materiał na nagie ciało i ułożył pod pierzyną.
Blondyn wtulił się w materiał, mrucząc, jak małe kocię — Zimno mi — jęknął, wyciągając do niego dłonie.
- Cóż mogę na to poradzić? - uśmiechnął się lekko.
- Ogrzej mnie! Po to jesteś — mruknął.
- Tak sądzisz? - położył się na boku obok niego, opierając rękę o głowę, uginając ją w łokciu.
- Tak — chłopak skinął sennie głową zadowolony i przytulił się do niego.
Uwielbiał szeroką, ciepłą klatkę piersiową mężczyzny.
Ten westchnął cicho i zdecydował leżeć przy niewolniku tak długo, aż chłopak zaśnie. Parokrotnie zdawało mu się, że to już. Za każdym jednak razem gdy tylko się ruszył, jasnowłosy przytulał się do niego mocniej, nie dając odejść.
Edward westchnął głęboko i zsunął z siebie spodnie wraz z butami, przymykając oczy.
No cóż, zostanie jeszcze chwilę... Krótką chwilę.
***
Uchylił oczy, czując szarpnięcie za ramię. Od razu skierował dłoń w stronę noża ukrytego pod poduszką i uchylił oczy. Widząc nad sobą jednego ze swoich, odetchnął i zmrużył oczy.
- Kapitan wybaczy, żem wszedł, jednak szukają Pana. Chcą się napić a samemu to tak... - zaczął z
- Idę, już tak... - przetarł twarz dłonią, podnosząc się do siadu.
Odczuł radość z możliwości wypicia choć trochę. Mężczyzna podał mu płaszcz, który szybko na siebie narzucił, jednak gdy tylko chwycił za klamkę, usłyszał ciche mamrotanie Henry'ego.
- Nie idź... - powiedział bardzo cicho chłopak, na co Edward westchnął, zatrzymując się wpół kroku.
- Jutro się napijemy. Dziś mam... Inne sprawy. - podrapał się po głowie.
- Albo weź mnie ze sobą. Do braci... - ziewnął sennie, cały czas będąc pijanym.
- Nie, zabiorę Cię w inne miejsce. Do krainy snów — uśmiechnął się i opadł znów na koję.
Poczuł dziwne uczucie większej chęci bycia tutaj, niż picia w pomieszczeniach na dole.
- Niespotykane... - wymruczał do siebie, spoglądając jeszcze na senną twarz niewolnika i samemu zamknął oczy.
***
Następnego dnia pogoda była wyjątkowo burzowa. Statkiem kołysało raz w jedną, raz w drugą stronę wybudzając jasnowłosego panicza ze snu.
Henry trzymając się za głowę, jęknął niezadowolony. Tak dobrze mu się spało. Ziewnął i przetarł oczy pięściami. Uniósł się do siadu, znów czując ból głowy. Był denerwujący i wcale nie mniejszy niż wczoraj.
Rozejrzał się, próbując przypomnieć sobie wczorajsze wydarzenia. Gdy wreszcie do wspomnienia do niego dotarły, z jękiem opadł na koję.
- Do diabła co ja... Wyczyniałem — powiedział do siebie słabym głosem, czując, jak się czerwieni.
W odpowiedzi usłyszał ciche, prychnięcie w po drugiej stronie kajuty. Dobiegające z miejsca, gdzie znajdowało się ciężkie biurko z mnóstwem map. Mężczyzna przyglądał mu się z założonymi rękami i butami opartymi o blat, wyraźnie rozbawiony.
- Wstałeś? - zapytał, unosząc kpiąco brwi.
Był w pełni ubrany, a jego przydługie włosy wychodziły spod kapelusza, układając się idealnie w niedbałe, pofalowane loki.
- Jak widać. Przynajmniej nie jesteś tak samo ślepy jak i głuchy — Henry podniósł się dumnie. Stracił jednak równowagę i padł na deski.
- Za to umiem panować nad swoją głową i utrzymać się na nogach — powiedział z lekkim śmiechem.
- Chędoż się — warknął, zbierając się z pokładu.
- Chędoż? - powtórzył za nim — Cóż za bogate słownictwo. Gdyby nie twój ton nie miałbym pojęcia, iż mnie obrażasz — powiedział kpiąco, wstając — Bądź też proponujesz stosunek. - wyszczerzył się.
- Mów co chcesz. Wiesz, że to, co wczoraj robiłem, nic nie znaczyło i byłem pijany. Nadal Tobą gardzę — powiedział wyniośle, a gdy pokład znów się zachybotał, Henry potknął się ponownie. Wtedy został jednak złapany prosto w objęcia mężczyzny, który zaśmiał się jedynie w głos — Oczywiście, nie śmiem twierdzić inaczej.
- A teraz idę... gdzieś — wymamrotał cały czerwony, kierując się do wyjścia.
- Nie opuszczaj mojej kajuty. Zbiera się na sztorm to niebezpieczne - powiedział stanowczo.
- A co z zasadą "Kto nie pracuje, ten nie je"?
- A kto powiedział, że nie będziesz pracował? - uniósł wymownie brew.
- Niby co mam robić tutaj? Już ci mówiłem, że nie zamierzam robić za kurtyzanę.
- Możesz zacząć od wyczyszczenia moich szybko biegów — odparł swobodnie.
- Dobrze — wycedził niechętnie — Które mam wyczyścić? - podszedł do regału z butami.
Kapitan teatralnie wskazał palcem w dół, wygodniej rozsiadając się na fotelu.
- Aż tak lubisz mnie upokarzać? - Blondyn zarumienił się, sięgając po ściereczkę i klękając przy jego nogach.
Ten uśmiechnął się jedynie i uniósł jego podbródek tak, by niebieskie oczy chłopaka były skierowane prosto na niego — Aż tak lubię widzieć cię przy sobie... - odparł, przejeżdżając kciukiem po jego wargach.
Henry nagle jakby zapomniał języka w ustach. Jego oddech przyspieszył, a źrenice się rozszerzyły.
- Oh... - zdołał tylko wykrztusić. Nie chciał się przyznać, ale on też zaczynał lubić spędzanie czasu z mężczyzną.
- Ten dźwięk w twoich ustach również lubię słyszeć — uśmiechnął się.
- Nie rób tak — rozkazał słabo, cofając trochę głowę, by uciec od palącego dotyku.
- Jak? - uniósł wyżej jego brodę, palcem muskając wargę.
- Dobrze wiesz jak — uchylił usta odruchowo.
Ten wsunął mu tam lekko palce i przybliżył głowę chłopaka jeszcze bliżej — Jestem piratem nie mędrcem, by wiedzieć takie rzeczy.
Twarz chłopaka paliła żywym ogniem, a oczy były lekko załzawione. Jednak nie tylko tam jego serce pompowało teraz dużo krwi. Poruszył się niespokojnie, czując rosnącą erekcję. Przestraszony własnymi emocjami, podniósł się szybko, chcąc uciec z pomieszczenia. Wtedy mężczyzna wstał z krzesła i złapał go od tyłu, przyciągając lekko za szyję w stronę ściany, po czym połączył ich usta w pocałunku.
Pod chłopakiem ugięły się nogi. Czuł się tak bosko...
Przymknął oczy, oddając pocałunek gorliwie.
Musiał przyznać, że podobała mu się ta zależność od mężczyzny. Był bezbronny, jednocześnie wiedząc, że kapitan go nie skrzywdzi. To było dla niego naprawdę dziwne.
Jak mógł ufać komuś, kto go zniewolił? Skąd ta nagła pewność?
Po chwili usta oderwały się od niego i mężczyzna zaczął całować jego szyję oraz kark.
Henry pojękiwał cicho, odsłaniając wrażliwą skórę.
To było tak bardzo przyjemne!
- Nie opieraj mi się — wymruczał Edward — I nie mów rzeczy, które są jedynie łgarstwem. Zwłaszcza gdy sam dobrze o tym wiesz — szeptał pomiędzy pocałunkami.
- To trudne — złapał go za rękę, ściskając mocno. Jednocześnie czuł się upokorzony i zadowolony. Chciał więcej, o wiele więcej!
- Zapomnij o wszystkim, co było. O tym kim byłeś i jakie życie wiodłeś. Porzuć etykietę, tutaj jest ona niczym — mruczał dalej — Tego już nie ma...
- W-więc kim jestem? - jęknął, uchylając oczy, wpatrując się w ciemne oczy kapitana.
- Kimś, kto roztopił moje serce. Moim oddechem...
__________________________
Miłość rośnie wokół naaaas!
Przyznać się, kto nie lubił w dzieciństwie tej piosenki.
Jakoś podejrzanie mi ona tutaj pasuje?
Czyżby między kapitanem a Henry'm zaczęło się wreszcie układać? 💓❤️🔥
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top