| Rozdział 2 |
- C-co? - Panicz poszedł za załogom w osłupieniu. Nie rozumiał za bardzo co się dzieje, jednak jeśli za jego życie oszczędzą siostrzyczki...
Spojrzał na mostek i zatrzymał przed nim patrząc na wysokość. Miał lęk wysokości.
- Szybciej! - został pchnięty do przodu przez jednego z marynarzy.
- Ja... - zaparł się patrząc w przepaść - To niebezpieczne!
- Panicz, który boi się wody i wysokości. Żałosne - prychnął, po czym podniósł go przerzucając przez ramię. Chłopak miał zaledwie 1.70 cm wzrostu? więc nie trudno było go podnieść.
- Odstaw mnie ty psie! - wierzgał się jednak uspokoił gdy tylko weszli na Belkę. Nie chciał spaść.
- Panie? Co z nim zrobić? - zapytał kapitana, cały czas trzymając chłopaka za ramię.
- Zamknij go w jakiejś kajucie. Ma być pod kluczem. Nie mam teraz na niego czasu. - machnął dłonią.
Chłopak grzecznie podążył za panem. Gdy tylko został sam zaczął płakać bezgłośnie przerażony. Tak bardzo się bał tego co się dzieje. Wstrzymał jedynie płacz w chwili gdy drzwi zostały zakluczone na dwa zamki po czym rozejrzał się.
Co to miało znaczyć?
Pokój był mały, wielkości łupiny. Posiadał tylko jedno okrągłe okno przez które dostawało się światło i drewnianą ledwie stojącą szafkę. Kim on był by zasłużyć na taki standard? Parobkiem? Sługą? Był lordem do cholery!
Ułożył się na niewygodnym łóżku i wypuścił powietrze z płuc. Do czego chce wykorzystać go kapitan? Zabije go? Każe mu pracować? Przecież on nigdy nie pracował fizycznie.... Spojrzał na małe okienko, jednak po chwili stwierdził, że jeszcze chwilę poczeka z tak drastycznymi krokami.
Podsunął kolana pod klatkę piersiową. Musi pokazać, że nie da się złamać. Nie on, mogą robić co chcą i tak im się nie uda.
Zamknął oczy po chwili zmęczony płaczem. Miał ochotę zasnąć. Ale nie był tu bezpieczny więc zachował czujność wpatrując się w drzwi. Po chwili usłyszał kroki. Bardzo powolne, dokładnie tak samo poruszał się ten okrutny, odrażający pirat. Zadrżał i szybko otarł oczy. Nie da pokazać po sobie strachu.
Usiadł idealnie wyprostowany i dumnie wypiął pierś. Będzie silny!
Po chwili klucz przekręcił się w zamku. Raz a potem drugi.
Zamknęli go aż na dwie kłódki. Mieli go za tak groźnego. Pomyślał.
To dodało mu satysfakcji i pewności siebie. Bali się go...
Po chwili drzwi otworzyły się i wszedł przez nie ten mężczyzna. Kapitan, demon, diabeł. Zło wcielone.
Teraz mógł mu się lepiej przyjrzeć. Wcześniej nie uznał tego za potrzebne, jednak teraz... Był wysoki. Czarne, ciemne włosy były mniej więcej jego długości. Przed ramiona. Nie wyglądał aż tak odpychająco jak inni piraci. Dochodziła od niego przyjemna woń jakichś pachnideł.
Że też ktoś taki używał pachnideł!
Jego twarz była ostro i groźnie zarysowana. Zwłaszcza szczeka i kości policzkowe. Nie posiadał brody a jedynie lekki ciemny zarost, który dodawał mu pewnej atrakcyjności. Jego oczy były ciemne, niemal czarne i groźne.
Ubrany był w długi płaszcz i białą koszulę rozpiętą na klatce ukazując jego umięśniony lekko owłosiony tors. Jak na pirata był... Całkiem przystojny. Musiał to przyznać. Nie sprawiało to jednak, że zamierza mu ulec. Może gdyby był jakimś porządnym marynarzem. Kapitanem pod angielską banderą. Ale pirat? Nie było takiej możliwości.
Spojrzał na niego z pogardą, którą próbował zakryć strach.
- Na razie tutaj zostaniesz, przynajmniej dopóki nie rozpoczniesz pracy. - powiedział spokojnie Kapitan, lustrując go wzrokiem.
- Pracy? - uniósł na niego brew - Nie zamierzam pracować, jestem szlachcicem.
- Poprawię Cię, Paniczu - dał nacisk na ostatnie słowo - Byłeś szlachcicem. Do czasu aż nie zdecydowałeś się mi postawić i zlekceważyć. Darowałem Ci życie, liczę na wdzięczność.
- Zawsze będę wysoko urodzony. Tego nie da się odebrać - spojrzał na ścianę trochę... przerażony. Jednak i tak wolał umrzeć z godnością - Ale tak... mogę Ci się przydać do innej pracy. Potrafię czytać mapy, jestem wykształcony - powiedział niechętnie, głosem pełnym wyższości.
Starszy prychnął znacząco.
- Nie jest potrzebna mi Twoja wiedza. Tacy jak ty, nadają się do mycia pokładu. Jesteś mody, i masz siłę... A przynajmniej taką mam nadzieję - wymruczał, po czym rzucił mu dwie szmaty.
Czy to tym miał umyć podłogę?
- Przebierz się, bo jeszcze sobie poplamisz wdzianko - wymruczał.
- Nie zamierzam tego robić. To uwłaczające - warknął podnosząc się oburzony. Jak on śmiał?!
- Jeśli chcesz jeść, musisz zasłurzyć. Rozbieraj się i przebierz. Miej szacunek do ubrań.
- Zamierzasz mnie zagłodzić jeśli odmówię pracy? - spytał, biorąc ubranie do rąk. To była bardziej szmata. W miarę czysta ale i tak... nie za bardzo - To chyba jakieś kpiny.
Ten założył ręce na piersi - Pomogę Ci jeśli jesteś na tyle niesamodzielny, że nie potrafisz się nawet rozebrać.
Cofnął się pod ścianę, nie chciał by ktoś taki go dotykał.
- Dobrze. Wyjdź! Nie zamierzam pozwolić Ci patrzeć na moje ciało - sięgnął do guzików swojej koszuli.
- Nie proszę o pozwolenie - oparł się o framugę - Ruszaj.
Panicz zaciął się, a jego dłonie zadrżały. Jednak po chwili uniósł dumnie głowę. zdjął z siebie koszulę i niebieski, szyty złotą nicią kaftan. Był szczupły, a na jego brzuchu odznaczały się lekko zauważalne mięśnie. Zarzucił na siebie górę lnianego stroju i dopiero wtedy zaczął rozpinać spodnie.
Ten zagwizdał.
- Ile masz lat? - zapytał, przypatrując się jego ciału.
- Dziewiętnaście i nie jestem kurtyzaną, żeby na mnie gwizdać. - zasłonił się instynktownie. Bardzo niechętnie zsunął je z siebie, ani myślał jednak o zdjęciu bielizny.
- Kurtyzany pracowały ciałem za pieniądze. Tobie nie dam ani gorsza jeśli już Cię zapragnę - powiedział ze spokojem, przyglądając się od niechcenia swoim paznokciom.
Pożądanie do własnej płci jest obrzydliwe - stwierdził, choć... sam tak nie uważał.
Zacisnął dłoń na małym naszyjniku, który miał na szyi gdy był już przebrany.
Była to mała srebrna łapa. A raczej jej odcisk. Była symbolem jego rodziny gdyż ich przodkowie oswajali wilki i dzikie psy. Przypominał mu o rodzinie...
- To co uważasz za obrzydliwe, na statku piratów jest normą i lepiej, żebyś to pojął. Im szybciej tym lepiej.
- Nie pozwolę się tknąć. Każdemu kto spróbuje odetnę rękę nawet jeśli miałaby to być ostatnia rzecz jaką zrobię.
- wyprostował się i odłożył na koję swoje wcześniejsze ubrania.
Ten uśmiechnął się i skinął głową - Wyjaśnię ci zasady jakie tutaj panują - powiedział - Nie myśl, że przez to kim byłeś zamierzam traktować Cię ulgowo.
- Nie proszę o to - zarzucił włosami i poprawił je.
Nie był zwierzęciem albo kobietą żeby go tak traktować.
- Jakie panowały reguły na twoim statku? - zapytał.
- Szanować kapitana i wykonywać jego rozkazy - powiedział powoli - I to właściwe tyle. Chodź to raczej kapitan miał być posłuszny nam.
- Więc wiesz jak masz czynić. Jakie były konsekwencje za niesubordynację?
- Nie było. Tego wymagało dobre wychowanie, dlatego nie łamalismy tej zasady. Jednak nie myśl, że zamierzam szanować pirata - spojrzał na niego z pogardą. - Daleko Ci do naszego... - zaczął
- Masz szanować mnie - wycedził podchodząc do niego, powoli sięgając pod płaszcz i odchylając go nieco, po czym wyjął z za paska niewidoczny przedtem czarny, dosyć krótki bat z rękojeścią. - Poczułeś go kiedyś na skórze? - zapytał.
- N-nie - zląkł się i wtulił w ścianę. Widział jak ludzie tym dostawali. Nie chciał i to bardzo.
- Więc zachowuj się, zgodnie z naszym kodeksem. Mam prawo wymierzyć Ci tylko 39 uderzeń. Podobno więcej nie jest już zgodne z prawem. Jednakże... Obecnie jesteś w niewoli. I bez najmniejszego powodu mogę wlepić ci nawet 200 razów jeśli taka najdzie mnie ochota - powiedział, po czum schował bat z powrotem. - Doceń moją litość.
Chłopak tego nie skomentował, jedynie wbił wzrok w podłogę - Jakieś inne polecenia? - powiedział nadal dumnie.
- Świece gasimy po 8.00 obowiązkowo. Nieprzestrzeganie tego również karane jest chłostą.
Henry skinął głową, rozumiejąc tą zasadę.
I tak nie zamierzał siedzieć przy świecy. Co miałby niby robić? Nie miał tu nic do pisania ani czytania.
- Jedzenia są o konkretnych porach. Jeśli na nie nie zasłużysz nie dostaniesz. Nie ma wyjątków. Resztę wytłumaczy ci Bosman.
- Mhm - Z westchnieniem sięgnął po szmatki. Miał inny wybór? Jego status wyraźnie nie obchodził tego mężczyzny, a on nie chciał dostać batem. Nie zniósł by tego bólu.
- Niewłaściwe tytułowanie Kapitana również podlega pod brak szacunku.
- Więc jak mam mówić? - uniósł na niego brew.
Mógł znieść pracę. Nawet tę fizyczną. Po chwili zastanowienia stwierdził, że w ten sposób poniekąd uczciwie zarabia na chleb. Gdyby nie pracował, byłby... Niczym piesek, zabawka kapitana. Ale okazywanie szacunku piratom? Tego nie zniesie...
- Uważasz się za wykształconego. Nie nauczono Cię jak zwracać się do innych?
- Do takich ludzi jak ty zawsze mówiliśmy per psie - powiedział wolno.
- Jakoś jak zawitałem na Twój statek nikt prócz Ciebie nie kwapił się by tak mnie określić - wzruszył ramionami - Może właśnie dlatego to właśnie ty tutaj jesteś?
- Cieszy Cię fakt, że tak was nazywam? - spytał bawiąc się materiałem w dłoniach.
- Cóż, takie określenie z twoich ust jest niezwykle zabawne. Możesz zawdzięczać mu swoją obecność tutaj.
- Zastanawiam się czy cieszyć się czy płakać z tego powodu - powiedział oschle patrząc kapitanowi w oczy. Nie spuści wzroku jak te kundle.
Ten przypatrywał się jego oczom. Nie były w zupełności błękitne, ale nie miały również koloru zieleni. Wyglądały jak ocean. Morze, które tak kochał.
- Ciesz się, że żyjesz, to wystarczające - powiedział, po czym ruszył w stronę drzwi.
Chłopak ruszył za nim spokojnym krokiem. Szedł wyprostowany z uniesioną brodą. Nie da się upokorzyć tym ubraniem i pracą.
- Ty zostajesz - zatrzymał się w drzwiach - Powiedziałem, nie mam czasu dziś Cię pilnować.
- Jak chcesz, ale jestem głodny - zatrzymał się w pomieszczeniu odkładając ścierki.
- Potem dostaniesz jedzenie, nie licz jednak na różaną herbatkę i ciasto - skinął głową, po czym wyszedł zamykając mu drzwi przed nosem.
Panicz wzruszył jedynie ramionami. Więc po co do cholery miał się przebierać w te łachmany?
Westchnął głęboko i opadł na koję, przymykając oczy. Kurczowo ściskał swój naszyjnik modląc się by jego rodzina dotarła do portu bez żadnych komplikacji.
Napewno jego ojciec gdy tylko dowie się, że został uprowadzony zacznie poszukiwania. Cały kraj będzie go szukał, a potem gdy już go odnajdą będzie z radością przypatrywał się jak ten barbarzyński pirat zawiśnie na szubienicy.
Ta myśl dodała mu otuchy
Zasnął z uśmiechem na ustach. Był bardzo zmęczony i nawet niewygodna koja tak mu nie przeszkadzała.
___________________________
Witajcieeee!
Mamy kolejny rozdział, bardzo wam dziękujemy, za tak miłe przyjęcie tego opowiadania. To dla nas naprawdę wiele.
Jakie macie opinie na temat naszych bohaterów? ❤️🏴☠️
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top