| Rozdział 17 |

- Obudziłeś się... - usłyszał głos.

Henry zamrugał, z początku nie wiedząc, co się dzieje.  Niepewnie spojrzał na mężczyznę, do którego się przytulał - T-tak, już tak. -potarł głowę, tym samym odklejając się od ramienia mężczyzny. - Co się stało? - zmarszczył brwi, widząc, że wciąż jest niesiony.

- To chyba ja powinienem zapytać — powiedział już nieco mniej życzliwie.

- Chciałem wrócić do domu — wyszeptał Henry, przypominając sobie, co się działo.

Spiął się, zdając sobie sprawę, co to znaczy.

Złapali go... Niemal wykorzystali, nie udało mu się uciec... Został schwytany...

Czy teraz dostanie batem?

- Właśnie dlatego zabroniłem ci opuszczać pokładu. Wiesz, do czego mogło dojść gdybym nie przybył w porę? - wycedził kapitan.

- Sądziłem, że tylko mnie straszysz, żebym nie uciekł — wymamrotał zawstydzony i po chwili ciszy dodał — Dziękuję za ratunek.

- Przekonałeś się, że nie, i nie mnie dziękuj. To Elian w odpowiednim czasie mnie odnalazł i poinformował. Gdyby nie on prawdopodobnie już byś nie żył.

- Tak... - westchnął zrezygnowany — Tak,  podziękuję mu — Odpowiedział słabo, patrząc na ziemię gdy został postawiony na deskach przez kapitana. Poczuł charakterystyczny ból stóp, który ustąpił jednak po chwili — Gdzie jestem?

- Teraz jesteś w mojej kajucie, i to jedyne pomieszczenie, które zwiedzisz przez najbliższy czas — powiedział — Zaraz przyjdzie tu Elian, nie myśl, że nie masz kłopotów — wymruczał jeszcze.

- Wiem, ale... Nie sprzedawaj mnie, proszę! - jego głos zabrzmiał niemal błagalnie co zarówno zdziwiło jak i przeraziło jego samego.

Ten przekrzywił głowę — Myślisz, że to nie byłaby odpowiednia kara?

- Proszę... - uniósł na niego szczenięcy wzrok - M-mogę nawet być twój. Tylko nie oddawaj mnie im — otarł oczy z nowych łez.

Poczuł się... Taki słaby i bezradny.

- Nawet mój...? - powtórzył lekko rozbawiony.

- Cóż... Mogę ci służyć w łożu — wyszeptał roztrzęsiony — Nie będę krzyczał i protestował. - wyszeptał, łamiącym się głosem.

Ten spojrzał mu w oczy.

- Nie jestem potworem, by zrobić cokolwiek wbrew twojej woli w kwestii seksualności. Ale owszem... Będziesz służył mi w łożu, jednak sam będziesz mnie o to błagał za jakiś czas.

- Dlaczego... miałbym? - spojrzał na niego, marszcząc brwi.

Ciemnowłosy uśmiechnął się i pogładził dłonią jego policzek — Taki niewinny... - odetchnął i wyprostował się — To nie zmienia jednak faktu, iż naraziłeś się na niebezpieczeństwo. Pokrzyżowałeś plany i doprowadziłeś do poważnego zranienia jednego z moich ludzi przez swoją głupotę! - uniósł głos.

- Przepraszam, chciałem tylko wrócić do domu — powiedział, lekko skulony, na jego nagłą zmianę tonu. - Nie chciałem nikogo zranić, ani narazić.

- Nie bez przyczyny zakazałem ci opuszczać tego pokładu.

- Teraz już to wiem -skinął głową — Jednak... Czy nie uczyniłbyś tak samo na moim miejscu?

- Czekałbym na odpowiedni moment i na pewno nie ryzykowałbym życiem innych — odparł prosto.

- Nie miałem zamiaru ryzykować życia innych — powiedział szczerze.

Od kiedy zrobiło mu się szkoda piratów?

- Powinieneś to przemyśleć, czy... - odetchnął głębiej i po kilku sekundach ciszy, rzekł — Zrobili ci krzywdę?

- Nie, tylko... - dotknął brzucha, na którym już formował się siniak — Trochę mnie poobijali.  Na szczęście nie zdążyli zrobić... Nic więcej.

Dzięki tobie - dodał w myślach, jednak nie zamierzał mówić tego na złość. Nie chciał cokolwiek być winien temu człowiekowi.

- Dobrze — pogładził jego policzek, a następnie podwinął jego koszulę, patrząc na zasinienie — Każę ci to opatrzeć.

Henry niekontrolowanie przytulił się policzkiem do dłoni odzianej w zimne sygnety. Był zmęczony i potrzebował wsparcia. Mężczyzna w tamtym momencie kojarzył mu się ze względnym bezpieczeństwem.

Ten uniósł lekko kąciki ust — Dziś pozwolę ci odpocząć, jednak jutro zostaniesz ukarany za dzisiejszy czyn — zaznaczył.

- Jak... Chcesz mnie ukarać? - spytał, próbując brzmieć obojętnie, jednak jego serce zabiło szybciej.

- A jaka powinna być...? - uniósł brew.

Henry wzruszył ramionami. Jego ojciec zapewne by go za to zganił, mówiąc, że takie zachowanie nie przystoi młodemu paniczowi, jednak teraz nie było tu ojca. Młodego panicza z resztą, też już nie było. Odszedł wraz z pojmaniem na ten statek.

Kapitan tymczasem przeniósł wzrok na swój bat wciąż trzymany za paskiem, po czym znów spojrzał na młodszego.

Henry skulił się znów, czując dreszcz strachu na plecach i powstrzymał szloch. Bat. Bał się bata. Ale czy miał jakikolwiek wybór? Wszelka dyskusja wydawała mu się bezcelowa.

Ten przeczesał jego włosy — Potrzebujesz odpoczynku, prześpisz się w swojej koi, ja mam masę pracy, którą wczoraj powinienem był wykonać.

Chłopak spuścił wzrok i podążył za kapitanem, wlepiając wzrok w podłogę. Pokonali go...

- Kładź się, chyba nie muszę ci mówić, żebyś nie próbował nic kombinować — uniósł brew.

- Nie będę... - obiecał, opadając na łóżko i zamykając oczy. Spróbował znów zasnąć.

Przełknął ślinę, odwracając się w stronę ściany. Nagle zaczął się bać...

Przecież on nie zniesie uderzeń batem. Nie wytrzyma tego!

Łzy stanęły mu w oczach. W końcu zaczął łkać cicho, nie mogąc zmusić się do snu. Przytulił do siebie lalkę siostry i wdychając jej zapach, starał się uspokoić.  Połykał swoje łzy, trzęsąc się. Teraz naprawdę zaczął żałować swojej ucieczki, która i tak skończyła się niepowodzeniem. Nie wiedział już, co jest dobre a co złe, i jak powinien postąpić. Nigdy nie podejmował poważniejszych decyzji. Jego życie ustalone było przez jego rodzicieli już przed jego piątymi urodzinami. Zaręczyny również. Następnie ślub z kobietą, wybraną przez jego ojca już dawno temu, umawiając to z jej rodziną i przejęcie firmy w późniejszych latach. A teraz...?

Myślał intensywnie, aż nie usłyszał cichego skrzypnięcia drzwi — Śpisz? -odezwał się szeptem Elian.

Od razu usiłował powstrzymać szloch, jednak z jego ust i tak wyszło ciche łkanie.

- H-Henry? - chłopak usiadł na brzegu jego łóżka i dotknął jego włosów.

Panicz skulił się jeszcze mocniej.

- Wyjdź, proszę. Nie chcę, żebyś na to patrzył — powiedział słabym głosem.

Musiał wyglądać żałośnie.

- Nie wyjdę — położył się obok i objął go ramionami — Przy mnie możesz płakać — powiedział spokojnie — Słyszałem, co się stało...

- Byłem głupi, myśląc, że mi się uda — wtulił się w niego, chowając w ciepłych ramionach.

- Popełniłeś błąd, ale... Już jest dobrze, Kapitan Cię ocalił, nic ci nie grozi.

- On mnie zabije tym batem. Ja nie dam rady — wyskomlał przerażony.

Wszystkie emocje skrywane od dawna puściły.

- O czym mówisz? - przekrzywił głowę czarnowłosy, cały czas gładząc go uspokajająco.

- Jutro ma mnie ukarać — wyjaśnił, pociągając nosem.

- Powiedział, że zrobi to... Batem? - zapytał cicho.

- N-nie, ale tak zrozumiałem jego znaki — wymamrotał cicho.

Ten odetchnął głęboko — Kapitan dziś bardzo się martwił, jak mu powiedziałem... - wymamrotał niemal szeptem.

- Zabawka mu uciekła nic dziwnego. Jest na mnie zły — Henry wtulił się w niego jeszcze mocniej, jakby chcąc wniknąć w jego drobne ciało.

- Nie, bał się o Ciebie, o to, że stanie ci się krzywda, widziałem to w jego oczach.

- Jeśli tak mówisz — odrzekł, nie do końca wierząc chłopakowi — Zostaniesz ze mną? Nie chcę spać dziś sam...

- Czego się boisz? - zapytał i okrył ich razem kocem — I tak, zostanę.

- Sam nie wiem. Po prostu to dziś było straszne i nadal... mnie trzyma — oparł się o Eliana i zamknął oczy — Dziękuję Ci. 

- Nie masz za co, i nie bój się, poproszę Kapitana, by nie był wobec Ciebie surowy.

- Wątpię, by w ogóle uwzględnił twoje zdanie... - odetchnął drżąco.

- Moje może nie, ale mojego Pana... - uśmiechnął się.

- Dlaczego twój Pan miałby mi pomóc? Byłem... dla ciebie niemiły.

- Nie... Byłeś zagubiony, nie byłeś niemiły — pocieszył go.

- Dziękuję — odetchnął głęboko

- Prześpijmy się — powiedział miękko Elian.

- Zaczekaj — Henry wyjął z kieszeni pozytywkę i położył ją na półeczce. Po nakręceniu kajutę wypełniła łagodna piosenka.

- Och, jest Śliczna — oczy chłopaka zaiskrzyły, gdy usłyszał ten dźwięk.

- To był prezent od mojej matki — wyjaśnił, wsłuchując się w melodię -Podoba ci się?

- Jest przepiękna — wtulił się w niego mocniej — Taka usypiająca.

- Idźmy spać — zdecydował blondyn,  ocierając ostatni raz oczy i wracając do snu. Obecność chłopaka go uspokoiła.

____________________________

Macie wieczorny rozdziałek.
Mam nadzieję, że ten dzień minął wam dobrze i czujecie się w porządku ❤️

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top