| Rozdział 13 |

Panicz podszedł do Eliana siedzącego przy stole.

- Henry! - chłopak od razu wstał na jego widok i podszedł bliżej, łapiąc jego policzki w dłonie.

- Tak? - spytał go trochę zdziwiony nagłą reakcją i przekrzywił głowę.

- Wszystko... Dobrze? - dokładnie przyjrzał się jego ciału i temu jak stoi.

- Tak, Niech zgadnę... Widziałeś, jak kapitan ciągnie mnie po pokładzie z batem w ręku prawda?

Ten pokiwał głową.

- Nie tylko ja — Dodał zmartwiony — Co się stało?

- To... długa historia tak sądzę — odetchnął cicho — Ale jest w porządku. Dostałem karę. Jednak mam się dobrze, nie musisz się martwić. - wyprostował się dumnie, choć w istocie, siedzenie przyprawiało mu teraz dużą zgryzotę, nie mówiąc o ubraniu, które zdawało się dużo bardziej niż zwykle ocierać o jego skórę.

- Dlaczego? Czym sobie zaszkodziłeś...? - zapytał smutno ciemnowłosy, gładząc go po ramieniu — Boli Cię?

- Ukrad... Pożyczyłem pachnidła kapitana. Znaczy... próbowałem schować. Opowiem ci o tym kiedy indziej, dobrze? Jestem wykończony...

- Zabrałeś... Perfumy? - powtórzył za nim z niedowierzaniem.

- Um... tak. Zdenerwował się na mnie za to...

- Nic w tym dziwnego, ale... - rozejrzał się, ściszając głos — Dlaczego tak postąpił? To nie w jego zwyczaju.

- Denerwowanie się czy nie bicie ludzi batem?

- A uderzył Cię batem...? - powtórzył

-Nie, nie uderzył, aczkolwiek był temu bliski. Ostatecznie dostałem tylko pasem.

- To... Dziwne — rzekł w zamyśleniu niewolnik.

- Może nie chciał zostawić na mnie stałych śladów — westchnął — Albo był miły. Sam nie wiem. Nie znam go zbyt długo.

- Nigdy wcześniej się nie wahał. W końcu kradzież to poważna rzecz...

- Jestem jego własnością czyż nie? - wzruszył ramionami — Nie psuje się swoich rzeczy. Zwłaszcza tych nowych... - spuścił wzrok.

- Nie mów tak o sobie. Nie jesteś rzeczą — odparł.

- A czym? - uniósł na niego brew.

- Kimś, kto... - Elian zamyślił się, w poszukiwaniu właściwego słowa -Zainteresował go, jesteś jego słabością — uśmiechnął się.

- Ja? - przekręcił głowę, nie do końca rozumiejąc.

- Gdyby było inaczej, z pewnością nie zawahałby się uderzyć Cię batem albo zlecić to bosmanowi.

- Czyli jestem jego zwierzątkiem. Nie jest to... największe pocieszenie — odetchnął, zajmując się jedzeniem — Ale cieszę się, że tego nie zrobił.

- Nie określiłbym tego tak, ale poniekąd — skinął głową — Jadłeś już?

- Nie — pokręcił głową — Nie było okazji.

- To proszę — podsunął mu swoją miskę z zupą.

- A... Ty nie jesz? - spytał, trochę nie rozumiejąc.

- Już się najadłem — pogładził go po włosach.

- Dziękuję — skinął głową i zaczął jeść. Był już spokojniejszy. Było dobrze...

- Tak właściwie... Dlaczego mówią na niego Bezwzględny? - zapytał, przekrzywiając głowę.

Czuł, że chłopak może odpowiedzieć mu na pytania, na które odpowiedzi nie udzieli mu nikt inny.

- Cóż... Jest wiele powodów. Najczęściej powtarzają to ludzie, którzy nawet nie widzieli go na oczy. Moim zdaniem Kapitan nie jest zły — wzruszył ramionami Elian.

- Ciężko mi to powiedzieć, ale nie wydaje się aż taki zły jak na pirata. - poparł go Henry, a widząc wzrok ciemnowłosego, od razu dodał — Chodź i tak go nienawidzę — Tak z ciekawości... wiesz coś o jego przeszłości?

- Kapitan nie przepada za rozmawianiem o tym — przyznał — Ale... - rozejrzał się, szukając wzrokiem swojego Pana lub kogokolwiek, kto mógłby chcieć przysłuchiwać się ich słowom — Kiedyś przysłuchałem się ich rozmowie. Mojego Pana i Sir Edwarda.

- Sir Edwarda? - Henry przekrzywił głowę.

Elian złapał się za usta, a jego oczy rozszerzyły się znacznie. — Ciiii, nikt nie może wiedzieć! Tylko nieliczni znają jego prawdzie imię

- Ładne imię — skinął mu głową. - Dziękuję, że mi powiedziałeś. A... o czym oni wtedy rozmawiali?

- Jakieś kwestie o statku, zaciąganiu załogi na Tortudze — wzruszył ramionami — Mój Pan się mną wtedy pochwalił — Dodał z dumą.

- Pochwali? To znaczy? - zapytał, patrząc na niego z niekrytą ciekawością.

- To było po tym jak mnie uratował z rąk handlarzy. Mówił, że jestem śliczny i pracowity — zarumienił się.

- Z pewnością miał rację — skinął mu głową -On cię... No wiesz... wkłada męskość w twój...?

Chłopak znów się zarumienił i podrapał po głowie - T-tak... - uniósł na niego wzrok.

Czy teraz Henry będzie go oceniał?

- To jest dla ciebie przyjemne? - dopytał cicho.

- Bardzo — pokiwał głową — Mój Pan jest bardzo delikatny i czuły. Nigdy nie zrobił mi krzywdy

- Ale... jest przyjemne, bo twojemu Panu jest dobrze, czy ty też masz z tego jakąś radość?

- Pan zazwyczaj... Skupia się na mojej przyjemności. Jeśli chce swojej, to sam się staram, ale inaczej — przyznał

- Czyli jest ci dobrze? To nie... boli? - przypominał sobie swoje odczucia.

- Nie powinno boleć. To znaczy... Pierwszy raz zazwyczaj boli, ale jeśli robisz to z osobą, którą kochasz i jej ufasz, nie skupiasz się na bólu — przyznał.

- Mnie tylko bolało... - przyznał smutny — I krwawiłem jak kobieta...

- Och... - Elian położył dłoń na jego ramieniu — Krwawienie jest częste a... Może to przez zbyt małą ilość olejku albo złe rozciągnięcie? - zapytał cicho.

- Raczej przez brak tych rzeczy — mruknął.

Dlaczego miał ochotę zwierzać się temu chłopakowi?

- Och... Henry — westchnął cicho — Czy ty... Tego chciałeś? - przekrzywił głowę, patrząc na niego ciemnymi oczami.

Chłopak pokręcił głową i skulił się bardzo mocno — Nie. On to zrobił... Bez mojej zgody.

- Och — przysunął się do niego i przytulił. Zaczął go gładzic — To okrutne...

- Przytulanie jest niewłaściwe. Nie wypada mężczyznom — spojrzał na piratów, oczekując śmiechu lub kpin z ich strony.

- Wcale nie — pokręcił głową — Myślisz, że oni się nigdy nie przytulają? - spojrzał przelotnie na kompanów.

- Nie wyglądają na takich. Nie wyglądają, jakby w ogóle mieli jakieś emocje, zwłaszcza pozytywne.

- Jak poznasz ich lepiej, to się przekonasz, a teraz chodź — złapał go za rękę.

- Gdzie idziemy? - przekrzywił głowę, podążając za nim.

- Gdzieś cię zaprowadzę — pociągnął go za rękę.

- No dobrze — Henry uśmiechnął się, idąc za nim — Nie musisz mnie tak ciągnąć. Idę -zaśmiał się.

- Wybacz — zarumienił się lekko i puścił go, po czym przemknął się pomiędzy innymi piratami

Henry śledził go z ciekawością. Co chłopak chciał mu pokazać?

- Chodź za mną — mówił wesoło ciemnowłosy, schodząc po małych, dość stromych schodkach w dół do ciemnego pomieszczenia różnego rodzaju beczkami i żywnością

- Wolno nam tu być? - przekrzywił głowę.

- Nikt nam nie zabronił — wzruszył ramionami, po czym podszedł do miejsca, w którym wisiało mnóstwo sieci rybackich.

- Po co tu jesteśmy? Trochę śmierdzi — skrzywił się, czując charakterystyczny zapach sieci.

- Poczekaj — pociągnął go za dłoń, a potem za sieci gdzie znajdowała się mała dziura — Zmieścisz się?

- Raczej — mruknął — Mam się tu przecisnąć?

- Tak, chodź za mną — sam szybko przeszedł przez dziurę, patrząc na Henrego, który również po chwili znalazł się obok niego.

Było to niewielkie pomieszczenie odgrodzone jedynie kratką od czegoś na rodzaj okna bez szyby, za którym widać było morze i niebo. Idealnie oświetlone przez słońce pomieszczenie z dużą ilością książek, świec oraz rysunków.

- Co to za miejsce? - spytał Henry, siadając na kocu.

- Moja kryjówka, nawet mój pan o niej nie wie — uśmiechnął się, opierając o ścianę.

- Nigdy bym nie powiedział, że masz tajemnice przed Panem? - przyjrzał się książkom — Są... twoje?

- Tak, wszystkie, które dostałem od Pana gdy nauczył mnie czytać — skinął głową.

- Oh... umiesz czytać? To raczej nie spotykane -podszedł do szafki, wyciągając delikatnie jedną z książek - "Wychowanie niewolnika" takie książki czytasz? - zdziwił się.

Ten zaczerwienił się lekko — Mój Pan ją czytał, kiedyś sam mu ją zabrałem, żeby być lepszym. Wciąż myśli, że ją zgubił — zaśmiał się uroczo.

Henry dołączył do jego radosnego śmiechu - Nie boisz się, że cię wydam?

- A zrobisz to? - przekrzywił głowę.

- Oczywiście, że nie -posłał mu uśmiech, odkładając książkę — To miłe miejsce. Można się wyciszyć.

- Tak, tutaj też rysuje — wskazał na malowidła na ścianach.

- Masz talent — podszedł do rysunków zaciekawiony.

- Dziękuję, ale jak coś, to nie moje, gdyby ktoś pytał — przystawił palec do ust.

- Oczywiście — też przyłożył sobie palec i zachichotał — Opowiesz mi coś o twoim... — przełknął ślinę — Panu? Wydaje się miły...

- To... Dobrze, że to dostrzegłeś, zazwyczaj tego nie okazuje. Nie wszystkim, a raczej, niemal nikomu — zachichotał.

- Dla mnie był całkiem przyjazny — powiedział, rozsiadając się wygodniej.

- To znaczy...? Opowiesz mi więcej? - usiadł obok niego podekscytowany.

- Byłeś przy tym. Ochronił mnie przed batem.

- No tak, choć... Ten człowiek i tak zapewne nie uderzyłby Cię więcej razy. Wie, do kogo należysz.

Henry spuścił wzrok na swoje dłonie. Zapadła cisza.

- Jak się do tego przyzwyczaić? Do należenia do kogoś? - zapytał w końcu.

- Cóż, to chyba zależy. Tak jak przyzwyczajenie do nowego otoczenia. Na początku jest stresująco, boisz się zawieść, zrobić coś niewłaściwie... Ja tak się czułem, ale ty jesteś w innej sytuacji.

- Trochę. Nie chcę tu być. Nie chcę być dla niego dobry — westchnął głęboko. - Chcę do domu... Wolałbym uciec, ale nie mam kogo poprosić o pomoc.

- Jesteśmy na środku oceanu, Henry. Tutaj... Nie ma gdzie uciec — westchnął cicho.

- Właśnie. Ale niedługo dobijemy na ląd prawda? - zapytał, patrząc na niego intensywnie.

- Tak... Aczkolwiek nie wiem, czy akurat Tortuga, to dobre miejsce na ucieczkę.

- Dlaczego? - zapytał cicho.

Miał nadzieję, że chłopak go nie zdradzi...

- Ponieważ to jest wyspa, na której lepiej się nie oddalać. Nie jest zbyt... Bezpieczna.

- Napewno znalazłby się tam ktoś, kto by mi pomógł...?

- Zawsze możesz próbować, ale... Sam z resztą zobaczysz — przeczesał jego włosy.

- Pewnie nie dobijemy do żadnej innej wyspy, co? -westchnął głęboko, tym razem pozwalając się głaskać. To było całkiem miłe...

- Obecny kurs to właśnie tam, Kapitan chce powymieniać towary i zdobyć żywność. Co do innych lądów nie mam pojęcia.

- Czyli muszę uciec tam. Nie zniosę paru miesięcy spania z nim w jednym łożu -zarumienił się — Boję się, że będzie kiedyś próbował zrobić coś więcej...

- A na razie jeszcze nie próbował? - przekrzywił głowę.

- Tylko mnie pocałował i patrzy na mnie, jak się przebieram.

- Więc możesz się cieszyć. Teoretycznie należysz do niego i gdyby chciał, już dawno by Cię wykorzystał. Właśnie dlatego powinieneś go szanować.

Szanować pirata, też coś! I to jeszcze takiego?!

Henry nie odezwał się, tylko wpatrując w podłogę.

A może jednak powinien go szanować? Poniekąd już to robił. Kapitan nie był... zły dla niego. Nie uczynił mu żadnej poważnej krzywdy. I nawet darował mu chłostę.

Nie! On tego właśnie chciał. Chciał, by był mu wdzięczny. Ani myślał, by to robić. Ani myślał!

Gdy tylko dobiją do portu, nawet jeśli miałaby to być bezludna wyspa, ucieknie! Jak najdalej od statku i... Od niego.

Już niedługo...

__________________________

Czyżby nasz Henry coś planował...?

Macie rozdział, na zakończenie tygodnia, strasznie szybko minął ten weekend. Wam też?

Miłego dnia! 💜💗

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top