| Rozdział 23 |

Henry pisnął wystraszony, gdy jego plecy zetknęły się z łożem — Nie jestem workiem ziemniaków! - krzyknął, a potem uśmiechnął się — Chociaż, to było zaskakująco przyjemne -wyznał — Jakbym leciał przez chwilę...

- Sprawię, że będziesz latał kiedy zechcesz — odpowiedział kapitan, samemu ściągnąć swój płaszcz i koszulę.

Panicz przyglądał się temu cały rumiany, nieświadomie wodząc dłonią po swoim kroczu — Będziesz mną tak rzucał? I masz noże jeszcze trochę rumu?

- Rumu już Ci wystarczy — rozebrał się i zawisł nad nim, całując chłopaka w nos. Nie zamierzał teraz uprawiać z nim seksu. Wolał, by jego niewolnik był świadomy, niż aby czuł się wykorzystany gdy wytrzeźwieje.

Co jak co. Piratem jestem, ale uczciwym!

Uniósł kąciki ust na samą myśli. Z resztą, większą satysfakcją byłoby gdyby Henry błagał o uwagę zupełnie świadomie...

- Ale ja chcę! — jęknął, znów zakładając na niego ręce. Spojrzał w oczy kapitana, wyglądając na kompletnie odurzonego słodkim trunkiem.

- Ale ja nie — mruknął tonem nieznoszącym sprzeciwu, po czym położył się obok i objął w pasie — Idziemy wypocząć.

- C-co? - Henry spojrzał na niego z zaskoczeniem — Ale... Nie będziemy nic robić?

- Będziemy spać — odparł, przykrywając nagiego chłopaka narzutą.

- Edwardzie... — przygryzł wargę, ocierając się ciałem o mężczyznę obok.

- Zapomniałeś, jak mnie masz nazywać? - zapytał, jednak w jego głosie nie było gniewu.

Bardziej rozbawienie i podniecenie...

Henry nie odpowiedział, ocierając się o niego ponownie. Średnio go obchodziło, co tak właściwie robi. Kiedy ruszał biodrami, było mu dobrze.

- Połóż się — wziął jego ciało i położył głowę na swojej nagiej, umięśnionej klatce piersiowej. Drugą dłoń ulokował na jego głowie i zaczął przeczesywać palcami włosy.

Chłopak poddał się zabiegowi, wtulając w niego, jednak nadal nie zaprzestał. Jego dłoń powędrowała w stronę lędźwi kapitana.

- Henry? - mężczyzna uniósł jedno oko — Bądź grzeczny — polecił.

- Jestem — wymruczał ten w odpowiedzi, jednak jego palce dalej zsuwały się w dół.

- Tak...? Skąd ta pewność? - zapytał, specjalnie pozwalając mu kontynuować czynność.

- Ja zawsze jestem grzeczny — jęknął, dotykając swojego pobudzonego członka.

- Mam nieco inne zdanie... - powiedział cicho.

W końcu mężczyzna złapał go za dłoń i przycisnął do materaca. Henry zamruczał i się uśmiechnął — Teraz możemy iść spać.

- Mam twoją zgodę, tak? - zapytał rozbawiony, gładząc jego policzek.

- Tak — mruknął, wtulając się w jego ciało i zamykając oczy.

- Czyli nici z zabawy — odetchnął, samemu przymykając oczy. Opłaciło się...

Czuł, że teraz będzie już łatwiej

***

Henry otworzył leniwie oczy. Czuł się dziwnie... Leżał bezwładnie, patrząc w sufit. Coś było nie tak...

Przysunął się lekko, widząc obok siebie leżącego Kapitana, opartego na jednej dłoni i wpatrującego się wprost w niego.

- Boli mnie głowa — poskarżył się, próbując sobie przypomnieć, co działo się wcześniej.

- Tak, to do przewidzenia — uniósł kącik ust.

- Nigdy więcej nie tykam rumu — obiecał, po czym jego oczy rozszerzyły się w przerażeniu -Cholera... Co ja z tobą robiłem?!

- Nie pamiętasz? - uśmiechnął się — Jaka szkoda...

- Pamiętam, właśnie pamiętam — podniósł się i zasłonił oczy — Byłem Pijany! To nic nie znaczy!

- Tak...? - momentalnie się do niego przysunął i połączył usta w pocałunku. Chłopak mimo zaskoczenia, nie odepchnął go. Mruknął tylko, rozpływając się pod wpływem dotyku i pieszczoty. Przymknął powieki niezdolny do odsunięcia się od źródła ciepła.

Po chwili Kapitan odsunął się — Teraz nie byłeś pijany, to też nic nie znaczyło?

- T-to - zacisnął usta, patrząc w podłogę.

Cała jego twarz nabrała czerwonego odcieniu.

- To? - uniósł jego podróbek, zaciekawiony.

- Przestań mnie upokarzać! - warknął, próbując się odsunąć. Było mu wstyd.

- A upokarzam? - zmarszczył brwi.

- Dobrze wiesz, że mi się to podobało, a nie powinno — mruknął — Jestem żałosny...

Ten klepnął go dość mocno w odkryte nagie pośladki — Nie mów tak, to nie prawda.

- Możesz mnie już zostawić? - spytał, odchodząc od niego i szukając swoich ubrań.

Ten złapał go za nadgarstek — Zostań... Nie masz powodu się unosić.

Henry spuścił wzrok, wyglądając, jakby zaraz miał się rozpłakać. Było mu tak przykro...

- O co chodzi, mały? - zapytał miękko.

- Mogę iść do swojej koi? - spytał, miętoląc w palcach swoją koszulę.

- Nie, zostaniesz tu i powiesz, co Cię trapi.

- Kpisz sobie ze mnie i mnie poniżasz! - wybuchnął — Czy teraz już mogę?

- Kpię? - powtórzył z lekkim zdziwieniem i westchnął — Och Henry...

Wywołany chłopak przestąpił z nogi na nogę niepewny. Czuł się okropnie.

- Nie czuj się w ten sposób, nie ma w tym nic złego — odparł.

- Jestem chory — westchnął, siadając na łóżku.

- Dlaczego tak sądzisz? - zapytał, siadając na łóżku i przyglądając się chłopakowi.

- Nie powinno mi się podobać całowanie innego mężczyzny — westchnął z goryczą w głosie.

- Dlaczegóż to? - zapytał, cały czas mu się przyglądając.

- Ponieważ to brudne. Powinienem chcieć mieć żonę...

- Liczy się nie to, co powinieneś chcieć tylko to, czego chcesz — położył dłonie na jego ramionach, zjeżdżając nimi w stronę klatki piersiowej.

- Proszę, przestań — powiedział cicho, drżąc pod wpływem dotyku. Poruszył się niespokojnie.

- Nie chcesz, żebym przestał — powiedział powoli.

- Ja... proszę — odsunął się, zakrywając.

To było zbyt przyjemne...

- O więcej...? Nie musisz prosić — odparł, całując jego szyję.

- Dobrze wiesz, że nie o to mi chodzi — mruknął.

- Nie...? A o cóż takiego? - zapytał, nie przerywając.

- Żebyś przestał. Ja nie chcę czuć się dobrze z powodu dotyku mężczyzny.

- Ale ty już to czujesz — uśmiechnął się.

- Może przestanę jeśli nie będziesz mnie... Roznamiętniać — wyszeptał.

- A robię to? - uśmiechnął się szerzej, ukazując jeden ze swoich złotych zębów pomiędzy naturalnym uzębieniem, które jak na pirata, było dziwnie zadbane.

- Owszem — skulił się nieco.

- Cóż... Mogę więc być z siebie dumnym — odparł z uśmiechem.

Henry nie odpowiedział mu już. Był smutny i zażenowany. A także wściekły na siebie.

- Chłopcze, spójrz na mnie — powiedział powoli mężczyzna.

Ten nie zareagował, chowając twarz w dłoniach. To wszystko było straszne i nieprzyjemne. On nie chciał taki być. Nie chciał lubić dotyku mężczyzn, a szczególnie tego pirata. Nie chciał czuć tego przyjemnego ciepła w środku gdy ciemnowłosy uśmiechał się do niego i nazywał "Małym".

Jednak... Mimo tego jak bardzo nie chciał się tak czuć, ciężko było mu oszukać uczucie w klatce piersiowej oraz to... Nieco niżej.

Zaczął drżeć i poczuł, jak łzy wypływają z jego oczy. Skulił się jeszcze mocniej, nie chcąc pokazać mężczyźnie, że płacze. Po chwili jednak zdecydowanie przekonał się, iż nie udało mu się tego ukryć, gdy chłodne sygnety przesunęły się po jego policzkach, a palce otarły łzy.

- Zostaw mnie — poprosił słabo, cofając się na łóżku i wtulił twarz w poduszkę.

- Henry — Głos Kapitana był taki delikatny i czuły. Sprawił, że ciałem chłopaka wstrząsnął jeszcze większy szloch.

- Przestań być dla mnie taki miły! Wtedy trudniej cię nienawidzić!

- To znaczy, że Twoja nienawiść do mnie zmalała? - zapytał z małym podziwem dla samego siebie.

Henry nie odpowiedział. To było zbyt upokarzające.

Dlaczego ma do niego teraz mniej negatywne uczucia? Dlaczego zaczyna go lubić?

- Hmmm? - ten uniósł jego podbródek, wyczekując odpowiedzi.

- Znasz odpowiedź — warknął jedynie, próbując wstać z łóżka.

- Ale chcę ją od Ciebie usłyszeć — powiedział, przeczesując swoje włosy.

- Tak. Nie wiem, dlaczego, ale nie nienawidzę cię już tak bardzo — wyznał prawie szeptem.

- To już ogromny postęp. Nie wiem, czy powinienem być dumnym z siebie, czy z Ciebie — roześmiał się.

Henry warknął jakieś przekleństwo pod nosem i szarpnął za klamkę — Na boga! Czy ty możesz przestać zamykać te drzwi?!

- Nie — pokręcił głową i sięgnął po poduszkę, rzucając nią w młodszego.

Ten spojrzał na niego zaskoczony.

- A to, co to miało być? - zapytał, łapiąc poduszkę.

- Sprawdzałem twój refleks — wzruszył ramionami niewinnie.

Henry przekrzywił głowę, odrzucając przedmiot w stronę kapitana. Włożył w to cały swój gniew.

Mężczyzna zaśmiał się, zwinnie ustępując przed lecącym obiektem, po czym znów rzucił nim w chłopaka.

To właściwe rozśmieszyło chłopaka.

- Czy my się właśnie bawimy w bitwę na poduszki?

- Jeśli tak to się u was nazywało — mruknął, choć dobrze znał to określenie.

- To zabawa dla dzieci — powiedział, podchodząc z poduszką do kapitana.

- Jak widzisz nie tylko — uśmiechnął się.

Będąc wystarczająco blisko, Henry zamachnął się, uderzając poduszką prosto w zaskoczoną twarz Edwarda.

- No i od razu mi lepiej. Choć wolałbym użyć czegoś twardszego.

Ten momentalnie złapał chłopaka w pasie i rzucił go na łóżko, zaczynając łaskotać.

____________________________

Emocje trochę im puszczają, Henry zaczyna się zwierzać i chyba wszystko idzie w dobrą stronę. Jakiś mały plus do nie nienawidzenia, prawda?

Jak mina wam zdalne? Cieszycie się? Kto ma już ferie? ❄️💓

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top