ROZDZIAŁ 4
Kable, rurki, maszyny, szum, mnóstwo białych fartuchów, nowe twarze, tomografia, krzyki, płacz, bezsilność. I znów sterylny świat. Baekhyun zauważył ruch w drzwiach, obrócił swoją głowę w tamtą stronę. Ujrzał kobietę łudząco przypominającą jego, tylko kilkanaście lat starszą. Chłopak zastanawiał się, czy i on będzie wyglądać tak samo, gdy osiągnie podobny wiek. Jego matka podeszła do jego szpitalnego łóżka i chwyciła za dłoń. Znów zaczęła szlochać i skomleć jego imię. Słyszał ją jak zza ściany wodospadu. Nie chciał na nią patrzeć.
-Czemu to ty płaczesz, skoro to ja będę kaleką? – wyrwał jej rękę i przymknął oczy.
Kyungsoo wszedł do mieszkania Jongina bez pukania. Ostatnio spędzał w nim większość swojego wolnego czasu, zaczął czuć się tam jak u siebie. Zlokalizował śpiącego Kaia na kanapie. Bez większego pomyślunku położył się na nim. Ofiara jego czynu zaczęła się wiercić.
-Złaz ze mnie, wielorybie – Jongin bezskutecznie próbował zrzucić z siebie Do. Ten złapał się za serce i łamiącym się głosem począł mówić o jego zranionych uczuciach, co chwila śmiejąc się z jęczącego Kaia. Zmęczony szamotaniną Kyungsoo ostatecznie przesiadł się na fotel i podziwiał rozczochranego chłopaka. Na policzku miał odgniecioną własną rękę. Przetarł oczy i wbił wzrok w starszego.
-Masz coś dla mnie? - w odpowiedzi Do podniósł papierową torbę, z którą przeszedł. Jongin uśmiechnął się szeroko na widok jedzenia.
Chanyeol wpatrywał się w krzesło Baekhyuna, zajęte aktualnie przez Huanga. Tao świdrował go wzrokiem. Wystukiwał irytujących wszystkich obecnych w klasie rytm swoimi długimi palcami, co jakiś czas przeczesując swoje krótkie włosy.
-Więc chcesz powiedzieć, że znów go zgubiłeś? – wyrzucił w końcu z siebie, uśmiechając się ironicznie, a jego głos ociekał kwasem.
-Tak właściwie to nie. Wiem gdzie jest... Dostałem wiadomość od niego - starał się nie patrzeć na wściekłą twarz Tao.
-Ale nie odzywał się od tego momentu – Huang założył ręce na piersi.
-Może być za granicą, nie wiem – Park wyrzucił ramiona w powietrze – Byun mówił, ze jego rodzina rozjechała się po świecie.
-Podsumowując: po dwóch dniach od jego ucieczki łaskawie poinformował Cię, żebyś... - przerwał i spojrzał wyczekująco na Chanyeola. Ten westchnął, otworzył wiadomość od Baeka i przeczytał jej treść:
OD: BYUN BAEKHYUN (ZASTĘPCZY)
Nie martw się. Przepraszam. Jestem z rodziną.
- No właśnie. Od tego momentu się nie odezwał. To daje nam łącznie sześć dni. SZEŚĆ – zbliżył swoją twarz gwałtownie do twarzy Parka – A ty znów siedzisz i nic nie robisz.
Park odepchnął młodszego chłopaka i wstał. Kierował się do wyjścia, kiedy usłyszał za sobą szydzący głos Tao.
-Jesteś żałosny. Znów uciekasz od problemów. On na ciebie nie zasługuje – Chanyeol doskoczył w trzech krokach do niego i chwycił za koszulkę. Ten wypluwał z siebie dalsze obelgi – Nie wiesz nic. Nie zdajesz sobie z niczego sprawy. Jesteś słaby. Jesteś...
Park wymierzył mu cios w szczękę. Huang zachwiał się i chwycił za bolące miejsce. Spojrzał z niedowierzeniem na starszego. Jego oczy rozszerzyły się ze strachu, gdy Yeol szykował się na kolejny cios.
- Stary, pogrzało cię? – Sehun złapał rękę Chana w trakcie lotu. Ani Tao, ani Park nie usłyszeli jego nadejścia. Olbrzym wyszarpał się z uścisku i bez słowa odszedł.
Baekhyun obserwował rozmawiającego lekarza z jego rodzicielką. Starał się wyłapać kilka słów z ruchów jego warg. Nie słyszał już nic. Głucha cisza. Odkąd przekroczył próg kliniki minęły równo dwa tygodnie. Szereg specjalistów obserwował dziwną anomalię zachodzącą w mózgu Byuna. Odwrócił wzrok w stronę okna. Starał powstrzymać wzbierające w jego oczach łzy. Chciał mieć nadzieję. Udawało mu się pozytywnie myśleć. Nie mógł się poddać. Wzdrygnął się na uczucie zimnej, drobnej ręki na swoim ramieniu. Spojrzał na twarz matki. Nie była smutna. Nie była szczęśliwa. Starała się być silna. Widział, jak pociągnęła nosem. Pogłaskała go po policzku. Nie musiała nic mówić. Rozumiał.
Otworzył drzwi swojego mieszkania i powłócząc nogami, znalazł się w kuchni. „Kochanie, lekarze robili wszystko, co w ich mocy". Blondyn chwycił w zdrową rękę stos naczyń i cisnął nimi w ścianę. Obserwował, jak odłamki rozbryzgują się po podłodze. „Twój przypadek jest niezwykły". Wywrócił stół, a stos papierów leżący na nim wzbił się w powietrze. „Twój uraz jest niewidoczny". Gniótł, rozrywał i rozszarpywał dziesiątki tekstów piosenek. „Nie są w stanie ci pomóc". Podszedł do ściany oklejonej zdjęciami. Zrywał jedno po drugim, nie zważając na cieknącą krew spod jego paznokci. „Technologia również nie jest przystosowana do tego typu przypadków". Poczuł, jak szloch wyrywa mu się z piersi. „Przykro mi, Baekhyunnie". Zgiął się w pół i osunął na kolana. „Tak mi przykro..."
OD: BYUN MÓJ NUMER
Jongin, przykro mi, ale rezygnuje z twoich treningów : ) Zastanawiałem się już jakiś czas nad tym i stwierdziłem, że przestało mnie to rajcować. Nie bierz tego do siebie!
Kai gwałtownie podniósł się do pozycji siedzącej, zrzucając ze swojej klatki piersiowej niezadowolonego Kyungsoo. Starszy wpatrywał się swoimi olbrzymimi oczami w zszokowaną twarz Kima.
-Coś się stało? – szturchnął go lekko w żebra. Nie odpowiedział. Po chwili jednak potrząsnął głową, odłożył telefon i przepraszająco się uśmiechnął.
-To nic – przyciągnął Do ponownie w swoje ramiona i ucałował w czubek głowy. Zaczął wodzić opuszkami palców po jego delikatnej skórze dłoni. Kiedy po raz kolejny tego wieczoru złączyli swoje wargi razem, Kyungsoo zapomniał o wszystkim.
OD: BYUN BAEKHYUN (ZASTĘPCZY)
Dajmy sobie spokój.
DO: BYUN BAEKHYUN (ZASTĘPCZY)
O co Ci chodzi?
OD: BYUN BAEKHYUN (ZASTĘPCZY)
To nie ma sensu.
DO: BYUN BAEKHYUN (ZASTĘPCZY)
Wszystko ma sens. My też. Gdzie jesteś? Czemu się nie odzywałeś? Co się stało? Chcę Cię zobaczyć. Nie było Cię dwa tygodnie.
DO: BYUN BAEKHYUN (ZASTĘPCZY)
Odpowiedz mi.
DO: BYUN BAEKHYUN (ZASTĘPCZY)
Baekhyun...
DO: BYUN BAEKHYUN (ZASTĘPCZY)
Martwiłem się...
DO: BYUN BAEKHYUN (ZASTĘPCZY)
Baekkie...
DO: BYUN BAEKHYUN (ZASTĘPCZY)
Nie rób mi tego.
Nie chcę spędzić kolejnych dni bez Ciebie...
Nie chce znów płakać, bo znikniesz
Chcę mieć Ciebie przy sobie.
Chcę znów Cię przytulić i pocałować.
Chcę znów razem śpiewać. Słuchać muzyki. Budować bałwany. Jeść słodycze. Uczyć się. Gotować.
Stałeś się zbyt ważną osobą dla mnie.
OD: BYUN BAEKHYUN (ZASTĘPCZY)
To niemożliwe.
Jongin stał pod drzwiami blondyna od kilku minut, a jego pięść nabrała kolor dorodnego pomidora. Uderzył w nie po raz kolejny, krzycząc imię Baeka. Były już nieprzyjemnie wygięte z powodu ataków Kaia. Zirytowany wymierzył kopnięcie w stronę zmaltretowanych już drzwi. Natrafił jednak na pustkę i wpadł do mieszkania blondyna. On sam stał i patrzył bez emocji na opadające bezwładnie ciało kolegi. Jongin szybko się podniósł i otrzepał z nieistniejącego brudu. Spojrzał w ciemne oczy blondyna, były one podkrążone i zaczerwienione.
-Czego chcesz? – Baekhyun odezwał się pierwszy, lekko sepleniąc. Poświęcił ostatnie dni w klinice na ćwiczeniach w odczytywaniu słów z ruchów warg oraz na poprawnej wymowie słów bez potrzeby ich słyszenia. Byun zadrżał. Jego ręce pociły się niemiłosiernie, a na czole skraplał się powoli pot. Otarł go wierzchem dłoni. Zwróciło to uwagę Kaia. Chwycił go za nią i zaczął się jej przyglądać. Baek całą uwagę skupiał na ustach Kima. Nie był jednak zrozumieć z pomruku, jaki się wydobywał z jego gardła. Nagle podniósł głowę i ze zniecierpliwieniem wypisanym na twarzy powtórzył swoje pytanie – tym razem jasne dla Baeka.
-Co ci się stało?! – blondyn zdał sobie sprawę, że chodzi o jego zakrwawione paznokcie. Zaklął w duchu. Wyszarpał rękę z uścisku i prychnął. Skierował się w stronę salonu. Stanął jak wyryty i szybko się wycofał, wpadając plecami na twardą klatkę Jongina.
-Wyjdź, po prostu wyjdź – nie obchodziło go, jak bardzo niezrozumiale mówi. Potrzebował pozbyć się gościa z domu, zanim...
- Baek, co tu się kurwa odpierdoliło? – starszy nie usłyszał tego, ale przysiągłby, że identyczne słowa padły z ust Kaia. Odepchnął go i wszedł głębiej w mieszkanie. Z otwartymi ustami obserwował panującą w nim ruinę. Byun chwycił go pod ramię i siłą ponownie zaprowadził pod drzwi, cały czas jak mantrę powtarzając polecenie, by ten wyszedł z jego domu. Nie patrzył na Kima, choć ten próbował dowiedzieć się czegokolwiek w związku z dziwnym zachowaniem przyjaciela. Wypchnięty z mieszkania Jongin usłyszał trzask zamykanych drzwi za sobą. Stał mocno zdezorientowany przed nimi. Zaczął powoli zdawać sobie sprawę z zaistniałej sytuacji. Przeczesał włosy dłonią i zaśmiał się.
-Co tu się właśnie wydarzyło?
Chanyeol marszczył czoło nad kartką. W ręku dzierżył tępy ołówek. Co chwila dokonywał poprawek w nutach lub dopisywał tekst od siebie. Przez cały proces tworzenia towarzyszyła mu Jiwoo, która aktualnie leżała na plecach i kreśliła palcem niewidzialne wzory w powietrzu. Nuciła pod nosem ulubioną piosenkę Parka. Przepchnęła się przez kłęby pościeli na kolana brata. Zerknęła na zapiski i na powstający w nich bałagan.
-Channie, ale ty nic tutaj nie zobaczysz zaraz – spojrzała w ciemne oczy Parka. Uśmiechnął się do niej, pokiwał smutno głową. Przytulił ją do piersi i zaczął kołysać, kontynuując nucony wcześniej utwór. Do jego umysłu napłynęły obrazy uśmiechniętego blondyna. Obraz, dla którego Chanyeol oddałby cały świat. Jiwoo odepchnęła brata i śmiesznie zmarszczyła swoje czółko.
-Channie, co się dzieje? – wyciągnęła rączkę i otarła jego policzki. Nie zdawał sobie sprawy, że łzy zaczęły wypływać z jego oczu. Zwiesił głowę, pociągnął nosem. Nie chciał, aby jego młodsza siostra widziała go w takim stanie. Ponownie poczuł malutkie dłonie na swoich policzkach. Spojrzał na dziewczynkę. Miała zmartwiony wyraz twarzy.
-Kochasz go? – Park zdębiał. Zaśmiał się cicho.
-Czemu pytasz o takie rzeczy? – pogłaskał ją po głowie. Chciał podnieść ją i zaprowadzić do jej pokoju, jednak ta zaparła się, wydymając policzki.
-Mama i tatuś się kochają. My też. Kochasz Baekkiego? – nie dawała spokoju, odpychając za każdym razem potężne ręce brata. Westchnął i ponownie usiadł na materacu.
-Nie powinnaś pytać o takie rzeczy, Jiwoonie – złapała jego dłoń w swoje i zaczęła głaskać – To mój problem.
-Problem? – patrzyła przed siebie, nie przerywając czynności – Channie, czy problemem jest to, że cię kocham?
-Oczywiście, że nie, głuptasie – chciał zmierzwić jej włosy, jednak dziewczynka się odsunęła.
-Kochanie się nawzajem nie jest problemem, Chanyeol. Dobranoc – wyszła z pokoju, zostawiając oszołomionego Parka samemu sobie. Podrapał się po karku, a na jego ustach pojawił się nieśmiały uśmiech. Ponownie dotknął bransoletki na swoim nadgarstku. „Czy właśnie dziecko dało mi radę w miłości?"
Jongin siedział po turecku pod ścianą i obserwował krzątającego się po pokoju Kyungsoo. Śledził uważnie jego każdy ruch, podziwiając pracujące mięśnie pod warstwą ubrań. Zacisnął oczy. Starał się skupić, jednak obecność jego chłopaka skutecznie mu to uniemożliwiała. Do tego doszły pomruki niezadowolenia dotyczące życia w nieporządku Kaia. Młodszy wydął policzki i starał się myśleć. Analizował nienormalne zachowanie Baekhyuna. Wyprostował nogi, przez które potknął się Kyungsoo. Ten rzucił się w odwecie na Jongina, próbując uderzyć go w twarz. Kai bez problemu unieruchomił jego ręce i głowę. Kilka sekund wpatrywał się w każdy szczegół na jego twarzy. Cmoknął go szybko w czoło i wypuścił. Do prychnął, jednak na jego ustach błąkał się uśmiech. Powrócił do układania porozrzucanych ubrań młodszego, gdy ten próbował przypomnieć sobie najmniejsze szczegóły zajścia. Zdewastowany dom, niekontaktowy Byun, jego rozbiegane oczy i brak odpowiedzi na jego wszelkie pytania. Ściągnął usta w wąską linię. Do głowy przychodziło mu tylko jedno rozwiązanie...
Baekhyun zamiatał ostatki potłuczonych naczyń, które pominął za pierwszym razem. Zgarnął je na szufelkę i zgrabnym ruchem wrzucił w otchłań niebieskiego worka. Przykucnął i oparł policzek na kolanie. Rzucił okiem na zapakowane w połowie kartony. Westchnął i podniósł się. Poczuł wibracje w tylnej kieszeni. Wyjął urządzenie.
OD: PARK CHANYEOL
Możemy się spotkać?
Zignorował wiadomość od olbrzyma. Przypomniał sobie jednak o pewnej niezałatwionej sprawie. Skrzywił się na samą myśl o tym. Skierował swoje kroki w kierunku malutkiego pudełka, w którym składował swoje oszczędności. Szybko je przeliczył. Zmarszczył się. Zrezygnowany chwycił kartę kredytową i wyszedł z domu, uprzednio wciskając w uszy słuchawki. Nie puścił żadnego utworu. I tak by go nie usłyszał.
Kyungsoo ciągnął Kaia w szale zakupów po całym Seoulu. Jongin powłócząc nogami chodził za nim niczym niewolnik. Do odgrażał się Kimowi, jeżeli ten nie przestanie przeszkadzać i marudzić. Młodszy wzniósł oczy ku niebu.
-Czy to nie Baekhyun? – starszy szturchnął nieobecnego duchem Kaia. Ten natychmiast się przebudził. Przekręcił lekko głowę. Kierował się w stronę bankomatu.
-Kyungsoo, nie obrazisz się, jeżeli podejdę do niego? – skierował słowa w stronę swojego chłopaka, łapiąc go za rękę i zbliżając ją do swojej twarzy. Ten wyszarpnął ją lekko i uśmiechnął się
-Jasne, że nie. Szukaj mnie później w kawiarni. Zamówię ci coś – Jongin podziękował i tysiąc razy zapewnił Kyungsoo o jego doskonałości. Zostawił czerwonego od nadmiarów komplementów chłopaka i ruszył w stronę blondyna. Nie było go nigdzie. Kai cicho zaklął pod nosem. Postanowił się rozejrzeć po okolicy.
Byun otworzył drzwi do przeszklonego pomieszczenia. Poczuł delikatne wibracje w powietrzu. Spojrzał w górę – dzwoneczki. Uśmiechnął się pod nosem. Ustawił się w kolejce i zaczął bawić się swoimi palcami, cały czas obserwując osobę przed nim. Po kilkunastu minutach czekania jego nogi powoli stawały się obolałe. Przenosił ciężar z jednej na drugą, bez efektu. Rozmasowywał sobie nadgarstki. Kiedy nadeszła jego kolej, z westchnięciem usiadł na wyprofilowanym krześle.
-Dzień dobry, w czym mogę pomóc? – wyczytał z ruchu warg ślicznej blondynki, która go obsługiwała. Na jej twarzy widniał przyklejony grymas, który miał być uprzejmym uśmiechem.
-Zgubiłem swój telefon wraz z numerem. Jesteście w stanie zablokować go i zaoferować mi coś w zamian? – to najdłuższe zdanie jakie wypowiedział w przeciągu ostatnich dwóch tygodni. Kosztowało go to wielu wysiłku, a sądząc po minie pracownicy i tak nie został zrozumiany. Do mowy potrzeba słuchu, którego Byunowi brak. Powoli zaczynał szydzić ze swojego kalectwa. Gestem poprosił o kawałek papieru i długopis. Napisał swoje wcześniejsze słowa. Lekko zmieszana blondynka wahała się nad chwyceniem długopisu z rąk Baekhyuna. Wepchnął go w jej dłoń, po czym wskazał na swoje ucho i wykonał krzyż ze swoich palców. Dziewczyna kiwnęła głową, przeprosiła i zaczęła przedstawiać kartoniki z ofertami. Byun zmarszczył brwi. Zdał sobie sprawę, że blondynka niezauważalnie się wycofała, a dotykany przez niego długopis wymieniła na inny. Analizując to, Baekhyun parsknął śmiechem. „Czy kalectwo to trąd?"
Jongin spojrzał na zegarek na swojej ręce. Bezcelowo kręci się w kółko od kilkudziesięciu minut. Kyungsoo musiał się denerwować. Postanowił ostatni raz rozejrzeć się po uliczkach i wrócić do swojego chłopaka. Wcisnął ręce głęboko w kieszenie, by ochronić je przed zimnem stycznia. Za kilka dni powita ich luty, a wraz z nim upragniona przerwa świąteczna. Zmęczonym wzrokiem przeczesywał tłum, kiedy szklane drzwi o włos nie roztrzaskały mu twarzy. Odskoczył przerażony i wykrzyczał obelgę w stronę sprawcy. Blondyn nie odwrócił się. Kai zmarszczył czoło, a pomiędzy jego brwiami pojawiła się śmieszna bruzda.
-Byun? – przez chwilę zwątpił w swoje podejrzenie – Byun Baekhyun!
Podbiegł do oddalającego się chłopaka i złapał za ramię. Ten podskoczył i z oczami pełnymi przerażenia zaczął wpatrywać się w twarz tancerza. Szybko się otrząsnął i zdjął dłoń Kaia ze swojej kurtki.
-Baek, możemy porozmawiać? Mam kilka rzeczy... - widział, że starszy go nie słucha. Zajęty był szperaniem w swojej kurtce. Po kilku chwilach wyciągnął poszukiwaną rzecz w jego kierunku. Telefon. Obrócił się, bo spojrzeć na szyld budynku, z którego wyszedł blondyn. No tak, firma telekomunikacyjna. Wziął swoją własność i schował do kieszeni, wyciągając w stronę Byuna drugie, aktualnie używane przez Kaia, urządzenie. Baek spojrzał na niego zmieszany.
-Podaj mi swój nowy numer – Jongin dźgnął blondyna w policzek telefonem, na co ten fuknął.
-Nie sądzę, że będzie ci on potrzebny – jego głos był jak głos robota. Pozbawiony emocji, niewyraźny. Nie rozumiejąc całej tej chorej sytuacji, poprosił o niego ponownie. Baekhyun wzniósł oczy ku niebu. Odmówił i odwrócił się na pięcie, pozostawiając zszokowanego przyjaciela za sobą. Serce blondyna prawie wyskoczyło z piersi. Oczy zaszły łzami. Przełknął je. Ponownie poczuł szarpnięcie za ramię – spodziewał się go. Natychmiast zwrócił swoją uwagę na usta Jongina. Wypluwał on jednak słowa z siebie szybko i niezrozumiale. Dłonie Baeka zaczęły pocić się ze stresu. Kai skończył swoją wypowiedź i najwyraźniej oczekiwał odpowiedzi na jakieś pytanie. Oczy Byuna zaczęły skakać po otoczeniu w celu znalezienia wyjścia z sytuacji. Gdy nie znalazł niczego, co by mu mogło pomóc, wybrał ucieczkę. Zaczął biec w kierunku przystanku. Modlił się w duchu o szybki przyjazd autobusu. Niestety, niebiosa nie są łaskawe. Zdenerwowany Baekhyun obejrzał się za siebie, oczekując osoby Kaia przy nim. Jednak ten stał cały czas w tym samym miejscu. W jego oczach widać było... ból? Na twarzy zmieszanie, współczucie. Blondyn nie rozumiał. Jongin powinien być zły, zawiedzony. Do zatoczki wjechał transport powrotny do domu Byuna. Chłopak wspiął się po schodkach do niego, cały czas czując na plecach wzrok przyjaciela.
-Chanyeollie, ktoś do ciebie! – olbrzym usłyszał głos swojego rodziciela. Poziom adrenaliny w jego krwi gwałtownie się podniósł. Wybiegając z pokoju o włos nie roztrzaskał wiszącego lustra, a schodząc ze schód, pokonywał po trzy stopnie. Wpadł do przedpokoju, a jego gość czekał na niego. Gestem kazał Parkowi się ubrać i wyjść na dwór. Skołowany chłopak zrobił to i po chwili zimne powietrze szczypało jego policzki.
-Masz mi coś do powiedzenia? – Chan spojrzał na swojego towarzysza. Trzymał ręce przed sobą, wybijając sobie palce. Na jego twarzy było widać duże zmieszanie i niepewność. Przegryzł dolną wargę. Po raz pierwszy widział chłopaka w takim stanie.
-Coś, co może sprawić ci sporo przykrości i kłopotu... - zaczął delikatnie Jongin. Przystanął przy zasypanej śniegiem ławce.
-Spotkałem się niedawno z Baekhyunem – na dźwięk tego imienia Chanyeol stał się czujniejszy – Odzywał się do ciebie?
Olbrzym zaśmiał się pod nosem, potwierdził i przytoczył treść wiadomości, którą znał na pamięć. Kim smutno pokiwał głową. Park nadal nie rozumiał sytuacji i czekał na dalszy rozwój sprawy.
-Chanyeol, jesteś w stanie zaopiekować się nim? – Kai zapytał go z pełną powagę głosie i na twarzy. Olbrzym zaczął powoli się denerwować. Czego dowiedział się Jongin? Ten po krótce streścił mu ich dwa ostatnie spotkania.
-To nie jest pierwszy raz, kiedy spotykam się z takim zachowaniem u człowieka – spojrzał w oczy Parka – Wydaje mi się, że Baekhyun ćpa.
Blondyn usiadł na zaklejonym szczelnie taśmą pudle. Oblizał wargi. Patrzył pustym wzrokiem w przestrzeń, próbując zrozumieć. Nie rozumiał. Odblokował swój telefon, a na tapecie pojawiło się zdjęcie jego z Chanyeolem. Uśmiechnął się smutno i zwiesił głowę. Przyjrzał mu się ponownie. Szeroki uśmiech Parka przyćmiewał osobę Baekhyuna, który patrzył się nie w obiektyw, lecz właśnie na Yeola. Po jego policzku spłynęła łza, a za nią druga. Rozbryzgiwały się na ekranie. Próbował zrozumieć. Zrozumieć uczucie, które emanowało z oczu Byuna na tym zdjęciu i w każdej innej chwili spędzonej z olbrzymem.
Chanyeol stał w bezruchu i patrzył na Jongina. Jego oczy z sekundy na sekundę stawały się co raz to większe, a niedowierzanie słowom Kaia rosło razem z nimi. Wybuchnął śmiechem. Trochę histerycznym. Popukał się w głowę.
-Czy ty słyszysz sam siebie? Jak możesz posądzać go o takie rzeczy? – wyrzucił z siebie olbrzym. Kim westchnął i spojrzał na niego ze współczuciem.
-Nie widziałeś go. Nie wiesz, jak się zachowuje. Nie znasz go – Jongin poczuł potężne ręce Chana na swojej kurtce. Przybliżył swoją twarzy do jego, wzrok Parka płonął wściekłością.
-Znam każdy element jego twarzy, znam trasę jego łez po jego polikach, każdą szramę na dłoniach, tembr głosu i rodzaje śmiechu. Wiem, kiedy jest szczęśliwy, a kiedy udaje. Jak najbardziej lubi być przytulany, o każdej łaskotce na jego ciele – odepchnął młodszego, który zachwiał się i w ostatniej sekundzie wyratował od upadku – Nie mów mi, że go nie znam.
-W takim razie co teraz robi? Co robił, gdy nie było go w tobą? Co robił, gdy znikł? Odpowiedz! – krzyczał Kai. Niespodziewanie z jego gardła wydobył się odgłos płaczu, a policzki stały się mokre – Boję się o niego, cholernie się boję! Powiedz! Powiedz, gdzie był!
Chanyeol powoli wycofywał się do swojego domu, obserwując osuwające się ciało Jongina na ziemie. Nadal słyszał jego szloch. Widział, jak zaciskał pięści na swoich spodniach. Miał racje. Nie wiedział nic.
Baekhyun skreślił ostatni dzień w kalendarzu. Spojrzał w lustro. Ciemne kręgi pod zaczerwionymi od płaczu oczami, zapadnięte policzki i spierzchnięte usta. 'Gratulacje, wyglądasz jak wrak'. Zarzucił kurtkę na siebie, nie kłopocząc się z jej zapinaniem. Wycisnął słuchawki w uszy i chwycił czekającą na niego teczkę. Paliła mu ręce. Miał ochotę wyrzucić ją i nigdy więcej nie oglądać. Jednak tak wyglądało jego aktualne życie. Zmierzwił swoje włosy, obserwując pokaźne już odrosty. Zamknął oczy. Czas się pożegnać.
Kyungsoo próbował namówić swojego chłopaka na wspólne wyjście do paku rozrywki, jednak gdy ten wymigiwał się na wszystkie sposoby, po prostu odpuścił. Odwrócił się do niego plecami obrażony, obserwował przelewających się uczniów po korytarzu. Poczuł dłoń Kaia na swojej talii, a jego oddech muskał mu szyję. Zadarł głowę, aby na niego spojrzeć i skrzywił w grymasie swoją twarz. Jongin zaśmiał się serdecznie i ucałował go w czoło, rozprostowując wszystkie zmarszczki na nim. Do oparł się o klatkę Kaia. Po krótkiej chwili jego wzrok padł na blond czuprynę, która zmierzała w kierunku sekretariatu. Szturchnął swojego chłopaka i wskazał na nią. Jongin od razu ruszył w jego kierunku, zostawiając Kyungsoo za sobą. Ten westchnął, wzniósł oczy ku niebu i odszedł w stronę swojej klasy.
Byun zapukał do sekretariatu, po czym wszedł do pomieszczenia. Uśmiechnął się do kobiet siedzących za biurkami. W drzwiach minął się z uczniem pierwszego roku. Obejrzał się za nim. Potrząsnął głową i wyciągnął teczkę w stronę uczynnych pań. Patrzyły na niego ze współczuciem. Zdał sobie sprawę, że jego rodzicielka musiała poinformować wstępnie szkołę o jego stanie zdrowia.
-Czy... rozumiesz, co do ciebie mówię? – sekretarka w czarnej sukience akcentowała każde słowo i wyraźnie wymawiała litera po literze. Był jej za to wdzięczny, choć z widoku postronnego widza wyglądało to komicznie. Pokiwał głową.
-Czytam z ruchu warg – widział lekkie skrzywienie na jej twarzy – Jednak z mówieniem jest gorzej, prawda?
Uśmiechnęła się przepraszająco i niechętnie pokiwała głową. Zaśmiał się pod nosem. Ponownie podał teczkę kobiecie, którą tym razem od niego przyjęła. Przestudiowała kilka kartek w niej zawartej i rozpoczęła swoją pracę w komputerze. Gestem kazała mu usiąść na pobliskim krześle, ciepło się uśmiechając. Podziękował i zrobił, jak mu kazano. Zaczął rozglądać się po pomieszczeniu. Zarejestrował, że pozostałe sekretarki rozmawiające nad czymś zawzięcie, co jakiś czas zerkają na niego ukradkiem. Przewrócił oczami. Następnie jego uwagę zwróciły niezamknięte drzwi. Ściągnął brwi, wstał i zatrzasnął je.
Z szoku wybudził go dźwięk zamykanych drzwi. Trząsł się. Oparł o ścianę. Korytarz już dawno opustoszał. Oddychał ciężko. Nie potrafił skupić wzroku. Wodząc ręką po napotkanych powierzchniach wpadł do łazienki. Krzyczał. Zszarpał z siebie plecak i cisnął nim w przeciwległy kąt. Przejechał paznokciami po policzkach. Kawałki puzzli zaczęły składać się w całość. Zdzierał sobie gardło w histerycznym krzyku. „Co ja zrobiłem?" Uderzył pięścią w lustro. Rozsypało się na malutkie kawałki, wbijając się Jonginowi w dłoń. Zaczęła krwawić. Nie zważał na to. Tłukł kostkami w ściany, drzwi, podłogę. Złapał się za włosy. „Ja tylko chciałem Jego". Osunął się na kolana, kiwając powoli na boki.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top