🕷🕷🕷🕷🕷🕷🕷🕷🕷🕷🕷

Pająki oplatają swoją ofiarę w pajęczej sieci by następnie pożywić się nią z zimną krwią. Tak działający łańcuch pokarmowy istnieje od bardzo długiego czasu.
Zależnie od gatunku mamy 'pająki trujaki' i te bezpieczne. Klątwa 'Czerwonego Krzyżaka' zdecydowanie należy do tych pierwszych.

🕷🕷🕷

Satanista przechadzał się nocnym lasem, gwieździste niebo przysłaniane było gałęziami iglaków, które w większości potraciły swoje igły.
Zaczęła się niedawno dość mroźna zima, a czarno-włosy nie zaopatrzył się ostatnimi czasy w cieplejsze ubrania niż koszulka z krótkim rękawkiem i najzwyklejsze dżinsowe spodnie.
Właściwie Kasper został z niczym, jego miejsce zamieszkania zostało zdemolowane, a winni temu zostali odesłani by modlić sie w oczy Zalgo. Szukał miejsca dla siebie któryś dzień z rzędu, jednak na próżno. Stwierdził więc niezadowolony, że skoro tamten dom udało mu sie sprawić to poradzi sobie i z nowym mieszkaniem.

Rozglądając się za odpowiednim miejscem, ujrzał jakby kamienne zejście pod ziemie. Nieco obrośnięte mchem. Przez jakiś czas zastanawiał się czy chce sprawdzać co jest w środku, bo być może zastał by tam jakieś dantejskie sceny, ale w końcu to on mordował i składał ludzi w ofierze, czy tak? Nic związanego z zabójstwami i tym podobnymi nie było mu obce czy straszne, postanowił więc zerknąć co tam jest, a w razie czego po prostu osiedlić się tam na jakiś czas.
Schodził powoli kamiennymi schodami, odgłos jego kroków obijał się o ściany głośnym rozgłosem. Tunel nie był oświetlony czymkolwiek, dlatego ciężko było mu cokolwiek zobaczyć.
W końcu schody skończyły się, teraz szedł prostym i szerokim korytarzem, dookoła słyszał chodzenie licznych pająków po ścianach. Były ich całe gromady, tysiące małych odnóży stukało po kamiennych ścianach, inne właśnie się żywiły. Facet próbował rozejrzeć się jakkolwiek, sprawić by przyzwyczaił się do ciemności mimo braku narządu wzroku.

-Wh, co to? Pajęczyna? – Kasper próbował ściągnąć ze swojej twarzy resztki sieci. Gdy dokładniej sie przyjrzał, ujrzał pajęczyne wielkości co najmniej dwóch, sporych ciężarówek stojących na sobie. Była naprawdę ogromna.
Kasper zastanawiał się jak wielki musiał być insekt, który zrobił coś takiego. Choć czy faktycznie można to nazwać insektem?

Gdy ten odwracał swoją uwagę od otoczenia w jednej sekundzie, został obwiązany siecią i przylepiony do wielkiej pajęczyny. Wiercił się za próbą uwolnienia swojego ciała z pułapki lecz ta tylko mocniej się na nim zaciskała. Musiał przyznać, że nieco się bał.

-Nie wiesz, że strach jest niczym pajęcza sieć? – usłyszał po chwili ciszy gdzieś przed nim w głębi korytarza. Musiał przyznać, że skądś kojarzył kobiecy głos. Obijał mu się gdzieś z tyłu pamięci, lecz nie potrafił go sobie przypomnieć. Damska postać powoli zbliżała się ku niemu, a odgłos jej wysokich obcasów roznosił się po kamiennym tunelu, krótkim lecz głośnym jednocześnie echem.

-Im bardziej chcesz uciec, tym mocniej trzyma. – dźwięk stawał się coraz głośniejszy aż wreszcie chłopak mógł dostrzec dokładnie kim jest właścicielka niskiego tonu.
Wysoka, o dokładnej figurze, niebezpiecznym wzroku i długich do połowy ud, czarnych jak smoła włosach. Z pleców wystawało tylko 6 ogromnych pajęczych odnóży.
Jednak nie taką, Kasper ją zapamiętał. W jego wspomnieniach była troskliwą, uśmiechniętą i empatyczną niebieskooką blondynką. Nigdy nie lubiła stawonogów, gardziła nimi, wręcz na ich widok chciała uciekać na drugi koniec świata.
A teraz, widniała wśród nich. Częściowo nawet jako jedna z nich. Z jej lewego nadgarstka dłużyła się pajęcza nić, którą oplatała sataniste, niczym Spider-Man. Na prawej zaś wciąż widniała czarna, skórzana rękawiczka bez palcy, która płonie pomarańczowym ogniem na zawołanie.

-T-Ty... nie jesteś nią. – wydukał niezdarnie, przyglądając się postaci przed nim.
Kobieta tylko się zaśmiała. W jej oczach krwistego koloru zabłysnął czerwonym blaskiem pająk.
Kasper mógłby postawić się dziewczynie, ale prawdą było, że kiedyś dość długi okres czasu byli razem. Nie było im źle, ale z pewnych powodów po prostu musieli się od siebie oddzielić.
Co gorsza, o zgrozo - sataniście wciąż się ona podobała. Może nie w formie w jakiej aktualnie ją widzi bo tęsknił za tamtą 'delikatną' dziewczyną.

-Kim mam więc być? Kogo mam przedstawiać jak nie nią? – chłopakowi, mimo że chwile temu doskwierało zimno, musiał przyznać, że sieć była na swój sposób ocieplająca.

-Prawdziwa Tiffany boi się pająków. Nie lubi ciemnych miejsc i nigdy nie dałaby sie wplątać w taki chłam... – skomentował, lecz ta tylko zerkała na niego.

-Może po prostu 'tamtej' mnie już nie ma, Kasper. Może postanowiłam zmienić coś w swoim życiu? – kobieta uniosła 6 pajęczych odnóży ku górze w celu pokazania swojej dominacji jej ofiarze.

-Slender sie mnie pozbył tylko, dlatego bo spotykałam się z tobą w tajemnicy przed nim. Darował mi życie bo dobrze służyłam mu jako proxy. – tłumaczyła, patrząc prosto w jego stronę.

-Czyli teraz to moja wina? Obwiniasz mnie za swoją głupote? – kobieta tylko mocniej zacisnęła 'więzy'.

-Nie obwiniam cię! – krzyknęła poddenerwowana, a pogłos jej wypowiedzi rozniósł się po tunelu.

-Wręcz przeciwnie... podziwiam, że raczyłeś tu wejść. – czarno-włosa podeszła bliżej, przeczesując palcami włosy satanisty. Ten nie wyrywał się za bardzo, pamiętał jak kiedyś też tak robiła. Sprawiało mu to w pewnym sensie poczucie spokoju, nawet w tej sytuacji.

-Nic, co ludzkie, nie jest mi obce. Morderstwa? Krew, organy, pomieszczenia z horroru? – mruknął, przyglądając się rozmówczyni.

-Dziwne kreatury? – dodała odwracając się plecami w jego stronę.

-Do tego też przywykłem. Myślisz, że gdzie my mieszkamy? W Disneylandzie? – czerwonooka zachichotała pod nosem.

-Nie, ale nie zaprzeczę, że jest tu tyle samo frajdy. – Kasper uśmiechnął się pod nosem.
Choć nie podobała mu się sytuacja w jakiej aktualnie się znajduje, musiał sam sobie przyznać jednak bez kłamania, że dziewczyna wciąż go zaskakiwała.

-Może masz rację... ale mimo wszystko chciałbym być wolny wiesz? Aktualnie szukam sobie miejsca do zamieszkania. – kobieta odwróciła w jego stronę głowe.

-Cóż to? Nie masz dachu nad głową? Jak biednie... – podsumowała z powrotem wracając bliżej chłopaka.

-Życie nie jest fair, ale jakie nudne by było gdyby nie to. I możliwe, że już nigdy byśmy się nie spotkali gdyby było inaczej, hm? – Kasper uniósł jedną brew ku górze.

-Możesz sobie tak gdybać, ale uprzedzam, że te małe stawonogi są głodniejsze niż się wydają. – satanista zrobił zaskoczoną minę.

-Zostawisz mnie tu na pożarcie tym małym paskudą? Cóż za okrucieństwo myślałem, że nadal mnie kochasz. – kobieta parsknęła krótko na jego wypowiedź.

-A co? Ty mnie nadal? – zapadła chwila milczenia. Kasper tylko spoglądał spode łba w jej stronę, ona w jego z dość zaskoczoną i zaciekawioną miną.

-Nadal...? – dopowiedziała podchodząc pare kroków.

-Kocham, ale nie ciebie. Kocham tamtą blondynke o niebieskich oczach i pieprzonym tsunderowatym charakterze. Gdzie ona jest, hm? – ponownie zapadła cisza jak makiem zasiał.
Oboje aktualnie nie wiedzieli co powiedzieć.

-Jej... nie ma już, Kasper. Ja wcale nie przypadkowo wpadłam w tą klątwe. – chłopak ponownie wykazał zaskoczenie.

-Nie rozumiem... ty wiesz, że ona śmiertelnie niszczy organizm? Chcesz zginąć nie daj Bóg? Co ci w głowie siedzi? – wtargnął nieco przejęty dziewczyną co ta od razu zauważyła.

-Wiem na co się pisałam. Ale ja mam dość bycia pupilkiem każdego. Może i seksowna blondyna o oczach koloru najczystszego nieba wydawała ci się troskliwa, pomocna i warta zaufania, ale wiesz co? Miała już tego po dziurki w nosie. – mina chłopaka zmętniała.

-Nie ważne jak bardzo się starałam, ile poświęcałam dla kogoś żeby było mu dobrze i tak zawsze czułam sie jak marionetka. – czarnowłosa chwyciła brode satanisty, unosząc lekko jego głowe ku górze.

-Chodzi ci o to, że nikt nigdy nie był ci wdzięczny? Co ze mną? – jedno z ostrych odnóży przecięło policzek chłopaka, puszczając przy tym stróżke krwi.

-Ile razy przychodziłam do ciebie ze swoimi problemami po pomoc Kasperku? I ile razy mnie olałeś mówiąc, że nie możesz bo 'ofiary same się nie złożą'? – czerwonooka dała mu czas.

-Za każdym razem! – dziewczyna zdzieliła jego drugi policzek.

-Nie miałam serca wtedy robić ci czegoś takiego. – podsumowała.

-Czemu ze mną nie porozmawiała- – urwała mu w tym momencie.

-Bo ciebie nigdy nie było! – wrzasnęła na cały głos.

-Okej, okej... nie krzycz tak. Przepraszam. – ta się zaśmiała.

-Przepraszam? Teraz przepraszasz?! Chyba trochę za późno na to wiesz? – czarnowłosa chwyciła szyje faceta.

-Ej! S-spokojnie, daruj mnie. – wydukał.

-N-nadal mi się podobasz, czy nie możesz dać mi drugiej szansy? – kolejna chwila ciszy.
Kobieta puściła go całkowicie.
Był nieco obolały przez duży ścisk.

-W takim razie pomogę ci znaleźć nowy dom. – Kasper spojrzał na nią z dołu.

-Czyli tak? – spytał z lekką nadzieją.

-Może póki żyje... –

🕷🕷🕷🕷🕷🕷🕷🕷🕷🕷🕷🕷🕷

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top

Tags: #polecam