▪︎ Rozdział XXX - Łopata na szczęście ▪︎
[Perspektywa T/I]
Od ostatnich zdarzeń minęło trochę czasu... no, BARDZO dużo czasu, ponad 5 lat. Czy coś działo się przez ten czas? Tak, i to całkiem sporo. Ale na bank nie miało to porównania z tym, z czym musiałam zmagać się wcześniej.
Tego poranka wciąż spałam w swoim cieplutkim i milutkim łóżku. Z ZSRR jesteśmy małżeństwem od ponad 4 lat i mieszkamy razem, choć akurat teraz nie było go przy mnie. Wstał jakieś kilka minut temu, ale tam chuj w niego. Pewnie znowu poszedł pędzić bimber w garażu...
Wybudziły mnie nagle wstrząsy, przez co gwałtownie podniosłam się do siadu. Sprawcą tego była OCZYWIŚCIE nasza córka, Lara, skacząca teraz beztrosko po naszym łóżku. Moje obawy z przed porodu niestety się potwierdziły. Mała była praktycznią kopią ZSRR z charakteru, czyli dzieliła z nim naturę psotnika. A fakt, że komuch nie wydoroślał ani trochę jeszcze pogarszało całą sytuację...
— Мамa! Мама! Wstawaj! — krzyczała mi wprost do ucha. Zgarnęłam najbliższą poduszkę i zakryłam nią głowę.
— Mama jest teraz zmęczona... idź pomęcz trochę tatusia... — mruknęłam zaspana. To nic nie dało, bo mała wciąż skakała jakby się opiła soku z gumijagód.
— Tatuś kazał mi cię obudzić! — uśmiechnęła się szeroko i niewinnie. Wyjrzałam lekko za poduszki, ukazując swoje spojrzenie godne mordu. Lara aż spierdoliła, czując co się święci. Z furią wstałam z łóżka, zrzucając kołdrę na bok. Po założeniu swoich puchatych laczków z kotkami zeszłam po schodach i wbiłam do kuchni na pełnej kurwie. Intuicja mnie nie zawiodła, ten komunistyczny chuj stał przy kuchence jak gdyby nigdy nic i nucił swój hymn pod nosem.
Już chciałam iść robić mu awanturę, ale zatrzymałam się kiedy obrócił się w moją stronę z bananem na twarzy, ubrany w różowy fartuszek.
— Ah, moja kochana [Z/T/I]! W końcu wstałaś! — powiedział rozradowany, dając mi buziaka w policzek. Stałam jak ten słup, nie wiedząc jak zareagować. — Zrobiłem ci śniadanko, chodź!
Wziął mnie pod rękę i zaprowadził do stołu, nawet podsunął mi krzesło! Następnie podał mi prosto pod nos talerz z goframi z bitą śmietaną i owocami... wtedy to już całkiem zdębiałam. Jedzenie wyglądało bardzo zachęcająco, a mi samej burczało już w brzuchu... dlatego od razu wzięłam się za pochłanianie zawartości talerza, aż nie był całkiem pusty.
— Mmm, dobre... — przyznałam, klepiąc się po brzuchu. Beknęło mi się niechcący. — Ups... przepraszam
— Nic się nie stało, cieszę się że ci smakowało! — powiedział uradowany, przytulając się do mnie. Lara poszła w jego ślady i wskoczyła mi na kolana, też się do mnie tuląc.
— Ale... z jakiej to okazji? Przecież to zwykle ja zajmuje się robieniem śniadania... — zapytałam, ponieważ wciąż mnie to wszystko dziwiło... fakt, ZSRR był wobec mnie bardzo czuły i opiekuńczy, ale nie AŻ TAK!
Komunista zmarszczył brwi.
— No wiesz co [T/I]? Żeby tak zapomnieć jaki dziś dzień? Wstydziłabyś się! — fuknął, udając obrażonego. Szybko z powrotem przybrał swój wesoły wyraz twarzy.
— Dzisiaj jest nasza rocznica ślubuu~ — wyćwierkał zadowolony, machając delikatnie ręką na której nosił obrączkę. Instynktownie popatrzyłam na swoją.
— Ah, no tak... zapomniałabym...! Haha! — wymruczałam, szczerząc się nerwowo. Przecież zapisałam sobie nawet w kalendarzu!
— Nic się nie stało, wybaczam ci tym razem w swym przypływie łaskawości! — uniósł dumnie głowę do góry. Nasza córka zaczęła się śmiać z jego zachowania. Zawsze tak robił. Pajacował przed nami, chcąc poprawić nam humor. I całkiem mu to wychodziło.
— Tatusiu, a co to jest rocznica? — Lara popatrzyła na sowieta pytającym wzrokiem.
— Podczas rocznicy obchodzi się minięcie jakiegoś wcześniejszego wydarzenia w dokładnie tym samym dniu. Akurat dziś obchodzimy z twoją mamusią już 4 rocznicę naszego małżeństwa! Dokładnie tyle lat temu pobraliśmy się! — wyjaśnił jej, klepiąc ją leciutko po głowie.
— Ooo, ale długo! Musicie się bardzo kochać! — powiedziała dziewczynka z entuzjazmem. Wymieniliśmy z komuchem spojrzenia, uśmiechając się do siebie. Przytuliłam ich obojga mocniej do siebie.
— Bo tak jest! A ciebie kochamy nawet jeszcze bardziej, chociaż czasami psocisz! — pocałowałam ją w czółko, na co mocniej się we mnie wtuliła. Jak chciała potrafiła być urocza... kolejna jej cecha po tatusiu. — Dobra... starczy już, mamusia musi się ubrać... — dodałam, odstawiając ją na podłogę.
— A moim skromnym zdaniem mamusia i tak już ładnie wygląda! Pasuje ci ta piżama w jednorożce! — odezwał się ZSRR, lustrując mnie wzrokiem i podśmiechując pod nosem.
— Uważaj bo ci kurwa kupię piżamę z kucykami pony i zobaczymy kto będzie taki cwany — odgryzłam mu się, zarzucając włosami do tyłu. Ajm fabulus biczys.
— Śmiało, nawet w piżamie w kucyki pony będę piękny — wypiął się dumnie, robiąc majestatyczną pozę. Pokręciłam głową rozbawiona jego reakcją.
— Мама, nie mówi się kurwa! Mówi się suka blyat! — pisnęła Lara. Oboje odwróciliśmy głowę w jej stronę.
— Haha! Moja krew! — powiedział ZSRR zadowolony.
— ...zabijcie mnie
* * *
Resztę dnia spędziłam głównie na leżeniu na kanapie, ewentualnie ogarnianiu w domu, bo obiad przecież sam się nie zrobi. Przez ten cały czas mój mąż chodził za mną jak cień i ciągle się do mnie tulił albo mnie całował, gdy tylko nadarzyła się okazja.
Aktualnie leżałam rozłożona na kanapie... znaczy, ZSRR był rozłożony na kanapie, a ja rozłożyłam się na nim. Była z niego bardzo fajna podusia, do tego taka cieplutka. Oglądaliśmy razem jakieś paradokumenty w telewizji, a nasza córeczka obok nas bawiła się swoimi figurkami zwierzątek.
— Anschluss! — ktoś z impetem wbił do naszego domu, witając się głośno. Chyba już wiadomym było kto konkretnie...
— O, no jesteś w końcu! — krzyknął komuch, wyczołgując się z pode mnie i biegnąc w stronę naszego gościa. Przytulili się krótko na przywitanie. Huh? Ciekawe dlaczego ją zaprosił... podejrzane. No ale w końcu to komuch. Jego nie ogarniesz.
— Jak tylko dałeś mi wiadomość przybyłam ci na pomoc! — odpowiedziała mu, opierając ręcę o biodra. Lara widząc ją od razu podbiegła do niej i przytuliła się do jej nóg cała w skowronkach. Bardzo lubiła Rzeszę i miała z nią dobry kontakt.
— Nie rozumiem, o co tu do cholery chodzi? — sama też w końcu ruszyłam dupę z kanapy i podeszłam do całej ferajny. Co oni znowu knuli?
— Nic się nie martw [T/I], wiesz że Rzesza dobrze zajmie się naszym słoneczkiem! — zalewnił, a niemka poszła z małą na rękach w głąb domu. — A teraz leć ubrać jakąś kurtkę i buty! No już już! — pogonił mnie komunista, dając małego klapsa w tyłek. Pisnęłam pod nosem i od razu pobiegłam do przedpokoju, wykonując jego polecenie.
— Zboczeniec jebany... — syknęłam, kiedy podczas zakładania butów pojawił się za mną, i znowu jak na złość mnie klepnął. Cała moja twarz przybrała czerwonej barwy przez rumieńce, możliwe że byłam bardziej czerwona od niego na ryju w tym momencie.
— Ale za to twój~ — puścił mi oczko. Gdy oboje byliśmy gotowi, pożegnaliśmy się z aryjką i naszą córeczką. Wyszliśmy z domu, trzymając się za ręcę.
— Brrr, zimne łapy masz... — zauważyłam, aż dostając drzeszczy.
— Bo to od serca idzie — odpowiedział mi, jak zwykle szczerząc się jak głupi do sera. No debil no. Debil. Na weselu też nim był, jak wychlał skrzynkę wódki a potem zawiesił się na kryształowym żylandorze i bujał jak jakaś małpa...
— Mmm monke
— Hm? Mówiłaś coś?
— Nie, nic nic... — machnęłam ręką. Ten wzruszył ramionami i szliśmy dalej. Nie wiedziałam gdzie dokładnie mnie prowadził, do póki nie zatrzymaliśmy się w parku, przy tej jednej konkretnej ławce.
— Pamiętasz co to za miejsce? — zapytał, przerywając ciszę.
— Jak mogłabym nie pamiętać? Tu mi swoje uczucia podczas randki wyznałeś...
— ...a potem dostałem za to zjebki — dokończył, na co ja się zaśmiałam. No tak, i to jeszcze w taksówce przy kierowcy... eh. Usiedliśmy na ławce, oparci o siebie nawzajem. Akurat przed nami malował się piękny widok na zachód słońca. Całe niebo było różowo-pomarańczowe, tak samo obłoki. Wyglądało to ślicznie.
— Wiesz... to w sumie zabawne jak się poznaliśmy. Zaczęło się od mojego zakopywania śmieci na twojej, teraz już NASZEJ posesji, a potem dostałam od ciebie łopatą w łeb... romantycznie — wzięło mnie na refleksje.
— Hahah, tak! Łopata nas połączyła! — śmiał się razem ze mną. — Ale przyznaj, że nie żałujesz!
— Hmm... — zaczęłam się zastanawiać. — Tak, nie żałuję nic a nic! To była bez wątpienia łopata na szczęście! — odpowiedziałam praktycznie od razu. Wtuliłam się mocniej w jego bok, a on objął mnie ramieniem. Oboje spojrzeliśmy w niebo uśmiechnięci.
Oj naprawdę nie żałuję... gdyby nie on, mój kochany, trochę debilowaty ZSRR, nie wiedziałabym co to szczęście...
KONIEC
_________________________________________
Ah, ostatni rozdział... nigdy nie sądziłem, że jakiekolwiek moje opowiadanie dotrwa do końca, a tu proszę
Kiedy zacząłem pisanie tego w grudniu 2020 byłem nieusatysfakcjonowany tym, że praktycznie nikt tego nie czyta... już chciałem porzucić moje marzenia o pisaniu opowiadań, ale uznałem że okej, poczekam jeszcze trochę
I naprawdę było warto, bo w tym momencie to opowiadanie ma ponad 19 tysięcy wyświetleń, za co wam naprawdę dziękuję! Bez was nie byłbym w stanie tego osiągnąć!
Nie zapomnijmy oczywiście też o komentujących! Uwielbiam czytać wasze komentarze, nieraz przez was parsknąłem śmiechem w środku lekcji!
Szczerze, gdy to pisałem myślałem że się popłaczę... to było moje pierwsze fanfiction tutaj, a teraz się kończy... ale jak to mówią, jeśli coś kochasz, pozwól temu odejść
Oczywiście, zdaje sobie sprawę że większość rozdziałów to krindż totalny, ale to nie zmienia faktu że jestem dumny z mojego ,,dzieła"!
No i co tu więcej powiedzieć... jeszcze raz wam serdecznie dziękuję za czytanie tego!
Ale spokojnie, spokojnie! Mam zamiar napisać jeszcze maaaasę innych książek! O ich brak na moim profilu nie musicie się martwić!
[Chyba że przedwcześnie pierdolne, ale oby nie]
Jedną nawet mam w planach! Mogę tylko powiedzieć, że to kolejny x reader [no bo co innego], i będzie dotyczył najstarszego syna naszego komunistycznego buraczka~
Mam nadzieję, że zakończenie was usatysfakcjonowało... mogę oficjalnie powiedzieć, że książka jest już zakończona
To tyle, dzięki za uwagę, do zobaczenia w kolejnym opku!
~Wafel
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top