▪︎ Rozdział XXVI - Koniec koszmaru ▪︎
— KOMUCH! WAŻNA SPRAWA! — Rzesza wparowała do domu, wyważając drzwi z buta, przez co o mało nie wyjebało ich z zawiasów. Za nią wleciał Weimar i jej dwóch przydupasów, Imperium Japońskie i Królestwo Włoch.
— Czego...? — zapytałem niechętnie, kończąc nalewanie kolejnej porcji wódki do kieliszka, żeby zapić problemy.
— Jugosławia... ona... — próbowała się wysłowić, ale nie mogła złapać tchu. Jej brat gestem ręki kazał jej się uspokoić i kontynuował za nią.
— Jugosławia odpowiada za zniknięcie [T/I]! Wszystko słyszeliśmy! Ukrywa ją w świecie ludzi! Musimy ją znaleźć! — krzyknął Weimar, a pozostała dwójka mężczyzn tylko szybko pokiwała głową na zgodę. Odłożyłem butelkę na stół i zmierzyłem wszystkich podejrzliwym wzrokiem.
— Wy sobie jaja robicie, prawda...? Nie wierzę wam... nie wierzę! Nie Jugosławia! Przecież ona, przecież ona... — powoli wszystko zaczęło do mnie docierać. Rzesza miała rację... ona cały czas knuła za moimi plecami! Jak mogłem być taki głupi... jak mogłem być taki głupi że dopiero teraz to dostrzegłem!
Złapałem się za głowę. Chciało mi się płakać...
— Ej, spokojnie komuch! Mamy już sprawcę tego! Teraz wystarczy ją tylko dorwać! — próbowała mnie pocieszyć Rzesza.
— ŻEBY TO BYŁO TAKIE ŁATWE! Nie wiemy gdzie jest! [T/I], moja biedna [T/I], przepraszam... — powtarzałem cicho pod nosem. W tym samym czasie drzwi ponownie ktoś wyjebał z kopa.
— TATO! WIEMY GDZIE JEST [T/I]! — krzyknęła rozradowana Rosja, podbiegając do mnie. Zamrugałem niedowierzając.
— Zaraz... jak to?! Skąd?! — zapytał Faszystowski niedowierzając.
— B-bo to ja pomogłem w jej uprowadzeniu... — zza mojej córki wyłonił się Ukraina z wzrokiem wbitym w podłogę, ściskając rękami rękawy swojej bluzy. Mój smutek i agonia zastąpił gniew. Ogromny gniew...
— TY SKURWIELU! — wycedziłem przez zęby, łapiąc go mocno za szyję i podnosząc do góry, a ten spojrzał mi przerażony prosto w oczy. Po chwili jednak się opamiętałem i zrzuciłem go na podłogę. Zaczął łapczywie łapać oddech. [T/I] nie pochwaliłaby takiego zachowania, na pewno nie...
— Współpracował z Jugosławią i Cesarstwem, trzymają ją zamkniętą w piwnicy starego domu w środku lasu! — wyjaśniła Rosja.
— Ha! Wiedziałam, że jest z tym związana! — warknęła niemka.
— Związana to jest [T/I] w piwnicy ćwoki! [pozwoliłem sobie ukraść komentarz czytelnika, przepraszam] Ukraina, prowadź! — pomagliła go ręką.
— Jasne... — wstał, wciąż lekko się kołysząc.
— Policzę się z tobą później... — szepnąłem mu do ucha, przez co głośno przełknął ślinę.
Swoim pilotem otworzył portal do świata ludzi, i po kolei zaczęliśmy szybko do niego wskakiwać.
* * *
— AŁ! — zawyłam z bólu po raz kolejny, gdy Jugosławia kopnęła mnie w żebra. Drżącymi rękami próbowałam ponownie się podnieść, ale tym razem mi się nie udało i uderzyłam szczęką o betonową podłogę.
— Nie próbuj więcej mi się sprzeciwiać! Gdybyś była posłuszna, puściłabym cię wolno, a ty mnie próbujesz zaatakować?! Ty niewdzięczna szmato, szmulo, kurwo! — wrzasnęła na mnie, zgniatając szpilką moją dłoń, na co znowu pisnęłam obolale. Z moich oczu lały się hektolitry łez, a całe ciało drżało z zimna i bólu. Proszę, niech ten koszmar się już skończy...
— HIJA! — pisnął ktoś niewyraźnie zza drzwi piwnicy, które po chwili zmieniły się w drobny mak, a do pomieszczenia wpadło mnóstwo ludzi.
— URAAAA! — krzyknął znajomy mi głos i rzucił się na moją oprawczynię, zaczynając się z nią bić. ZSRR...?
Dołączyła do niego jeszcze dwójka mężczyzn i... Rzesza...?
Poczułam jak ktoś bierze mnie na ręcę i podnosi, przez co ponownie po całym moim ciele przebiegło uczucie bólu. Spojrzałam na niego. Wyglądał zupełnie jak...
— Tato...? — mruknęłam cicho.
— Spokojnie [T/I], jesteś już bezpieczna... nikt więcej nie zrobi ci krzywdy... — odpowiedział spokojnym, ale i podenerwowanym tonem. Zrobiło mi się jakoś dziwnie słabo...
— [T/I]! — to było ostatnie, co usłyszałam, zanim straciłam przytomność...
* * *
Siedziałem zdenerwowany przed salą, w której leżała [T/I], nerwowo wodząc wzrokiem po całym korytarzu i tupiąc niespokojnie nogą. Obok mnie siedziała Rzesza, wtulona w swojego brata, który szeptem próbował ją jakoś pocieszyć, niedaleko Polska spanikowanym głosem wymieniała swojemu mężowi wszystkie najgorsze scenariusze płacząc, a ten próbował ją uspokoić, Czechy i Słowacja żywo dyskutowali na temat zemsty na Jugosławi, Węgry bawił się automatem z wodą, a PRL rozmawiał przez telefon z Czechosłowacją i wszystko jej opowiadał. Japonii i Włoch nie było, aktualnie byli z sprawczynią tego wszystkiego na komisariacie.
— Tato, słuchaj bo ja... — zaczął Ukraina. Spojrzałem na niego wzrokiem pełnym furii.
— Bo co?! Czemu jej nie pomogłeś jak miałeś okazję?! CZEMU W OGÓLE JEJ TO ZROBIŁEŚ! CO ONA CI ZROBIŁA, PRZECIEŻ CIĘ LUBIŁA!
— WŁAŚNIE, LUBIŁA, A NIE KOCHAŁA! LICZYŁEM, ŻE ZMIENI ZDANIE! WIEM, ŻE POPEŁNIŁEM BŁĄD!
— TAKIMI SPOSOBAMI NIC NIE WSKÓRASZ! SKRZYWDZIŁEŚ JĄ! TERAZ JA SKRZYWDZĘ CIEBIE! — krzyknąłem i rzuciłem się na niego, zaczynając go okładać najmocniej jak mogłem. On też nie pozostawał dłużny.
— Ejejej, spokój stary z młodym! — rozdzieliła nas Czechy, odzielając jednego od drugiego. Wciąż wierciłem dziurę wzrokiem w swoim synu, przez co mocno się speszył.
W tej samej chwili z sali wyszedł doktor. Od razu odsunąłem się od Ukrainy i przybrałem bardziej naturalną pozę, udając że nic się nie stało. Ukraina zrobił to samo. Już chciałem spytać co z nią, ale uprzedziła mnie Polska.
— I co?! Co z nią?! — zapytała zestresowana.
— Cóż, to był najgorszy przypadek jaki kiedykolwiek widziałem... połamane żebra, ręcę, dłonie, poobijane nogi, połamany piszczel, poobrywane ścięgna, mnóstwo obrażeń wewnętrznych w okolicach brzucha, oraz mnóstwo ogromnych siniaków i zadrapań. Ale wyjdzie z tego cało, dziecko też — odpowiedział Szwajcaria. Nie wierzyłem własnym uszom. Reszta ekipy chyba też.
— Zaraz... dziecko? — dopytałem niedowierzając.
— Tak, będziesz ojcem, gratuluję — uśmiechnął się.
Zakryłem usta dłonią. Czyli to wtedy... a jednak!
— Będę wujem?! Matko będę wujem! Słyszycie?! Będę wujem! — krzyknął uradowany Węgry.
— Będziemy wujami! Będziemy wujami! — dołączył do niego Słowacja.
— Będziemy wujami! Słyszysz to siorka? Będziemy wujami! — do tej wesołej gromadki dołączył również PRL i cała trójka zaczęła kręcić się w kółku, trzymając się za ręcę.
— Będę ciocią! Wohooo! — pisnęła Czechy.
— I ja też! — dodała Rosja.
— O cholera, będę babcią?! I to w dodatku młodszą od Zesraja?! Nie wierzę! — zauważyła Polska.
— YAY! — Niemiec zareagował podobnie co całe wujostwo i mocno przytulił polkę.
— Gratulacje komusiu! — podeszła do mnie Rzesza i poklepała po ramieniu. — Choć to chyba nie twój pierwszy raz, eh? Który to już? Szesnasty? Ty to masz rozmach! — zaśmiała się. Szeroko się uśmiechnąłem.
— [T/I] się obudziła, możecie iść ją zobaczyć — powiedziała Austria, wychodząc z sali.
Słysząc to pierwszy tam wpadłem, o mało nie potrącając austraczki na co cicho przeprosiłem. Usiadłem na krześle przy łóżku.
— Czeeeść kochanie, dawno cię nie widziałam... tęskniłam... — powiedziała z bladym uśmiechem wyciągając rękę w moją stronę. Była strasznie poobijana, nawet bandaż nie był w stanie tego zakryć. Złapałem ją za dłoń tak delikatnie jak mogłem.
— Ja też najdroższa, ja też... — powiedziałem łamiącym się tonem, ledwo powstrzymując się od płaczu. [T/I] nie dała rady, jej oczy były pełne łez.
Niespodziewanie, niezważając na cały swój ból zebrała siły i podniosła się, po czym mnie przytuliła najmocniej jak mogła. Nie wytrzymałem. Pozwoliłem łzom spływać po moich policzkach i również ją przytuliłem.
— Nawet nie wiesz jak bardzo...
______________________
[T/I] URATOWANA, WOHOOO! :D
Wybaczcie że od prawie miesiąca nie było rozdziału, ale a to źle się czułem, a to miałem zapierdol w szkolę, a to zagrożenia, a to brak weny i tak wyszło :I
Na szczęście zbliżają się święta, czyli będę częściej pisał pomiędzy maratonami wpierdalania mandarynek uwu
Mam też już zamówione dla siebie LPS'y z AliExpress, ale będą dopiero w styczniu :/
No nic, i tak lepiej niż ostatnio gdy przyszły mi w lutym jak miałem urodziny, wsm czego ja się mogę spodziewać po chińskiej stronce?
To tyle, oby rozdział się spodobał i jeszcze raz przepraszam za długą nieobecność
Pozdrawiam swoją żonę 💅
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top