▪︎Rozdział XXIV - Jugosławia i jej przekręty▪︎
Siedzenie w piwnicy, dzień chyba trzeci. Nie wiem, tak już umierałam ze stresu że przestałam liczyć. Okropnie bolał mnie brzuch, a fakt że nie mogłam się skulić nie pomagał. Nie jadłam od długiego czasu...
— No dobra, niech ci będzie... tylko żadnych sztuczek! — warknęła stłumionym głosem moja porywaczka, a po chwili ujrzałam ukraińca z jakimś talerzem w ręku. Zanim do mnie podszedł nacisnął na włącznik na ścianie, dzięki czemu pomieszczenie się nieco oświetliło. Przymrużyłam oczy, odzwyczajona od tego widoku.
— Не хвилюйся, to tylko ja — powiedział spokojnie.
— Też mi pocieszenie... — mruknęłam pod nosem. Nie miałam już siły nawet krzyczeć.
— Przyniosłem ci coś do jedzenia, bo pewnie jesteś bardzo głodna, a wbrew pozorom nie chciałem i nie chce zrobić ci krzy... — zignorował moją obelgę i kontynuował, ale ponownie mu przerwałam.
— Oh, dopiero teraz żeś se przypomniał, że ludzie muszą coś żreć? W sumie, po co było wcześniej pamiętać? Wtedy dalej miałabym siłę i mogłabym jeszcze uciec! A do tego nie możesz dopuścić, prawda? — kontynuowałam pseudo-przejętym tonem.
— Doskonale wiesz, że gdybym mógł to bym ci pomógł...
— Nieee, nie wiem właśnie! Co cię niby powstrzymuje?!
— ...jeśli bym to zrobił, wygadałaby o tym wszystkim i zrobiłaby ci jeszcze większą krzywdę... — mruknął w odpowiedzi. — Poza tym, podobno gdy już uwiedzie ojca i przekona go, że odeszłaś raz na zawsze to puści cię wolno, tylko daleko z tąd...
— Phi! Też mi wytłumaczenie... tak czy siak wszyscy się dowiedzą o twoim szamranych interesach z Jugościerą, a nawet jak zrobi mi krzywdę to nie zabije... także ten, masz chujowe argumenty
— No, jest też drugoplanowy powód... nie sądzisz, że już warto zapomnieć o ZSRR, skoro i tak na bank już go straciłaś? Może spróbuj dać mi szansę? Przecież nie jestem aż taki zły, prawda? Przecież powiedziałaś, że mnie lubisz...
— Lubiłam, gdy jeszcze nie miałeś takich debilnych planów w głowie...! Nie mam zamiaru dawać ci żadnej szansy, nawet jeśli miałabym tu siedzieć do końca życia...! — warknęłam tak głośno, na ile mogłam. Nie próbował się już dalej tłumaczyć. Przykucnął, wziął trochę jajecznicy na widelec i dawał mi po trochu.
Jeśli komunista zawiedzie, będę musiała się jakoś wydostać z tąd sama... a do tego potrzebuje siły...
* * *
[T/I] nie ma już od kilku dni, jakby rozpłynęła się w powietrzu. Szukaliśmy jej chyba wszędzie, przepytaliśmy wszystkich sąsiadów, nawet jej przybranych rodziców! Ale nikt nic nie wiedział... tego dnia jej ,,rodziców" w domu nie było, przez co mam czarne scenariusze w głowie...
— Oj daj spokój, na pewno nic jej nie jest... może spotkała gdzieś znajomych, poszła z nimi na imprezę i teraz leży gdzieś schlana w krzakach po prostu? Jak wytrzeźwieje to wróci... — próbowała pocieszać mnie Jugosławia. Odkąd dowiedziała się, że młodej nie ma od dłuższego czasu pomaga nam jak może, i jestem jej naprawdę za to wdzięczny...
— Niezbyt pociesza mnie ta myśl, wiesz? Ugh, jeśli nie da mi jakiegoś znaku, sygnału, czy czegokolwiek, że jest bezpieczna to przysięgam, nie przestanę szukać do póki jej nie znajdę, choćbym miał przeszukać wszystkie kontynenty...
— Spokojnie, na pewno znajdzie się prędzej czy później... — poklepała mnie po ramieniu. Spojrzała ukradkiem na zegar wiszący na ścianie. — No, ja już będę lecieć. Umówiłam się z kimś. Powodzenia w dalszych poszukiwaniach! Jak coś znajdę to dam znać! — pomachała mi, uśmiechając się od ucha do ucha, po czym wyszła z mojego domu. W tym samym czasie na parter po schodach zeszła Rzesza, z ręcznikiem na głowie.
— Jak tam komuch? Jakieś nowe wieści? — zapytała, opierając się o oparcie kanapy, na której akurat siedziałem.
— Nie właśnie, załamuje mnie to... — przyznałem ponurym tonem.
— No weź, na pewno nic jej nie jest! To w końcu [T/I], ona nie dałaby się tak łatwo! — dodała zdeterminowanym tonem. — Sama się o tym przekonałam, i to nie raz! Ty z resztą też! Znając życie niedługo do nas sama wróci, z porywaczem w worku! — na jej słowa się lekko uśmiechnąłem.
— Ta, pewnie masz rację... dzięki Rzesza, dobra kumpela jednak jesteś — przyznałem.
— Najlepsza, chciałeś powiedzieć — dodała złośliwie. — Słyszałam jakieś damskie głosy z dołu, ktoś tu był?
— Tak, Jugosławia była... trochę mnie podnieść na duchu przyszła — odpowiedziałem.
— Oh, Jugosławia... wiesz, zauważyłam że strasznie się kręci wokół ciebie... i te jej uśmieszki... nie wydaje ci się to podejrzane? — zapytała podejrzliwie.
— Czemu niby miałoby?
— Nie wydaje mi się, żeby była zbyt przejęta tym całym zaginięciem [T/I]... jakoś nie słyszę zmartwienia w jej głosie... a wiesz mi, ja się na ludziach znam!
— Co sugerujesz?
— Co jeśli to właśnie Jugosławia moczyła w tym palce...?
— Co...? Pffft... głupoty pleciesz! Po co niby? Nie widziałem, żeby się nie lubiły! Gdyby to co mówisz było prawdą, nie pomagałaby mi! Z resztą, po co miałaby to robić?
— Ty naprawdę nie widzisz, jak się obok ciebie kręci? Może próbowała do ciebie wrócić, a [T/I] jej w tym przeszkadzała...?
— Ta, na pewno... skąd niby wzięła adres jej rodziców w takim razie? — spojrzałem na nią zażenowany.
— Cóż, nie wiem, a-ale... — próbowała jeszcze coś wymyślić, ale jej przerwałem.
— No widzisz, niby podstawy są, ale dalej już nic. Z resztą, nieważne...
Nie no, to na pewno nie Jugosławia... czemu niby miałaby to zrobić...?
* * *
— Witam moją ulubioną szwabkę! Jak się na krzesełku spało? Mam nadzieję, że nie bolą cię zbytnio plecki, niestety nie miałam na zapleczu żadnego puchatego krzesła! — powiedziała przymilnym tonem.
— Spierdalaj! — warknęłam, zanim w ogóle pojawiła się w zasięgu mojego wzroku. Nie przejęła się jednak tym zbytnio i kontynuowała.
— Słuchaj, jest sprawa... jestem akurat w posiadaniu twojego telefonu — pomachała mi przedmiotem przed twarzą. — I aktualnie muszę z niego skorzystać, jakie jest hasło do niego? — zapytała spokojnie.
— Hah! Ty serio myślisz, że ci powiem? — zaczęłam się lekko śmiać z jej głupoty. — Koło mojego martwego ciała!
— Da się załatwić! — mówiąc to, niespodziewanie kopnęła mnie mocno w brzuch swoją szpilką, przy okazji przewracając moje krzesło. Potem było już tylko gorzej...
Zębami przegryzła sznurki, którymi byłam przywiązana do krzesła i zanim zdążyłam to wykorzystać, złapała mnie za nadgarstek i rzuciła mną o ścianę. Ogłuszona zleciałam na podłogę. Wtedy zaczęła mnie naparzać z pełną furią, jakby demon w nią wstąpił. Szarpała, drapała, kopała... z sekundy na sekundę wszystko coraz bardziej mnie bolało, poczułam ogromne uczucie gorąca i metaliczny posmak w ustach...
W końcu przestała, wstając na równe nogi. Próbowałam się ruszyć, wstać, ale ból był po prostu zbyt silny. Spojrzała na mnie z góry.
— Chciałaś to masz. Może nie koło martwego ciała, ale pobite chyba też może być? — wyszczerzyła się. — Masz nauczkę na przyszłość... ŻE ZE MNĄ SIĘ NIE ZADZIERA — syknęła pod nosem i wyszła. Po prostu wyszła. Gdy zamknęła drzwi, pomieszczenie znowu wypełniło się ciemnością, tak samo jak chwilę później ja...
____________________
Mam we wtorek sprawdzian z chemii, ale wyjebane mam jak zwykle
I tak nie chciałem iść do technikum, stara mi kazała-
Jak myślicie, komuch się w porę zorientuje jakim debilem był nie biorąc pod uwagę Jugosławi, czy [T/I] jakimś cudem wyjdzie z tego sama?
Dobra, to tyle z mojej strony, powodzenia jutro, bo w końcu poniedziałek-
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top