▪︎ Rozdział XV - Niemiecka Rodzina ▪︎
— Wow, i to wszystko w okresie tylko czterech-pięciu miesięcy?! Fascynujące! — przyznała Czechy z iskierkami w oczach.
— A ty co przegrywie, dalej żeś nie zaliczył? — zapytał prześmiewczo Węgry, lustrując PRL wzrokiem. Brat Polski fuknął.
— Zamknij się...
— Nie martw się, mogę ci w tym pomóc! — powiedziała dwuznacznie siostra Słowacji, wywołując śmiech u pozostałej dwójki.
— Jeszcze ci pokażę! I to na przykładzie twojej siostry! Mam tylko nadzieję, że masz dźwiękoszczelne ściany! — dojebał PRL.
— Ja ci zaraz dam kurwa na przykładzie mojej siostry...!
Powoli i niezauważalnie wycofałam się na korytarz, zanim zaczęła się bójka, która dodatkowo odwróciła ode mnie uwagę.
— Ej, [T/I], sprawa jest — lekko dygnęłam, słysząc za sobą nazistkę.
— Jaka sprawa?
— No bo widzisz... zaprosiłam już swoich kilku krewnych i obiecałam, że cię do nich przyprowadzę...
— Co?! O nie nie, nie ma mowy! Już mam dość wrażeń jak na tak krótki okres czasu! A to po raz pierwszy spotykam komunistę, a to mnie w domu trzyma, a to randka z nim, a to Ukraina się okazuje być moim drugim adoratorem, a to nagle się dowiaduje że jestem krajem... AGH! Już mam dość!
— To bardzo niegrzeczne z twojej strony, a już mieli taką nadzieję... a z resztą, co się będę pierdolić? — niespodziewanie podniosła mnie i przewiesiła przez swoje ramię jak jakąś torbę sportową. Pisnęłam.
— Cholera, puść mnie! Ja nie chce!
— A myślisz, że mnie ojciec pytał czy chce z nim jechać na spotkanie oficerów? No właśnie! — powiedziała ucieszona i zbiegła po schodach na dół. Zaczęłam wołać o pomoc. Przyjaciele Polski dość szybko się zorientiwali, że ich nowej koleżanki nie ma.
— Ludzie! [T/I] nam porywa ta szkopka! — powiadomił resztę Słowacja spanikowanym głosem. Rzesza jedyne co zrobiła to wystawiła mu środkowy palec i spierdoliła na ulicę. Za nią po kolei wybiegli PRL, Słowacja, Węgry i Czechy i zaczął się pościg niczym z filmu akcji.
Rzesza słysząc wymieszane wypowiedzi typu ,,Oddawaj ją!" ,,Rabuś nie kradnij!" ,,Ty nazistko pierdolona!" tylko złowieszczo się zaśmiała i przyśpieszyła tępo biegu.
Z pościgu pierwszy odpadł Węgry. Już po kilku minutach biegu coraz bardziej zwalniał, aż w końcu padł zmęczony na ziemię, biorąc głębokie wdechy. Reszta jednak wciąż miała dużo siły i w miarę możliwości przyśpieszali. Niestety, z wyćwiczonymi na froncie nogami aryjki nie mieli zbyt wielkich szans. Moje ciągłe miotanie się i kopanie trochę ją spowalniało, ale tylko trochę.
W pewnym momencie Czechy zaczęła rzucać w jej kierunku jabłkami, które zgarnęła najpewniej z domu i nagle przypomniała sobie o ich istnieniu. Jej rzuty były wyjątkowo niecelne. Rzesza nie dostała ani razu, ale ja już tak...
— AŁ! KURWA UWAŻAJ JAK CELUJESZ! — warknęłam. Dziewczyna odpowiedziała krótkim ,,Sorry!".
Nazistcę chyba znudziło się samo uciekanie, bo nagle się zatrzymała i czekała w gotowości na bliźniaków biegnące z pełną furią w jej kierunku. PRL chyba wyczaił, że coś jest nie tak, ponieważ stanął nieco dalej. Gdy rodzeństwo podbiegło wystarczająco blisko, szybkim ruchem podcięła czesce nogi i przywaliła z pięści w nos, a słowak oberwał kopniakiem prosto w biodro, aż poleciał na bok.
— O ty kurwo, tak chcesz się bawić?! — wycedził przez zęby ostatni nietknięty z moich potencjalnych wybawców, podczas gdy reszta starała się jakoś podnieść mimo bólu. Rzesza próbowała tak jak w przypadku Czech podciąć mu nogi, ale PRL się widocznie tego spodziewał i odsunął do tyłu. Lewego sierpowego się jednak już nie spodziewał i oberwał prosto w oko. Oj będzie śliwa...
Dalej nawet nie będę próbowała opisywać, bo sama niezbyt ogarniam co się działo przez dziką napażankę.
Aryjka warknęła cicho ze zmęczenia. Miała dość, chciała to zakończyć, i wykorzystała sposób, którego się KOMPKETNIE nie spodziewałam. Wykorzystała nieuwagę przeciwnika i z CAŁEJ SIŁY KOPNĘŁA GO IDEALNIE PROSTO W KROCZE. PRL pisnął cicho i padł na kolana. Akurat w tym samym momencie Czechy z mocno krwawiącym nosem i Słowacja zdołali się podnieść, ale Rzesza powaliła ich ponownie jednym ciosem.
— Hah! I co teraz?! W końcu... kierunek - LAS! — powiedziała ochoczo i pobiegła w wcześniej obranym kierunku, zostawiając za sobą pobitą trójkę.
— Co to miało być?! Myślałam, że odkąd bierzesz leki się zmieniłaś! — krzyknęłam pretensjonalnie.
— Bo się zmieniłam! Ale upartość i waleczność towarzyszyły mi od początku! — zaśmiała się.
Oj, coś czuje że to spotkanie z rodzinką niemiecką będzie jedyne w swoim rodzaju...
***
Nazistka zamknęła za sobą drewniane, lekko spróchniałe już drzwi, wchodząc do środka.
— Kochaniii! Już jestem! — krzyknęła wesoło. Grobową ciszę przerwała masa wyjątkowo ciężkich kroków, od których skrzypiała podłoga. Do pokoju wparowała jak cień grupka trzech wysokich mężczyzn.
Najwyższy z nich, Cesarstwo Niemieckie miał kamienny wyraz twarzy, a jego spojrzenie wywoływało u mnie ciarki. Nosił ciemny mundur z masą orderów, a na jego głowie spoczywał poniemiecki hełm z ogromnym szpikulcem na głowie.
Drugi w kolejności stał Prusy. Elegancko ulizane do tyłu włosy to pierwsze, co rzuciło mi się w oczy. On też nosił mundur, ale koloru białego ze złotymi elementami, bez płaszcza. Zawadiacko uśmiechał się w moim kierunku.
Trzecia była Republika Weiner... Weirmer... Weimarska! Tak to szło jakoś. Miał potargane, czarne włosy i w przeciwieństwie do pozostałej dwójki nosił takie bardziej luźne ubranie, w postaci brązowego swetra i spodni na szelkach. Z tym sympatycznym wyrazem mordki bardzo przypominał mi mojego tatę, i to nie tylko ze względu na flagę.
— Co tak długo?! — zapytał Cesarstwo.
— Miałam po drodze małe problemy w postaci grupy wyszehrackiej i PRL'u na ogonie po tym jak ją ,,porwałam" gdy nie chciała się zgodzić na spotkanie z wami, ale szybko sobie z nimi poradziłam! — uśmiechnęła się dumna z siebie. Ostrożnie postawiła mnie z powrotem na ziemii. — Kochani, poznajcie [T/I]!
— Cześć [T/I]! — powiedzieli chórem.
— [T/I], poznaj mojego ojca Cesarstwo Niemieckie, dziadka Prusy i brata Republikę Weimarską! — przedstawiła mi wszystkich po kolei wskazując na nich palcem.
— Hej...? — pomachałam lekko ręką na powitanie.
— Czyj to bachor? — zapytał prosto z mostu Cesarstwo.
— Tato! — opieprzył go Republika.
— Jeśli o to chodzi, to... [T/I] jest córką oczywiście Niemca i... Polski... — dodała cicho.
— Pięknie, no po prostu pięknie! Jak zwykle twój syn się spoufala z wrogiem! Wspaniale! Ale ci się bękart udał! — wygarnął pretensjonalnie ojciec Rzeszy.
— Najwidoczniej w rodzinie nic nie ginie! — odszczeknęła aryjka.
— Ejejej, ludzie spokój! Przy gościu nie wypada się kłócić! To niczyja wina!
— Dokładnie, zgadzam się z tobą! A teraz zamknąć mordy i siadać na dupach przy stole! — zarządził Prusy.
***
Wszyscy siedzieli przy ogromnym, czarnym stole. Atmosfera była wręcz grobowa. Rzesza była zajęta opowiadaniem swojemu bratu akcji pościgu, Prusy ciągle opowiadał mi kawały lub zagadywał, a Cesarstwo się gapił w ścianę, ewentualnie przysłuchiwał się konwersacji swoich dzieci lub mojej i Prus.
— A ty [T/I], masz już kogoś na oku?
— Cóż, jak mam być szczera to tak. Znamy się co prawda tylko jakieś cztery-pięć miesięcy, ale nie wyobrażam sobie bez niego życia. A jest nim... — przerwał mi dźwięk wyważanych drzwi. Cała nasza piątka odwróciła wzrok w jego kierunku. Wtem do pokoju wpadł...
— KTO ŚMIAŁ TYKAĆ MOJĄ DZIEWCZYNĘ?!
...mój kochany komunistyczny debil.
_________________
Wiem, miało nie być rozdziałów... chciałam tylko go tak trochę zacząć, żeby mi pomysł nie uciekł ale jakoś się rozpisałam i no...
Przy okazji sobie trochę poćwiczę pisać opowiadania przed egzaminem z polaka XD
Przy okazji, zdradze wam sekret... za chuja nie umiem dotrzymywać obietnic =)
Zajebiście mi się ten rozdział pisało, zwłaszcza opis pościgu XD
Oby przypadł wam do gustu
~ Shiba
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top