▪︎ Rozdział XIV - Dom Polski ▪︎
Z samego rana dostałam wypis i w końcu byłam wolna! Nareszcie mogę się trochę rozerwać, jakieś nowe osoby poznać a nie tylko szpital i szpital... ciągle jakieś dramy. Jeszcze żeby było mało, czeka mnie jeszcze jedna drama do rozwiązania.
— I jak tam idzie pakowanie? — zawołała Polska z salonu.
Ah, miałam się pakować a zamiast tego gapiłam się jakieś 5 minut w szafę i zastanawiałam za jakie grzechy tu trafiłam...
— Z-zaraz kończę! — odpowiedziałam nerwowo pośpiesznie pakując pozostałe rzeczy do ostatniej walizki. Uznałam, że lepiej będzie wyprowadzić się do mamy, bo od incydentu w szpitalu ukrainiec unikał mnie jak ognia i siedział głównie zamknięty w pokoju lub chodził gdzieś po mieście. Trochę mi było z tym głupio, bo to w końcu jego dom i to raczej ja powinnam siedzieć zamknięta w pokoju, a nie on... a że siedzieć zamknięta w pokoju nie lubię wyprowadzka będzie najlepszą drogą. Nie będę z nim na siłę rozmawiać, niech sam się przełamię i mi powie...
— Powiedziałaś to samo jakieś pół godziny temu! — weszła do pokoju zniecierpliwiona polka.
— Ale teraz już tak naprawdę — z lekkim trudem zamknęłam walizkę. — No, to już wszystko! — otrzepałam ręcę z niewidzialnego syfu.
— No wreszcie... a teraz choć, pokaże ci gdzie będziesz spać — wzięła dwie z czterech walizek i ruszyła ku wyjściu na ulicę. Ja chwyciłam pozostałe dwie i poszłam za nią.
— Poczekaj chwilę... — puściłam bagaże i szybkim krokiem poleciałam do kuchni. Były współlokator stał do mnie odwrócony tyłem przy blacie, gapiąc się w okno. Chcąc mu zrobić taką niespodziewankę, zakradłam się cicho do niego i przytuliłam od tyłu. Mocno się spiął.
— To do zobaczonka innym razem. Wiesz gdzie mnie szukać jak coś. Jak będziesz już gotowy by o tym pogadać to daj znać, nie mam zamiaru na ciebie naciskać — puściłam go i wróciłam z powrotem do Polski, zostawiając syna komunisty samemu sobie.
— Możemy już iść?!
— A co ci się tak śpieszy?
— Mam swoje powody... — zamilkła, wychodząc na chodnik i skręcając w jego lewą stronę. Nie chciałam wnikać w to, co robi więc pokornie również się zamknęłam do póki nie stanęliśmy pod drzwiami domu słowianki. Zamrugałam kilka razy niedowierzając.
— Co to jest? — wskazałam na przyklejoną przezroczystą taśmą klejącą niedokładnie wyrwaną kartkę z zeszytu, na której znajdowały się nabazgrane czerwonym długopisem i przekreślone podobizny nazistki i sowieta.
— A, jak wróciłam do domu ze szpitala po odwiedzeniu cię do domu mi Rzesza wbiła, o mało co drzwi z zawiasów nie wyjebała i rozbiła mi ulubiony wazon więc ma teraz tu KATEGORYCZNY zakaz wstępu! Jej kolegi też to dotyczy! Już mi się wystarczająco po domu panoszył przed 89 skurwysyn jeden... — otworzyła wejście do domu i gestem ręki zaprosiła mnie do środka. Spodziewałam się, że nikogo w środku nie będzie. Niestety się myliłam...
— Cześć Polska! Jak ta... ooo, ktoś nowy! — na kanapie w salonie siedział Węgry, który widocznie się podniecił gdy mnie zobaczył.
— Tak, [T/I] będzie u nas obecnie mieszkać. Przywitaj się z tym cymbałem — popchnęła mnie delikatnie do przodu, lekko się uśmiechając.
— Siema, Węgry jestem! Polska dużo mi o tobie opowiadała! — chłopak przeskoczył kanapę i złapał moją rękę, energicznie nią potrząchając.
— M-miło mi poznać! — zająkałam się trochę, robiąc szeroki wyszczerz. Szybko zabrałam rękę z powrotem do siebie, bo pod wpływem stresu zaczęła się robić mokra. No cóż poradzić, zawsze tak mam gdy poznaje kogoś nowego.
— Wow, ale masz zęby! W rodzinie jednak nic nie ginie, zwłaszcza tej niemieckiej, no nie? — szturchnął lekko Polskę łokciem, my jej irytacji. — Ahem... CZECHY! SŁOWACJA! PRL! CHODŹCIE SZYBKO, NOWEGO LOKATORA MAMY! — krzyknął.
— Tu jest więcej ludzi? O Boże... — powiedziałam do siebie cicho, łapiąc się za głowę. W mgnieniu oka z góry do salonu zbiegła pozostała trójka lokatorów.
— O kurde, faktycznie! — krzyknęła idealnie synchronicznie para... bliźniaków? Chyba tak mogę ich nazwać, skoro pewnie są dziećmi Czechosłowacji.
— O kurwa, ja serio mam siostrzenicę! — klasnął w dłonie PRL. Był wręcz idealnym klonem swojej siostry. Jedyne co ich różniło to fakt, że chłopak miał na prawym oku czarną opaskę z sierpem i młotem. No i jeszcze długość włosów... i ubiór... dobra! Identyczni może nie są, ale na pewno podobni!
Wszyscy chodzili wokół mnie i coś mówili, ale głosów było zbyt dużo był mogła dokładnie usłyszeć co kto mówi. A ja tylko stałam jak ten słup na ulicy.
— Dobra, dość tego dobrego! Dajcie już jej spokój, zobaczcie jaka zestresowana jest! — upomniał wszystkich Słowacja.
— Oj, faktycznie... wybacz... — powiedziała nieśmiało Czechy. Jak na zawołanie, wszyscy się odsunęli. Uf...przestrzeń... odetchnęłam z ulgą.
— Okej, to wy się zajmijcie naszym nowym gościem, bo ja mam kilka rzeczy do załatwienia. No, to pa! — wybiegła na dwór, aż dywan się lekko zawinął.
Zapadła cisza.
— To... co robimy...? — zapytałam już nieco pewniej.
— Szczerze to nie wiem... jakieś pomysły? — Węgry spojrzał pytająco na całą grupkę. Bliźniaki pokręciły przecząco głową, podczas gdy najwyższego z nich wyraźnie coś oświeciło.
— Ty, przecież dziś jest impreza u USA, no nie?
— O kurva, rzeczywiście! Prawie bym zapomniał... — impreza? Ich pojebało?
— No fakt, jest, ale dopiero o osiemnastej, a mamy jakąś czternastą dopiero! — zauważyła jedyna [nie licząc mnie] dziewczyna.
— Mamy konsolę, a konsola zabija czas! Choć [T/I], popatrzysz jak miażdzę tych skurwysynów w GTA! — PRL złapał mnie za nadgarstek i pociągnął na górę po schodach. O mało co się nie wyjebałam.
— KURWA ZWOLNIJ! — warknęłam. Ten jednak to zignorował i ciągnął mnie jak jakiś worek ziemniaków, obijając o ściany.
— My ci zaraz damy skurwysyny! — reszta, jak na zawołanie pobiegła za nim, przepychając siebie nawzajem.
* * *
— Skręcaj w prawo, w prawo! Po lewej psy masz!
— No kurwa próbuje! — brat Polski naciskał agresywnie na jeden z przycisków od konsoli. Udało mu się skręcić w lewo, jak najbardziej! ...ale wpadł do rzeki... — CHOLERAAAA! — jebnął się kilka razy w głowę.
— Dawaj to — perfidnie wyrwałam mu urządzenie. — Zaraz wam pokażę jak to się robi, nooby... — odpaliłam poziom od nowa. Na początku dobrze mi szło i już prawie byłam w połowie celu gdy...
— ANSCHLUSS! — zawołał ochoczo żeński, znajomy mi głos, otwierając drzwi z buta. Aż zbyt znajomy, żeński głos...
Wszyscy obrócili nagle łeb w tym samym kierunku. Klimatu dodawał dźwięk ,,WASTED" po tym jak samochód, którym kierowałam się rozbił.
— III RZESZA! — pisnęła Czechy i wszyscy [oprócz mnie oczywiście bo jestem taka nieustraszona] zaczęli spanikowani biegać po pokoju. No i piszczeć ewentualnie. Uspokoili się dopiero, gdy zobaczyli, że nazistka stoi tylko oparta o ścianę i przygląda im się z zażenowaną miną. Całą czwórką schowali się za łóżkiem.
— Po co żeś tu przylazła?!
— Ja? Ja tylko przyszłam odwiedzić [T/I]! Odkąd się wyniosła ze świata ludzi jej nie widziałam! Swoją drogą... — wyjęła z kieszeni bazgroł Polski, który wcześniej wisiał na drzwiach. — Ładny portret, kto rysował?
— To wy się znacie? — zadał mi pytanie Węgry.
— No tak, jak mieszkałam u komucha to go regularnie odwiedzała...
— Opowiesz nam jak to było? Bo podobno opowiadałaś już Polsce, to może teraz opowiesz nam?
— Znowu...? Oh, spoko... ale OSTRZEGAM, będzie dziko...
_____________
Bez rozpiski bo mi się spieszy heh
~ Shiba
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top