▪︎ Rozdział V - Nie taka Rzesza zła jak ją malują

— Cześć laski! Wróciłem! — oho, powrócił pan domu.

— Nazwij mnie laską jeszcze raz, wyzywam cię — odpowiedziała na jego seksistowskie przywitanie Rzesza, nie odrywając wzroku z talii kart.

— Cześć dziewczyny! To właśnie chciałem powiedzieć! — zajrzał do salonu. — O, widzę że się dogadałyście. To do ciebie trochę niepodobne Blondi...

— No cóż, po kilkuletniej terapii lekami nie mam zamiaru wszystkiego zaprzepaścić, tym bardziej że efekty widać coraz lepiej z dnia na dzień — wytłumaczyła komuniście. — No, to ja już będę się zbierać. Imperium Japońskie obiecał, że mnie dziś odwiedzi i nie chce go zawieść. Zum nächsten Brutus! Tschüss! — wyszła, oczywiście w głośny sposób jak to ma a zwyczaju.

— No nie wierzę... miła Rzesza. Już myślałem, że widziałem na tym świecie wszystko, ale jak widać się myliłem...

— Wydaje się być blisko z tym całym Imperium... wiesz może, co ich łączy?

— Z tego co mi wiadomo, to są razem. Jednak nie jestem pewien — odpowiedział trochę przybity.

— A co, podoba ci się? — zbiłam go tym z tropu.

— Skąd takie przypuszczenia?

— Po twoim tonie to wywnioskowałam

— To źle wywnioskowałaś, bo mi się nie podoba... no, kiedyś mi się podobała. Przed zerwaniem paktu, ale później to wyparowało. Do tej pory mam trochę traumę po tym, przez co nie tylko staram się trzymać dystans z niemką, ale ogólnie do żywienia jakichkolwiek uczuć... rozumiesz, prawda?

— Tak... — odpowiedziałam. Umilkliśmy.

— Wiesz, tak się ostatnio zastanawiałam... co jeśli moi rodzice mnie teraz szukają i przez przypadek cię znajdą? — wypaliłam.

— Дерьмо, на самом деле! — zerwał się na równe nogi. Zaczął latać z pokoju do pokoju. Podążałam za nim wzrokiem. Po kilku kursach podszedł w końcu z powrotem do mnie. Nie odezwał się jednak, chwycił mnie tylko za rękę i gdzieś zaprowadził.

Usadowił mnie na krześle przy stole, na którym leżał papier i pióro.

— Pisz

— Ale co? — wciąż niezbyt wiedziałam, o co mu chodzi.

— No list pisz

— Matko, coś ty taki nerwowy?

— Czy ty nic nie rozumiesz?! Jak oni nas tu znajdą to będę musiał ich zastrzelić! A chyba tego nie chcesz, więc pisz! — momentalnie chwyciłam długopis do ręki i zaczekam pisać to co mi przyszło do głowy. Oczami wyobraźni już widziałam ich martwe ciała i... dobra [T/I] stop, nie wolno ci tak myśleć.

— Skończone! — podałam mu list dumna z siebie. Zmrużył oczy podczas czytania.

— To jest ,,w" czy ,,m"? — zapytał.

— To ,,n"... — odpowiedziałam zażenowana.

— Brzydko piszesz — skwitował krótko.

— Ty nie lepiej ciulu malinowy! Dawaj to, przeczytam ci, skoro ty nie umiesz łamago jedna — wyrwałam mu z rąk papier i zaczęłam recytować słowo po słowie. Niczym uczniowie ,,Pana Tadeusza" na lekcji polskiego.

— Myślę, że jest okej — ponownie mi go zabrał. — Wsadzę go do skrzynki przy najbliższej okazji. A, odnośnie brzydkiego pisma... — gwałtownie chwycił mnie za ręke, podwinął rękaw bluzy i zaczął coś pisać na mojej ręce. Próbowałam się wiercić, ale to gówno dało. W sumie się tego spodziewałam.

— No i kto teraz brzydziej pisze? — uśmiechnął się triumfalnie. Zerknęłam na napis.

— Идиот. Ha ha, ale śmieszne — zaśmiałam się ironicznie. Bez żadnego słowa poszłam do łazienki to zmyć.

Zanim przekręciłam kran w celu odblokowania strumienia wody, przyjrzałam się dokładniej napisowi. Co jak co, ale ZSRR serio miał bardzo ładne pismo. I pomyśleć, że dopiero teraz to dostrzegłam. Często wypełniał jakieś papiery przy stole bądź biurku, jednak nigdy mnie to jakoś nie interesowało. Hm, pewnie chodził na zajęcia kaligraficzne...

Wróciłam do komunisty z już czystą ręką. Ale po komuniście nie było ani śladu. Pióro i list tak samo zniknęły.

— CZEŚĆ [Z/T/I]!

— JEZUSIE CHRYSTUSIE! — odskoczyłam do tyłu. Komuch mnie oczywiście złapał w locie, dzięki czemu nie jebłam łbem o kant stołu. Bo to często się zdarzało. Zawsze gdy miałam wywinąć orła, ten pojawiał się jak mój anioł [bardziej demon] stróż i ratował mnie. Do tego często kończyliśmy wtedy w różnych niekomfortowych pozycjach. — MUSISZ MNIE TAK STRASZYĆ POJEBIE JEDEN?!

— Spokojnie bo ci żyłka pęknie — postawił mnie z powrotem, ciągle się ze mnie śmiejąc. Skrzyżowałam ręce i odwróciłam się do niego tyłem.

— Oj no weź, nie bądź taka. To tylko żart — wciąż stałam niczym głaz. — No dalej, [Z/T/I]~ — zaczął mnie miziać po policzku.

— Co ty robisz?! Pojebało cię?! — odrąciłam jego rękę i próbowałam go powalić. Niestety zapomniałam o jego wzroście.

— Więc tak chcesz się bawić? — zapytał figlarsko, podnosząc mnie wysoko nad ziemią. Zaczęłam piszczeć.

Nagle, ktoś otworzył drzwi.

— Cześć ojcie... ooo, to ja nie przeszkadzam... — zobaczywszy ten niecodzienny widok Ukraina zrobił w tył zwrot.

— Nie nie, my tak tylko się wygłupiamy... — ZSRR odstawił mnie na miejsce, klepiąc mnie lekko po głowie.

— Ratuj — powiedziałam cicho do chłopaka, patrząc na niego błagalnym wzrokiem.

— Ja tylko chciałem przynieść gazety, nic więcej — położył stos czarno-białego papieru na stole.

— Mógłbyś jeszcze włożyć ten list do skrzynki? — zapytał komunista, podchodząc do skupiska gazet i biorąc jedną z nich.

— Jasne! — wziął kopertę i udał się do wyjścia. Zanim wyszedł, stanął na chwilę przy mnie.

— Proszę, a to dla ciebie. Żeby ci się nie nudziło — podał mi konsolę Nintendo Switch. — Możesz sobie pograć w Animal Crossing, jakbyś chciała jeszcze jakieś gry to daj mi znać

— Dzięki! Miło z twojej strony! — krótko go przytuliłam. Pomachałam mu na pożegnanie. Gdy wyszedł, spojrzałam ponownie na konsole.

— No, czas się trochę zabawić!

________________

Znowu mniej słów bo nie mam pomysłu

Coraz bardziej się zastanawiam nad zmianą kontekstu, ale ups
Już za późno
Chociaż-

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top