▪︎ Rozdział XX - Zazdrość▪︎

- Co to kurwa miało być?!

- No ale o co ci chodzi?

- Nie udawaj głupiego! Bierzesz wariatkę, która porwała twoją dziewczynę pod swój dach?! Czy ciebie kompletnie popierdoliło?! - krzyknęłam szczerząc zęby.

- A co? Będziesz zazdrosna? Bo Rzeszy mówiłem że nie, i wolałbym się upewnić, choć to raczej nic nie zmieni - no co za debil, przecież widział moją reakcje na pytanie tej kosiarki spalinowej!

- TAK! BĘDĘ W CHUJ ZAZDROSNA, ŻEBYŚ WIEDZIAŁ! I BĘDĘ CI TERAZ TRUĆ DUPSKO, DO PÓKI SIĘ NIE WYNIESIE!

- Awww, moje urocze zazdrosne bubu - objął mnie ramieniem i przyciągnął do siebie. Burknęłam obrażona. - A tak inną drogą, też powinienem być na ciebie obrażony, bo mnie wystawiłaś, ale mimo to nie jestem! - spojrzałam na niego, niezrozumiawszy o co mu chodziło. - A kto mi kazał czekać na ciebie przy kiblu?

- Aaa, to... no wiesz, to była tylko taka dywersja... miałam dosyć po prostu, bo a to mnie ktoś pocałować próbuje, a to słyszę waszą kłótnię z pod stołu... - zaczęłam wymieniać wszystko na palcach lewej ręki, choć nie było dużo do liczenia.

- Zaraz... serio?! - nie kurwa, na niby - Cos tam słyszałem od Rosji, że wlazłaś pod stół z paczką chipsów, ale akurat pod ten konkretny?

- Nooo, nawet w pewnym momencie chciałam się przywitać żebyś tam na zawał nie padł albo cię chwycić za nogę żebyś jednak na ten zawał padł - szatańsko się zaśmiałam.

- Czyli słyszałaś wszystko, co nie...? Nie przeszkadza ci to zbytnio...? - zapytał, bawiąc się palcami.

- Słyszałam wszystko, nic mi nie umknęło. Ale luz, nie przeszkadza mi to. Zrobiłeś co zrobiłes, czasu nie cofniesz, ale przynajmniej się poprawiłeś i nawet przekonałeś do siebie dzieciaki i jakąś babę co ci po lesie chodziła, a to już jest jakiś sukces, no nie? - próbowałam go jakoś pocieszyć.

- Ta, w sumie racja! - lekko się uśmiechnął. - A kto cię tak dokładniej pocałował? Chętnie spuszczę mu za to wpierdol pałką!

- Ejejej, spokojnie pałowniku! Nie pocałował, bo się w porę schyliłam, więc nie widzę potrzeby żebyś zrobił z niego kalekę. Plus ta osoba nie wiedziała, że kogoś mam - starałam się zabrzmieć w miarę przekonywująco, żeby nie wyłapał mojego kłamstwa i nie zapragnął samosądu. Mam nadzieję, że nikt inny tego nie widział i mu nie powiedział, bo od razu wyczai że łżę. No ale czasem trzeba, żeby pobojowiska nie było.

- Dobra, w takim wypadku jestem w stanie udzielić mu biletu ulgowego - wzruszył ramionami. Uf, łyknął to...

Przeszedł mnie nieprzyjemny deszcz. - Kurwa jak się zimno nagle zrobiło, brrr! - ponownie się zatrzęsłam, gdy zerwał się dość chłodny wiatr. Bo niestety w stosunku do mnie pogoda zachowuje się jak suka, i gdy na przykład jechałam gdzieś na swoim amelinowym rowerze ZAWSZE, ale to ZAWSZE wiatr wiał mi prosto w pysk. I to w obie strony. Ja to mam pecha.

- Oj, ja już wiem jak ci pomóc... - chwycił mnie nagle w pasie, o mało co się nie wyjebałam. Jego twarz była niebezpiecznie blisko mojej.

- Wiesz, to nie czas i miejsce na gimnastykę - powiedziałam ironicznie.

- Ale mi wcale nie chodzi o gimnastykę

- Powinnam się bać...? - w odpowiedzi krótko musnął moje usta. Dobra, czyli powinnam się bać. Ale w jednym miał rację - faktycznie nie było mi już zimno. Wręcz gorąco mi się zrobiło.

- Niezła pomadka, lubię truskawki - zrobił typową minę pedofila. O nie, ja już wiem co się święci...

- Ooo nie, jeśli myślisz o tym o czym myślę to... - złapał mnie na pannę młodą, przez co cicho pisnęłam. Zmienił kierunek i pobiegł ile sił w nogach, jakby wypił z dziesięć energetyków. Po drodze minęliśmy ponownie dom naziolki.

* * *

Leżałam na łóżku przykryta kołdrą, gapiąc się w sufit i zastanawiając na sensem życia. Co jakiś czas brałam głębszy wdech z powodu lekkiego zmęczenia. Dookoła walały się nasze ubrania. Czyli pewnie już się domyślacie co się stało po tym, jak komunista mnie tu przyniósł...

- I jak? Podobało się?~

- A idź ty napałeńcu - przewróciłam oczami. - Choć, muszę przyznać, jesteś bardzo dobry w te klocki - przyznałam z niemałym trudem, bo zawsze czułam się niekomfortowo mówiąc o... tym temacie...

- Haha, no widzisz! - puścił mi oczko. - A co powiesz na... - na szczęście przerwało mu pukanie do drzwi.

- Oj, chyba się nie dowiem - zarechotałam złośliwie. - Idź otwórz, mi się nie chce, tylko się ubierz najpierw - odwróciłam się na drugi bok i zmieniłam punkt zainteresowania na ścianę. Gdy już miałam pewność, że sobie poszedł, zebrałam swoje wymiętolone rzeczy z podłogi i również zaczęłam się ubierać.

- [T/I]! KTOŚ DO CIEBIE! - krzyknął komuch.

- IDĘ! - odkrzyknęłam, gdy akurat skończyłam się ubierać. Podeszłam do drzwi. - O, siema Weimar

- Cześć [T/I], ja tu tylko na chwilę. Siostra mnie przysłała, bo spodziewała się że nie będziesz chciała jej wysłuchać po tamtym... - lekko się speszył.

- I miała w sumie rację, ale to pewnie coś ważnego, no nie? - skinął głową. - Dobrze, mów w takim razie

- Cesarstwo na ciebie poluje, Prusy w sumie też. Dlatego uważaj na nich, okej? Pewnie będą się kręcić po okolicy, więc lepiej się trzymaj kogoś kto cię w razie czego obroni. Znaczy, nie twierdzę że sama nie dasz rady, ale no wiesz... tak dla pewności

- Wiem, słyszałam jej rozmowę z Imperium Japońskim z pod okna jak szłam do komucha, będę uważać. Tylko jej o tym nie mów, okej?

- Spokojnie, nie miałem takiego zamiaru. No, to tyle, miłego dnia wam życzę - poklepał mnie po ramieniu i wyszedł.

- Choć jeden normalny w tej pojebanej rodzince... - skomentował sowiet.

- Jedyny? A ja to co?

- Ty też jesteś akurat pojebana, ale w pozytywnym tym słowa znaczeniu, luz. Przynajmniej nie jesteś nudziarą!

- Ty akurat sam normalny też nie jesteś. Oboje jesteśmy takimi patusiarzami trochę, nasze combo jest istnie wybuchowe

- To fakt, razem byśmy wygrali każdą wojnę!

- Jak się pojawię na mapie to może i tak... kto wie?

- Dobra, ale kończąc swoją wcześniejszą wypowiedź... co powiesz na...

- Nie - odpowiedziałam.

- Ej no weź! Nawet nie dokończyłem zdania!

- I nawet nie waż się kończyć! Muszę wracać do domu ojca, jego doggo miałam przypilnować. Poza tym, i tak przyda mi się odpoczynek od tej patologii w domu matki... — chwyciłam swojego buta stojącego na wycieraczce obok drzwi i zaczęłam go zakładać.

— Może zabiorę się z tobą? Dawno nie było mnie u NRD, fajnie byłoby zobaczyć jak mu się teraz powodzi...

— Po pierwsze, to już nie jest NRD. Po drugie, nie wiem czy to zbyt dobry pomysł... — mruknęłam zniechęcona, wiążąc drugiego buta.

— No weź, będę grzeczny! — zaczął mnie błagać z miną porzuconego kociaczka. Po krótkim namyśle odpowiedziałam.

— Eh, w porządku. Pewnie potem będę tego żałować, ale co mi tam...

— No weź, nie ufasz mi?

— Ufam ufam, ale to nie mój...

— Okej, to idziemy! — zawołał ochoczo.

...dom.

________________

Bez rozpiski znowu bo siedzę na moście z moją psiapsi i szykujemy se bunkier pod nim

~ Shiba

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top