Sierota

Naruto zawsze był sierotą.

Nie znaczyło to, że był sam, o nie. Naruto miał staruszka Trzeciego. Staruszka Teuchiego. Siostrzyczkę Ayame. Naruto nie był sam.

Ale jednak Naruto był samotny. Nie miał rodziców, nie miał przyjaciół w swojej grupie wiekowej, nie miał kogoś, kto na stałe mógłby z nim przebywać, mieszkać, opiekować się i dbać. Naruto potrzebował autorytetu, matczynej miłości, dobrego przykładu, ale co sześcioletni Uzumaki mógł w tej sprawie zrobić?

Nic. Bo Naruto nie był normalny.

Naruto nie był ślepy. Widział te wszystkie spojrzenia, rzucane w jego stronę. Słyszał te wszystkie szepty, cicho opowiadające o Lisim Demonie. Niemalże czuł na sobie wszystkie palce wskazujące na jego blizny na policzkach, włosy, spojrzenia na plecach. Ba, Naruto mógł powiedzieć, że szczerze wyczuwał niechęć ludzi do niego. I nienawiść.

Nienawiść to silne uczucie. Trudno ją stłamsić, jeszcze trudniej całkowicie powstrzymać. Ale bardzo prosto ją wywołać. Nienawidzić można zimę, za śnieg i mróz. Nienawidzić można inne wioski, za to, co uczyniły w przeszłości. Ale owszem, można także nienawidzić człowieka. Można nienawidzić jakiegoś shinobi. Można nienawidzić bezdusznych ludzi bez krzty uczciwości. Są różne formy nienawiści. To uczucie ma wiele postaci, objawia się w różnych działaniach i zachowaniu.

Mieszkańcy Konohy odkryli w sobie zupełnie inny, nowy poziom nienawiści. Nienawiść do dziecka. Nienawiść do bohatera. Nienawiść do Jinchūrikich.

Naruto wychował się na ulicy. Widział różne rzeczy, od drobnych kłótni po zupełnie niepotrzebne morderstwa. Widział, jak z przyjaźni rodzi się głębsze uczucie. Widział, jak przyjaciele stają się wrogami. Widział pieniądze wędrujące z rąk do rąk. Widział puste spojrzenia niektórych mieszkańców. Widział wszystkie uczucia, jakie znała ludzkość.

Bo Naruto wiele widział.

Naruto uważnie obserwował. Obserwował przechodzących ludzi, podsłuchiwał strzępki rozmów, wychwytywał dwuznaczne gesty. Bo Naruto był uważny, a uważność chodzi w parze z bystrością. Był obserwatorem.

Naruto naprawdę nie lubił deszczu. Wtedy nie wychodził ze swojego ciasnego, zabrudzonego mieszkania, by poobserwować interakcje ludzi, tylko zostawał w swoich czterech kątach i patrzył na deszcz, który kroplami spływał po szybie. W Konosze nieczęsto padało, a jak już się to zdarzyło, zazwyczaj uwarunkowane było to jakimś nie za dobrym wydarzeniem.

Ostatnim razem - przypominał sobie - padało, gdy pod bramy wioski dotoczyli się shinobi bliscy śmierci, wszyscy z Konohy i wszyscy zatruci. Wtedy zaczęło się chmurzyć. Z nieba lunął deszcz, gdy ci ninja umarli.

Konoha była miastem z intrygami. Była dwulicowa, a jednocześnie czuła wszystko. Tylko Konoha wiedziała największe sekrety z całego świata; ale Konoha milczała, bo była miastem. W każdym kącie tego miasta kryło się coś tajemniczego. Coś, co przyciągało, kusiło, ale odpychało. Naruto tego doświadczył.

Naruto próbował żyć normalnie. Nie wychodziło to mu zupełnie. Mieszkańcy utrudniali mu życie na każdym kroku, może nie bezpośrednie, ale Naruto nie był ślepy. Widział, jak sklepowy w sklepie spożywczym podmienił mu warzywa na nieświeże. Widział, że gdy kupował ubrania, materiał był zupełnie inny od tego, który wybrał. Mimo tego, Naruto żył dalej i starał się nie przejmować.

Nikt jednak nie zaprzeczy, że Naruto chciał żyć jak wszyscy. Bez zimnych spojrzeń. Bez gorączkowych szeptów za plecami i ciągłego wytykania palcami. Bez ignorowania. Bez cichej, źle ukrytej nienawiści.

Bez odrzucenia.

Bo Naruto po prostu chciał być normalny.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top