Rozdział 14
Noc minęło mi bardzo spokojnie. Ashton nie zachowywał się nad naturalne podczas snu. Było tak spokojnie. Kolejnego dnia czekało Nas sprzątanie.
Dom chłopaka był średniej wielkości, także był jak na razie idealny dla trzech osób, jedyny problem tkwił w tym, że mieszkanie można było porównać do ruiny. Było tylko odrobinę lepiej niż z szopą The Puppeteer’a.
W czasie zamiatania wyżej wymieniony zapytał mnie czy, ów właściciel nie zachowywał się podejrzenie w czasie snu. Ponoć miało to wielkie znaczenie, ponieważ nie wiadomo jeszcze jaką mocą włada lub nie. Cóż, obawiał się, że nie będzie w stanie panować swoim paranormalnymi zdolnościami. Ja mu tylko powiedziałam, że zachował się nader spokojnie. To jednocześnie zmartwiło jak i ucieszyło czarnowłosego. Nic więcej nie mówił. Wróciliśmy do oczyszczania paneli, tych, których nie trzeba wymieniać. Roboty było co nie miara, między czasie kompletnie zapomniałam o zagrożeniach ze strony samego diabła.
~^~
Stracili kompletnie kontakt. Można było ten fakt porównać z katastrofą wszystkie plany musiały zostać przesunięte, opóźnione. Zalgo nerwowo chodził w tę i we w te w swoim gabinecie. Jego perfekcyjny plan okazał się mieć luki. Nagłr zachowanie jego podopiecznej okazało się zabójcze dla dalszego rozwoju akcji. Zastanawia się, dlaczego? Skąd ta nagła zmiana? Był z nią tak blisko, wiedział o niej absolutnie wszystko.
Dlaczego ona była tak ważna? Odpowiedź jest prosta. Pół demony i pół ludzie są czymś co czysto teoretycznie nie powinno w ogóle istnieć. Zalgo postanowił jednak oddać część swojej mocy temu dziecku, aby u jego boku zniszczyć ten świat, aby została era ciemność. Nie mógł tego zrobić sam, potrzebował czegoś na wzór królowej? Można tak to ująć. Gdyż nie jest dość potężny, aby to uniwersum padło na kolana. Jego moc miała się zregenerować w jej ciele czyniąc go dwa razy silniejszym. Drugą istotną rolę sprawiło to, że żaden zdrowo myślący rodzic nie oddałby swojego dziecka, aby żyło razem z najbardziej brutalną istotą, która miała czelność oddychać.
Był tylko on – lalkarz, który wykazał się niewiarygodną bezczelnością, wiążąc się z śmiertelnikiem. Tylko on był na tyle zdesperowanym, aby oddać swoje dziecko bliskie śmierci, nawet za cenę całkowitego zniszczenia. Wielka miłość? Czy niewyobrażalna głupota?
Zalgo nie poczuł nigdy miłości, ba jego natura nie pozwala mu nawet tego poczuć. Wiedział tylko, że to coś w rodzaju śmiertelnego leku, trucizny, która zmusza to czynienia głupstw. Dlatego nie lekceważył tego uczucia, powiem więcej, był mu wdzięczny, gdyż pomógł mu w realizacji swoich planów.
Wtedy pewna myśl mu przyszła do głowy. Zszedł na dół, w głąb jaskini ognia i krwi, potocznie nazywana piekłem. Chciał zamienić słowo ze swoimi ulubionymi więźniami. Rozkazał strażnikom się odsunąć i otworzyć kamienne wrota, z której delikatnie cienka płynna magma. Wszedł do środka, od razu zauważył długie blond włosy przyklejone do twarzy zapłakanej kobiety, która była wtulona a tors swojego męża.
- Chce Wam zadać kilka pytań... – Zaczął, lecz nagle mu brutalnie przerwano.
- Co z Megan? – Warknął czerwono włosy chowają rękami swoją żonę. Westchnął.
- Właśnie o to mi chodzi. Jest poza zasięgiem. Założyła jakiś wisiorek ochronny i... – Spojrzał gdzieś w bok. Kobieta cicho się zaśmiała.
- Jesteście bardzo inteligentni, pozwalając na to, aby małe dziecko od tak wam uciekło. – Wyszeptała. Zalgo postanowił zignorować jej słowa.
- Macie może jakiś znajomych którzy by próbowali jej pomóc? – Zapytał zimno, mając chociaż cień nadziei z pozytywnej odpowiedzi.
- Ja nie... – Mruknął mężczyzna. – Dobrze wiesz jakie miałem „znajomość”. Wszyscy woleli by mnie zabić niż pomóc. Poza tym... Jestem tu więziony od dwunastu lat.
- Ja także... Gdybym powiedziała komukolwiek, że znęcam się nad córka, która jest w połowie demonem, aby ją chronić, to był najprawdopodobniej zostałabym skazana na karę śmierci. – Wzruszyłem ramionami, patrząc w podłogę z czerwonej cegły. Diabeł zmarszczył brwi. Musiał w takim wypadku szukać dziewczyny „ręcznie”. Wyszedł z izolatki zamykając przy tym drzwi.
Następnie prawie natychmiast rozkazał wszystkim swoim żołnierzom wszcząć poszukiwania.
~*~
Minęło kilka dni. Wszystko było idealne. Jeszcze nigdy nie czułam się równie szczęśliwa. Dom może nie był moim wymarzonym, ale nie śmiałam narzekać. Razem z Ashton’em staliśmy się nierozłączni, niczym rodzeństwo. Z jego dosyć infantylną osobowością czułam się jakbym odrabiała stracone dzieciństwo. Co chwile się uśmiechałam. Natomiast The Puppeteer zastępował mi ojca. Co chwile pytał czy czegoś nie potrzebujemy. Martwi się o Nas. Mi szył przeróżne sukienki wykorzystując do tego jego nicie, natomiast Ash’owi - po tym jak powiedział, że uwielbia różnokolorowe, kraciaste koszule, zaczął tworzyć ów części garderoby.
Wieczorami każdy spał w swoim własnym pokoju w łóżku zrobionym ze złotych nitek. Z każdym dniem coraz bardziej doceniałam jego dar. Wbrew pozorom z tych nitek można naprawdę dużo zrobić, nie wspominając już o tym, że zapewniają mi ochronę przed diabłem. Chyba nie mogłam lepiej trafić. Ale czy mogłabym z nimi spędzić całe życie?
Nagle spochmurniałam. To było oczywiste, że nie. On mnie prędzej czy później znajdzie, a wtedy... Wrócę do pseudo sierocińca? Czy może będę gdzieś indziej? Czy ma on zdolność zmieniania tożsamości? Może mnie obserwuje? I jest no nie wiem krzaczkiem?
Mam tyle pytań bez żadnej racjonalnej odpowiedzi. Wtedy nagle znów ogarnął mnie spokój. Wszystkie pytanie przestał mieć jakiekolwiek znaczenie. Moc z nici jest bardzo narkotyzująca. Zacignęłam się zapachem mojego ubrania. Przez większość mojego życia miałam na sobie jedyne podarte szmaty, a teraz ubieram się jak księżniczka. Odruchowo dotknęłam mojej głowy, jakbym chciała znaleźć koronę. Ku mojemu zdziwieniu poczułam jakiś twardy przedmiot, który zaplątał się w kosmykach. Nie mógłam go wyciągnąć, gdyż każde pociągnienie sprawiało mi nie mały ból. Westchnęłam. Zaczęłam szukać po domu The Puppeteer'a, aby mi pomógł, ale go nie znalazłam. Najprawdopodobniej znowu przesiaduję w swojej pracowni. Zrezygnowana postanowiłam zapukać do pokoju Ashton'a.
"Tylko aby nie wyrwał mi włosów..." pomyślałam o jego dosyć wybuchowym charakterze, czekając na jakikolwiek odzew, że mogę wejść. Drzwi od razu się otworzyły.
- W czym mogę służyć księżniczko? - Zapytał z uśmieszem. Spojrzałam w jego oczy, w których tańczyły iskry rozbawienia.
- Coś mi się zaplątało we włosach. Pomożesz mi? - Zapytałam wskazując na moje wiśniowe włosy.
- Oczywiście księżniczko. - Powiedział bez wahania. - Pokaż. - Odwróciłam się do niego tyłem. On swoim chudymi palcami zręcznie odplątywał coś z moich wiśniowych włosów. - Ooo nietoperz!
- Hm...? Nietoperz? - Odwróciłam się w jego stronę. - Proszę Cię, szybko to wyrzuć! - Powiedziałam desperacko, a w oczach miałam łzy na widok prezentu od Zalgo.
- Spokojnie już się go pozbywam..
~*~
Błąkałem się po moczarach, szukając mojej zguby. Inne demony również. Znalezienie jej było czymś niemożliwym...
Do czasu, gdy poczułem ciepło na moim wisiorku z nietoperzem...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top