Rozdział 12
Tajemnicza osoba przestawiła się jako The Puppeteer. Był straszny, nie tylko z wyglądu, ale i z barwy głosu.
Jednakże sama jego osoba nie była zła, wręcz przeciwnie. Okazało się, że on mi pomógł przed sługami Zalgo. Ponąć chcieli mi zabrać naszyjnik, aby kontakt został ponownie nawiązany. Do tego nie mogłam dopuścić. Przeprosiłam go za swoje zachowanie oraz podziękowałam, ale mimo to nadal nie mogłam się ruszyć. Tajemnicza postać bacznie na mnie patrzyła, a jego wyraz twarzy był poważny.
- Naszyjnik pęka... - Odrzekł cicho. - Jest bardzo słabym amuletem, ale grunt, że działa... Myślę, że potrzymaj jeszcze z góra dwa dni. - Na jego słowa zrobiło mi się gorąco, zaczynałam palnikować i gdyby nie jego blokada, to najprawdopodobniej znowu był sobie coś zrobiła. Nie ukrywajmy, samobójstwo w tym wypadku jest wręcz wskazane.
- Dlaczego Zalgo tak na mnie zależy? - Zapytałam próbując to pojąć. To wszystko jest dla mnie tajemnicą.
- To ty nie wiesz? - Wysyczał z kpinął. - Żyjesz dzięki niemu. Demony nie mogą mieć dzieci, gdyż niemowlęta są za słabe, aby wytrzymać ciśnienie krwi demonów, która jest porównywalna do trucizny czy kwasu. Diabeł przewidział, iż Jason zrobi wszystko, abyś przeżyła, gdyż nie mógł znieść widoku śmierci swojej córki. Byłaś jedynym dzieckiem, na którym mu zależało. Dlatego mają układ. Ty żyjesz, ale jesteś jego marionetką, maszyną do zabijania przyszłych grzeszników. Myślisz, dlaczego w tym sierocińcu wszyscy mają tragiczną przyszłość? To miejsce przyszłych morderców, gwałcieli, bandytów, narkomanów, fanatyków. Można by rzec, że to dla Ciebie taki test czy też rozgrzewka.
- Nie wiem co o tym wszystkim myśleć... Nie chcę takiego życia. Błagam, zabij mnie!
- Zabić demona? Może i jestem samobójcą, ale nie mam ochoty za to cierpieć, szczególnie biorąc pod uwagę to, że moje cierpienie będę trwało aż po kres czasu.
- To co mam zrobić? Nie chce być marionetką, nie chce zabijać...
- Zabijanie jest zabawne. Przecież wiem, że tak myślisz. Wiem, że zabiłaś kilku z uśmiechem na ustach. Więc, o co chodzi? Skąd ten nagły przyrost człowieczeństwa? - Zmierzył mnie wzrokiem. Ogółem zachowywał się z wyższością jakby uważał sobie za Pana, a mnie za zwykłą hołote.
- Zabiją słabi... - Wyszeptałam cicho.
- Moim zdaniem, to zbawienie. Uwalniasz ludzi od cierpienia i obronisz tych, którzy mieli zostać skrzywdzeni. Ten Twój dom wariatów... To miejscu ludzi bez przyszłości, także po co pozwolać, aby zniszczyli samych siebie?
- Nigdy o tym w taki sposób nie myślałam...
- Oh... Jesteś jeszcze młoda, może podejście diabła wydawało Cię się na początku dziwne i straszne, ale spokojnie. Pomogę Ci. Śmierć jest zbawieniem, a my zabójcy jesteśmy zbawicielami. Nikt jednak w ten sposób nie myśli... Większość uważa to za coś niewybaczalnego, przez strach. Wielu nie jest w stanie zabić. Ludzka psychika jest zbyt słaba... - Słuchałam go z przyjemnością. Jego głos był taki ciepły i miły, a słowa wydawały się być czystą prawdą. Może i była to perswazja, ale mnie uspokoiła. Chciałam więcej spokoju, chciałam słuchać jego słodkich słów. Czy słowa o zbawieniu są słodkie? To czysta przyjemność zbawiać ludzi. To zaszczyt. To powołanie... NIE!
- Kim ty do cholery jesteś!? Skąd możesz to wiedzieć!? Dlatego jeszcze bardziej mnie niszczy!? Dlaczego Twoje słowa są takie słodkie!? - Krzyczałam z nienawiścią. Byłam prawie pewna, że to był zwykły manipulator, który nie chce mi pomóc. Wręcz przeciwnie! Chcę mnie oddać w ręce terroru i zagłady!
Jednakże postać ziewnęła, wydawał się tym wszystkim zmęczonym. Aż głupio się poczułam.
- Za dużo pytań. Nienawidzę tego. - Zmrużył oczy. - Jestem zwykłym samobójcą, który uwalnia osoby od depresji. Pff. - Zaczął kierować się w stronę drzwi, nagle pstryknął palcami, a moje ciało się ruszyło. Kompletnie nie miałam kontroli nad własnym ciałem, ale nie chciałam walczyć z dwóch powodów. Po pierwsze, nie miałam na to siły. Po drugie, coś mi podpowiadało, aby mu zaufać chociaż w tym minimalnym stopniu.
Wyszliśmy z ciemnego i zimnego pomieszczenia. Potem przeszliśmy przez kamienne, spiralne schody. Było mi zimno, bruk emitował chłód, ale także niepokoju, jakby miał w sobie aurę. Doszliśmy do końca naszej spinaczki. Wcale się nie zdziwiłam, gdy zobaczyłam stare mieszkanie, była pleśń i nieszczelne okna. Wydawał się być szczerze mówiąc opuszczony.
- To mój dom. - Rzekł po chwili ciszy. - Teraz wypuszcze z Twojego układu nerwowego moje nicie. Masz wybór, albo przestaniesz mi ufać, o ile kiedykolwiek mi ufałaś i uciekniesz wchodząc tym samym do paszczy lwa. Albo zostaniesz ze mną, a ja pomogę Ci zrozumieć ideę życia, oczywiście także zapewnie Ci ochronę przed Zalgo. Twój wybór. - Nagle w mojego ciała wydobyły się złote sznurki, które oświetlały całe ciemne pomieszczenie, od razu zrobiło się cieplej, zaczęłam czuć się bezpiecznie. Potem zniknęły, a urok prysł. Znów było zimno i ciemno. Dodatkowo odzyskałam czucie, przez to moje ręce zaczęły mnie diabelnie boleć. Czułam wszystko i nic, ale podjęłam decyzję. Muszę z nim zostać. W zasadzie nie mam większego wyboru.
- Zostanę z Tobą...
- I takiej odpowiedzi się spodziewałem. - Odpowiedział szybko. - Ale nie no spoko idź, i tak mnie to nie obchodzi. Mogłem Cię nie ratować. Pff widział... Zaraz... Zostaniesz ze mną? - Wydawał się zdezorientowany. Był pewnien, że uciekne? Najwyraźniej się przeliczył. Ale dzięki jego reakcji wiem, że nie ma wobec mnie złych intencji.
- Tak, zostanę z Tobą. Szczerze mówiąc, to myślę, że mógłbyś mi pomóc, tak na prawdę. A pierwsza rzeczą o jaką Cię poproszę, to moje ręce. - Pokazałam mu pogryzione dłonie, które były całe fioletowe. Ten spojrzał na nie uważnie, marszcząc przy tym brwi. Wtedy w jego palców wydobyła się smuga światła, którą otoczyła moje dłonie. Znów poczułam ulgę. The Puppeteer owinął je swoim własnym bandażem w kolorze złota. Podziękowaniam mu, a potem praktycznie w tym samym momencie ziewnęliśmy. Byłam zmęczona pomimo mojego stracenia przytomności w czasie ucieczki przed tym potworem...
- Kim była postać, która ze mną rozmowiała z lesie? - Wypaliłam praktycznie bez zastanowienia.
- Skąd mam to niby wiedzieć? - Rzekł trochę zdenerwowany tym w zasadzie bezsensownym pytaniem. - A co mówił?
- Nie do końca pamiętam... Ale że jesteśmy przyjaciółmi i mówił, że Zalgo jest zły, ponieważ stracił ze mną kontakt.
- Hahaha... Stary Jack... To tak bardzo w jego stylu. - Wytarł niewidzialną łze. - Spokojnie, nie musisz się go bać. Chodź jest co prawda naszym wrogiem, to nie stanowi dla Nas zagrożenia. A to wszystko przez iloraz jego inteligencji. Nie będę ukrywać, to idiota do kwadratu, a nawet szczęścianu. Bardzej bym się obawiał innych morderców, a przede wszystkim sojuszników Zalgo.
Gdy skończył mówić to obrócił się do mnie tyłem. Niczym Spiderman, zaczął pokrywać całe pomieszczenia złotymi nićmi. Przez co zakryte zostały wszystkie zacieki, grzyb i niewiadomo co jeszcze. Do tego zrobiło się tak ciepło i nie pachniało zdechłym szczurem. Potem stworzył coś w rodzaju hamaka, jeden większy dla sobie, a drugi mniejszy dla mnie. Zawiesił je na suficie. Wtedy odkryłam jego kolejną zdolność - latanie.
~*~
- Witaj!
Przywitałam się z senny przyjacielem. Ten jak zwykle czekał na mnie obok szklanego krzaka.
- Witaj Meg. Coś ty taka radosna?
- Oh, najprawdopodobniej znalazłam osobę, która pomoże mi uwolnić się od demona, a przynajmniej zapewni mi opiekę tudzież ochronę. Tylko wiesz... Nie jestem do końca pewna czy mogę mu ufać. Wiesz coś może o The Puppeteer'ze?
Na moje słowa zaczął się dusić.
- A więc Jonathan nie zaginął? Zaskakujące. Nie widziałem go szmat czasu.
- Hm?
- Otóż, on był zawsze typem buntownika, co prawda nie wiem jaki był za życia, ale to mało istotne...
- Za życia?
- Tak, to samobójca, duch, który ma zabijać osoby takie ja on.
- Rozumiem. Proszę kontynuuj.
- A więc, on zawsze był typem buntownika. Nie zgadzał się praktycznie ze wszystkimi, uważał wszystkich za kompletnych idiotów. Był z niego taki Judasz. W końcu nie wytrzymał i opuścił nas. Zaskakujące, że po tylu latach się odnalazł.
- Też jestem tym zaskoczona. Kto by pomyślał, że akurat ja go znajdę.
Wtedy zrobiło mi się smutno. Nad krainą czarów pojawiły się czarne chmury.
- Za nie całe dwie doby mój naszyjnik zostanie zniszczony. Co robić?
- Jedyne co musisz zrobić, to być blisko Jonathana. Wiesz dlaczego nie mogliśmy go znaleźć? To wszystko przez jego nicie. Działa jak tarcza dziesięć razy silniejsza od tego wisiorka. Dlatego czujesz się przy nim bezpiecznie.
- To dlatego cały dom owinął swoimi sznurkami? Stworzył coś w tym schronu atomowego?
- Dokładnie. Dobrze zrobiłaś, ufając mu. Aczkolwiek uważaj na niego. Pod żadnym pozorem nie płacz przy nim, ani nie okazuj dużego smutku, nawet mu o niczym nie opowiadaj! Może Cię przed to zamienić w jedną ze swoich marionetek. To silniejsze od niego, więc zachowaj szczególną ostrożność.
- Spróbuję...
Ta wizja była straszna. Ogółem boję się lalek, więc dla mnie to jeden wielki horror.
Nagle kraina czarów zaczęła się sypać.
- To nasze ostatnie spotkanie Meg. Nie mogę już dłużej być blisko Ciebie, ani Ci doradzać.
- Dlaczego!?
Do moim oczy zagościły łzy. Dlaczego wszystko co kocham zostaje mi odebrane!?
- Proszę, nie odchodź!
- Żegnaj... Meg
Wręcz rozpłynął się w powietrzu. Zostając mnie za skraju histerii.
*Zaczęłam krzyczeć, a kraina rozsypywała się niczym zbite lustro. Podłoga zaczynała pękać, a w miejsce szczelin pojawiła się czarna jak smoła krew. W końcu jezioro, które moczyło moją białą sukienkę. Nagle z morza krwi zaczęły wydobywać się ręce marionetek, które mnie łapały, wdzierały skórę i wtapiały paznokcie w moje ciało, tylko dlatego, aby pociągnąć mnie w dół. Prosto do odchłani krwi.
Którą symbolizowała moją zgubę.
~*~
Otworzyłam oczy, a w głowie jeszcze przez chwilę szumiał mi mój krzyk. Wszędzie były złote sznurki, które były dla mnie zbawieniem. Szybko zapomniałam o koszmarze, znów do mojego umysłu wkradł się spokój.
- Wstawaj! Musimy zacząć Twoją metamorfoze! - Nie wiem dlaczego, ale od razu pomyślałam o metamorfoze w lalkę.
- O czym ty mówisz...? - Zapytałam lekko zdenerwowana. Ten westchnął
- Co prawda Zalgo stracił z Tobą kontakt, ale to nie znaczy, że nie mogą Ciebie znaleźć. A biorąc pod uwagę to, że Twój wygląd jest bardzo, ale to bardzo charakterystyczny, to znalezienie Ciebie nie będzie dużym wyzwaniem. - Chwycił mnie delikatnie za wiśniowe włosy. - Trzeba je zafarbować oraz przeciąć. Założył Ci soczewki i zakryć te wzory pod oczami. To powinno wystarczyć. Potem przejdziemy do nauczania...
~^~^~^~
* scena inspirowana sceną z gry Alice Madness Returns.
A media to piosenka "Tell me why" zespołu Three Days Grace
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top