Rozdział 0
Przewrażliwy krzyk. Płacz. Łkanie. Piękna melodia.
- D-d-dla-dla- cze-czego? - pyta.
Patrzyłam na nią z kamiennym wyrazem twarzy. Potem na swoje ręce ubrudzone krwią. Aż a końcu na nóż, który był wbity w jej brzuch, wywołując tym samym intensywne krwawienie, bo przebiłam serce. Już nie działało. Została tylko chwila jej obrzydliwego życia.
- Sama powiedziałaś... Abym odcięła się od osób, które mnie skrzywdzą. Jak miałam hmmm... 3 lata? W czasach kiedy jeszcze byliśmy rodziną, mamo. Znosiłam ten ból z b y t długo - wyszeptałam.
Po jej policzku spłynęła jedna samotna łza, poczym wyziąneła ducha. Wyglądało to jakby lodowaty podmuch uwolnił się z jej gardła. Był ciemno szary, przypominał kasze. Jej dusza nie było dobra. Dobra dusza jest czysta i jasna jak nieskazitelny kryształ lodu, śnieg. Złe dusze, czarne i bezkształtne. Kąciki moich ust uniósły się ku górze. Wyciągnęłam telefon z kieszeni i zadzwoniłam pod numer alarmowy.
- Słucham? - odezwała się znurzona kobieta.
- Pomocy! Moja mama... Ona... ona! - płakałam do słuchawki.
- Spokojnie! - jej głos był już łagodniejszy. - Proszę szybko podać adres!
~♤♧♤~ ♡ ~ ♤♧♤~
- Matka umarła na miejscu...
- A córka?
- Twierdzi, że była na górze w swoim pokoju, gdy nagle usłyszała krzyk... I ona była już martwa...
- Okropne... - spojrzała przez szybę, na dziewczynkę, która właśnie rozmawiała z psychologiem.
- Sprawdziałaś ślady? Jakieś wskazówki?
- Niestety nic... Żadnych śladów... Ale...
- Ale?
- Myślę, że mamy w mieście kolejnego zabójcę... - oderwała wzrok od piętnastalatki. - To przerażające...
- Masz racje... Czy... Ona ma jakąś rodzinę?
- Niestety... Miała tylko matkę... - wytarła łzę.
- To do jakiego domu dziecka ją umieścimy?
- Tam gdzie wszystkie dzieci, które spotkała taka sytuacja... Zajmij się proszę resztą... Ja muszę wrócić do szukania jakichkolwiek poszlak...
Kobieta wręczyła akta mężczyznę, poczym szybkim krokiem opuściła komisariat.
~ ♧♤♧ ~ ♡ ~ ♧♤♧ ~
- Biedne dziecko...
- Nie miała ojca... A straciła matkę.
- Myślicie, że kiedykolwiek pozbędzie się traumy?
- Że zapomni?
- Sierota.
- Sama.
- Bez rodziny.
- Bez nikogo.
- Sama...
Dziewczynka siedziała na tule ośmio miejscowego samochod, słuchając rozmowy dorosłych na jej temat. Chciało jej się śmiać, ale nie mogła.
- Miejmy nadzieję, że w nowym domu będzie miała dobrą opiekę...
- W rzeczy samej, sierociniec jest stary, ale ma wyśmienite warunki, ostatnio rozmawiałem z dyrektorem placówki, przemiły, młody człowiek.
- Słyszałam. Ma dobrą reputację miło swojego wieku... 22 lata?
- 21 tak niesamowite. Myślice, że ten jest sierotą?
- Nie wiem...
- Także, nie doczytałem się jego korzeniach. Zresztą to nieistnienie! Ważne jest sam człowiek.
~ ♤♧♤ ~ ♡ ~ ♤♧♤ ~
Dziewczynka wpatrywała się w stary, dwu piętrowy budynek, ze strzelistym dachem.
Jej.
Nowy.
Dom?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top