Rozdział 5. 오

TAEHYUNG POV

Nachyliłem się nad Y/N i powiedziałem pół szeptem, żeby tylko ona usłyszała.

- Czyli posłuchasz teraz?

- Ehhh... Tak... - odparła zrezygnowana.

- Wiesz mamy coś wspólnego. - Uśmiechnąłem się zawadiacko. - Obydwoje nie lubimy Yoongiego. - Dziewczyna roześmiała się, podniosła do góry ręce i przybiliśmy sobie głośne piątki.

Hoseok aż podskoczył. Yoongi z wściekłością jebnął szklanką w stół, a ten znów dostał zawału. Uznałem, że lepiej będzie go nie denerwować i wróciłem na swoje miejsce.

- A... Może wam zrobić herbaty? - wypalił nagle Jin.

Wszyscy spojrzeli się na niego z politowaniem. Zrobiło mi się go trochę żal, bo zapewne chciał rozładować panujące napięcie.

- Ja poproszę. - Uśmiechnął się lekko i udał do kuchni.

- Dobrze - zaczął Namjoon - ale nie ściągnęliśmy Cię tu bez powodu. Przyjechałaś tu, abyśmy Ci wszystko wyjaśnili i sami też dowiedzieli się czegoś. Może ja też poproszę herbaty.

- Może jeszcze herbatniczka do tego? - powiedział oschle Yoongi, popijając wodę. - Przejdź już do rzeczy. - Na co Namjoon odpowiedział z tak samo chłodnym tonem:

- Tobie już dzisiaj dziękujemy. Nie odzywaj się. - Odchrząknąłem i wszystkie oczy skierowały się na mnie. 

Chciałem dać sygnał, że mamy gościa, więc skinąłem na Y/N głową. Podziałało.

- Kontynuując, nie ściągnęliśmy cię tu bez powodu. Powiedz nam, czy wiesz, co to jest artefakt? - Y/N spojrzała na Namjoona, szeroko otwierając oczy. - Czyli nie. Czy nie przydarzyło Ci się ostatnio coś nadzwyczajnego?

- Ym... Nie - odparła krótko.

- Na pewno? Nic sobie nie przypominasz?

- Nie, na pewno.

- Nie poczułaś nic dziwnego, kiedy podałaś mi i Tae rękę, wtedy w parku? - Na dźwięk swojego imienia wzdrygnąłem się.

- Ile razy mam powtarzać, że nie? - Wtedy nawet ja wiedziałem, że kłamie. Musiała coś poczuć skoro ja coś poczułem. - Proszę bardzo, mogę wam to udowodnić.  

Dziewczyna wstała i podała mi dłoń. Na początku bałem się, że będzie tak jak przy pierwszym spotkaniu. Jednak ku mojemu zdziwieniu wcale tak nie było. 

- Widzicie, nic!

- Tae poczułeś coś? - spytał mnie Namjoon. 

Ja pokręciłem tylko głową przecząco. Byłem zdezorientowany i nie do końca rozumiałem, o co w tym wszystkim chodzi.

Zapadła niezręczna cisza, którą przerwał Jin z herbatą. Podał mi kubek z gorącym napojem. Podziękowałem i wziąłem łyk. Namjoon również dostał swoją herbatę, ale jej nawet nie spróbował, tylko od razu odstawił ją na meblościankę.

- A może znalazłaś jakiś tajemniczy przedmiot? Może coś przypadkowo trafiło w twoje rę...

- Nie! Nic nie ukradłam, jeżeli o to ci chodzi! Nie wiem, mam pokazać ci wszystko, co mam w torebce?! Proszę! Proszę bardzo!  

W tym momencie naprawdę otworzyła torebkę i zaczęła wyciągać z niej różne rzeczy i rzucać je na stolik: telefon, klucze, portfel, szczotkę, długopis... Nic podejrzanego. Normalne przedmioty codziennego użytku. 

- Już! To wszystko, co mam! Mogę ci ewentualnie jeszcze to zaprezentować, że nic nie ma w środku. Patrz! - Podsunęła mu torebkę pod twarz.

- Nie chodziło mi o to, żebyś wyrzucała tutaj wszystkie te rzeczy. Dlaczego się od razu tak zdenerwowałaś? To było niepotrzebne! Nawet nie dałaś mi dokończyć.

- A co? Może nie miałeś zamiaru mnie oskarżać o jakąś kradzież, hm? - Ze zdenerwowania aż cała drżała. Postanowiłem jakoś załagodzić sytuację.

- Em... Y/N... Namjoon na pewno nie miał tego na myśli. Chodziło mu raczej o zwykłe pytanie. Uspokój się.

- Co uspokój się?! Nie! Chce iść do domu! - Westchnęła i zaczęła się pakować. - Ale najpierw pójdę do toalety. Gdzie jest toaleta?!

- Pierwsze drzwi na lewo - odpowiedział Hoseok.

- Dzięki. - I poszła. W tym momencie usłyszałem Jimina, który zwrócił się do Namjoona.

- O co tutaj chodzi? - Niestety został olany.

- Czy ty myślisz o tym samym co ja? - Odezwał się, kierując pytanie do mnie. 

Tak naprawdę nie byłem pewien czy Namjoon i ja myślimy o tym samym, bo miałem mętlik w głowie.

- Ktoś musi iść do niej do domu i przeszukać jej rzeczy.

Wszyscy spojrzeliśmy się po sobie, szukając potencjalnej ofiary. Oczy wszystkich padły na Jimina.

- Ja mogę iść - wyrwał nagle Jungkook.

- Jimin! - krzyknął Namjoon w tym samym czasie. - Zostałeś wybrany na ochotnika!

- Co ja? Nie-e.

- Ta-ak - odpowiedział mu, przeciągając słowo.

Widziałem smutną minę Jungkooka i chciałem zapytać, co się stało, ale z hukiem otworzyły się drzwi. Y/N jak huragan wpadła do salonu i oznajmiła wszystkim, że wychodzi.

- Jimin odprowadzi Cię do domu - powiedział Namjoon.

- Nie dzięki, poradzę sobie sama. Znam drogę do domu.

- A co jeśli znowu ktoś Cię napadnie? Nie chcesz chyba jeszcze raz spotkać takich typów jak po południu.

- Eh... Niech będzie. Zgoda.

Jimin i Y/N wyszli. Zaraz po ich wyjściu rozpoczęła się kłótnia. Świetnie... Tylko tego dzisiaj brakowało.

- Ale pizda z Ciebie Namjoon! - wykrzyczał mu w twarz Yoongi.

- Ze mnie?! To nie ja dałem się pobić!

- Byłeś dla niej zbyt łagodny! Znowu nam się wyrwała! Czy Ty naprawdę nie widzisz tego, że ona kłamie i coś ukrywa?! Udaje niewiniątko a tak naprawdę...

-Skończ już! Sam jak byś poprowadził tę rozmowę, hm?!

- Na pewno lepiej niż TY!

JIMIN POV

Na początku nie wiedziałem nawet, czy mam się odezwać. Czułem, jak jest zdenerwowana. Szła pierwsza, bardzo szybko. W rękach kurczowo ściskała torebkę. Dopiero potem, jak trochę ochłonęła, zarzuciła ją na ramię. Postanowiłem podbiec do niej i odrobinę z nią porozmawiać. Niestety nie mogłem znaleźć żadnego tematu. Szliśmy tak przez chwilę. W końcu zebrałem się w sobie i postanowiłem przerwać ciszę.

- Chyba zbiera się na deszcz. - Boże żałosne...

- Chyba tak... Chodź szybciej.

No i poszliśmy szybciej. Tyle z naszej rozmowy. W sumie to chyba po prostu nie miała ochoty rozmawiać, więc nie drążyłem. Robiło się coraz ciemniej i najwyraźniej zbierało się na burzę. Najpierw zaczął wiać mocny wiatr, a po chwili się rozpadało. Zaczęliśmy biec. Traf chciał, żebym wyszedł na durnia i wypierdolił się na chodniku. Tak, cudownie...

- Żyjesz? Nic ci się nie stało? Powiedz cokolwiek!

- Nie, chyba nie...

- Ale nie, że nie żyjesz czy, że nic ci nie jest? - Zacząłem się śmiać.

- Nic mi nie jest - powiedziałem, wstając.

- Ja bym nie była taka pewna. Zobacz swoje kolano.

- No? Nic przecież.

- Nie! To drugie kolano! - Faktycznie zdarłem trochę.

- Ups... No cóż - odparłem bez większych emocji. 

Jednak nagle przypomniało mi się, że miałem poszukać artefaktu w domu Y/N. To była idealna okazja! Widocznie wszystko na tym świecie ma jakiś cel.

- Chodź, w domu opatrzę ci to kolano. - Dobrze, że nie musiałem się wpraszać. Poszło jak z płatka. Aż dziwne.

Po 10 minutach byliśmy już w jej domu. Mieszkanie zrobiło na mnie ogromne wrażenie. Dziewczęco umeblowane, czyste, wszędzie ładnie pachnie. Byłem pozytywnie zaskoczony. Nie to, co nasz dom. To jak porównywać dzień do nocy.

- Mieszkasz sama? - zapytałem nieśmiało.

- Tak... Od roku - mówiąc to Y/N skierowała się w stronę łazienki.

Rozglądałem się po mieszkaniu. Mój wzrok przykuł jeden z obrazów wiszących na ścianie. Był bardzo prosty, jednak ogromnie mnie intrygował. Czarne linie na śnieżno-białym tle w zależności od tego, z której strony się na nie spojrzało, układały się w coś innego. Raz w kobietę siedzącą tyłem, innym razem w skradającego się tygrysa a jeszcze innym w dziwny i zagmatwany krajobraz. W sumie to jej dom cały wypełniony był obrazami. Wisiały na każdej ścianie na różnych wysokościach, tworząc jedną wielką galerię. 

Usiadłem na ogromnej kanapie. Najczystsza i najbardziej miękka kanapa, na której siedziałem od dawna. Z tej perspektywy mogłem obserwować jak Y/N krząta się po kuchni, zapewne szukając apteczki. 

To była idealna okazja, żeby powęszyć. Postanowiłem zacząć od salonu, bo skoro już tam siedziałem, to pomyślałem, że tak będzie najprościej. Za kanapą pod ścianą stała szafka a na niej ustawiona była masa zdjęć w ramkach. Poza nimi nie było za wiele innych rzeczy. Głównie jakieś minimalistyczne mini rzeźby oraz kwiaty. Też małe w małych doniczkach. Oglądając dalej, natrafiłem na półkę z książkami. Nie było tam nic innego oprócz nich.

- Siadaj tutaj. - Wskazała na miejsce na kanapie obok siebie. Nieźle mnie też wystraszyła. - Tak w ogóle to znalazłam jakieś stare rzeczy męża mojej przyjaciółki. Może nadadzą się dla Ciebie.

- Nie trzeba było naprawdę.

- Trzeba. Nie będziesz mi tu taki mokry siedział. A zresztą, jak wrócisz chory do swoich kolegów, to zaraz mnie o to posądzą i będą ścigać. Nie dzięki, nie chcę więcej jakiś głupich sytuacji.

-Przepraszam cię za ich dzisiejsze zachowanie. Ale Tae, to znaczy Taehyung, miał rację. Namjoon wcale nie chciał cię obrazić i nie chodziło mu o oskarżanie ciebie o kradzież.

-Ja jednak odebrałam to inaczej... - powiedziała ze smutkiem. - Daj to obtarte kolano. - Poczułem się wtedy jak małe dziecko.

-Nie, poradzę sobie.

- No dobrze, to tutaj masz wodę utlenioną i plastry a ja pójdę nam zrobić rozgrzewającą herbatę - mówiąc to, oddaliła się w stronę kuchni.

Wziąłem butelkę wody utlenionej i polałem kilka kropel na ranę. Szczypało i pieniło się jak cholera. Wytarłem wacikiem, nakleiłem plasterek i już było wszystko w porządku. 

Tak szczerze mówiąc to nie wiem co do tej dziewczyny mają Namjoon, Yoongi i Taehyung. Jest naprawdę przemiłą osobą. Zresztą jak na razie nie wyczułem w jej mieszkaniu czegokolwiek. 

Skąd oni wzięli te podejrzenia, to ja nie wiem. Owszem, niekiedy brak im piątej klepki, ale nie aż na tyle, aby oskarżać niewinną dziewczynę o kradzież czy jakieś inne dziwne rzeczy. Nie rozumiem całej tej sytuacji. 

Na oparciu fotela leżały rzeczy, które przygotowała mi Y/N. Zabrałem je do łazienki, wszedłem i zamknąłem za sobą drzwi na zamek. Łazienka również była bardzo ładnie i stylowo zaprojektowana. Białe kafelki z czarnymi akcentami idealnie komponowały się z jasnoniebieskimi akcentami wystroju: mydelniczką, dywanikiem i innymi pierdółkami. Przebrałem się i postanowiłem przeszukać łazienkę. Po kilku sekundach dotarło do mnie, że przecież szukanie artefaktu w łazience to istna głupota. Nikt normalny, gdyby miał tak cenny przedmiot świadomie nie schowałby go w łazience. Chociaż może ona miała go nieświadomie. Jednak stojąc tam, nie wyczułem kompletnie nic.

- Idiota - powiedziałem do siebie cicho. Otworzyłem drzwi i wróciłem do salonu.

3 minuty później Y/N wróciła z herbatą, jednak w połowie drogi powiedziała:

-Wróć! Zapomniałam cukiernicy. - Odstawiła kubki z naparem na niską ławę i wróciła do kuchni. 

W jej domu nawet kubki były urocze. Pasowały do wystroju kuchni. Jeden z nich stojący bliżej mnie był niebieski we wzorki z pandą, drugi pomarańczowy z królikami. Bardziej podobał mi się ten z królikami. Z moich przemyśleń na temat naczyń wyrwała mnie Y/N, kładąc cukiernice na stoliku. Uśmiechnęła się do mnie lekko i zamieniła kubki miejscami. Czy ona czyta mi w myślach?

- Wolę niebieski. To mój ulubiony kolor. – Posłała mi uroczy uśmiech i usiadła obok. – Jak rana?

- Lepiej. Dziękuję. - Również się uśmiechnąłem. - Ah! I dziękuję za ubrania.

- Nie ma sprawy - odparła wesoło.

Zapadła niezręczna cisza. Wziąłem łyk herbaty. Była pyszna! Czarna, mocna herbata z nutką pomarańczy i cynamonu.

- Mmm... Pyszna herbata - powiedziałem.

- Cieszę się, że ci smakuje.

- Wiesz, tak szczerze mówiąc, to nie wiem, dlaczego chłopaki tak się na Ciebie uwzięli. Jesteś naprawdę najmilszą osobą, jaką kiedykolwiek poznałem.

- Dzięki - odparła, uśmiechając się lekko. - Szkoda tylko, że twoi koledzy myślą zupełnie inaczej. - Na jej twarzy nagle pojawił się smutek zmieszany ze zmęczeniem. 

Nic dziwnego. Z tego, co udało mi się dowiedzieć i z tego, co widziałem to sporo dzisiaj przeszła. Postanowiłem jej już dzisiaj nie męczyć.

- Późno już. Chyba będę się zbierał.

- Ehh... No dobrze... Chociaż naprawdę bardzo miło mi się z Tobą rozmawiało.

- Mi również. I dzięki za herbatę! Jak wrócę do domu, to od razu upiorę ci te rzeczy i odniosę któregoś dnia przy okazji.

- Nie ma problemu. - Odstawiła kubek na stolik i podeszła do drzwi. 

Sam zrobiłem to samo, po drodze zgarniając swoje przemoczone ciuchy pod pachę. Wtedy to dopiero zrobiło się niezręcznie! Nie wiedziałem kompletnie, jak mam się z nią pożegnać. Przytulić czy może podać rękę, czy nic nie robić tylko powiedzieć "cześć"? Wybrałem opcję pomiędzy i podałem jej dłoń.

- Ja pierdzielę! - Poczułem dziwne, mocne pieczenie w palcach. Tak jakby moja ręka w tym momencie zapłonęła. Spojrzałem pytająco na Y/N.

- O nie... - powiedziała cicho, zakrywając usta.


~*~
Od autorek:

Cieszymy się, że coraz więcej osób docenia nasze opowiadanie <3 To mocno motywuje do dalszego pisania :) Dzięki za każdy komentarz i gwiazdkę <3

Do następnego!

~ Miyouni & Xiao Hua🌸

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top