Rozdział 1. Marynarz
Noah obudził się dokładnie o siódmej dziesięć rano. Przesiedział kilka minut, serfując po Internecie i zostawiał polubienia przy nowych zdjęciach dodanych na Instagramie przez jego dawnych znajomych ze szkoły. Następnie przystąpił do porannego ogarniania się. Wziął szybki prysznic na pobudzenie organizmu i wyszczotkował dokładnie zęby. Wyjrzał za okno, by dostrzec, że słońce niemiłosiernie grzało. Dlatego też zdecydował się na ubranie zwykłej białej koszulki typu oversize i szerokich jeansowych spodni. Na stopy wsunął czarne tenisówki i wyszedł z mieszkania.
Droga do pracy nie zajmowała mu więcej niż dwadzieścia minut, dlatego się nie śpiesząc, przechadzał się po gorącym chodniku i, jak to miał w zwyczaju, obserwował ludzi. Widział przechodzących obok niego staruszków z małymi psiakami na smyczy, pary ze swoimi pociechami, zapewne zaprowadzające je do szkoły bądź przedszkola, nastolatków z plecakami na jednym ramieniu i wiele innych osób.
Kroki poprowadziły go do jedynego parku w Cherrywood. Na jego środku stała wielka fontanna imitująca dmuchawiec. Wokoło rozpościerały się zielone drzewa, a pod nimi drewniane ławki. Ani żywej duszy. Tylko on sam. A przynajmniej tak mu się zdawało, póki nie usłyszał cichego kobiecego podśpiewywania. Rozejrzał się i ją ujrzał. Siedziała pod jednym z drzew z zeszytem na kolanach, a z jej ust wydobywała się melodia. Zaciekawiony podszedł trochę bliżej, aby rozpoznać, jaki to utwór.
— Oh, won't you kiss me on the mouth and love me like a sailor? And when you get a taste, can you tell me what's my flavor? — nuciła pod nosem.
Doskonale znał tę piosenkę. Ostatnie kilka dni nieustannie leciała w kółko na jego słuchawkach. Zamroczony głosem dziewczyny, zaczął się przysłuchiwać. Niczego nieświadoma, nagle oderwała wzrok z notesu i spojrzała na chłopaka. Noah poczuł, jakby czas się zatrzymał. Wszystko działo się dokładnie tak, jak w romansach, które czytał. Głębia jej szaroniebieskich oczu wwiercała mu się w duszę. Nigdy nie przeżył podobnej sytuacji. Kontakt wzrokowy trwał zaledwie kilka sekund, jednak dla Noah była to wieczność, z której nie chciałby się wyrwać. Nie chcąc wyjść na szurniętego podglądacza, jak gdyby nigdy nic poszedł dalej w stronę cukierni.
Wciąż był chwilę przed otwarciem, więc szybko przebrał swoją koszulkę na firmową z nadrukiem logo i zaczął rozkładać świeże wypieki. Kiedy skończył, wybiła godzina ósma. Podszedł do przeszklonych drzwi i przekręcił tabliczkę, pokazując klientom, że lokal właśnie został otwarty. Tłum ludzi stał już pod drzwiami, ochoczo wchodząc do środka. Kolejka była okropnie długa, ale dla Noah było to normalne. Ranki zawsze były nacechowane sporym ruchem, a popołudnia okazjonalnymi odwiedzinami konsumentów. Zazwyczaj wtedy, kiedy mógł na spokojnie usiąść, chwytał jedną z książek i zatracał się w fikcyjnym świecie. W jednym ze światów, w których chciałby istnieć. Noah Foutley najczęściej sięgał właśnie po romanse. Czy to z gatunku young czy new adult, nie miało to znaczenia. Najważniejsze było to, że historia zawierała wątek romantyczny. Jego życie miłosne było chodzącym pasmem nieszczęść. Kiedyś myślał, że był zakochany. To było jeszcze w szkole podstawowej. Pewna dziewczyna z klasy zawróciła mu w głowie i nie potrafiła z niej wyjść. Była pierwszym obiektem westchnień chłopaka. Ale nie miłością. Noah najbardziej w świecie chciałby zaznać tego uczucia. Bycia kochanym i potrzebnym. Miał dwadzieścia lat na karku i ani razu tego nie doświadczył. Raniło go to, więc zaczął sięgać po tusz na papierze, aby w jakimś minimalnym stopniu poczuć ciepło relacji.
Głos klienta wyciągnął go z burzliwych myśli.
— Trzy pączki z budyniem — powiedział lekko siwiejący już mężczyzna. — I może pan ukroić jeszcze kawałek tego ciasta z truskawkami.
Założył rękawiczki i wykonał zamówienie. Zapakował wypieki do papierowej torby i przekazał klientowi.
— Dziesięć funtów.
Wyciągnął z kieszeni portfel i podał mu do ręki należytą kwotę.
— Smacznego i zapraszamy ponownie!
Noah zajmował się pakowaniem drożdżówek i pączków przez cztery godziny bez przerwy. Kiedy przyszła chwila na odpoczynek, chwycił książkę w dłonie i tak wciągnął się w fabułę, że ostatnie godziny pracy zleciały jak minuty. Po inwazji klientów nie przybył żaden nowy. Ale dla Foutley'a nie miało to znaczenia, ponieważ utarg z rana był wystarczająco duży. Udał się na zaplecze, aby zmienić roboczą koszulkę na swoją, zamknął lokal i ruszył w drogę powrotną, dokładnie taką samą, jaką szedł do pracy.
Był środek maja, więc na dworze wciąż było jasno, a ciepło wciąż dawało o sobie znać. Wszedł do parku, w którym spotkał te hipnotyzujące niczym wzburzony ocean oczy. Tym razem kilkoro ludzi przechadzało się wokół fontanny i siedziało na ławkach. Jego uwagę zwróciło jednak coś innego. Śpiewająca dziewczyna, którą spotkał rano, wciąż siedziała pod tym samym drzewem, zapisując jakieś notatki. Wszyscy wokół ją ignorowali, tak jakby jej tu nie było. Jakby nie istniała. Ale kiedy jego wzrok uchwycił jej postać, czuł jakby w tym miejscu była tylko ona. Te osoby znajdujące się obok nagle wyparowały. Wpatrywał się w nią z niemałym zainteresowaniem. Nie wiedział jak długo tak stał. Nie obchodziło go to. Mógłby tkwić tam cały dzień i noc, byleby mieć przed sobą widok tej dziewczyny.
Niespodziewanie, zupełnie jak na początku dnia, podniosła wzrok, a ich spojrzenie się skrzyżowało. Chłopak momentalnie odwrócił wzrok i miał zamiar się oddalić, jednak coś mu w tym przeszkodziło.
— Hej, ty! — zawołała w jego stronę.
Ten głos, tak melodyjny. Przepiękny.
Nim zdążył ponownie zwrócić się w stronę dziewczyny, nie siedziała już na ziemi. Podeszła do niego i utkwiła w nim spojrzenie.
— Cześć? — powiedział Noah bardziej pytająco.
Nie wiedział, w jakim celu stała właśnie przed nim i wpatrywała się w niego ze zdziwieniem. Pomyślał, że może uznała, że jest jakimś psycholem, albo co gorsza, zbokiem.
— Widziałam cię rano. Patrzyłeś się na mnie. Widzę cię też teraz i znów się gapisz. Znamy się, czy po prostu masz coś z głową?
Jego przypuszczenia się sprawdziły. Uważała go za dziwaka.
— Słyszałem jak śpiewasz. Masz świetny głos.
Wow, faktycznie uratowałem sytuację. Nie dość, że wie, że wlepiałem w nią wzrok, to jeszcze podsłuchiwałem.
Zmrużyła podejrzliwie oczy. I ku jego zaskoczeniu, uśmiechnęła się.
— Dziękuję — Momentalnie się rozpromieniła. Kosmyk ciemnych blond włosów opadł na jej twarz. — Jestem Dove. Dove Morris. — wyciągnęła do niego dłoń.
— Noah. Noah Foutley — uścisnął jej rękę. — Nie kojarzę cię z Cherrywood. Jesteś stąd?
— Mieszkam tu całe życie. Ale zazwyczaj trzymam się na uboczu. Nie lubię uwagi ludzi.
— Cóż, moją przykułaś.
Zamknij się.
Jej usta rozciągnęły się jeszcze szerzej, ukazując szereg zębów. Pomyślał, że ma naprawdę piękny uśmiech. Cała była piękna. Miała na sobie białą sukienkę w kwiaty. Niestety nie wiedział, jakiego rodzaju są. Nie znał się na nich. Dove była niska. Noah założył, że nie ledwie sięgała pięciu stóp. Wydawało mu się to całkiem urocze, że przewyższa ją o jakieś trzydzieści centymetrów.
— Więc, Dove Morris, co tam bazgrałaś w tym zeszycie? — zapytał.
— Nie sądzę, żebyśmy znali się na tyle, bym zdradzała ci moje niecne plany.
— Chyba nie planujesz morderstwa?
— Nie wiem. Może tak, może nie. A może właśnie stałeś się moją kolejną ofiarą?
Boże, miej mnie w opiece.
Noah poczuł się przy Dove nienaturalnie komfortowo. Potrafił z nią rozmawiać, a gadka faktycznie się kleiła. Od kiedy skończył szkołę średnią, a jego wszystkie znajomości się zatarły przez wyjazdy na studia, został kompletnie sam. Bardzo rzadko rozmawiał z ludźmi. W sumie jego jedyny kontakt z nimi to krótkie stałe formułki, które wypowiada w pracy.
Usiedli razem w miejscu, gdzie wcześniej siedziała śpiewająca dziewczyna. Dove popatrzyła na niego, jej kącik ust powędrował ku górze i otworzyła notes.
— Pokażę ci, co jest w środku, ale obiecaj, że mnie nie wyśmiejesz.
Kiwnął głową i przechwycił przedmiot. W środku znajdowały się różne zapiski, opisy i dialogi. Wyglądało to na sztukę teatralną. Nie wszystko wyglądało idealnie, ale pomyślał, że to dopiero wersja robocza.
— Piszesz sztukę?
— Ta... kazano mi sporządzić spektakl w szkole.
— Chodzisz do szkoły dla artystów?
— Mhm, do Cherrywood Art. Problem w tym, że moją działką jest śpiew, a nie pisarstwo. Jeśli dam ciała, nie zaliczę roku.
— To jest naprawdę dobre — zapewnił ją. — Wymaga kilku poprawek, ale ma ogromny potencjał.
Dove spojrzała na niego z zaciekawieniem wymalowanym na twarzy.
— Znasz się na tym?
— Trochę. Czytam dużo książek i trochę piszę, ale to nic wybitnego.
— Wow, w tych czasach rzadko spotyka się kogoś, kto czyta. — stwierdziła.
— Prawda?
Siedzieli oparci o pień drzewa i westchnęli w tym samym momencie. Noah był tak zaskoczony tym, jak łatwo jest mu rozmawiać z Dove. Znali się zaledwie pół godziny, a czuł od niej niesamowite ciepło. Czuł się przy niej dobrze. I sam nie wiedział, dokąd go to zaprowadzi.
— Wiem, że to może być spontaniczne i niedorzeczne — wypaliła nagle Morris. — Ale potrzebuję twojej pomocy.
O cholera.
______________
I jak wrażenia? Drugi rozdział prawdopodobnie w następnym tygodniu!
#SiedemMinutDM
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top