Prolog
Kolejne morderstwo zostało zgłoszone, kiedy starszy mężczyzna znalazł nowe ciało na jednej z ulic Londynu w pobliżu pałacu Buckingham. Mnóstwo ludzi zleciało się, patrząc co się dzieje i o co chodzi, kiedy wielu policjantów zjawiło się na miejscu, by badać sprawę. Tak jak w poprzednich razach, było to dziecko i do tego dziewczynka. Już dawno połączyli sprawy razem, zauważając, że każda z ofiar nie ma oczu, języka, serca i czasami też innych narządów wewnętrznych. Jest to ósma ofiara, znaleziona zaledwie ulicę dalej od ostatniego miejsca. Ludzie coraz bardziej się obawiali, kiedy co początek tygodnia czytali o kolejnym znalezionym ciele dziecka. Zamykali swoje własne w domach, nie wypuszczając samych na zewnątrz. Policja za to coraz bardziej nie wiedziała co dalej, nie mając żadnych świeżych dowodów i postępowania w śledztwie. Co koniec tygodnia była znajdywana kolejna ofiara, więc podejrzenia trafiają głównie na jakieś rytuały, sektę lub czarną magię, choć nic nie jest pewne. Teraz najważniejsze było ustalenie kim była teraźniejsza ofiara, by spróbować jakoś powiązać ją z resztą. Starszy mężczyzna o lekko siwych włosach i okularach, który był głównym prowadzącym śledztwa, podszedł bliżej zasłoniętego ciała dużym materiałem, by nikt nie widział tego strasznego widoku. Kucnął i odchylił kawałek, widząc jak jego kolega zaczyna kreślić jej szkic, by nie musieć pokazywać każdemu jak teraz wygląda. Patrzył w jej puste, czarne dziury po oczach i lekko rozchylone usta całe pełne krwi. Wyobrażał sobie jak musiała błagać swojego oprawcę o litość, kiedy on wydłubywał jej oczy, wyrywał język i resztę. Dzięki wielu lekarzom, z którymi się konsultowali, zdołali ustalić jedną, przykrą i mrożącą krew w żyłach, rzecz - w czasie tortur te dzieci żyły. Nikt nie mógł sobie wyobrazić czegoś tak brutalnego i bestialskiego. Błagali do Boga, by dał im siłę i pomógł znaleźć sprawcę, by ten dostał swoją karę. Mieli nadzieję, że za te okropne czyny spotka go coś gorszego od piekła i wiecznego potępienia.
Mężczyzna poczuł jak łzy lecą mu do oczu po kilku minutach wpatrywania się w nią, więc szybko odwrócił wzrok od bladej i pyzatej twarzy dziewczynki. Nie mógł dalej na to patrzeć, czując jak serce go ściska i jak go boli w środku poczucie winy, że jeszcze nie udało im się go znaleźć, przez co zginęło następne dziecko. Poczuł dłoń swojego kolegi na ramieniu, na co na niego spojrzał, ocierając łzy. Ten pokazał mu na szybko zrobiony portret, który zgadzał się w większości. Dziewczynka z obrazka miała oczy, co różniło ją od jej ciała. Skinął mu głową, dając mu znak, by poszedł do zgromadzonych ludzi i pytał o nią. Zakrył z powrotem jej twarz, wstając i odwracając się od leżącego ciała. Odetchnął głęboko, rozmasowując skronie. Nie był w stanie dalej tego widzieć. Jeżeli do następnego tygodnia zginie kolejne dziecko, chyba skończy swoje życie. Nie chce, by kolejne dzieci ginęły, ale chce znaleźć tego bydlaka, odpowiedzialnego za to. Usłyszał dźwięk stukotu kopyt o kamienną ulicę i lekkie podskoki powozu. Od razu się domyślił kto zmierza w to miejsce i na czyje polecenie. Szybkim krokiem ruszył w stronę wjazdu na teren śledztwa, gdzie było jedyne wolne miejsce od zwykłych ludzi. Zajechała przed nim bogato zdobiona karoca, typowa dla szlachcica. Mina od razu mu zrzedła, kiedy drzwiczki się otworzyły, a w nich stanął ciemnowłosy młodzieniec z przepaską na prawym oku. Drugie oko w błękitnym kolorze patrzyło przed siebie zimno, a jego mina była chłodna, nie pokazująca nic.
- Hrabia Ciel Phantomhive. - warknął starszy, kiedy młodzieniec postanowił zaszczycić go swoim spojrzeniem. - Co Kundel Jej Królewskiej Mości tu szuka? - odszedł krok dalej, widząc jak ubrany na czarno i o tego samego kolorach włosach kamerdyner podchodzi do chłopca i pomaga mu wyjść.
Prychnął na ten widok, w sercu szczerze nienawidząc takich szlachciców jak on. Nic sami nie zrobią i tylko się wysługują każdym, czekając na gotowe. Nie znają ciężkiej pracy i nigdy nie brudzą sobie rąk, a co dopiero nazwiska. Jest dla nich cenniejsze niż własne życie i są w stanie zrobić wiele, by tylko ono zostało wielkie i niezapomniane, by lata później było mówione o ich godnym poświęceniu i było symbolem chwały. Chłopiec kompletnie go zignorował, mijając go i idąc prosto w stronę zasłoniętego ciała. Mężczyzna suną za nim wzrokiem, marszcząc brwi i ściskając pięści. Kątem oka zarejestrował stojącego obok niego kamerdynera tego bachora, który mimo całej sytuacji uśmiechał się delikatnie i sztucznie. Dobre wrażenie jest dla nich ważne i pewnie częścią pracy. Starszy mężczyzna mruknął coś do siebie i odszedł, by podejść do dzieciaka, stojącego obok ciała.
- Jakieś postępy? - zapytał prosto z mostu, nie chcąc bawić się w kotka i myszkę, marnując cenny czas.
Swoją robioną na miarę laską delikatnie podniósł kawałek materiału, by spojrzeć na twarz ofiary. Przyglądał się jej uważnie, sprawdzając czy wszystko jest takie samo jak poprzednie przypadki. Odgarnął więcej materiału, zauważając braku dziury po sercu i innych organach, co było jedyną różnicą od poprzednich sytuacji.
- Nadal stoimy w miejscu. - warknął, przyglądając się w to samo miejsce co hrabia obok niego.
Wcześniej jakoś nie zwrócił na to uwagi, chcąc jak najszybciej ją zakryć, by nikt nie musiał oglądać tego strasznego widoku. Teraz przynajmniej wiedział, że jest różnica i choć sam na to nie wpadł, to pewnie jakiś lekarz na sekcji zwłok lub grabarz w kostnicy by zauważył. Mimo tego nie jest to jakaś ważna wskazówka w sprawie. Jednej z ofiar nie zostały wycięte organy i co to może zmienić? Prawdopodobnie nic. Nadal stoją w martwym punkcie, nie mogąc się ruszyć dalej.
- Nie dziwi mnie to. - zakrył z powrotem ciało, odwracając się na pięcie. - Sebastianie, przynieś do mojego gabinetu wszystkie dotychczasowe dokumenty w sprawie tego dochodzenia. - zaczął odchodzić, nie zdradzając nic o swoich przemyśleniach czy jakichkolwiek planach.
Zarządca sprawy zdenerwowany odwrócił się do niego wściekły, mocno zaciskając zęby i pięści. Nie mógł mu popuścić, kiedy się wywyższał. Nie odda tak łatwo tej sprawy jakiemuś dzieciakowi, który nic samemu nie załatwi. W tym momencie miał gdzieś, że on jest tu z polecenia królowej.
- Nie wiem co kombinujesz, ale mamy wszystko pod kontrolą! - złapał za jego ramię, kiedy chciał go wyminąć.
W zaledwie sekundzie po tym, sam poczuł jak ktoś ściska mocno jego nadgarstek. Spojrzał w ciemne, czerwone oczy kamerdynera, czując wewnętrzny strach. Przełknął głośno ślinę, puszczając młodego szlachcica, na co dostał jego zimne spojrzenie.
- Gdyby to była prawda, nie bylibyśmy tutaj i ona nadal by żyła. - powiedział ozięble, mrużąc oko i odwracając się od niego. - Panie Maddox, działam na wezwanie królowej, więc wchodzenie mi w drogę będzie brane za zdradę lub pomaganie zabójcy. Radzę Panu trzymać się z daleka od tej sprawy, dopóki ja ją mam. - poprawiając swój płaszcz i kapelusz w ciemnoniebieskich odcieniach, zrobił pierwszy krok.
- Myślisz, że tak mnie przestraszysz? Również działamy na rozkaz Jej Wysokości i znaleźliśmy już kogoś do pomocy. - powiedział już spokojniej mężczyzna, zabierając swój nadgarstek z uścisku bruneta i zaczął go masować.
Tym zdaniem najwyraźniej przykuł uwagę młodego hrabi, co było właśnie jego celem. Odwrócił się do niego, posyłając mu pytające spojrzenie swoich błękitnych oczu, na co dostał cwany uśmiech starszego mężczyzny.
- Kogo? - mruknął, podnosząc głowę do góry i delikatnie zaciskając zęby.
Nie mógł uwierzyć, że ktoś pokroju policji postanowił go zastąpić. Od kiedy dostał tytuł "Psa Jej Królewskiej Mości", on był tą najbardziej pożądaną osobą w takich rzeczach. Wiele spraw rozwiązał i zdobył wiele dziwnych i nieprawdopodobnych plotek na swój temat dzięki temu pseudonimowi. Był niezastąpiony, więc mówienie, że znaleźli kogoś innego, było dla niego obelgą. To on był zawsze najlepszy i to dzięki niemu królowa mogła spokojnie sypiać po nocach, nie musząc się martwić o swoich poddanych. Maddox spojrzał za niego, dostrzegając nowo przybyłą osobę. Uśmiechnął się zwycięsko, kiedy szlachcic przed nim również się obrócił, by spojrzeć na tę osobę.
- Ją. - zaciągnął się mocno powietrzem z dumy, widząc idącą w ich stronę kobietę.
Hrabia nie mógł uwierzyć własnym oczom na widok kobiety, która ma już ponad dwadzieścia lat i małymi krokami zbliża się do trzydziestki. Nie zna jej przecież od teraz. Wysoka, piękna blondynka w długiej, złotej sukni kroczyła w ich stronę, a dźwięk jej wysokich butów jej przy tym towarzyszył. Nałożone miała ciemne futro, które opadało na jej suknie i osłaniając ją przed zimnem. W prawej dłoni trzymała długą fajkę, z której leciał lekki dym, rozwiewany przez wiatr. Długie, falowane włosy, były w połowie upięte u góry, delikatnie nachodząc na niewielki kapelusz zakrywający połowę jej lewej twarzy. Usta pomalowane ciemną szminką uśmiechały się, a bystre, czerwone oczy obserwowały wszystko. Stanęła na przeciwko hrabiego, patrząc mu w oko swoim pustym spojrzeniem.
- Witaj, Celiku. - zaciągając się po tym fajką, mając cały czas ten sam wyraz twarzy.
Chłopiec zmarszczył brwi, zaciskając mocniej zęby i pięści. Widząc to Sebastian i drugi mężczyzna, nie wiedzieli co się teraz dzieje, przeczuwając jednak, że nie będzie to miłe spotkanie.
- Witaj z powrotem, ciociu. Opowiedz, jak wydostałaś się z więzienia? - warknął wściekły na jej widok, co nie spowodowało żadnej różnicy na twarzy kobiety.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top