Rozdział 4
Nastał następny dzień, który zapowiadał się nie być spełnieniem marzeń wielu mieszkańców Anglii. Ciemne chmury już zawisły nad większością państwa, a niewielkie krople zaczęły spadać, tworząc kałuże i mocząc ludzi. W posiadłości należącej do pewnego hrabi było czuć napięty nastrój. Służba była postawiona do pionu wcześniej niż zwykle, zaalarmowani przybyciem gościa z rana. Wszystko miało wyglądać idealnie, a raczej miało takie być. Były lokaj rodu Phantomhive dyrygował resztą, wiedząc jako jedna z dwóch osób ze służby kto dzisiaj przyjdzie. Był szczerze zszokowany gdy usłyszał jej imię, ale nie zmieniło to faktu, że jest gościem i będzie odpowiednio przyjęta. Tego dnia nic nie mogło pójść nie tak. Pamięta ją jako pedantkę, która w swojej rezydencji była w stanie zatrudnić pięć pokojówek na jeden pokój. U niej wszystko miało być czyste, nieskazitelne, idealne. Usłyszeli grzmot pioruna, który wystraszył pokojówkę, na co wypadły jej talerze które niosła. Widząc to złapał się za skronie zmęczony już jej niezdarnością. Nie tylko rezydencja na tym traciła, ale i też dobre imię jego Panicza. W milczeniu zaczął sprzątać to szybko, byleby zdążyć przed przybyciem Panny Durless. Usłyszał jednak chwilę po tym rżenie koni z zewnątrz, co go pospieszyło. Szybko zaczął zamiatać szkło, a pokojówka pomagała mu, wszystko wrzucając do specjalnego kubła. Mieli zaledwie minutę lub dwie na skończenie tutaj i schowanie się przed nią. Panicz zażyczył sobie, by tylko on i drugi lokaj pokazywali się jej na oczy. Za powód wziął spotkanie rodzinne i prywatne tematy, których nie powinien nikt usłyszeć. Dwójka szybko wzięła swoje rzeczy do sprzątania i ulotnili się, idąc do kuchni.
Powóz zatrzymał się przed schodami do rezydencji stając w deszczu, który padał co raz mocniej. Woźnica szybko zszedł ze swojego miejsca i chwycił za parasol jaki przygotował i otworzył drzwi. Ustawił go nad wyjściem, by blondynka w środku nie zmokła, kiedy będzie wysiadać. Podał jej dłoń do pomocy, której się chwyciła i szedł z nią pod samo wejście. Cały czas się jej przyglądał, widząc jak jej maska nawet na chwilę nie spadła, mając cały czas ten sam wyraz twarzy. Spokojny z lekkim uśmiechem i z pustymi oczami, które nic nie pokazywały. Jednak on czuł to, czego ludzki wzrok nie jest w stanie. Jej dusza cały czas się odzywała, jakby prosiła o pomoc. Skrzywił się, nie rozumiejąc tej kobiety. Wczoraj podzielił się swoimi spostrzeżeniami z Panem tego domostwa, co tylko pogrążyło ich bardziej w zamyśleniu. Nic im nie pomogło, nawet to. Była chodzącą zagadką, której nikt tak łatwo nie rozwiąże. Jednak wczoraj wpadli na inny pomysł. Wątpili w jego skuteczność, ale zawsze można spróbować.
- Panicz jest gotowy i czeka na Panią. Zaprowadzę Pannę do... - przerwała mu, sama idąc w stronę, którą miał jej pokazać.
- Do salonu, wiem. Idź zajmij się końmi. - nie odwróciła się do niego, zostawiając go samego.
Skrzywił się ponownie, wychodząc mimo to z rezydencji i idąc w stronę powozu. Mógł się spodziewać, że będzie wiedzieć gdzie co jest i w ogóle całe położenie wszystkich pomieszczeń tej rezydencji. Kiedy on zajął się powozem i końmi, blondynka weszła do salonu jakby była u siebie, otwierając drzwi na roścież.
- Jak miło, że znalazłeś czas dla swojej starej ciotki. Tak rzadko mieliśmy okazję ze sobą porozmawiać. - szła w jego stronę, siadając na sofie bliżej kominka.
- Nie jesteś aż tak stara. Nawet nie masz trzydziestu lat. - prychnął, zakładając ręce i nawet na nią nie patrząc. - Nie jest łatwe z tobą pogadać, kiedy jesteś w wiezieniu.
- Nadal jestem starsza od ciebie, Celiku. Pokarz choć odrobinę szacunku do osoby starszej i bardziej doświadczonej. - zachichotała zdejmując rękawice i szal. - Strasznie zimna ta wiosna w tym roku, nie uważasz? - zagadała, odkładając wcześniej zdjęte rzeczy i kapelusz na bok na stolik.
- Po prostu dzisiaj pada jak cholera, dlatego jest zimno. Normalnie było dość ciepło. - mruknął, biorąc swoją filiżankę herbaty.
- Jesteś już z samego rana bardzo nerwowy. Źle sypiasz? Nadal boisz się burzy czy może w końcu jesteś w tym wieku, że myślisz o rzeczach, które robią dorośli? - zapytała, patrząc w prost na niego swoim denerwującym chłopca spojrzeniem.
Skrzywił się słysząc jej powody i do tego ostatni. Mógłby przysiąść, że jego pulsująca żyłka na czole jest bliska wybuchu. Irytowała go zwykłymi słowami, więc nawet nie chciał myśleć, jak bardzo może go zdenerwować jakimiś czynami.
- Ciociu, po prostu mam dużo pracy. Jakbyś zapomniała to teraz ja przejąłem obowiązki głowy rodu Phantomhive. - starał się zachować równowagę i nie powiedzieć czegoś nieodpowiedniego. Takiego ryzyka woli jak na razie nie podejmować, skoro ona ma na pewno wiele ważnych informacji na temat jego sprawy.
- No tak, twój ojciec... Wdałeś się w niego. Popełniasz te same błędy co on. Nawet twoja istota z piekieł wygląda podobnie do niego. Nie umiesz zapomnieć o swoim tatusiu? Tak bardzo za nim tęsknisz, że nawet on musi wyglądać jak twój rodziciel? - jej puste spojrzenie przeszywało go na wylot, co czuł i mu się to nie podobało.
Jej słowa go jednak zaintrygowały, mając teraz pewność, że ona wie więcej niż można się tego spodziewać. Usłyszeli otwieranie się drzwi, przez które wszedł lokaj w czarnym fraku razem z wózkiem na kółkach. Była na nim jedna filiżanka z herbatą i kilka talerzyków z różnymi słodyczami. W milczeniu i pod czujnym spojrzeniem blondynki postawił wszystko i stanął za kanapą, na której siedział jego Pan.
- Jak go nazwałeś? - zapytała, znowu siedząc w bezruchu i jedyne co się poruszało to jej klatka piersiowa i jej oczy.
- Sebastian.
- Jak twojego psa. Nic dziwnego, istota z piekieł to też pies. Tylko bardziej posłuszny. - nie ruszyła palcem, swoje oczy mając wbite w twarz kamerdynera. - Obrzydliwe. - dodała swoim spokojnym głosem.
Ciel prawie się zakrztusił, szybko jednak połykając ciecz w swoich ustach. Spojrzał na nią z szeroko otwartym okiem. To słowo sprawiło, że zaczął się poważniej zastanawiać nad ich planem. Wpadli na niego wczoraj wieczorem i był raczej tylko pomysłem. Możliwe, że teraz jednak nie wypali, ale i tak spróbują. Nie mają wyjścia. Rozwikłanie tej zagadki jest teraz na prawdę istotne.
- Trochę, jednak jest ważnym pionkiem do mojej zemsty. Jest bardziej przydatny niż ktoś normalny. Wykonuje swoją robotę piekielnie dobrze. - odchrząknął szybko.
Nie musi jej mówić jaka jest prawda, że już dawno dokonał zemsty, a demon został przy nim z innego powodu. Woli oszczędzić sobie i Sebastian'owi jej zgryźliwych obelg i pouczeń. Odłożył prawie pustą filiżankę, biorąc szybko wdech.
- Jak twój ojciec, Celiku, jak on. Jesteście do siebie bardzo podobni. Tak samo głupi. - zacmokała, przenosząc spojrzenie na swojego siostrzeńca.
- Co masz na myśli? - zdziwił się, głośno przełykając ślinę.
- Nadal się nie domyśliłeś? Karygodne, na prawdę okropne. Zaczynam wątpić w twoją inteligencję, Celiku. Spodziewałam się więcej po moim siostrzeńcu. - ruszyła się, by chwycić za herbatę, jednak w połowie się cofnęła. Z powrotem usiadła w tej samej pozycji, patrząc przed siebie.
- Powiedz! Co miałaś na myśli mówiąc, że jestem jak ojciec?! - podniósł się, patrząc na nią zdenerwowany.
W odpowiedzi najpierw ponownie usłyszał jej śmiech, po tym dłonią kazała mu z powrotem usiąść. Nie chętnie posłuchał się, nie przestając na nią patrzeć i zaciskać pięści. Co mogła mieć wtedy na myśli? Przecież zna swojego ojca. Był bardzo dobrym człowiekiem i ojcem, więc jak mógłby być do niego podobny? Czyżby był zamieszany w coś nielegalnego lub groźnego, o czym nikomu nie mówił? Nie wiedział, bo nie chciał niszczyć idealnego obrazu Vincent'a w swojej głowie. Nie kiedy on już jest martwy i nie będzie mógł się usprawiedliwić, gdyby to było coś strasznego.
- Pamiętasz jak się wydostałeś z płonącej rezydencji? - wstała ze swojego miejsca, powolnym krokiem zmierzając do niego.
Ciel zaczął się zastanawiać nad tym, ale nie musiał tego długo robić. Nie pamięta zbyt dobrze co się działo tamtego dnia, nie chcąc tego. Woli zapomnieć tamtą noc i okoliczności, mając to już za sobą. Zbyt wiele przeszedł, by rozpamiętywać to zderzenie i rozdrapywać stare rany.
- Nie, nie pamiętam. - przyznał, obserwując jej ruchy.
- Szkoda. Powiem ci to, Celiku. Zasłużyłeś na prawdę po tylu latach w kłamstwie. - stanęła przed nim, a jej cień zasłaniał go. Teraz pierwszy raz w życiu uważał ją za straszną. - Nie udało ci się wyjść z płonącej rezydencji samemu. Nie byłeś w stanie to zrobić, dlatego ktoś musiał ci pomóc. Domyślasz się kto to mógł być? - lekko się nad nim nachyliła, będąc jeszcze bliżej niego.
Chłopiec patrzył teraz na nią zmieszany, kiedy widział ją z tej perspektywy. Kiedy siedział na przeciwko niej, będąc głównie mniej więcej na równi z nią, jej maska wydawała się przyjazna. Spokojna i z uśmiechem, a w oczach nie każdy od razu zobaczył tę pustkę. Teraz jednak było inaczej. Ona była inna. Jej maska była identyczna, nie zmieniła się nawet odrobinę. Jednak z tej perspektywy była przerażająca. Patrząc na niego z góry, kiedy światło pioruna na nią padło, widać różnicę. Jej puste oczy wydawały się przeszywać go na wylot, wiedząc o nim wszystko i jakby patrzył w oczy samej śmierci. Uśmiech pogarszał sprawę, dodając jej grozy. Nawet światło z kominka i lamp nie odejmowało jej "uroku". Ciel przełknął ślinę, mocniej wbijając się w oparcie kanapy za sobą, zwiększając dystans.
- Ty? - zapytał mało przekonany, jednak była to jedyna sensowna odpowiedź.
Wie od Tanaki, byłego kamerdynera jego rodu, że to nie był on, więc na pewno też nie jego rodzice, którzy przecież zmarli tej nocy. Była ona jedyną osobą do tego zdolną, mimo swojego charakteru.
- Nie, Celiku, to nie byłam ja. Nie ingeruję w sprawy, które nie dają mi korzyści. Ja się tylko wam przyglądałam. - zachichotała sucho, na co chłopiec dostał ciarek.
- Więc kto? Nikogo innego wtedy nie było. - kobieta nachyliła się jeszcze bardziej, stawiając kolejny krok do przodu.
- Głupiutki i taki uroczy. Nawet teraz niczego się nie domyśla. Był tam przecież ktoś jeszcze, tylko nie w postaci o jakiej mylisz. Nie kamerdyner, ani nie pokojówka i na pewno nie ktoś inny ze służby. - podniosła się do pionu, patrząc teraz na zainteresowanego lokaja przed sobą. - To był Sebastian. - dodała.
Ciel podniósł wzrok na lokaja za nim, zdziwiony słysząc jego imię. O co jej chodzi? To nie mógł być przecież on! W tamtym czasie nawet nie wiedzieli o swoim istnieniu, a co dopiero mieli między sobą zawarty kontrakt. Nie było go wtedy i nikogo innego. Przeniósł spojrzenie na kobietę, nie rozumiejąc jej w ogóle. Nie wierzy w jej słowa, choć pewnie nie kłamie. Ona nie należy do takich osób. Prędzej cię obrazi lub zignoruje, ale nie okłamie. Brzydzi się kłamstwem jak on kotami. Zagryzł mocno zęby i chciał po chwili coś powiedzieć, ale nagła myśl mu przeszkodziła. Cały czas mówi o psie i postaci pod inną formą niż on myśli. Jego pies też nazywał się Sebastian. Otworzył szerzej oko, kiedy powoli do niego docierało co on powiedziała. Teraz rozumie, o jakie podobieństwo jej chodziło, kiedy porównywała go do jego ojca. Przez całą rozmowę nawiązywała do demonów i ich znaków szczególnych, jak przybieranie różnych postaci lub bycie posłusznym. Że Demony są jak psy. Z wrażenia wbiło go w siedzenie jeszcze bardziej.
- Mój ojciec... on miał... - złapał się za głowę z natłoku informacji i emocji jakie teraz czuł.
Nigdy by sobie nie wyobrażał, że osoba tak idealna jak jego ojciec, byłaby w stanie zawrzeć taki kontrakt. Nie raz myślał jakby zareagował, gdyby się dowiedział co on zrobił dla zemsty. Oczami wyobraźni widział jak patrzy na niego z rozczarowaniem i pożałowaniem, mówiąc mu jak go nienawidzi. Teraz jednak rozumiał swoje podobieństwo do niego.
- Trochę ci to zajęło. Spodziewałam się szybszej reakcji. Jednak zawsze miałam nadzieję, że już wiesz wszystko o swoim tatusiu, a tu proszę. Niespodzianka. - zachichotała, wracając na swoje poprzednie miejsce.
- Jak?! I dlaczego?! Przecież na kim miałby się mścić?! Nigdy nie miał wrogów, więc po co mu demon?! - miał mętlik w głowie i nie wiedział co myśleć o tej całej sytuacji.
- Czy tylko dla zemsty zawiązuje się kontrakty? - jej spojrzenie znowu przeszło na wysokiego bruneta, który cały czas milczał, tak jak rozkazał mu jego Pan przed pojechaniem po kobietę. - Twoja istota chętnie ci opowie o tym. To bardzo ciekawy temat, jednak bardzo długi. Tyle różnych powodów się przewinęło przez te wszystkie tysiąclecia. - westchnęła, co również było sztuczne. - Dam ci chwilę na przemyślenia, w tym samym czasie przejdę się. Postaraj się pospieszyć. - wstała i na chwilę z powrotem zerknęła na filiżankę z herbatą i wyszła z salonu, zostawiając dwójkę samych w ciszy, przerywanej skwierczeniem drewna w kominku.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top