Prolog
Dziewczyna przeciągnęła się. Wstała jak zwykle parę minut przed budzikiem. Nawet w ukochane wakacje miała ten nawyk. Nie żeby na niego narzekała. Dzięki niemu mogła o wiele dłużej korzystać z dnia.
Budzik zadzwonił, a ona mechaniczne go wyłączyła. Czas szykować się do szkoły. Rok szkolny zaczął się niedawno, a ona już czuła jakby uczyła się co najmniej miesiąc. Taki już czar tego budynku.
Dziewczyna chwyciła użytkowane wczoraj ubrania i skierowała się w stronę łazienki. Przebrała się dosyć szybko i chwyciła szczotkę rozpoczynające nierówną walkę z włosami. Jak zwykle jednak to ona wygrała to starcie i nie było widać szopy, którą jeszcze chwilę temu miała na głowie. Agnieszka wróciła do swojej sypialni i chwyciła torbę, zeszła z nią na dół do kuchni i położyła przy stole. Czas zrobić kawę dla rodziców, no i przy okazji sobie. Mimo przyjemnych snów w nocy, nadal czuła się jeszcze trochę senna.
Zaparzyła wodę i ruszyła w poszukiwaniu odpowiednich rodzajów kaw. Mimo wielu lat praktyki, ciągle zapominała gdzie jest, która kawa, nie mówiąc, że ich nazwy, ciągle wylatywały jej z głowy. Samoprzylepne kartki jednak pomagały. W końcu znalazła je i wyciągnęła trzy kubki, przy okazji, sypiąc do każdego odpowiedni rodzaj kawy. W tym momencie akurat woda się zagotowała, więc zalała napary. Dziewczyna odłożyła czajnik o ruszyła w kierunku lodówki. Otworzyła i zmierzyła wzrokiem jej zawartość. Co byś dzisiaj zjeść?
W końcu zdecydowała, że tost są najszybsze do zrobienia, a więc zostanie coś i dla mamy. Ojciec mimo wszystko wolał zjeść chleb z jakąś wędliną. Oboje zeszli na dół, akurat kiedy wyciągała kolejna porcje tostów z tostera.
— Co to za okazja, że śniadanie mamy od razu podane? — Jej ojciec uśmiechnął się. Mimo nielicznych pasm siwych włosów, wciąż można go było uznać za przystojnego. Zerknął na talerz, na którym leżało parę tostów. Cóż ten jeden raz może się poświęcić i je zjeść. Raczej się chyba nie otruje.
— Od czasu do czasu mogę zrobić śniadanie dla wszystkich, tato. Następnym razem jednak zrobisz je ty — Dziewczyna wyszczerzyła zęby w uśmiechu, a mężczyzna zmarkotniał. Nie lubił jak mu się wypominało jego marne umiejętności gastronomiczne. Nie jego wina, że ta pizza wtedy za bardzo się przypiekła.
— No już, bez dogryzek kochani. Zjedzmy po prostu te pyszne tosty, za nim będą zimne — Matka Agnieszki podobnie jak jej mąż, mimo wieku zachowała swoją urodę, możliwe, że była to też zasługa kosmetyków, ale raczej nie o tej godzinie. To po niej dziewczyna miała swoje płomieno rude włosy. Ludzie często mówili, że są jak dwie krople wody i gdyby nie oczy, to byłaby prawda. Optymizm jaki miała Agnieszka także zyskała po swoje rodzicielce.
— Za tak pyszne śniadanie, przy okazji będzie podwózka, bo muszę akurat coś załatwić w okolicy twojej szkoły, więc bierz manatki i jedziemy.
Cóż, samochodem o wiele szybciej ... dotarła do szkoły niż zwykle. Wysiadając pożegnała się z ojcem i ruszyła w kierunku drzwi do szkoły. Przy okazji zerknęła na okno, na którego parapecie siedział chłopak. Nie do końca pamiętała jego imię. Nie rozmawiała z nim za często. W sumie nie wiadomo czemu. Wszyscy na ogół omijali go szerokim łukiem, chyba, że chodziło o wolontariusza do jakiejś akcji, w której nikt nie chciał brać udziału. On wtedy był pierwszy brany pod uwagę. Dziewczyna weszła do budynku, zastanawiając się nad jednym pytaniem. Jeśli codziennie przesiaduje tam, to dlaczego nigdy do niego nie podeszła? Przecież, co jej szkodzi to zrobić.
———————————
— Wstawać pobudka - rozległ się krzyk z korytarza.
Chłopak leżący na łóżku przykryty cienkim kocem poruszył się a w jego głowie pojawiły się myśli jak każdego dnia "Meh, kolejny taki sam poranek". Po czym poczuł szarpnięcie za rękę tak mocne że bluzeczka, w którą był ubrany podarła się.
— Wstawaj leniwy bachorze, dość już pospałeś. Myślisz że przyjemnością jest dla mnie budzić cię codziennie? — wrzasnął na cały pokój mężczyzna.
— Możesz chodź raz się odwalić!? — wrzasnął chłopak na całe gardło tak głośno, że echo odbiło się na pobliskim korytarzu.
— Wiesz co bachorze, rób sobie co chcesz. Mam Cię kurwa dość! — wywrzeszczał wściekły mężczyzna po czym wyszedł z pokoju.
Tak oto poznaliścię Darka, woźnego w ośrodku, w którym znajduje się chłopak. Mężczyzna codziennie budził młodzież do szkoły. Nikt nie miał do niego żadnych zastrzeżeń, oprócz tego jednego chłopaka, który z niewiadomych przyczyn nienawidził swego woźnego. Nastolatek spuścił nogi z łóżka i zaczął powoli naciągać na siebie czarne spodnie i zakładać czarną koszulkę, do tego oczywiście czarne buty. Rzekłbym standardowy strój młodzieńca. Nie przejmował się zbytnio tym, że w szkole był wyśmiewany, zawsze kierował się dywizą "miej wyjebane będzie ci dane". Zawiązał buty i wstał potrząszywszy ramionami, po czym skierował się do wyjściowych drzwi ośrodka, przechodząc tylko koło stołówki i patrząc na podłe panie kucharki, pichcące zawsze to samo o tej porze. Ruszył przed siebie w stronę przystanku autobusowego, co jakiś czas patrząc na swój pęknięty telefon, który dostał w razie kontaktu z ośrodkiem. W drodze do autobusu przypomniał sobie, że musi sprawdzić portfel, hmm no tak musi iść na tak zwanych butach. Idąc do zwanej przez niego budy zobaczył kłótnie małżeńską dochodzącą z bloku sąsiadującego z ośrodkiem
— Ile razy mam ci powtarzać nierobie żebyś wziął się do roboty! — wrzeszczała żona do męża stojącego pod balkonem.
— Ale mówiłem ci że szukam pracy tylko nie mogę nic znaleźć — tłumaczył się bezradnie mąż, chodź widać było że to nie przyniesie rezultatu.
I na tym dialog się urwał dla chłopaka, gdyż założył słuchawki i nie zwracał już uwagi na to, co dzieje się wokół niego, oczywiście do słuchawek zawsze zakładał swój czarny kaptur który był powodem do drwinach dla jego rówieśników.
Jeszcze tylko kilka ulic - pomyślał chłopak, który miał dość ciągłego chodzenia do szkoły na piechotę. W trymiga znalazł się pod swoją "ukochaną szkołę". Rok szkolny dopiero się zaczął, a on już chciał go zakończyć jak najszybciej, wszedł po schodach i otwarł duże drzwi prowadzące na główny korytarz szkolny, po czym od razu ruszył w stronę swojego ukochanego miejsca, jakim był dla niego parapet okna z widokiem na parking. "Oho jakaś dobra fura zajeżdża" - pomyślał, nie mogąc przestać patrzeć w stronę nadjeżdżającego pojazdu. Wysiadła z niego dziewczyna, którą on osobiście znał z widzenia, ale średnio mu ona przypadła do gustu, od zawsze uważał ją za wymalowaną i popularną księżniczkę, która miała wszystko czego zachciała od swoich kochanych rodziców. Można było w jego odczuciach wyczuć zazdrość, ale uwierzcie mi lub nie, że jej tam nie było. Chłopak spostrzegł, że dziewczyna się na niego patrzy, szybko zeszedł z okna i ruszył w stronę klasy. Myśląc o tym jaka przygoda czeka go po wejściu do klasy...
——————————
Nio, witam w kolejnej książce, troszkę odbiegającej od tego, co zazwyczaj pisze. Krótko mówiąc będzie to historia, w której jestem powiedzmy współtwórcą. No powtórzę tylko, że projekt tworzony jest wraz z Refleksjon, no i zachęcam też, żeby do niego wpaść.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top